Niemiecki
teolog, ks. Alfons Weiser, w następujący sposób charakteryzuje tę część
Ewangelii:
„Jej
znakiem rozpoznawczym jest bycie w drodze Jezusa i Jego uczniów (8, 27; 9, 33;
10, 17.52). Działalność publiczna schodzi na dalszy plan. Coraz wyraźniej wzrok
czytelnika dostrzega, że celem tej drogi jest Jerozolima (9, 30n; 10, 1.32n), a
wraz z Jerozolimą cierpienie, śmierć i Zmartwychwstanie Syna Człowieczego (8,
31; 9, 31; 10, 33). Jest to także zasadnicza treść pouczenia skierowanego do
uczniów (8, 34; 9, 31). Podczas ich podążania drogą Jezusa zostają pouczeni co
do tego, jak w ich własnym życiu ma się dokonać to naśladowanie” (Alfons
Weiser „Teologia Nowego Testamentu”, s. 48-49).
Droga Pan
Jezusa ku Jerozolimie, a dokładnie ku Golgocie, oraz Jego bolesna śmierć na
krzyżu, są objawieniem nieskończonej miłości Boga Ojca do każdego człowieka, a
jednocześnie Jego wezwaniem, uczynionym za pośrednictwem Syna, abyśmy
naśladowali Go w tej doskonałości, której najpełniejszym wyrazem jest
miłosierdzie: „Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk
6, 36). W tym kontekście naśladowanie Jezusa, jak uczy nas św. Jan Paweł II w
swojej encyklice Veritatis Splendor, jest najdoskonalszą drogą do
osiągnięcia tej doskonałości:
„Naśladowanie
to nie polega jedynie na słuchaniu nauki i na posłusznym przyjmowaniu
przykazań. Oznacza ono coś bardziej radykalnego: przylgnięcie do osoby samego
Jezusa, uczestnictwo w Jego życiu i przeznaczeniu, udział w Jego dobrowolnym i
pełnym miłości posłuszeństwie woli Ojca. Naśladując przez wiarę Tego, który
jest Mądrością wcieloną, uczeń Jezusa staje się naprawdę uczniem Boga (por. J 6,
45). Jezus bowiem jest światłością świata, światłem życia (por. J 8, 12), jest
pasterzem, który prowadzi i karmi owce (por. J 10, 11-16), jest drogą, prawdą i
życiem (por. J 14, 6), jest Tym, który prowadzi do Ojca, tak że zobaczyć Jego,
Syna, znaczy zobaczyć Ojca (por. J 14, 6-10). Dlatego naśladować Syna, „obraz
Boga niewidzialnego” (por. Kol 1, 15), znaczy naśladować Ojca. (…) Pójście za
Chrystusem nie jest zewnętrznym naśladownictwem, gdyż dotyka samej głębi
wnętrza człowieka. Być uczniem Jezusa znaczy upodobnić się do Niego, który stał
się sługą aż do ofiarowania siebie na krzyżu (por. Flp 2, 5-8). Przez wiarę
Chrystus zamieszkuje w sercu wierzącego (por. Ef 3, 17), dzięki czemu uczeń
upodabnia się do swego Pana i przyjmuje Jego postać. Jest to owocem łaski,
czynnej obecności Ducha Świętego w nas” (Jan Paweł II, Veritatis Splendor,
19, 21).
Historia
uzdrowienia Bartymeusza, syna Tymeusza, ukazuje nam owo przemieniające
działanie Trzeciej Osoby Trójcy Przenajświętszej w życiu człowieka według
ludzkich kryteriów przegranego, który wchodzi w osobistą relację z
przechodzącym Panem i w następstwie udzielnej mu łaski staje się Jego uczniem
na drodze zaparcia się samego siebie, ku doskonałości chrześcijańskiej
wyrażającej się w byciu – na podobieństwo Chrystusa – darem Bożej miłości dla
innych ludzi.
„Gdy wraz
z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz,
syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu,
zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Wielu nastawało na
niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się
nade mną!»” (Mk 10, 46-48).
Św. Marek
już w pierwszy zdaniu dzisiejszej perykopy wskazuje na diametralną różnicę
między Jezusem a Bartymeuszem. Wychodzącemu z Jerycha Jezusowi towarzyszy
„spory tłum”, którego najwyraźniej zafascynowały Jego nauczanie i cudza;
tymczasem Bartymeusz, niewidomy żebrak, a zatem – według ówczesnych standardów
społecznych i religijnych – człowiek nie tylko znajdujący się na marginesie
społeczeństwa, lecz również pogrążony w grzechu i przeklęty przez Boga, czego
wyrazem jest całkowita ślepota, siedzi „przy drodze”. Ruch i stagnacja. Moc
Boża i bezradność. Zainteresowanie tłumów i niemal całkowite wyłączenie z życia
wspólnotowego. Wydawałoby się, że tych dwóch osób nic nie może łączyć.
Tymczasem Bartymeusz, dzięki niepojętemu działaniu Tego, który „wieje tam,
gdzie chce” (por. J 3, 6), wierzy, że Jezus Nazareńczyk jest oczekiwanym
Mesjaszem, pokłada w Nim nadzieję na swoje uzdrowienie i pragnie za wszelką
cenę wybłagać u Niego dar widzenia. Jego niezachwiana wiara i determinacja
sprawiają, że – w pewnym sensie – Jezus w tym momencie wędruje właśnie dla
niego.
„Jezus
przystanął i rzekł: «Zawołajcie go!» I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź
dobrej myśli, wstań, woła cię». On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i
przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?»
Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał». Jezus mu rzekł: «Idź,
twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą”
(Mk 10, 49-52).
Pełen wiary
krzyk Bartymeusza, który drażnił idący za Jezusem tłum, w uszach
Zbawiciela musiał zabrzmieć inaczej niż setki innych próśb i błagań, które
słyszał codziennie w swojej wędrówce. Ślepy żebrak z pod Jerycha zawarł w swoim
dramatycznym wołaniu tę niezłomność wiary, którą cierpiąca od dwunastu lat na
krwotok kobieta wyraziła dotykając, w brew panującemu prawu, płaszcza Pana.
Także wówczas Jezus przerwał swoją wędrówkę do domu Jaira i „rozglądał się,
by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca,
gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę.
On zaś rzekł do niej: «Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i
bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości!»” (Mk 5, 32-34).
Mimo
niewątpliwych różnic w obu historiach uzdrowienia, łączy je ta głęboka,
granicząca z pewnością wiara w moc Jezusa, która sprawiła, że chora na krwotok
kobieta i Bartymeusz – nie bacząc na ostracyzm otaczających ich ludzi – zaufali
głębokiemu, wewnętrznemu przekonaniu, a zatem Duchowi Świętemu, który nim ich
obdarzył, i zdali się całkowicie na wolę Ojca niebieskiego, którą wyraził Jego
jednorodzony Syn, uzdrawiając ich ciała i dusze. Każdy czyn Jezusa jest bowiem
w swojej naturze aktem trynitarnym, w tym sensie, że objawia Boga jako Miłość
Trzech rozlewającą się w czasach mesjańskich, zgodnie z obietnicą złożoną za
pośrednictwem proroków, na wszystkich, którzy zechcą się otworzyć na jej
uświęcające i uzdrawiające działanie.
W
przypadku Bartymeusza Chrystusowe polecenie: „idź” znalazło swoją pełną
realizację w tym, że „szedł za Nim drogą”, to znaczy stał się Jego
uczniem. Pogardzany przez bliźnich żebrak wykazał się wielką mądrością: na
pytanie „Co chcesz, abym ci uczynił?” nie odpowiedział, jak wcześniej
Jan i Jakub, aroganckim żądaniem zaszczytnych miejsc po prawicy i lewicy
Mesjasza (por. Mk 10, 35-37), lecz zwracając się do Niego z głębokim
szacunkiem, niczym Maria w dniu Zmartwychwstania (por. J 20, 16), poprosił o
to, co rzeczywiście istotne: „Rabbuni, żebym przejrzał”. Doświadczenie
uzdrawiającej mocy Jezusa, będącego, być może, pierwszą Osobą jaką ujrzał,
sprawiło, że Bartymeusz postanowił do końca zaufać swojemu wzrokowi duchowemu,
który pozwolił mu już wcześniej „dostrzec” w Mistrzu z Nazaretu obiecanego
Mesjasza, złożyć swoje nowe życie w Jego rękach i pójść za nim do Jerozolimy.
Stał się on tym samym obrazem ucznia doskonałego, który nie tylko słucha
nauczania Jezusa i uznaje w Nim Pana, lecz upodabnia się do Niego, zapierając
się samego siebie, co dnia biorąc swój krzyż i Go naśladując (por. Łk 9, 23).
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.