„Następnie
przywołał do siebie (gr. proskaleutai) Dwunastu i zaczął rozsyłać ich
po dwóch (gr. apostellein dyo dyo). Dał im też władzę (esousian) nad
duchami nieczystymi i przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz
laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. «Ale idźcie obuci w
sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien!» I mówił do nich: «Gdy do jakiego domu
wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu was nie
przyjmą i nie będą słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych
na świadectwo dla nich!»
Oni więc wyszli (gr. exelthontes) i wzywali
do nawrócenia (ekeryxan hina metanoosin). Wyrzucali też wiele złych duchów
oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali” (Mk 6, 7-13).
Odrzucenie
Dobrej Nowiny przez mieszkańców rodzinnego Nazaretu oznaczało dla Jezusa
zamknięcie pewnego etapu Jego publicznej działalności. Jak pisze św. Marek: „Dziwił
się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał” (Mk 6,
6). Wobec niedowiarstwa „swoich” Pan zwrócił się ku innym potomkom Abrahama,
którzy nie byli wobec Niego tak uprzedzeni, jak Jego rodacy z Nazaretu: poszedł
do okolicznych miejscowości i dalej, intensyfikując swoją misję. Jezus uznał
jednocześnie, że nadszedł właściwy moment, aby włączyć w nią Dwunastu.
W tych
rozważaniach chciałbym skupić się na dwóch aspektach dzisiejszego rozesłania
Dwunastu.
Po pierwsze,
w przypadku bycia posłanym inicjatywa należy całkowicie do Boga. Najbliżsi
uczniowie wprawdzie idą za Jezusem, lecz zachowują dystans, skoro musi ich On
przywołać do siebie. Jest to dystans duchowy, który musi być usunięty.
Przywołanie uczniów przez Jezusa znacząco różni się od powołania Mojżesza, w
którym Bóg podkreśla swoją świętość – niedostępność: „Gdy zaś Pan ujrzał, że
[Mojżesz] podchodził, żeby się przyjrzeć, zawołał <Bóg do> niego ze
środka krzewu: «Mojżeszu, Mojżeszu!» On zaś odpowiedział: «Oto jestem». Rzekł
mu [Bóg]: «Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na
którym stoisz, jest ziemią świętą»” (Wj 3, 4-5). Ten sam Bóg, który
zakazuje Mojżeszowi zbliżyć się do siebie, w Jezusie Chrystusie, Wcielonym
Słowie współistotnym Ojcu, przywołuje do siebie Dwunastu. Najdoskonalszą szkołą
dla uczniów jest zatem intymność z Chrystusem i to właśnie oni są pierwszymi
destynatariuszami Jego wezwania: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy
utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na
siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie
ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię
lekkie” (Mt 11, 28). Jezusowe „przywołanie do siebie” znajduje swój
najwyższy wyraz w wezwaniu do uczestnictwa w Jego krzyżu: „A Ja, gdy zostanę
nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie»” (J 12, 32).
Autentyczne zjednoczenie z Jezusem paschalnym, które stanowi pierwszy warunek
dla pełnienia „z mocą” powierzonej uczniom misji jest zawsze związane z
„krzyżem” przykrości, cierpienia, a nawet śmierci, które są konsekwencją
wierności powołaniu . Dzisiejsze rozesłanie Dwunastu stanowi dla nich swoiste
„praktyki duszpasterskie” i antycypację posłania, które będzie miało miejsce po
Zmartwychwstaniu Jezusa, a które zaczną wypełniać, gdy w dniu Pięćdziesiątnicy
zstąpi na nich Duch Święty. Jak wiemy, każdy z nich – za wyjątkiem Jana – odda
życie za wierność swojej apostolskiej misji.
Po drugie w
Piśmie Świętym przyjęcie Bożego powołania związane jest wyjściem z dobrze
znanego, często wygodnego życia i podporządkowanie się w wierze woli Bożej.
Przykładem jest powołanie Abrama: „Pan rzekł do Abrama: «Wyjdź z
twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę.
Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię:
staniesz się błogosławieństwem. (…) Abram udał się w drogę, jak mu Pan
rozkazał, a z nim poszedł i Lot” (Rdz 12, 1-2, 4). Abramowi, który miał
siedemdziesiąt pięć lat i bezpłodną, posuniętą w latach żonę, Bóg kazał wyjść z
jego rodzinnej ziemi i obiecał mu, że jego potomstwo rozrośnie się w wieki
naród. Jedynym warunkiem miała być jego niezachwiana wiara i całkowite
podporządkowanie woli Boga, który był jedyną mocą i jedynym gwarantem
realizacji tych, zdawałoby się po ludzku nierealnych, obietnic. Podobnie dziś
Jezus posyła swoich uczniów – którzy już zostawili swoje dotychczasowe życie,
by pójść za nim – nakazując im całkowite zawierzenie Bożej Opatrzności: mają
ruszyć w drogę bez pożywienia, bez torby na zbieranie datków, bez pieniędzy, a
nawet bez ubrania na zmianę. „Jedyne” co Jezus im daje, to Jego moc do walki ze
złem osobowym, która jest pierwszym obowiązkiem ucznia, oraz uzdrawiania (w
piątym rozdziale Ewangelii św. Marka Jezus najpierw wyrzuca złe duchy z
opętanego, a potem uzdrawia chorującą na krwotok kobietę i wskrzesza córkę
Jaira). Jest to ta sama moc, którą z woli Ojca Duch Święty namaścił Jezusa po
Jego chrzcie w Jordanie. Uczniowie zostają więc posłani w mocy Trójcy
Przenajświętszej, co stanie się dla nich jasne w chwili ostatecznego posłania,
gdy Zmartwychwstały im rozkaże: „Dana Mi jest wszelka władza w
niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając
im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać
wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie
dni, aż do skończenia świata»” (Mt 28, 18-20). Symbolem chrystusowej, a
zatem Bożej obecności wśród posłanego Kościoła jest w dzisiejszej perykopie
ewangelicznej to, że Jezus posyła uczniów „po dwóch”. Nie chodzi tu
jedynie o fakt, że w ten sposób byli oni bardziej wiarygodni (por. Pwt 17, 6;
19, 15), lecz o to, że dwóch to już wspólnota, która przepowiada z mocą, dzięki
obecności Jezusa, jak to obiecał: „Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w
imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20).
Dzisiejsza
perykopa ewangeliczna opisuje posłanie Apostołów, których następcami są biskupi
wspomagani w ich posłudze przez kapłanów, diakonów, oraz inne osoby
konsekrowane. Jednak każdy ochrzczony, a zatem również osoba świecka,
uczestniczy, w sposób dla siebie właściwy, w misji zawierzonej przez Pana Jego
Kościołowi. I chociaż nie każdy z nas otrzymał do Pana powołanie, by całkowicie
poświęcić się głoszeniu Ewangelii, to każdy chrześcijanin jest wezwany do
dążenia do świętości i głoszenia Ewangelii swoim życiem. Jak ważne jest ono dla
zbawienia naszego, oraz innych ukazuje nam świadectwo o. Wiesława Nazaruka OMI.
Doświadczył on śmierci klinicznej, podczas której miał niezwykłą wizję życia po
śmierci. Pomogła mu ona spojrzeć na swoje dotychczasowe życie z Bożej
perspektywy. Warto skorzystać z jego doświadczenia i przewartościować, jeśli
trzeba, nasze życie, abyśmy nieustannie oddawali chwałę Bogu i nieśli pożytek
bliźnim. W kontekście dzisiejszych rozważań chciałbym przytoczyć następujący
fragment świadectwa o. Wiesława dotyczący jego wizji sądu cząstkowego:
„I
zobaczyłem wówczas wszystkie swoje dobre myśli, słowa, czyny, modlitwy i
cierpienia, które ofiarowałem Bogu w ciągu życia. Było to jak balsam, jak
miłość, jak orzeźwiający powiew. W jednym momencie poznałem całe swoje życie
oraz to, kim byłem w Bożych oczach. Poznałem ile w moim życiu było dobra, a ile
zła – nic nie pozostało ukryte. (…) Po chwili usłyszałem słowa Pana Jezusa (nie
widziałem Go, ale wiedziałem, że to był Jezus): „Otaczają cię ci, którym
pomogłeś się zbawić. Przyszli oni na spotkanie z tobą, aby razem z tobą
uwielbiać Boga, przed którym stoisz. Otaczają cię ci, którym pomogłeś się
zbawić modlitwą, cierpieniem i miłością”. To Bóg zbawia, my zaś, żyjąc na
ziemi, mamy za zadanie nie tylko dbać o własne zbawienie, ale swoimi wyborami i
świadectwem dobrego życia – przyczynić się do zbawienia innych. Mamy być
znakiem Boga, aby pomóc im Go poznać i pokochać. Mamy doprowadzić do tego, by
inni też byli zbawieni” (o. Wiesław Nazaruk OMI „Przeżyłem śmierć,
widziałem niebo!” w: „Miłujcie się!”, nr. 3-2018, s.7.
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.