W dzisiejszej Ewangelii św. Marek pokazuje nam Jezusa, jako Dobrego Pasterza, którego miłość miłosierna przemienia każdego, kto słucha Jego Słowa.
Po pogrzebie św. Jana Chrzciciela, zamordowanego przez Heroda, uczniowie zbierają się w miejscu, gdzie przebywał Jezus. Ewangelista zestawia te dwie rzeczywistości. Męczeństwo proroka wskazującego w Duchu Świętym na cieślę z Nazaretu, jako „Baranka Bożego, który gładzi grzechy świata” (por. J 1, 29) ilustruje zarówno samo panowanie zła na tym świecie, jak również jego naturę. Św. Jan Chrzciciel został zgładzony ponieważ stanął po stronie prawdy i Bożego prawa, wypominając Herodowi: „Nie można ci mieć żony twojego brata” (Mk 6,19) co wzbudziło gniew Herodiady. Decyzja o samej zbrodni zapadła w absurdalnym kontekście wyuzdanego tańca córki Herodiady i wypaczonego rozumienia sensu przysięgi i wierności danego słowa przez Heroda. Szatan jest zawsze błaznem, nieudolnym imitatorem Boga bazującym na najniższych ludzkich instynktach, by podporządkować sobie człowieka i skłonić go do grzechu. Nieczystość, gniew, pycha... a na końcu zabicie niewinnego. W mrocznej historii odbijają się echa pierwszej zbrodni, w której nieuczciwy rolnik Kain niezdolny do przyjęcia upomnienia bożego, rozlał krew swojego niewinnego brata, pasterza Abla (por Rdz 4, 1-16).
Obecność
Chrystusa, wokół którego zbiera się Dwunastu, kładzie definitywny kres władztwu
szatana nad światem i jest sądem nad nim i tym, którzy są mu posłuszni: „A sąd
polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali
ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się
dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie
potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła,
aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu” (J 3, 19-21).
Zbawiciel mówi o sobie: „«Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia» (J 8, 12). Uczniowie zostali włączeni przez Niego w ten proces niesienia światła tam, gdzie panuje ciemność grzechu i rozpaczy, poprzez głoszenie z mocą Dobrej Nowiny, dlatego św. Marek nazywa ich „Apostołami”. Dzięki temu, że posłuszni Jezusowi, tak jak to rozumieli i potrafili najlepiej, czynili Jego wolę, wzywając do nawrócenia i czyniąc znaki wskazujące na bliskość królestwa Bożego, przyczyniali się do tego, że tam, gdzie „wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska, aby jak grzech zaznaczył swoje królowanie śmiercią, tak łaska przejawiła swe królowanie przez sprawiedliwość wiodącą do życia wiecznego przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego” (Rz 5, 20-21).
Zbawiciel mówi o sobie: „«Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia» (J 8, 12). Uczniowie zostali włączeni przez Niego w ten proces niesienia światła tam, gdzie panuje ciemność grzechu i rozpaczy, poprzez głoszenie z mocą Dobrej Nowiny, dlatego św. Marek nazywa ich „Apostołami”. Dzięki temu, że posłuszni Jezusowi, tak jak to rozumieli i potrafili najlepiej, czynili Jego wolę, wzywając do nawrócenia i czyniąc znaki wskazujące na bliskość królestwa Bożego, przyczyniali się do tego, że tam, gdzie „wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska, aby jak grzech zaznaczył swoje królowanie śmiercią, tak łaska przejawiła swe królowanie przez sprawiedliwość wiodącą do życia wiecznego przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego” (Rz 5, 20-21).
Bycie
Apostołem Jezusa to zatem nie tylko trwanie przy Nim i słuchanie Jego nauk, ale
czynna walka ze złem tego świata orężem Słowa Bożego i świadectwa danego
Prawdzie w mocy Ducha świętego nawet za cenę własnego życia. Jezus nigdy nie
ukrywał przed uczniami, że będą – jak On – cierpieli z Jego powodu. Co więcej,
to cierpienie jest z jednej strony znakiem przynależności do Chrystusa, a z
drugiej jego przyjęte w całkowitym posłuszeństwie Bożej woli włącza nas w
tajemnicę zbawienia i upodabnia do Chrystusa (por. Kol 1, 24).
Jezus docenia wysiłek swych Apostołów. Widzi wielkie tłumy, które gromadzą się wokół Niego, z pewnością również na skutek przepowiadania uczniów. Wysłuchuje ich sprawozdania i postanawia oddzielić ich od tłumu i wysłać na „miejsce pustynne”, aby odpoczęli. Bezpośrednią przyczyną tej decyzji jest widoczne zmęczenie uczniów, którzy nie mogli prawidłowo funkcjonować wśród wzmożonego tłumu. Ta „trudność” będąca efektem przepowiadania i cudów czynionych przez Jezusa pojawiła się już wcześniej w ewangelii św. Marka: „Potem przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli” (Mk 3, 21) i była powodem, dla którego „bliscy” Pana chcieli Go „powstrzymać”, sądząc że „odszedł od zmysłów” (por Mk 3, 20-21).
Teraz
również posługa tak wielkiej ilości ludzi uniemożliwiała uczniom
spożywanie posiłku, była więc bardzo niebezpieczna i mogła się wydawać
postronnemu obserwatorowi, jako coś niedorzecznego, czy wręcz szalonego. Dopóki
dotyczyło to samego Jezusa ten nie reagował, kiedy jednak ta sytuacja dotknęła
bezpośrednio Jego najbliższych współpracowników, postanowił interweniować, co
wskazuje na to, że Pan nigdy nie utracił – wbrew oskarżeniom – zdrowego
rozsądku i kontroli nad sytuacją. Jego troska o uczniów kazała mu odbić od
brzegu i popłynąć na „miejsce pustynne”.
Trzeba pamiętać, że takie chwile samotności były dla Jezusa czymś normalnym. Św. Marek pisze, że: „Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił”. (Mk 1, 35). Chrystus właśnie wśród surowości pustynnego krajobrazu znajdywał niezbędne chwile modlitewnego zjednoczenia z Ojcem. Odpoczynek uczniów miał być jednocześnie swoistym wyciszeniem, czasem na refleksję i przemyślenie własnego dotychczasowego działania w duchu posłuszeństwa bożemu powołaniu, oraz „naładowaniem akumulatorów” na pokornej modlitwie. Można powiedzieć, że Jezus postanowił urządzić uczniom dni skupienia, w których to On byłby rekolekcjonistą.
Trzeba pamiętać, że takie chwile samotności były dla Jezusa czymś normalnym. Św. Marek pisze, że: „Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił”. (Mk 1, 35). Chrystus właśnie wśród surowości pustynnego krajobrazu znajdywał niezbędne chwile modlitewnego zjednoczenia z Ojcem. Odpoczynek uczniów miał być jednocześnie swoistym wyciszeniem, czasem na refleksję i przemyślenie własnego dotychczasowego działania w duchu posłuszeństwa bożemu powołaniu, oraz „naładowaniem akumulatorów” na pokornej modlitwie. Można powiedzieć, że Jezus postanowił urządzić uczniom dni skupienia, w których to On byłby rekolekcjonistą.
Tłum jednak
nie dał za wygraną. Zauważono, że Jezus odpływa z uczniami, jakimś sposobem
domyślono się dokąd Pan się udaje i „zbiegli się tam pieszo ze wszystkich
miast, a nawet ich uprzedzili” (Mk 6, 33).
Słowo Boże
ma potężną moc. Daje tę łaskę, której serce człowieka pragnie ponad wszystko, a
którą jest sam Bóg. „Stworzyłeś nas bowiem jako skierowanych ku Tobie. I
niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie. 0, któż mi da
spoczynek w Tobie?
Kto sprawi,
że wnikniesz w serce moje, że je upoisz?” - pisze św. Augustyn w swoich
„Wyznaniach”. Tłumy nie rozumieją do końca, że biegnąc za Jezusem szukają samej
Miłości, od której oddzieliło ich restrykcyjne prawo religijne, trudne sytuacje
życiowe, choroby spychające ich na margines społeczny – i Jezus jest jedyną
Osobą, która może tę Miłość wlać w ich serca, może ich nakarmić Bogiem i
zbawić.
Dlatego to właśnie On sam, ujrzawszy wielki tłum, „Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza” (Mk 6,34). W oryginale greckim zarówno Marek, jak Mateusz (Mt 14, 14) posługują się czasownikiem (σπλαγχνίζομαι – splagxnízomai), a cały zwrot dosłownie oznacza, że „poruszyły się Jego jelita”, które dla starożytnych Hebrajczyjów były siedzibą uczuć. Świadczy to o wielkiej głębi oraz intensywności uczucia, które czasami zdarza się i nam odczuwać. Zaangażowane są wówczas nie tylko emocje, ale cały organizm: mówimy, że ktoś zemdlał z wrażenia lub wzruszył się do łez. Takie uczucia cechują relacje najbliższych osób, a szczególnie matki i dziecka. Co więcej, ten zwrot jest używany w Piśmie świętym na określenie litości Boga, która oznacza przywrócenie życia, którego dokonać może tylko On sam. W Ewangelii św. Łukasza, w historii wskrzeszania syna wdowy z Nain, czytamy: „Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego - jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: «Nie płacz!» Potem przystąpił, dotknął się mar - a ci, którzy je nieśli, stanęli - i rzekł: «Młodzieńcze, tobie mówię wstań!» Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce. (Łk 7, 12).
Dlatego to właśnie On sam, ujrzawszy wielki tłum, „Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza” (Mk 6,34). W oryginale greckim zarówno Marek, jak Mateusz (Mt 14, 14) posługują się czasownikiem (σπλαγχνίζομαι – splagxnízomai), a cały zwrot dosłownie oznacza, że „poruszyły się Jego jelita”, które dla starożytnych Hebrajczyjów były siedzibą uczuć. Świadczy to o wielkiej głębi oraz intensywności uczucia, które czasami zdarza się i nam odczuwać. Zaangażowane są wówczas nie tylko emocje, ale cały organizm: mówimy, że ktoś zemdlał z wrażenia lub wzruszył się do łez. Takie uczucia cechują relacje najbliższych osób, a szczególnie matki i dziecka. Co więcej, ten zwrot jest używany w Piśmie świętym na określenie litości Boga, która oznacza przywrócenie życia, którego dokonać może tylko On sam. W Ewangelii św. Łukasza, w historii wskrzeszania syna wdowy z Nain, czytamy: „Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego - jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: «Nie płacz!» Potem przystąpił, dotknął się mar - a ci, którzy je nieśli, stanęli - i rzekł: «Młodzieńcze, tobie mówię wstań!» Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce. (Łk 7, 12).
Jezus,
pochodzący według ciała i obietnicy z rodu Dawida – pasterza, powie o sobie, że
jest Dobrym Pasterzem: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie
swoje za owce (..) Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie
znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce”
(J 10, 11. 14-15). Dlatego właśnie wysiada z łodzi, idzie naprzeciw tym, którzy
Go potrzebują i bierze na siebie ich trudy, cierpienia i grzechy. Wie, że
podobnie jak dobry pasterz Abel poniesie śmierć, ale z tej śmierci wyjdzie
zwycięsko ponieważ Miłość Boża jest Życiem.
Uczniowie pozostają w łodzi – muszą się jeszcze nauczyć kochać Bożą Miłością, tak jak w słowach i dziełach naszego Mistrza wyraża się Miłość Trójcy Przenajświętszej. Taki moment nadejdzie, gdy po swym Zmartwychwstaniu ukaże się Piotrowi: „A gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?» Odpowiedział Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś baranki moje!» I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?» Odparł Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś owce moje!». Powiedział mu po raz trzeci: «Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?» Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?» I rzekł do Niego: «Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego Jezus: «Paś owce moje!” (J 21, 15-17).
Autentycznym
pasterzem może bowiem być tylko ten, który kocha Mistrza i owce, oraz który dla
tej miłości nie zawaha się dać opasać i poprowadzić dokąd nie chce (por. J 21,
18).
Arek
Liturgię słowa dzisiejszej niedzieli znajdziemy pod linkiem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.