Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, którą Kościół obchodzi w dniu dzisiejszym, wprowadza nas w tajemnicę wywyższenia Zmartwychwstałego Chrystusa, który zapowiedział uczniom rychłe zstąpienie Ducha Świętego, a następnie – jak świadczy św. Łukasz w pierwszym rozdziale Dziejów Apostolskich – „uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu” (Dz 1, 9). Jest to jednocześnie święto Kościoła, mistycznego ciała, którego Jezus jest głową. Zasiadając po prawicy Ojca w swoim bóstwie i człowieczeństwie, Jezus wywyższa bowiem każdego człowieka, który przyjmuje z wiarą Jego dar zbawienia, do synowskiej godności i wskazuje na dziedzictwo, które jest naszym ostatecznym celem, o którym pisze św. Paweł w liście do Galatów: „nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej” (Ga 4, 7). Ta godność jest darem miłości Trójcy Przenajświętszej: Ojca, który nas stworzył i wierny swojej odwiecznej miłości dał swojego jedynego Syna (por. J 3, 16) na okup dla wielu (por. Mt 10, 45), Syna który stał się człowiekiem dla naszego zbawienia i Ducha, który nieustannie poucza i uświęca swój Kościół: „Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba” (Ga 4, 4-6).
Jednocześnie dzisiejsze Słowo Boże uczy nas,
że właściwa reakcja na Wniebowstąpienie Pana Jezusa nie polega na kontemplacji
tego miejsca na niebie, w którym Zbawiciel znikł nam z oczu, ale na pokornym
przyjęciu powołania, które Bóg przygotował nam zanim stworzył świat: „gdy
Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc (gr. dynamin) i będziecie
moimi świadkami (gr. mou matryres) w Jerozolimie i w całej Judei, i w
Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1, 8).
My, którzy uwierzyliśmy Jezusowi, jesteśmy
powołani do tego, aby być Jego świadkami – męczennikami, tak jak On stał się
świadkiem – męczennikiem miłosiernej miłości Ojca. Nie sposób bowiem dawać
autentycznego świadectwa Prawdzie i nie doświadczyć cierpienia, a nawet śmierci
z rąk tych, którzy bardziej umiłowali ciemność (por. J 3, 19). Sam Jezus nas o
tym poucza: „Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować.
Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo
im i poganom (…) Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną
przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich
z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (…) Uczeń
nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy, jeśli uczeń będzie
jak jego nauczyciel, a sługa jak pan jego. Jeśli pana domu przezwali
Belzebubem, o ileż bardziej jego domowników tak nazwą (…)” (Mt 10, 17-18,
21-22, 24-25). Jednocześnie Zbawiciel obiecuje nam, że w tym dawaniu świadectwa
nigdy nie pozostajemy sami, lecz jesteśmy otoczeni Bożą Miłością, która daje
nam niezbędne siły i poucza, co mamy mówić i jak mamy postępować: „Kiedy was
wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie
będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch
Ojca waszego będzie mówił przez was (…) Więc się ich nie bójcie! Nie
ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o
czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na
świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach! Nie bójcie się
tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego,
który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za
asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was
zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się:
jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do
Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt
10, 19-20, 26-32).
XX i XXI wiek to niewątpliwie okres
największego prześladowania chrześcijan w historii. Męczeńskie śmierci
wyznawców Jezusa można liczyć w setkach tysięcy, jeśli nie w milionach. W
niektórych regionach świata samo publiczne przyznawanie się do Chrystusa grozi
więzieniem, a nawet śmiercią. Nam w Europie dana jest wolność religijna, lecz i
tu diabeł walczy o nasze dusze, tyle że w sposób bardziej podstępny: jesteśmy
mamieni materializmem, który zatruwa wiarę, praktyki religijne są wyśmiewane i
spychane coraz bardziej do skansenów, jako coś przestarzałego i nie
przystającego do współczesnej wiedzy o człowieku. Dawanie świadectwa wierze w
domu rodzinnym, szkole czy miejscu pracy jest często swoistym męczeństwem, nie
krwawym wprawdzie, choć również wymagającym pewnego samozaparcia i wiążącym się
z marginalizacją i wyśmianiem.
Być może w takich momentach przychodzi na mas
zniechęcenie i pokusa, aby dostosować się do duchowej miernoty otaczającego nas
świata. Jeśli do tego dojdzie trudna sytuacja życiowa, osobisty kryzys wiary i
doświadczenie słabości grzechu, to rzeczywiście ciężko nam wytrwać w wierności
Panu. Wówczas warto postawić się na miejscu Apostołów, którzy stanęli wobec
perspektywy osamotnienia. Przez czterdzieści dni, po traumatycznym
doświadczeniu śmierci Jezusa mroku własnej niewiary, żyli oni w głębokiej
radości i pokoju, które przyniósł im Zmartwychwstały, jak pisze św. Łukasz: „Im
też po swojej męce dał wiele dowodów, że żyje: ukazywał się im przez
czterdzieści dni i mówił o królestwie Bożym” (Dz 1, 3). Tym niemniej mieli
świadomość, że taki stan nie może trwać wiecznie i że wkrótce ta intymna
relacja z Panem dobiegnie końca. Musiało to budzić w nich niepokój.
Jednocześnie Zmartwychwstały głosił im wypełnienie Prawa: „To właśnie znaczyły
słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić
wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach”
(Łk 24, 44), oraz zesłanie Ducha Świętego, co razem stanowiło, według nauczania
proroków, zapowiedź nastania czasów ostatecznych: „I wyleję potem Ducha mego na
wszelkie ciało, a synowie wasi i córki wasze prorokować będą, starcy wasi będą
śnili, a młodzieńcy wasi będą mieli widzenia. Nawet na niewolników i niewolnice
wyleję Ducha mego w owych dniach” (Jl 3, 1-3). Nic więc dziwnego, że uczniowie
na słowa Pana Jezusa: „Słyszeliście o niej ode Mnie - [mówił] - Jan chrzcił
wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym” (Dz 1, 4)
odpowiedzieli pytaniem: „Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo
Izraela?” (Dz 1, 6), w którym wyrażała się ich nadzieja na rychłe nastanie
Królestwo Boże w jego wymiarze nie tylko duchowym, ale również politycznym.
Mimo, że Jezus „oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma” (Łk 24, 45) nadal
liczyli na to, że Bóg okaże się być Zbawicielem według ich miary i oczekiwań.
Odpowiedź Jezusa rozwiała wszelkie wątpliwości: „Nie wasza to rzecz znać czasy
i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was,
otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei,
i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1, 7-8). Pan stanowczo sprowadza nas do
właściwych relacji z Ojcem: To wszechmogący Bóg jest Panem historii, zarówno
tej powszechnej, która zaczęła się około 14, 5 miliarda lat temu i zakończy się
chwalebnym przyjściem Chrystusa, jak i historii życia każdego z nas, choćby
trwała ona zaledwie kilka sekund. Wszyscy jesteśmy wpisani w Jego odwieczny
plan, którym On sam zarządza i którego koniec jest Mu znany, jako że Bóg jest Panem
czasu i przestrzeni – dzieł Jego rąk. On też udziela nam wiedzy i łask
niezbędnych dla realizacji naszego powołania, które polega – jak wspomniałem
wcześniej – na dawaniu świadectwa swoim życiem i słowem. W ten sposób Jezus
niejako „uporządkował” swoje sprawy przed odejściem do domu Ojca, o którym
mówił: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie
wierzcie! W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam
powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam
miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam,
gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę” (J 14, 1-4).
Nie powinniśmy zatem skupiać się na naszych
grzechach, trudach, krzywdach, osamotnieniu, smutku i tęsknocie, ale
nieustannie myśleć o ostatnich słowach Zbawiciela na ziemi, które są swoistym
testamentem w Nowym Testamencie: „Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i
trzeciego dnia zmartwychwstanie, w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i
odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście
świadkami tego. Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w
mieście, aż będziecie przyobleczeni mocą z wysoka” (Łk 24, 46-49). Mówią nam
one o wielkiej, niezmiennej miłości Boga, który jest wierny swoim obietnicom i
dotrzymuje danego nam słowa, nawet jeżeli ceną tej wierności w miłości jest
cierpienie Jego jedynego Syna; uczą że Bóg definitywnie zwyciężył śmierć przez
Zmartwychwstanie Jezusa, zatem kto w niego wierzy, podobnie jak Chrystus będzie
żył na wieki; przypominają, że aby doświadczyć życia wiecznego musimy
codziennie się nawracać – głęboko i autentycznie zrywać z każdym grzechem,
który nas oddziela od Boga i w pokorze przyjmować dar przebaczenia, który ten
grzech unicestwia mocą krwi Chrystusowej. Nie ma bowiem grzechu, którego by Bóg
nie wybaczył, jeżeli za niego autentycznie żałujemy – skoro nawrócenie i
odpuszczenie grzechów ma być głoszone „począwszy od Jerozolimy”, to znaczy od
miejsca, gdzie ludzie do tego stopnia sprzeniewierzyli się Bogu, że bestialsko
zamordowali Jego Syna. Tymczasem Zbawiciel chciał, aby właśnie w Jerozolimie
uczniowie czekali na „moc z wysoka” zgodnie z zasadą, że „Gdzie jednak
wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska, aby jak grzech
zaznaczył swoje królowanie śmiercią, tak łaska przejawiła swe królowanie przez
sprawiedliwość wiodącą do życia wiecznego przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego”
(Rz 5, 20-21).
Przez chrzest zostaliśmy włączeni w mistyczne
ciało Chrystusa i obmyci z grzechu pierworodnego otrzymaliśmy łaskę
powołania do świadczenia o Zwycięstwie Życia nad śmiercią i Miłości miłosiernej
nad egoizmem i nienawiścią. Św. Łukasz pisze, że kiedy Jezus skończył ostatni
raz przemawiać w swoim chwalebnym ciele „wyprowadził ich ku Betanii i
podniósłszy ręce błogosławił ich. A kiedy ich błogosławił,
rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba. Oni zaś oddali Mu pokłon i z wielką
radością wrócili do Jerozolimy, gdzie stale przebywali w świątyni, błogosławiąc
Boga” (Łk 24, 50 -52). Ostatnim nauczaniem ziemskim Jezusa jest posłanie,
zaś ostatnim gestem - błogosławieństwo. Odpowiedzią uczniów jest – mimo smutku
rozłąki – radość, oraz błogosławieństwo Boga, którego naturalnym następstwem
jest błogosławieństwo bliźniego. Musimy często zadać sobie pytanie: jak często
ja błogosławię Boga i mówię dobrze o drugim człowieku, a jak często mam
pretensję do Pana i osądzam lub krytykuję innych.
W Liście do Efezjan św. Paweł błogosławi Boga
za odwieczny plan zbawienia, w który zostaliśmy wpisani przez Trójcę
Przenajświętszą. Ten przepiękny hymn syntetyzuje całą historię zbawienia i jest
swoistą pieśnią pocieszenia i utwierdzenia dla nas, którzy czasami czujemy się
sierotami, pozostawionymi samymi sobie przez Jezusa siedzącego po prawicy Ojca
w niebie: „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa
Chrystusa: On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach
niebieskich - w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata,
abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas
dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według
postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym.
W Nim mamy odkupienie przez Jego krew - odpuszczenie występków, według bogactwa
Jego łaski. Szczodrze ją na nas wylał w postaci wszelkiej mądrości i
zrozumienia, przez to, że nam oznajmił tajemnicę swej woli według swego
postanowienia, które przedtem w Nim powziął dla dokonania pełni czasów, aby
wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i
to, co na ziemi. W Nim dostąpiliśmy udziału my również, z góry przeznaczeni
zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli, po to,
byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu - my, którzyśmy już przedtem nadzieję
złożyli w Chrystusie. W Nim także i wy usłyszawszy słowo prawdy, Dobrą Nowinę
waszego zbawienia, w Nim również uwierzyliście i zostaliście naznaczeni
pieczęcią Ducha Świętego, który był obiecany. On jest zadatkiem naszego
dziedzictwa w oczekiwaniu na odkupienie, które nas uczyni własnością [Boga], ku
chwale Jego majestatu” (Ef 1, 3-14).
Św. Łukasz pisze, że po Wniebowstąpieniu
Jezusa do uczniów zbliżyli się dwaj mężowie. Znamy ich z opowieści o
Przemienieniu Pańskim, po raz drugi ukazali się kobietom przy pustym grobie, w
dniu Zmartwychwstania. Podczas Przemienienia Jezusa, przedstawieni jako Mojżesz
i Eliasz, „Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu,
którego miał dokonać w Jerozolimie” (Łk 9, 31). Przy pustym grobie, określeni
jako aniołowie, ukazali się niewiastom równie uroczyście: „nagle stanęło przed
nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach” (Łk 34, 3) i zwrócili się
do kobiet słowami: „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma
Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc
jeszcze w Galilei: "Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i
ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie" (Łk 24, 5-7). Po
wstąpieniu Pana Jezusa do nieba również doświadczamy obecności dwóch
mężczyzn: „Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go
im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do
nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli:
«Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten
Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak
widzieliście Go wstępującego do nieba»” (Dz 1, 9-11). Obecność tych dwóch
posłańców zarówno w ziemskim życiu Zbawiciela, jak również tuż po Jego
Zmartwychwstaniu i zaraz po Jego Wniebowstąpieniu, wskazuje na ciągłość Bożego
planu zbawienia, w którym teraz nastał czas Kościoła prowadzonego przez Ducha
Świętego. Jednocześnie stawiają nam oni ciągle aktualne pytanie: Dlaczego
stoimy, zamiast iść i wpatrujemy się milcząco w niebo zamiast głosić Dobrą
Nowinę. Nasze wpatrywanie się w niebo nie przyśpieszy przyjścia Królestwa
Bożego, którego czas zna jedynie Bóg. Natomiast przyśpieszyć chwalebne
przyjście Pana może – o ile taka jest wola Stwórcy – nasza gorliwa modlitwa i
pobożne życie. Przecież Jezus nie nadaremno nakazał się nam modlić: „Niech
przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w
niebie” (Mt 6, 10). Zaś św. Piotr poucza nas, abyśmy czas, jaki nas dzieli od
Paruzji, czyli ponownego przyjścia Jezusa w chwale, wykorzystali na
udoskonalenie duchowe: „Dlatego, umiłowani, oczekując tego, starajcie się, aby
[On] was zastał bez plamy i skazy - w pokoju, a cierpliwość Pana naszego
uważajcie za zbawienną” (2 P 3, 14-15)
Jezus, który doskonale rozumie czym jest
rozłąka z ukochaną osobą, sam przecież stracił ziemskiego ojca Józefa, zapłakał
na wieść o śmierci Łazarza (por. J 11, 33-38), a na krzyżu odczuł boleśnie
rozłąkę z Ojcem Niebieskim (por. Mk 15, 34), mówi do nas: „Jeżeli Mnie miłujecie,
będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego
Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze - Ducha Prawdy, którego świat
przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ
u was przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do
was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie oglądał. Ale wy Mnie widzicie,
ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu
moim, a wy we Mnie i Ja w was” (J 14, 15-20). Starajmy się zatem być
miłosierni, jak nasz Ojciec (por. Łk 6, 36) i uczynkami miłosiernymi czyńmy
lepszymi nasze relacje międzyludzkie, nie przechodząc – na wzór ojca świętego
Franciszka – obojętnie wobec żadnego człowieka. Wówczas nie będziemy mieli potrzeby
by spoglądać w niebo, ponieważ Jezus, który pozostał z nami w Eucharystii –
Dziękczynieniu i karmi nas swoim Ciałem, da nam również odczuć swoją
zbawczą obecność w każdej osobie, jaką stawia na naszej drodze, abyśmy wolni od
wszelkiego lęku, byli dla niej autentycznymi świadkami Tego, który zwyciężył
świat (por. J 16, 33).
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.