Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

8.05.2016

"dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?" (Dz 1, 11)


  Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, którą Kościół obchodzi w dniu dzisiejszym, wprowadza nas w tajemnicę wywyższenia Zmartwychwstałego Chrystusa, który zapowiedział uczniom rychłe zstąpienie Ducha Świętego, a następnie – jak świadczy św. Łukasz w pierwszym rozdziale Dziejów Apostolskich – „uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu” (Dz 1, 9). Jest to jednocześnie święto Kościoła, mistycznego ciała, którego Jezus jest głową. Zasiadając po prawicy Ojca w swoim bóstwie i człowieczeństwie, Jezus wywyższa bowiem każdego człowieka, który przyjmuje z wiarą Jego dar zbawienia, do synowskiej godności i wskazuje na dziedzictwo, które jest naszym ostatecznym celem, o którym pisze św. Paweł w liście do Galatów: „nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej” (Ga 4, 7). Ta godność jest darem miłości Trójcy Przenajświętszej: Ojca, który nas stworzył i wierny swojej odwiecznej miłości dał swojego jedynego Syna (por. J 3, 16) na okup dla wielu (por. Mt 10, 45), Syna który stał się człowiekiem dla naszego zbawienia i Ducha, który nieustannie poucza i uświęca swój Kościół: „Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba” (Ga 4, 4-6).

  Jednocześnie dzisiejsze Słowo Boże uczy nas, że właściwa reakcja na Wniebowstąpienie Pana Jezusa nie polega na kontemplacji tego miejsca na niebie, w którym Zbawiciel znikł nam z oczu, ale na pokornym przyjęciu powołania, które Bóg przygotował nam zanim stworzył świat:  „gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc (gr. dynamin) i będziecie moimi świadkami (gr. mou matryres) w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1, 8).

  My, którzy uwierzyliśmy Jezusowi, jesteśmy powołani do tego, aby być Jego świadkami – męczennikami, tak jak On stał się świadkiem – męczennikiem miłosiernej miłości Ojca. Nie sposób bowiem dawać autentycznego świadectwa Prawdzie i nie doświadczyć cierpienia, a nawet śmierci z rąk tych, którzy bardziej umiłowali ciemność (por. J 3, 19). Sam Jezus nas o tym poucza: „Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom (…) Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (…) Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy, jeśli uczeń będzie jak jego nauczyciel, a sługa jak pan jego. Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego domowników tak nazwą (…)” (Mt 10, 17-18, 21-22, 24-25). Jednocześnie Zbawiciel obiecuje nam, że w tym dawaniu świadectwa nigdy nie pozostajemy sami, lecz jesteśmy otoczeni Bożą Miłością, która daje nam niezbędne siły i poucza, co mamy mówić i jak mamy postępować: „Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was (…) Więc się ich nie bójcie! Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach! Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10, 19-20, 26-32).

  XX i XXI wiek to niewątpliwie okres największego prześladowania chrześcijan w historii.  Męczeńskie śmierci wyznawców Jezusa można liczyć w setkach tysięcy, jeśli nie w milionach. W niektórych regionach świata samo publiczne przyznawanie się do Chrystusa grozi więzieniem, a nawet śmiercią. Nam w Europie dana jest wolność religijna, lecz i tu diabeł walczy o nasze dusze, tyle że w sposób bardziej podstępny: jesteśmy mamieni materializmem, który zatruwa wiarę, praktyki religijne są wyśmiewane i spychane coraz bardziej do skansenów, jako coś przestarzałego i nie przystającego do współczesnej wiedzy o człowieku. Dawanie świadectwa wierze w domu rodzinnym, szkole czy miejscu pracy jest często swoistym męczeństwem, nie krwawym wprawdzie, choć również wymagającym pewnego samozaparcia i wiążącym się z marginalizacją i wyśmianiem.

  Być może w takich momentach przychodzi na mas zniechęcenie i pokusa, aby dostosować się do duchowej miernoty otaczającego nas świata. Jeśli do tego dojdzie trudna sytuacja życiowa, osobisty kryzys wiary i doświadczenie słabości grzechu, to rzeczywiście ciężko nam wytrwać w wierności Panu. Wówczas warto postawić się na miejscu Apostołów, którzy stanęli wobec perspektywy osamotnienia. Przez czterdzieści dni, po traumatycznym doświadczeniu śmierci Jezusa mroku własnej niewiary, żyli oni w głębokiej radości i pokoju, które przyniósł im Zmartwychwstały, jak pisze św. Łukasz: „Im też po swojej męce dał wiele dowodów, że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o królestwie Bożym” (Dz 1, 3). Tym niemniej mieli świadomość, że taki stan nie może trwać wiecznie i że wkrótce ta intymna relacja z Panem dobiegnie końca. Musiało to budzić w nich niepokój. Jednocześnie Zmartwychwstały głosił im wypełnienie Prawa: „To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach” (Łk 24, 44), oraz zesłanie Ducha Świętego, co razem stanowiło, według nauczania proroków, zapowiedź nastania czasów ostatecznych: „I wyleję potem Ducha mego na wszelkie ciało, a synowie wasi i córki wasze prorokować będą, starcy wasi będą śnili, a młodzieńcy wasi będą mieli widzenia. Nawet na niewolników i niewolnice wyleję Ducha mego w owych dniach” (Jl 3, 1-3). Nic więc dziwnego, że uczniowie na słowa Pana Jezusa: „Słyszeliście o niej ode Mnie - [mówił] - Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym” (Dz 1, 4) odpowiedzieli pytaniem: „Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?” (Dz 1, 6), w którym wyrażała się ich nadzieja na rychłe nastanie Królestwo Boże w jego wymiarze nie tylko duchowym, ale również politycznym. Mimo, że Jezus „oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma” (Łk 24, 45) nadal liczyli na to, że Bóg okaże się być Zbawicielem według ich miary i oczekiwań. Odpowiedź Jezusa rozwiała wszelkie wątpliwości: „Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1, 7-8). Pan stanowczo sprowadza nas do właściwych relacji z Ojcem: To wszechmogący Bóg jest Panem historii, zarówno tej powszechnej, która zaczęła się około 14, 5 miliarda lat temu i zakończy się chwalebnym przyjściem Chrystusa, jak i historii życia każdego z nas, choćby trwała ona zaledwie kilka sekund. Wszyscy jesteśmy wpisani w Jego odwieczny plan, którym On sam zarządza i którego koniec jest Mu znany, jako że Bóg jest Panem czasu i przestrzeni – dzieł Jego rąk. On też udziela nam wiedzy i łask niezbędnych dla realizacji naszego powołania, które polega – jak wspomniałem wcześniej – na dawaniu świadectwa swoim życiem i słowem. W ten sposób Jezus niejako „uporządkował” swoje sprawy przed odejściem do domu Ojca, o którym mówił: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie! W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę” (J 14, 1-4).

  Nie powinniśmy zatem skupiać się na naszych grzechach, trudach, krzywdach, osamotnieniu, smutku i tęsknocie, ale nieustannie myśleć o ostatnich słowach Zbawiciela na ziemi, które są swoistym testamentem w Nowym Testamencie: „Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie, w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego. Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie przyobleczeni mocą z wysoka” (Łk 24, 46-49). Mówią nam one o wielkiej, niezmiennej miłości Boga, który jest wierny swoim obietnicom i dotrzymuje danego nam słowa, nawet jeżeli ceną tej wierności w miłości jest cierpienie Jego jedynego Syna; uczą że Bóg definitywnie zwyciężył śmierć przez Zmartwychwstanie Jezusa, zatem kto w niego wierzy, podobnie jak Chrystus będzie żył na wieki; przypominają, że aby doświadczyć życia wiecznego musimy codziennie się nawracać – głęboko i autentycznie zrywać z każdym grzechem, który nas oddziela od Boga i w pokorze przyjmować dar przebaczenia, który ten grzech unicestwia mocą krwi Chrystusowej. Nie ma bowiem grzechu, którego by Bóg nie wybaczył, jeżeli za niego autentycznie żałujemy – skoro nawrócenie i odpuszczenie grzechów ma być głoszone „począwszy od Jerozolimy”, to znaczy od miejsca, gdzie ludzie do tego stopnia sprzeniewierzyli się Bogu, że bestialsko zamordowali Jego Syna. Tymczasem Zbawiciel chciał, aby właśnie w Jerozolimie uczniowie czekali na „moc z wysoka” zgodnie z zasadą, że  „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska, aby jak grzech zaznaczył swoje królowanie śmiercią, tak łaska przejawiła swe królowanie przez sprawiedliwość wiodącą do życia wiecznego przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego” (Rz 5, 20-21).
  Przez chrzest zostaliśmy włączeni w mistyczne ciało Chrystusa i obmyci z grzechu pierworodnego otrzymaliśmy  łaskę powołania do świadczenia o Zwycięstwie Życia nad śmiercią i Miłości miłosiernej nad egoizmem i nienawiścią. Św. Łukasz pisze, że kiedy Jezus skończył ostatni raz przemawiać w swoim chwalebnym ciele „wyprowadził ich ku Betanii i podniósłszy ręce błogosławił ich. A kiedy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba. Oni zaś oddali Mu pokłon i z wielką radością wrócili do Jerozolimy, gdzie stale przebywali w świątyni, błogosławiąc Boga” (Łk 24, 50 -52). Ostatnim nauczaniem ziemskim Jezusa jest posłanie, zaś ostatnim gestem - błogosławieństwo. Odpowiedzią uczniów jest – mimo smutku rozłąki – radość, oraz błogosławieństwo Boga, którego naturalnym następstwem jest błogosławieństwo bliźniego. Musimy często zadać sobie pytanie: jak często ja błogosławię Boga i mówię dobrze o drugim człowieku, a jak często mam pretensję do Pana i osądzam lub krytykuję innych.
  W Liście do Efezjan św. Paweł błogosławi Boga za odwieczny plan zbawienia, w który zostaliśmy wpisani przez Trójcę Przenajświętszą. Ten przepiękny hymn syntetyzuje całą historię zbawienia i jest swoistą pieśnią pocieszenia i utwierdzenia dla nas, którzy czasami czujemy się sierotami, pozostawionymi samymi sobie przez Jezusa siedzącego po prawicy Ojca w niebie: „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa: On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich - w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. W Nim mamy odkupienie przez Jego krew - odpuszczenie występków, według bogactwa Jego łaski. Szczodrze ją na nas wylał w postaci wszelkiej mądrości i zrozumienia, przez to, że nam oznajmił tajemnicę swej woli według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął dla dokonania pełni czasów, aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi. W Nim dostąpiliśmy udziału my również, z góry przeznaczeni zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli, po to, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu - my, którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w Chrystusie. W Nim także i wy usłyszawszy słowo prawdy, Dobrą Nowinę waszego zbawienia, w Nim również uwierzyliście i zostaliście naznaczeni pieczęcią Ducha Świętego, który był obiecany. On jest zadatkiem naszego dziedzictwa w oczekiwaniu na odkupienie, które nas uczyni własnością [Boga], ku chwale Jego majestatu” (Ef 1, 3-14).  
  Św. Łukasz pisze, że po Wniebowstąpieniu Jezusa do uczniów zbliżyli się dwaj mężowie. Znamy ich z opowieści o Przemienieniu Pańskim, po raz drugi ukazali się kobietom przy pustym grobie, w dniu Zmartwychwstania. Podczas Przemienienia Jezusa, przedstawieni jako Mojżesz i Eliasz, „Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie” (Łk 9, 31). Przy pustym grobie, określeni jako aniołowie, ukazali się niewiastom równie uroczyście: „nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach” (Łk 34, 3) i  zwrócili się do kobiet słowami: „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: "Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie" (Łk 24, 5-7). Po wstąpieniu Pana Jezusa do nieba również  doświadczamy obecności dwóch mężczyzn: „Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: «Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba»” (Dz 1, 9-11). Obecność tych dwóch posłańców zarówno w ziemskim życiu Zbawiciela, jak również tuż po Jego Zmartwychwstaniu i zaraz po Jego Wniebowstąpieniu, wskazuje na ciągłość Bożego planu zbawienia, w którym teraz nastał czas Kościoła prowadzonego przez Ducha Świętego. Jednocześnie stawiają nam oni ciągle aktualne pytanie: Dlaczego stoimy, zamiast iść i wpatrujemy się milcząco w niebo zamiast głosić Dobrą Nowinę. Nasze wpatrywanie się w niebo nie przyśpieszy przyjścia Królestwa Bożego, którego czas zna jedynie Bóg. Natomiast przyśpieszyć chwalebne przyjście Pana może – o ile taka jest wola Stwórcy – nasza gorliwa modlitwa i pobożne życie. Przecież Jezus nie nadaremno nakazał się nam modlić: „Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie” (Mt 6, 10). Zaś św. Piotr poucza nas, abyśmy czas, jaki nas dzieli od Paruzji, czyli ponownego przyjścia Jezusa w chwale, wykorzystali na udoskonalenie duchowe: „Dlatego, umiłowani, oczekując tego, starajcie się, aby [On] was zastał bez plamy i skazy - w pokoju, a cierpliwość Pana naszego uważajcie za zbawienną” (2 P 3, 14-15)
  Jezus, który doskonale rozumie czym jest rozłąka z ukochaną osobą, sam przecież stracił ziemskiego ojca Józefa, zapłakał na wieść o śmierci Łazarza (por. J 11, 33-38), a na krzyżu odczuł boleśnie rozłąkę z Ojcem Niebieskim (por. Mk 15, 34), mówi do nas: „Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze - Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie oglądał. Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was” (J 14, 15-20). Starajmy się zatem być miłosierni, jak nasz Ojciec (por. Łk 6, 36) i uczynkami miłosiernymi czyńmy lepszymi nasze relacje międzyludzkie, nie przechodząc – na wzór ojca świętego Franciszka – obojętnie wobec żadnego człowieka. Wówczas nie będziemy mieli potrzeby by spoglądać w niebo, ponieważ Jezus, który pozostał z nami w Eucharystii – Dziękczynieniu i karmi nas swoim Ciałem,  da nam również odczuć swoją zbawczą obecność w każdej osobie, jaką stawia na naszej drodze, abyśmy wolni od wszelkiego lęku, byli dla niej autentycznymi świadkami Tego, który zwyciężył świat (por. J 16, 33).
                                                                  Arek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.