Dzisiejsza perykopa ewangeliczna jest swoistą kontynuacją nauki Jezusa rozpoczętej w przypowieści o faryzeuszu i celniku, którą słyszeliśmy w zeszłym tygodniu.
Jej puenta była dla ówczesnych Żydów rewolucyjna i wywracała całą koncepcję Bożej sprawiedliwości, którą uważano za niepodważalną. Warto ją sobie przypomnieć, ponieważ stanowi jedno z najistotniejszych zasad Bożej ekonomii:
„Celnik stał
z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i
mówił: "Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!" Powiadam wam: Ten
odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa,
będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony” (Łk 18, 13-14).
Historia
spotkania Jezusa z Zacheuszem wyjaśnia słuchaczom Jezusa jakie jest źródło i
natura usprawiedliwienia, którego doświadczył skruszony celnik z przypowieści.
Źródłem jest zbawcza wola Ojca, zaś naturą jest płynące z odwiecznej miłości
Syna do Ojca posłuszeństwo paschalne, o którym pisze św. Paweł w Liście do
Filipian: „uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to
śmierci krzyżowej” (Flp 2, 8).
Podobnie jak
w przypowieści o faryzeuszu i cenniku, również w dzisiejszej perykopie Jezus,
chcąc podkreślić uniwersalność boskiego daru zbawienia, posługuje się swoistą
hiperbolą, wybierając na swojego interlokutora i gospodarza nie zwykłego
celnika, osobę „wyjątkową”:
„Potem
wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A [był tam] pewien człowiek,
imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników (gr. architelones, dosł. arcycelnik) i
bardzo bogaty” (Łk 19, 1).
Zacheusz był
wyjątkowy w sensie negatywnym: był „zwierzchnikiem celników”, to znaczy, że
„nie wywodził się z grona zwykłych celników, którzy pochodzili w niższych
warstw społecznych. Zwierzchnicy, tacy jak nasz bohater – podpisywali z
okupantem, czyli Rzymianami, dwunastomiesięczną umowę dotyczącą egzekwowania
podatków. Objętą kontraktem należność wpłacali do rzymskiego skarbca z góry, a
potem przez rok starali się, aby pieniądze im się zwróciły. (…) arcycelnicy na
procederze ściągania od ludzi pieniędzy robili wielkie fortuny. Wszyscy o tym
wiedzieli, dlatego szczerze ich nienawidzili. (…) Niechęć czy wręcz nienawiść
wobec przedstawicieli tej grupy zawodowej byłą tak wielka, że sądzono, iż
celnicy nie mogą liczyć na Boże miłosierdzie, ponieważ nie są w stanie
policzyć, ilu ludzi w ciągu życia oszukali. Gdy któryś z nich przychodził do
świątyni jerozolimskiej, aby złożyć na nią ofiarę, kapłani przyjmujący datki
odsyłali go z kwitkiem. Argumentowali to tym, że pieniądze celników są
nieczyste, ponieważ dorobili się oni na biedzie innych” (ks. Krystian Malec
„Mistrz z Nazaretu”, s. 297-298).
Mając na
uwadze powyższy opis, jak również pamiętając ważną regułę Bożej ekonomii
objawionej przez Jezusa: „Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje”
(Mt 6, 21), łatwo zrozumieć, że w oczach Stwórcy Zacheusz był bankrutem.
Psalmista pisze bez owijania w bawełnę o grzesznych bogaczach: „Człowiek, co w
dostatku żyje, ale się nie zastanawia, przyrównany jest do bydląt, które giną”
(Ps 49, 21). Również Jezus dostrzega ich dramatyczną, w kontekście życia
wiecznego, sytuację: „Jak trudno bogatym wejść do królestwa Bożego. Łatwiej
jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa
Bożego” (Łk 18, 24-25). Jednak Pan obejmuje również tych duchowych nędzarzy do
swojej zbawczej misji: „Zapytali ci, którzy to słyszeli: «Któż więc może być
zbawiony?» Jezus odpowiedział: «Co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u
Boga»” (Łk 18, 26). Słowo Wcielone ukazuje nam dzisiaj zbawczą wszechmoc Boga,
który arcygrzesznika „uwolnił (…) spod władzy ciemności i przeniósł do
królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie - odpuszczenie grzechów”
(Kol 1, 13-14).
Zacheusz
bowiem był również wyjątkowy w sensie pozytywnym:
„Chciał on
koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był
niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go
ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić” (Łk 19, 3-4).
W pierwszej
kolejności miał on w sobie wielkie pragnienie zobaczenia Jezusa, który go
fascynował do tego stopnia, że mimo świadomości bycia wykluczonym ze
społeczności zbawionych, arcycelnik postanowił zrobić wszystko, aby ujrzeć
Nauczyciela z Nazaretu. Poza tym, był on do tego stopnia zdeterminowany, aby
spełnić swoje pragnienie, że schował do kieszeni swoją dumę i nie bacząc
konwenanse zrobił to, co przystoi jedynie dzieciom: wspiął si e na sykomorę. W
tym sensie przypomina on celnika z zeszłotygodniowej przypowieści: tamten
wszedł do świątyni, w której był niemile widziany i nie zważając na negatywne
komentarze pobratymców „bił się w piersi i mówił: "Boże, miej litość dla
mnie, grzesznika!” (Łk 18, 13). Dla niego liczył się w tym momencie jedynie Bóg
i Jego przebaczenie, w które wierzył wbrew panującym powszechnie przekonaniom;
podobnie dla Zachariasza – który wspinając się niczym chłopiec na drzewo,
nieświadomie spełnił warunki przynależności do królestwa niebieskiego, według
słów Zbawiciela: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie
wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten
jest największy w królestwie niebieskim”(Mt 18, 3-4) – liczył się tylko Jezus,
którego arcycelnik „koniecznie” chciał zobaczyć.
Historia
spotkania Jezusa z Zacheuszem jest dla Trzeciego Ewangelisty niezwykle ważna.
Jest ona bowiem, podobnie jak przypowieść o synu marnotrawnym, do której jest w
wielu punktach zbliżona, swoistą syntezą dotychczasowego nauczania Jezusa o
Bożym miłosierdziu, które nie wyklucza nikogo. Dlatego św. Łukasz niejako
przygotowuje nas do niej opowieścią o uzdrowieniu ślepego pod Jerychem, który,
gdy dowiedział się, że Pan przechodzi, „zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida,
ulituj się nade mną!” (Łk 18, 37-38). Jedyną „bronią” zdeterminowanego ślepca
był pokorny, chociaż natrętny krzyk, wbrew uciszającemu go tłumowi:
„Ci, co szli
na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał:
«Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus przystanął i kazał
przyprowadzić go do siebie. A gdy się zbliżył, zapytał go: «Co chcesz, abym ci
uczynił?» Odpowiedział: «Panie, żebym przejrzał». Jezus mu odrzekł: «Przejrzyj,
twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc
Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu” (Łk 18, 39-43).
Podobnie
było w przypadku Zacheusza. Nikt nie mógł się domyślać, że Jezus wszedł do
Jerycha, aby spotkać się z być może najbardziej znienawidzonym ( nie bez racji)
mieszkańcem miasta. Nawet sam zainteresowany, którego słowa Zbawiciela
całkowicie zaskoczyły:
„Gdy Jezus
przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź
prędko, albowiem dziś muszę (gr. dei me, dosł. trzeba mi ) się zatrzymać w
twoim domu». Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany” (Łk 19, 5-6).
Spojrzenie
Jezusa „w górę” na grzesznika „wywyższonego” na Sykomorze, oraz Jego słowa
wyrażają istotę misji, jaką obdarzył Go Ojciec. W drodze do Jerozolimy Jezusowi
„trzeba” było wejść do domu Zacheusza, „zdjąwszy go” wcześniej z drzewa,
ponieważ tylko On, Syn Boży ma moc zbawczą, która objawiła się właśnie na
drzewie: „A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba (gr. dei), by
wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie
wieczne” (J 3, 14-15). Każdy, a zatem również „ubogi” duchowo bogacz Zacheusz
współpracujący z rzymskim okupantem w zbrodniczym procesie ekonomicznego
wyniszczania narodu, którego był członkiem, jeżeli z wiarą przyjmie dar
zbawienia.
Jak pisze o.
Silvano Fausti SJ: Zacheusz „nie mógł wejść na taras, gdyż nikt by nie przyjął
do domu nieczystego grzesznika. Nie miał innego wyboru, jak tylko wspiąć się na
drzewo. Jezus także wstępuje do Jerozolimy, by być wywyższonym na krzyżu –
drzewie królestwa Bożego, które przyjmuje wszystkich. Jest to drzewo ubóstwa,
uniżenia i skrajnej pokory, dźwigające grzech świata. Adam, powołany do tego,
by być podobnym do Boga, pomylił drzewa i wszedł na drzewo potęgi. Zacheusz, z
uzdrowionym wzrokiem, spina się na drzewo. Ono pozwoli mu zobaczyć niemoc Tego,
który pod tym drzewem przechodzi, ponieważ „musi” wejść, by zatrzymać się u
każdego maluczkiego. Na tym drzewie, prawdziwym drzewie życia, Zacheusz pozna
dobro, bez jakiejkolwiek domieszki zła: „Dobrego Mistrza”, Syna Człowieczego,
który przechodzi i wypełnia Pisma. Zobaczy swojego Pana (…) Mały i nieczysty
Zacheusz musi zejść, ponieważ na drzewo wejdzie ktoś najmniejszy i najbardziej
nieczysty ze wszystkich – Ten, który nie znał grzechu, a dla nas stał się
grzechem i przekleństwem (por. 2 Kor 5, 21; Ga 3, 13). Dlatego teraz wstępuje
do Jerozolimy” (O. Silvano Fausti „Wspólnota czyta Ewangelię według św.
Łukasza” s. 674-675).
Arcycelnik
Zacheusz otworzył serce na wezwanie Chrystusa i z radością, która jest darem
Ducha Świętego, przyjął pod swój dach Zbawiciela świata. Wydał też „owoc
nawrócenia”, którego brakowało celnikowi z przypowieści, ponieważ obiecał
zadośćuczynić za zło wyrządzone bliźnim:
„Zeszedł
więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do
grzesznika poszedł w gościnę». Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie,
oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam
poczwórnie». Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem
tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł
szukać i zbawić to, co zginęło»” (Łk 19, 6-10).
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.