Perykopa
ewangeliczna, którą rozważamy podczas dzisiejszej Liturgii Słowa, wprowadza nas
głębiej w tajemnicę królestwa Bożego, które jest obecne i działa wśród nas.
Pierwsze dwie przypowieści mają, jako wspólny mianownik, ogromną radość, jaką
wywołuje w człowieku doświadczenie Bożego królowania, które staje się
rzeczywistością w osobie Emmanuela, Boga z nami, Jezusa Chrystusa.
Trzecia przypowieść stanowi swoistą syntezę nauki o historii zbawienia
skierowanej do uczniów – apostołów, „rybaków ludzi”. Jednoznacznie wskazuje nam
ona, że sąd, który czeka każdego z nas na końcu czasów, jest dziełem Boga, zaś
naszym obowiązkiem jest dążenie do świętości własnej, oraz głoszenie Ewangelii
słowem i przykładem, a także nieustanna modlitwa o zbawienie wszystkich ludzi.
„Królestwo
niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i
ukrył ponownie. Uradowany (gr. apo tes charas; dosł. z radością)
poszedł, sprzedał wszystko, co miał (gr polei panta hosa echei), i kupił
tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego
pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał
wszystko, co miał, i kupił ją” (Mt 13, 44).
Opowieści o
skarbach zawsze rozpalają wyobraźnię słuchaczy. Nie inaczej było w czasach współczesnych
Jezusowi, kiedy – wobec licznych zamętów związanych z rzymską okupacją, oraz
częstymi rozruchami wywoływanymi szczególnie przez zelotów – jednym ze sposobów
ochrony zgromadzonego majątku było jego zakopanie w ziemi. Słuchaczami Jezusa
byli w większości ludzie ubodzy, którzy najmowali się do pracy na ziemiach
bogatych obszarników. To właśnie przede wszystkim do nich skierowana jest
pierwsza parabola. Jej wewnętrzny sens i dynamika, którą egzegeci nazywają tertium
comparationis, opiera się na niczym nie zasłużonym, niespodziewanym
odnalezieniu czegoś niezwykle cennego, co całkowicie i na zawsze odmieni życie
znalazcy. W dzisiejszych czasach ta przypowieść mogłaby się zaczynać
następująco: Królestwo niebieskie podobne jest do kuponu totolotka ze skreśloną
szóstką na dwadzieścia pięć milionów złotych, leżącego na terenie posesji, na
trawniku… Człowiekiem, który go znalazł mógłby być koszący trawę ogrodnik.
Oczywiście Pan Jezus nie twierdzi w swojej przypowieści, że chodzi o konkretne
kosztowności, lecz o skarb (gr. thesauro), który w ostatecznym
rozrachunku okazuje się być zbawcza miłość Boga objawiona w Nim i trzymana za
darmo dzięki Jego śmierci i Zmartwychwstaniu. Z resztą, Jezus miał raczej
krytyczną opinię na temat gromadzenia i ukrywania skarbów na tym świecie, mówił
bowiem: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i
gdzie złodzieje włamują się, i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie
ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się, i nie kradną.
Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6, 19-21).
Druga
przypowieść różni się od pierwszej tym, że jej bohater, kupiec świadomie szukał
pięknej perły. Takie precjoza były niezwykle rzadkie i kosztowne: poławiano je
w Morzu Czerwonym, Zatoce Perskiej, oraz Morzu Indyjskim, a wartość
najpiękniejszych egzemplarzy dochodziła do ówczesnego odpowiednika kilku
milionów dolarów, dlatego pozwolić sobie na nie mogli jedynie nieliczni.
Kupiec, który szukał tego rodzaju towaru musiał być bardzo ambitny,
zdeterminowany i odważny, oraz mądry: musiał bowiem wiedzieć jak bezpiecznie
przechować, a następnie spieniężyć z zyskiem tak wyjątkowy towar. Z całą
pewnością ta jedna transakcja ustawiała go na całe życie. Jeżeli adresatami
pierwszej paraboli byli „zwykli” Izraelici, których Jezus nazywa
błogosławionymi w swoim Kazaniu na Górze, to druga przypowieść przywołuje na
myśl faryzeuszów, uczonych w Piśmie i kapłanów, których zadaniem było
poszukiwanie mądrości płynącej z Tory i nauczania ludu Prawa Bożego.
Pocieszające
jest to, że w obu przypadkach pozyskanie skarbu i perły jest możliwe. Zarówno
szczęśliwy znalazca jak obrotny kupiec mają wystarczające środki, dzięki którym
są w stanie dokonać zakupu, dzięki któremu wejdą w posiadanie upragnionej
rzeczy. Bóg obdarza nas talentami, które są wystarczające, aby osiągnąć
zbawienie. Chociaż czasami wydaje się nam, że inni dostali więcej: mają
bogatszych, lepiej usytuowanych rodziców, którzy ułatwili im start życiowy, są
zdolniejsi, obrotniejsi, czy mają więcej szczęścia. Dzisiejsze czytanie
Ewangeliczne uczy nas, że Pan Bóg daje każdemu człowiekowi dokładnie tyle
talentów, ile potrzebuje, aby rozpoznać Jego wolę i według niej żyć. Ani za
dużo, ani za mało: to relacja łącząca nas z posiadanymi dobrami materialnymi determinuje
nasze życie: staje się czasami okazją do czynienia dobra lub wręcz przeciwnie,
stanowi przeszkodę w osiągnięciu zbawienia (por. Mt 19, 16-22).
Jednocześnie
Jezus uczy nas, że wobec królestwa Bożego nie można zachować postawy
umiarkowanej, wejść do niego częściowo, iść na kompromis ze światem. Człowiek,
który znalazł skarb sprzedał wszystko, co miał – ten zwrot znajduje się w obu
przypowieściach – aby osiągnąć dużo więcej. Nie ma w tym zachowaniu żadnego
wyrzeczenia, które wiązało by się ze stratą: obaj sprzedali to, co mieli, aby
za zgromadzone środki nabyć coś, co stawi, że staną się odtąd bardziej zamożni,
niż mogliby to sobie wyobrazić. Czy jednak stali się przez to rzeczywiście
szczęśliwi?
Dzisiejsza
Ewangelia o królestwie Bożym mówi zatem wyłącznie prawdziwym o zysku, jaki mogą
odnieść ci, którzy nie przegapią nadążającej się okazji i w 100% ją
wykorzystają. Tym, którzy mogą mieć pewne wątpliwości, czy dobrze
zainwestowali, warto przypomnieć rozmowę Jezusa z Piotrem: „Wtedy
Piotr rzekł do Niego: «Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za
Tobą, cóż więc otrzymamy?» Jezus zaś rzekł do nich: «Zaprawdę,
powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie
chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach,
sądząc dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom,
braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i
życie wieczne odziedziczy. Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a
ostatnich pierwszymi” (Mt 19, 27-30). Właśnie tę ostateczną nagrodę życia w
Chrystusie, które nie będzie miało końca miał na myśli św. Paweł, gdy pisał: „Dla
mnie bowiem żyć - to Chrystus, a umrzeć - to zysk (gr. kerdos)” (Flp
1, 21). Wobec zjednoczenia z Jezusem, który jest urzeczywistnieniem królestwa
Bożego na ziemi, wszystko inne ukazuje się w swojej ograniczonej wartości, a
trwanie w Chrystusie staje się jedynym, mądrym wyborem: „Ale to wszystko, co
było dla mnie zyskiem, ze względu na Chrystusa uznałem za stratę. I owszem,
nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania
Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję
to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim” (Flp 3,
7-9). Nie oznacza to bynajmniej, że owe wyzucie się jest bezbolesne: często
następstwem wyboru Chrystusa jest prześladowanie i śmierć, jednak w Bożej
optyce zbawienia taka postawa ma nieocenioną wartość: „Bo kto chce zachować
swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż
bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy
szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Albowiem Syn
Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda
każdemu według jego postępowania” (Mt 16, 25-27).
„Dalej,
podobne jest królestwo niebieskie do sieci (gr. sagene), zarzuconej w
morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją
na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Tak będzie
przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i
wrzucą w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mt 13,
47-50).
Trzecia
przypowieść musiała być szczególnie bliska Apostołom, których Jezus powołał
słowami: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi” (Mt 4, 19).
Siecią, o której Jezus mówi jest niewód, ciągniona sieć rybacka. Już samo
porównanie królestwa Bożego do sieci implikuje, że dla jego prawidłowego
funkcjonowania potrzebny jest współudział tych, którzy w imię Jezusa
„obsługują” sieć Kościoła i czyni bezpodstawnym slogan: „Jezus tak, Kościół
nie”.
Co istotne,
rybacy łowili w swoje sieci nie tylko ryby, lecz wszystko, co w nie wpadło,
dopiero później dokonywali selekcji. Ewangelista pisze dosłownie: „gr. pantos
genous synagagouse”, „ze wszystkich rodzajów gromadzące”. Ten zwrot
odpowiada poleceniu Jezusa Zmartwychwstałego: „Idźcie na cały świat i
głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15). Uniwersalny
wymiar królestwa Bożego potwierdza wizja św. Piotra: „Widzi niebo otwarte i
jakiś spuszczający się przedmiot, podobny do wielkiego płótna czterema końcami
opadającego ku ziemi. Były w nim wszelkie zwierzęta czworonożne, płazy
naziemne i ptaki powietrzne. «Zabijaj, Piotrze i jedz!» - odezwał się do niego
głos. «O nie, Panie! Bo nigdy nie jadłem nic skażonego i nieczystego» -
odpowiedział Piotr. A głos znowu po raz drugi do niego: «Nie nazywaj nieczystym
tego, co Bóg oczyścił»” (Dz 10, 11-15). Jezus umarł za wszystkich ludzi i
misją Kościoła, naszą misją, jest głoszenie Dobrej Nowiny każdemu człowiekowi,
nie oceniając czy jest on tego godzien czy nie i pozostawiając sąd Bogu. On też
zdecyduje kiedy sieć jest pełna i przyszedł czas przejrzeć połów.
Podobnie jak w
przypowieści o chwaście, tymi którzy dokonają „żniw”, rozdzielając pszenicę
stanowiącą podstawę ówczesnego jadłospisu, od trujących chwastów, zaś w
dzisiejszej przypowieści o sieci podzielą połów na egzemplarze „dobre (gr.
kala)” i „zepsute (gr. sapra)”, czyli niezdatne do spożycia,
będą aniołowie Boży. To uściślenie Jezusa wyraża autonomię Stwórcy, którego sąd
będzie doskonały, wolny od ludzkiej ułomności. W istocie, „przy końcu świata”,
dosłownie „przy wypełnieniu się eonu” (gr. synteleia tou aionos),
czyli czasów – bo gdy przyjdzie Jezus „Jego królestwu nie będzie końca”,
Bóg postawi każdego z nas wobec prawdy o nas samych. Czy byliśmy wobec innych
dobrzy jak chleb i ryby, którymi Jezus nakarmił słuchające Go tłumy, czy też na
skutek zepsucia staliśmy się trucizną, która zabija w naszych bliźnich wiarę w
dobroć i miłość Boga do człowieka. Będzie to zatem sąd, w którym wyrok wyda nie
Bóg, lecz osądzą nas owoce naszego postępowania. W zależności od tego, czy będą
to owoce życia według ducha, czy według ciała spoczniemy niczym Łazarz na łonie
Abrahama albo jako „źli” skończymy w rozpalonym piecu.
Św. Faustyna
Kowalska w dramatycznych słowach opisywała moment śmierci i następującego po
niej sądu Bożego: „O godzino straszna, w której widzieć trzeba wszystkie
czyny swoje w całej nagości i[nędzy]; nie ginie z nich ani jeden, wiernie
towarzyszyć nam będą na sąd Boży” (Dz 426)
Warto zatem już
teraz zastanowić się, bazując na Słowie Bożym, jakie owoce rodzimy w naszym
codziennym życiu:
„Jest zaś
rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość,
wyuzdanie, uprawianie bałwochwalstwa, czary, nienawiść, spór, zawiść,
wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość,
pijaństwo, hulanki i tym podobne. Co do nich zapowiadam wam, jak to już
zapowiedziałem: ci, którzy się takich rzeczy dopuszczają, królestwa Bożego nie
odziedziczą. Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość,
uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Przeciw takim [cnotom] nie
ma Prawa. A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje z
jego namiętnościami i pożądaniami. Mając życie od Ducha, do Ducha się też
stosujmy. Nie szukajmy próżnej chwały, jedni drugich drażniąc i wzajemnie sobie
zazdroszcząc” (Ga 5, 21-26).
Arek
Dziś przeczytałam do końca.Wszystko to jest wiadomo,ale przypominać trzeba.Dziękuję ci Arku.Łucja.
OdpowiedzUsuń