„Gdy Jan
został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił:
«Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się (gr.
metanoiete) i wierzcie (pisteuete) w Ewangelię!»” (Mk 1, 14-15).
Uwięzienie
św. Jana Chrzciciela przez Heroda było bardzo ważnym wydarzeniem w historii
zbawienia. Publiczna misja Poprzednika Mesjasza, Głosu, który na pustyni
nawoływał do prostowania ścieżek (por. Łk 3, 4) i godnego przygotowania się na
nadejście Bożego Pomazańca dobiegła końca. Pozostało mu jeszcze dopełnienie
świadectwa poprzez męczeńską śmierć, która będzie zapowiedzią odkupieńczej
śmierci Sprawiedliwego. W pewnym sensie historia Jana Chrzciciela, któremu nie
dane było wejść do społeczności rodzącego się Kościoła Chrystusowego przypomina
los Mojżesza, któremu Bóg pokazał Ziemię obiecaną, lecz nie pozwolił do niej
wejść, mówiąc: „Oto kraj, który poprzysiągłem Abrahamowi, Izaakowi i
Jakubowi tymi słowami: Dam go twemu potomstwu. Dałem ci go zobaczyć własnymi
oczami, lecz tam nie wejdziesz” (Pwt 34, 4). Przyczyną takiej decyzji Pana
Boga wobec Mojżesza i Aarona była ich niewiara, a w konsekwencji uchybienie ich
misji, jaką było objawienie ludowi świętości Boga: „Ponieważ Mi nie
uwierzyliście i nie objawiliście mojej świętości wobec Izraelitów, dlatego wy
nie wprowadzicie tego ludu do kraju, który im daję” (Lb 20, 12).
Św. Jan
Chrzciciel – jak słyszeliśmy poprzednią niedzielę – pozostał do końca wierny
Bogu, rozpoznając w Jezusie z Nazaretu nadchodzącego Zbawiciela, co zaowocowało
pójściem za Jezusem jego dwóch uczniów: „Jan znowu stał w tym miejscu wraz z
dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek
Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem.” (J 1, 35
– 37). Jednak Jan również musiał zatrzymać się na brzegach Jordanu, ponieważ
tylko Jezus Chrystus – niczym nowy Jozue, przed którym w cudowny sposób
rozwarły się nurty rzeki, gdy kapłani wnieśli do niej Arkę Przymierza (por. Joz
14, 17) – był w stanie ogłosić i ustanowić pełnię czasów, nastanie Bożego
królowania na ziemi. On bowiem, Wcielone Słowo Boże, jest nową i doskonałą Arką
Przymierza, w Nim też wypełnia się cała historia zbawienia. Jezus wszedł do
Jordanu, aby przyjąć na siebie grzech świata, czyli niewiarę, oraz brak miłości
i posłuszeństwa Bogu, które rodzą wszelką nieprawość, aby zniszczyć je na
drzewie krzyża i pozwolić tym, którzy pójdą za Nim przejść suchą stopą do Ziemi
obiecanej Królestwa Bożego.
Jezus
przemawia dziś do mnie „jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie”
(Mk 1, 22), ponieważ doskonale wie skąd przyszedł i dokąd idzie (por. J 8, 14).
Całkowicie poddany woli Ojca Zbawiciel wzywa mnie do nawrócenia, metanoi,
gruntownego przebudowania – w posłuszeństwie Duchowi Świętemu – hierarchii
wartości mojego życia i ustanowienia na jej szczycie Boga, który chce być
przeze mnie kochany całym moim sercem, całą moją duszą i całym moim umysłem
(por. Mk 12, 29-31). Tylko wówczas, gdy podejmę trud uporządkowania mojego
życia według zasad zdrowego teocentryzmu, mam szansę otworzyć się na
łaskę wiary w Ewangelię. Tylko w mocy tej wiary będę w stanie spojrzeć na
siebie i otaczającą mnie rzeczywistość oczyma Chrystusa, oraz pokochać innych
ludzi Jego sercem.
Jezus
wchodzi zatem dziś ze swoją Dobrą Nowiną w konkretną rzeczywistość mojej
codzienności, podobnie jak wszedł w życie swoich pierwszych uczniów.
„Przechodząc
obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał (gr. eiden) Szymona i brata
Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami.
Jezus rzekł (gr. eipen) do nich: «Pójdźcie za Mną (gr. deute
opiso mou), a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi». I natychmiast
zostawili (gr. euthys aphentes) sieci i poszli za Nim (gr. ekolouthesan
auto). Idąc dalej, ujrzał (gr. eiden) Jakuba, syna Zebedeusza, i brata
jego Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał
(gr. euthys ekalesen), a oni zostawili (gr. aphentes) ojca swego,
Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim (gr. apelthon
opiso autou) ” (Mk 1, 16-20).
Zrywając z
tradycją rabinistyczną, wedle której to uczniowie wybierali sobie nauczycieli,
zamieszkiwali z nimi, służąc im i pobierając od nich nauki, Zbawiciel sam
wybiera sobie uczniów. Św. Marek, podkreśla wyraźnie inicjatywę Jezusa,
opisując powołanie Dwunastu: „przywołał do siebie tych, których sam
chciał (gr. hous ethelen autous), a oni przyszli do Niego” (Mk 3, 13).
Pan widzi
mnie na swój doskonały, boski sposób. To spojrzenie obejmuje każdy aspekt
mojego człowieczeństwa, również ten, który Go rani. Lecz dla Jezusa nie stanowi
to przeszkody. I właśnie dlatego, że Jego miłość jest większa od mojej
niewierności, Pan chce bym za Nim poszedł. Dokąd? W pierwszym momencie nie jest
to ważne. Chodzi o to, abym – niczym św. Augustyn – dał się „uwieść” Jezusowi i
przebudował te relacje, które będąc same w sobie dobrymi, stoją między mną a
Panem. Dla Szymona i Andrzeja była to praca symbolizowana przez sieci; dla
Jakuba i Jana dotyczyło to również relacji z ojcem. Dziś muszę się zastanowić,
co w moim życiu jest odpowiednikiem „sieci” i kto jest „ojcem”, z którym łączą
mnie relacje wpływające negatywnie na odpowiedź, jakiej udzielam Bogu.
Cała
niełatwa sztuka bycia uczniem Jezusa polega na tym, abym w stanie wewnętrznej
wolności Bożego dziecka trwał niczym Maryja w niezakłóconym przez zgiełk tego
świata „duchowym nasłuchu” i bym, gdy tylko usłyszę głos Pana, zawierzył Mu,
natychmiast zostawił wszystko i poszedł za Nim, to znaczy upodabniał się do
Niego we wszystkim: w swoich relacjach rodzinnych, zawodowych, towarzyskich
itd., przyjmując wszelkie cierpienie wynikłe z tego powodu, jako uczestnictwo w
Jego zbawczej misji. Jezus bowiem jest bardzo jasny w swoich wymaganiach: „Kto
kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna
lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego
krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien” (Mt 10, 37-38). Wedle
Chrystusowej logiki tylko ten, kto całkowicie odda się Bogu, może stać się
darem dla innych, podobnie jak Jezus, który powiedział o sobie: „Moim
pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło”
(J 4, 34), z woli Ojca stał się pokarmem dla nas w Najświętszym Sakramencie.
W jednej z
wizji, jakich doświadczyła Rozalia Celakówna, Pan Jezus powiedział do niej
słowa, które wskazują na paschalną naturę relacji łączącej Mistrza i ucznia: „Moje
dziecko! Ty będziesz bardzo cierpieć. Ja cię będę krzyżował boleśnie w sposób
mnie znany. Ludzie tobą wzgardzą, mówić będą źle przeciw tobie, lecz Ja to
dopuszczę na ciebie, by Bóg przez to był uwielbiony. (…) Nic się nie lękaj, bo
Ja cię nigdy nie opuszczę: jesteś moją na zawsze. Dlatego tak z tobą postępuję,
bo jesteś niczym – samą nicością, by się na tobie okazała moja moc, moja miłość
i miłosierdzie (…) twoje życie też ma być wzorowane na moim życiu ukrytym”
(Notatki cz. III, s. 53-56, za: Ks. Władysław Kubik Sj Trudna Droga,
s. 89).
Bycie
uczniem Jezusa oznacza uczestnictwo w Jego krzyżu, który jest jedyną pewną
drogą do chwały zmartwychwstania. Gdy w Ewangelii św. Łukasza Pan Jezus
zapowiedział swoim uczniom, że będą prześladowani, dodał: „Uczeń nie
przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy, jeśli uczeń będzie jak
jego nauczyciel, a sługa jak pan jego” (Mt 10, 24-25). Należy zawsze
pamiętać, że „spoiwem” łączącym Jezusa i Jego ucznia jest miłość, której Bóg
Ojciec udziela Kościołowi w Duchu Świętym. Bez niej odkupieńcze
współcierpienie, o którym pisze św. Paweł w Liście do Kolosan (por. Kol 1, 24),
byłoby czymś całkowicie niezrozumiałym. Rozalia Celakówna, którą Jezus
poprosił, aby pełniła trudną posługę pielęgniarki w szpitalu św. Łazarza w
Krakowie, na oddziale dermatologicznym (wenerycznym), pisała: „Mam żyć w
zjednoczeniu z Nim w każdej chwili, by wszystko, każdy czas był wykorzystywany
dla miłości. Miłość musi kierować każdym moim krokiem, w ogóle każdym
tchnieniem, by wszystkie me czyny i poczynania były przepojone miłością. Miłość
każe zapominać o sobie, pracować dokładnie i bezinteresownie, służyć wszystkim
bez względu, jak się na mnie zapatrują i jak postępują. Wszelkie przykrości
przyjmować w zjednoczeniu z cierpieniami Pana Jezusa i ofiarować je Ojcu
Niebieskiemu za cały świat o przyjście Królestwa chrystusowego do dusz, by
Jezus był poznany i ukochany przez cały świat, a przede wszystkim przez nas”
(Wyznania z przeżyć wewnętrznych, s. 407, za: Op. cit.).
Arek
"Wypłyńmy na głębię"
OdpowiedzUsuńBądźmy drodzy bracia i siostry jak sieci zarzucane przez rybaków. Niech nasza miłość do bliźnich i nasze czyny wabią ludzi. Oby jak najwięcej osób wpadało w sieć bożej miłości.
Bądźmy silni, spójni i trzymajmy się razem.
Każdy z nas jest dla kogoś przykładem, może to akurat twój przykład życia przyciągnie osoby, które będę pragnęły bożej miłości, będą pragnęły przylgnąć do Boga.
Pan wybrał każdego z Was.
Bożenka Pz