W IV Niedzielę Wielkiego Postu liturgia prowadzi nas do jednego z najbardziej przejmujących fragmentów Ewangelii – przypowieści o synu marnotrawnym (Łk 15,11–32). Nie możemy jednak odczytywać jej w oderwaniu od kontekstu, który podaje sam św. Łukasz: „Zbliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: ‘Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi.’ Wtedy opowiedział im tę przypowieść” (Łk 15,1–3). Opowieść o ojcu i dwóch synach jest zatem odpowiedzią Jezusa na zarzut, że Jego miłosierdzie przekracza granice przyzwoitości, że gorszy i niszczy porządek sprawiedliwości.
Postać młodszego syna nie budzi wątpliwości – jego czyn był zdradą, zbrodnią wobec ojca, rodziny i samego siebie. Prosząc o podział majątku, de facto oznajmia ojcu: „dla mnie jesteś martwy”. W kulturze semickiej taki gest był niesłychanie obraźliwy – niemal bluźnierczy. Jak zauważa św. Ambroży: „Żądać dziedzictwa za życia ojca to nie tylko zniewaga, to pogarda dla darczyńcy. To domaganie się korzyści bez relacji, majątku bez miłości, wolności bez odpowiedzialności”. A przecież to właśnie robi młodszy syn. Gdy otrzymuje to, czego pragnął, udaje się w „kraj daleki” – miejsce symboliczne, oznaczające oddalenie od Boga i prawdy. Tam roztrwania wszystko, żyjąc – jak mówi ewangelista – rozrzutnie. Nie zostaje nic – ani pieniędzy, ani godności, ani nawet resztek człowieczeństwa. W chwili ostatecznego upadku, gdy pasie świnie – zwierzęta nieczyste według Prawa – pragnie jeść ich strąki. To nie tylko obraz fizycznego głodu, ale duchowej nędzy. Jak pisze św. Grzegorz z Nyssy: „Człowiek, który odrywa się od Boga, zstępuje coraz niżej – aż po same granice zwierzęcości. Staje się niewolnikiem potrzeb, sługą instynktu, obcym własnej duszy.”