W dzisiejszej liturgii Słowa Kościół święty zaprasza nas do wsłuchania się
w słowa Zbawiciela, który ostrzega nas przed uleganiem pokusie pożądania władzy
i zaszczytów, i zaprasza nas do przyjęcia, na Jego wzór, pełnej ewangelicznej pokory
postawy służebnej.
Jezus, podobnie jak miało to
miejsce w zeszłym tygodniu, jest w drodze. Jego pragnienie wypełnienia woli
Ojca jest przeogromne, tak że wyprzedza On swoich uczniów, którzy najwyraźniej
przerażeni myślą, co może czekać ich w świętym mieście, pozostają w tyle. To z
resztą, jak wiemy z wcześniejszych czytań, jest coraz częstsze (por Mk 9, 33).
Dla Jezusa pełnienie woli Ojca jest niczym pokarm, co sam wyznaje: „Moim
pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło” (J
3, 34). Teraz zachowuje się On jak zgłodniały syn, który wraca z bardzo ważnej
i trudnej misji, którą powierzył mu ojciec i właśnie dostrzegł dom
rodzinny, a w nim zastawiony stół, poczuł też zapach potraw, które spożywać
będzie na przygotowanej przez ojca na jego cześć uczcie. Nic dziwnego, że Pan
przyśpiesza kroku. Właśnie w Jerozolimie dokona się ostatni, najważniejszy etap
zbawczego posłannictwa Jezusa, a jednocześnie to tutaj wstąpi On do nieba
i zasiądzie po prawicy Ojca, skąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych.
Uczniowie nie rozumieją tego, co
dzieje się w duszy ich Mistrza. Więc chociaż idą za Nim, duchowo są daleko od
Niego. Dlatego Jezus przywołuje Dwunastu i po raz trzeci objawia im istotę
swego posłannictwa, a jednocześnie prorokuje na temat wydarzeń, które wkrótce
staną się Jego udziałem: „Oto idziemy do Jerozolimy. Tam Syn Człowieczy
zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i
wydadzą poganom. I będą z Niego szydzić, oplują Go,
ubiczują i zabiją, a po trzech dniach zmartwychwstanie (Mk 10, 33-34). Warto
zwrócić uwagę na czasownik (paradidomi), którym dwukrotnie posługuje się św.
Marek, w tym fragmencie. Można go tłumaczyć jako „przekazać” i
„zdradzić”. Zawiera on w sobie ogrom tragedii, której doświadczy Jezus: będzie
zdradzony i wydany przez swego apostoła Judasza autorytetom religijnym, a
następnie zdradzony i wydany przez swoich rodaków poganom, aby Go zabili, co
dla każdego Żyda musiało być czymś strasznym.
Niewątpliwie świadomość, że
wypełnienie woli Ojca wiąże się nierozerwalnie z wielkim cierpieniem
psychicznym i fizycznym, oraz powolną i haniebną śmiercią jest dla Zbawiciela
przyczyną lęku, któremu da wyraz w konaniu w Ogrójcu, kiedy zacznie drżeć i
odczuwać trwogę (por Mk 14, 33). Mówienie o tym może stanowić dla Niego źródło
radości Syna, który pełni wolę Ojca, a jednocześnie ludzkiego przerażenia,
które czują – być może po części intuicyjnie – uczniowie. W takich chwilach
człowiek szuka oparcia w najbliższych sobie osobach: rodzinie, czy przyjaciołach.
Czy Jezus również oczekuje podobnego ciepła od swoich uczniów, których przecież
traktuje z ojcowską miłością (por. 10, 24)? Jeśli tak jest, to czeka Go zawód.
Zachowanie najbliższych Jezusowi
uczniów jest podobne do postępowania bogatego młodzieńca z poprzedniej
niedzieli. Najwidoczniej po usłyszeniu trzeciej zapowiedzi męki i
zmartwychwstania Zbawiciela, uczniowie ponownie oddalili się od Niego, by
między sobą skomentować Jego słowa, ponieważ „zbliżyli się do Niego
synowie Zebedeusza, Jakub i Jan, i rzekli: «Nauczycielu, chcemy, żebyś nam
uczynił to, o co Cię poprosimy» (Mk 10, 35). To wejście w bliższą relację z
Jezusem nie jest jednak ofiarowaniem wsparcia, darem swego współczucia dla Jego
dla krwawej ofiary. Uczniowie, podobnie jak wcześniej Piotr, który teraz
przezornie trzyma się z daleka i nie stara się Jezusa pouczać, zupełnie Go nie
rozumieją i nie dbają o Jego uczucia. Oni chcą czegoś dla siebie. Warto w tym
miejscu zadać sobie pytanie: z jakim nastawieniem ja zbliżam się do Boga na
modlitwie? Pytam Go, czy coś Mu mogę ofiarować, jakoś Mu usłużyć (choćby przez
modlitwę za żywych i umarłych, której nic nie zastąpi) i z otwartym sercem
wsłuchuję się w Jego odpowiedź? Czy raczej, skupiony na swoich potrzebach,
choćby palących i słusznych, proszę Go – nawet za innych – ale czyniąc samego
siebie punktem odniesienia?
Jakub i Jan zwracają się do Jezusa,
który przecież darzył ich i Piotra większą zażyłością od pozostałych uczniów,
równie formalnie jak bogaty młodzieniec, który Go nie znał i niczym kometa,
która przebiega blisko Słońca, pojawił się na moment i znikł w otchłani wieków,
nie skorzystawszy ze swojej życiowej okazji pójścia za Jezusem. Mistrz
przyjmuje rolę wyznaczoną Mu przez uczniów i swoim zwyczajem wdaje się z nimi w
dialog, pytając ich czego chcą konkretnie. „Rzekli Mu: «Daj nam, żebyśmy
w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twojej stronie» (Mk
10, 37). Teraz wszystko staje się jasne. Bogaty młodzieniec chciał, zachowując
bogactwo, pozyskać również życie wieczne. Uczniowie, którzy zainwestowali swoje
życie i poszli za Jezusem, usłyszeli już z Jego ust obietnicę bogactwa i życia
wiecznego: „Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr,
matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie
otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek,
dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym” (Mk 10,
29 – 30). Teraz wykazują się refleksem i opierając się na szczególnej
poufałości, jaka łączy ich z Jezusem, proszą o chwałę i zaszczyty, które są
związane ściśle z pozycją społeczną i płynącą z niej władzą. Ich rozumowanie
jest logiczne, choć bezduszne wobec Jezusa i nielojalne wobec pozostałych
uczniów. Skoro w Jerozolimie wypełni się misja ich Mistrza i tam objawi się On
jako Mesjasz, to należy działać szybko, zanim na ten sam pomysł wpadną inni
uczniowie, szczególnie Piotr, którego Jezus też lubi. A miejsca po Jego bokach
są dwa – akurat dla nich. Bo kto okazał większą wierność i lojalność wobec Jezusa
od nich? Przecież zawsze byli na Jego każde zawołanie, szli za Nim i robili co
im kazał, więc im chwała należy się bardziej niż innym Apostołom. Czy to
rozumowanie nie jest nam znajome?
Jezus odpowiada im krótko:
„Nie wiecie, o co prosicie” (Mk 10, 38). Świadczy o tym sam fakt
sformułowania podobnej prośby. Obaj uczniowie są jednak zbyt pewni siebie, aby
to zrozumieć. Dlatego Pan pyta ich: „Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić,
albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?” (Mk 10, 38). W ten sposób
Jezus symbolicznie streszcza to, co wcześniej trzykrotnie zapowiedział: swoją
zbawcza mękę i śmierć. Podczas konania w Ogrójcu będzie się modlił: «Abba,
Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie
to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]!» (Mk 14, 36). W Ewangelii wg
św. Łukasza Jezus natomiast czyni następujące wyznanie: „Chrzest mam przyjąć i
jakiej doznaję udręki, aż się to stanie” (Łk 12, 50). Warto również pamiętać, że to
właśnie chrzest w Jordanie był momentem, w którym Jezus zjednoczył się z
grzesznikami i przyjął na siebie nasze winy, a jednocześnie został namaszczony
przez Ojca Duchem Świętym i „oficjalnie” posłany, aby głosić nastanie królestwa
Bożego (por. Mk 1, 9-11). Gdy zmartwychwstanie i wstąpi do Ojca, Zbawiciel
ześle na Apostołów i Maryję, zgromadzonych na modlitwie w Wieczerniku,
Parakleta, „chrzcząc ich w Duchu Świętym” i posyłając aby głosili Dobrą Nowinę
na całym świecie i chrzcili tych, którzy uwierzą w imię Ojca i Syna i Ducha
Świętego (por. Mt 28, 18-20; Dz 2, 1-12). Czy Jakub i Jan zrozumieli aluzję
Mistrza? Należy wątpić. Raczej pełni entuzjazmu, widząc siebie oczyma wyobraźni
po prawicy i lewicy Jezusa, byli gotowi obiecać Mu wszystko, byle osiągnąć
zamierzony cel.
I tu samozwańczych pretendentów do
zaszczytnego miejsca w królestwie Bożym spotyka zawód. Owszem, podzielą los
Zbawiciela: będą głosić Dobrą Nowinę w mocy Ducha Świętego i z tego powodu będą
cierpieli prześladowania. Jakub zostanie zamordowany dla Jego imienia. Jednak wyniesienie
Jezusa na tron chwały i decyzja o tym, kto jakie miejsce zajmuje w królestwie
niebieskim, jest autonomiczną decyzją Boga, jak czytamy w Psalmie 110:
„Wyrocznia Boga dla Pana mego: «Siądź po mojej prawicy, aż Twych wrogów
położę
jako podnóżek pod Twoje stopy»” (Ps 110, 1).
jako podnóżek pod Twoje stopy»” (Ps 110, 1).
Tymczasem Dziesięciu pozostałych
uczniów dowiaduje się, co było do przywidzenia, o podstępie synów Zebedeusza i
ogarnia ich oburzenie (por. Mk 10, 41), które – w kontekście ich
dotychczasowego zachowania – wynika raczej z zazdrości, że Jakub i Jan odważyli
się bez ich wiedzy sięgnąć po to, czego sami skrycie pragnęli. Wśród Apostołów
dochodzi do rozłamu, który jest znakiem działania szatana. Jezus kolejny raz
musi interweniować. W tym celu przywołuje ich do siebie. Zgromadzeni wokół
Niego znów stanowią jedność. Duch Święty, dar Jezusa Zmartwychwstałego jest
jedynym źródłem jedności w każdej wspólnocie chrześcijańskiej: od tej
podstawowej, jaką jest rodzina, aż do jedności Kościoła Powszechnego. Chrystus
nieustannie wzywa nas, abyśmy gromadzili się wokół Niego na Eucharystii i
posileni Jego ciałem, oraz ubogaceni Jego Słowem stanowili wspólnotę. O to
właśnie modli się do Ojca, w swojej Modlitwie Arcykapłańskiej: „Nie tylko
za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie;
aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni
stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał” (J 17, 20-21).
Trwanie w jedności jest zatem
niezbędnym warunkiem autentycznego świadectwa chrześcijan wobec świata. Ojciec
św. Benedykt XVI pisał w 2007 roku, w orędziu z okazji XXIII Światowego dnia
Młodzieży w Sydney: „Chcąc zrozumieć misję Kościoła musimy powrócić do
Wieczernika, gdzie uczniowie pozostali wspólnie (por. Łk 24,49),
modląc się z Maryją, „Matką”, w oczekiwaniu na obiecanego Ducha. Z tej ikony
rodzącego się Kościoła każda wspólnota chrześcijańska musi stale czerpać
natchnienie. Płodność apostolska i misyjna nie jest głównie rezultatem
programów i metod duszpasterskich mądrze opracowanych i „wydajnych”, ale jest
owocem nieustannej wspólnotowej modlitwy (por. Paweł VI, Evangelii
nuntiandi, 75). Skuteczność misji zakłada ponadto, że wspólnoty będą w
jedności, czyli że będą mieć „jedno serce i jedną duszę” (por. Dz 4,32)
i będą gotowe świadczyć miłość i radość, które Ducha Święty wzbudza w sercach
wiernych (por. Dz 2,42). Sługa Boży Jan Paweł II napisał, że
misja Kościoła, zanim jeszcze stanie się działaniem, jest świadectwem i
promieniowaniem (por. Enc. Redemptoris missio, 26). Tak było na początku
chrześcijaństwa, kiedy poganie, jak pisze Tertulian, nawracali się, widząc
miłość, która królowała wśród chrześcijan: „Patrzcie - mówili - jak oni się
miłują” (por. Apologetico, 39 §7)”.
Zgromadziwszy Apostołów wokół
siebie, Jezus przechodzi do właściwego nauczania: „Wiecie, że ci, którzy
uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą
władzę” (Mk 10, 42). Zatem ci, którzy każą zwać się „władcami” wcale nimi nie
są. Władcą tego świata jest szatan, a jednym z aspektów misji Syna Bożego było
uwolnienie wszystkich ludzi z pod jego władzy i zbawienie ich, jak mówi Pan w
Ewangelii św. Jana: „Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego
świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony,
przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12, 31-32). Ci, jednak, którzy dali
się diabłu uwieść, odrzucili Jezusa i stali się jego sługami, gdyż „bardziej
umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto
się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby
nie potępiono jego uczynków” (J 3, 19-20). Uczniowie doskonale rozumieją słowa
Pana. Na co dzień są świadkami niesprawiedliwości, przemocy i okrucieństwa
rzymskich okupantów, którzy traktują ich jak ludzi drugiej kategorii. Tego
samego doświadczają od Heroda, który jest o tyle gorszy, że chcąc uchodzić za
„swojego”, jednocześnie wysługuje się pogańskiemu Rzymowi.
Odpowiedź Jezusa na taki stan rzecz
musi daleko odbiegać od oczekiwań krewkich Żydów, rwących się do zbrojnej walki
z najeźdźcą i czekających tylko, aż Bóg ześle im obiecanego Mesjasza, który
poprowadzi ich, niczym Juda Machabeusz ich przodków, do zwycięskiej walki. „Nie
tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech
będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie
niewolnikiem wszystkich.” (Mk 10, 43-44). Pan przyszedł na ten świat, aby
zadając klęskę szatanowi i ustanawiając królestwo Boże, przywrócić pierwotny
ład, który Bóg nadał mu w swym akcie stwórczym. Właściwe relacje, w tym relacje
zależności nie są niczym złym. Trójca Przenajświętsza jest Jednym Bogiem w
trzech Osobach. Ojciec odwiecznie rodzi Syna; od Ojca i Syna pochodzi Duch
Święty, który jest Miłością Bożą. Trudno wyobrazić sobie, że Syn chciałby być
Ojcem, a Duch Święty Synem: doskonałość Boga objawia się w jedności natury przy
jednoczesnej odrębności Osób i relacjach, które w niczym nie zaprzeczają Ich
całkowitej wolności. Gdy Bóg dokonał pierwszego aktu stwórczego i powołał do
istnienia byty duchowe, nadał im, jak wierzymy, pewien hierarchiczny porządek,
który nazywamy chórami. Chóry dzielą się na trzy triady, są to: Serafini,
Cherubini, Trony; Panowania, Moce, Władze; Zwierzchności, Archaniołowie i
Aniołowie. Jak pisze w swojej książce o. Gabriele Amorth: „Bóg nigdy nie
wyrzeka się swoich stworzeń. Dlatego nawet szatan i zbuntowani aniołowie,
chociaż odłączyli się od Boga, dalej zachowują swoją władzę i hierarchiczne
stopnie (Trony, Panowania, Zwierzchności, Władze…), nawet jeśli źle ich
używają” (G. Amorth Wyznania Egzorcysty). Miłość do Stwórcy i siebie
nawzajem zastąpiła u nich nienawiść i lęk. Po grzechu pierworodnym ta
deformacja dotknęła również relacje międzyludzkie. Władza dana przez Boga
ludziom dla zachowania porządku i harmonii we wzajemnej miłości, stała się dla
wielu narzędziem dla zaspokajania egoistycznych potrzeb panowania i bogactwa,
kosztem bliźniego. Posługiwanie stało się dla tych, którzy „umiłowali
ciemność” posługiwaniem się.
Jezus, wzywając nas do nawrócenia,
zaprasza byśmy zerwali z mentalnością „władców”, którzy „uciskają” innych.
Dotyczy to nas wszystkich, a szczególnie osób, które z racji powierzonej im
funkcji, mają władzę nad bliźnimi, ponieważ jest to ulubiona przez szatana
przestrzeń kuszenia i z racji naszej skłonności do grzechu, będącej
konsekwencją grzechu pierworodnego, łatwo nam w tym aspekcie upaść i wyrządzić
zło innym. Dotyczy to zarówno rodziców, którzy niewłaściwie wykorzystują swoją
władzę rodzicielską, jak współmałżonków obu płci, którzy niepomni na słowa
przysięgi małżeńskiej, krzywdzą się nawzajem, bazując często na zależności
ekonomicznej męża czy żony; pracodawców czy przełożonych, żerujących na lęku
podwładnych przed utratą pracy; niesprawiedliwych przełożonych zakonnych czy
postawionych wyżej w hierarchii duchownych… Wszędzie tam, gdzie jest władza,
czai się diabeł ze swoją pokusą złego jej użycia.
Uczynienie posiadanej przez nas
mniejszej lub większej władzy drogą do świętości jest możliwe w jedności z
Jezusem. On nas uczy pokory i jest źródłem siły. „Bo i Syn Człowieczy nie
przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu»
(Mk 10, 45). Zbawiciel objawił pełnię Miłości Boga, stając się naszym sługą.
Pozwolił się zdradzić, wydać i zabić żydowskim autorytetom religijnym,
reprezentowanym przez arcykapłana Annasza do spółki z rzymskim namiestnikiem
Piłatem, za którym stała potęga rzymskiego imperium. Ludzie ci czuli się silni
swą władzą do tego stopnia, że wykorzystali ją, by lekceważąc obowiązujące ich
prawa, zamordować Niewinnego. Św. Paweł w Liście do Hebrajczyków
pisze, że „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć
naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z
wyjątkiem grzechu. Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy
otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę dla [uzyskania] pomocy w stosownej
chwili” (Hbr 4, 15-16).
Arek
Intencje z dzisiejszej niedzieli znajdziemy się pod linkiem:
Intencje z dzisiejszej niedzieli znajdziemy się pod linkiem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.