Perykopa ewangeliczna, którą Kościół rozważa w dzisiejszą, III Niedzielę Wielkanocną, jest w pewnym sensie Ewangelią drogi. Św. Mateusz w następujących słowach opisuje publiczną działalność Jezusa: „Tak Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości” (Mt 9, 35. Przemawiając do setnika Korneliusza i jego domowników, św. Piotr powiedział: „Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą. Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła” (Dz 10, 38). Dziś Jezus Zmartwychwstały dołącza do swoich dwóch uczniów, aby wędrować razem z nimi, tłumaczyć im Pisma i łamać dla nich chleb. W następstwie tego niezwykłego, uzdrawiającego spotkania, ci którzy zdawali się oddalać, przez swą niewiarę, od Chrystusa, podejmują drogę powrotną do Jerozolimy, aby świadczyć, że On żyje. Tej drodze Pan wędruje w nich, pożywionych i uświęconych Jego Najświętszym Ciałem i Krwią.
„Tego
samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej
sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co
się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył
się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie
poznali. On zaś ich zapytał: «Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w
drodze?» Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział
Mu: «Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co
się tam w tych dniach stało». Zapytał ich: «Cóż takiego?» Odpowiedzieli Mu:
«To, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem potężnym w
czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy
wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał
wyzwolić Izraela. Tak, a po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to
stało. Nadto jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u
grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie
aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu
i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli»”
(Łk 24, 13-24).
Rozważając
dzisiejszą perykopę warto pamiętać co kryje się za zwrotem „tego samego dnia”,
ponieważ jest on – przez wydarzenia, które miały wówczas miejsce – punktem
odniesienia dla jej właściwej interpretacji. „W pierwszy dzień tygodnia poszły
skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od grobu
zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy
wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących
szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich:
«Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie
sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: "Syn Człowieczy musi
być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia
zmartwychwstanie"». Wtedy przypomniały sobie Jego słowa i wróciły od
grobu, oznajmiły to wszystko Jedenastu i wszystkim pozostałym. A były to:
Maria Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba; i inne z nimi opowiadały to Apostołom.
Lecz słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary” (Łk 24,
4-11). Zachowanie Piotra, który zadał sobie trud weryfikacji prawdomówności
niewiast cechuje się pewną odmianą wobec niewiary pozostałych uczniów: „Jednakże
Piotr wybrał się i pobiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko
płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało” (Łk
24, 12). Tym niemniej on również nie dał wiary świadectwu kobiet, ani nie
uwierzył na widok tego, co zobaczył w pustym grobie, w przeciwieństwie do Jana,
który „przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył” (J 20, 8).
Kleofas i
drugi uczeń, którzy odrzucili świadectwo niewiast, postanowili wrócić do Emaus
i wybrali się w drogę do wioski leżącej 11 km od Jerozolimy. Dla nich przygoda
z Jezusem definitywnie się skończyła. Rozczarowani i rozgoryczeni „rozmawiali
oni (gr. homiloun) z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło” (Łk 24,
14). Św. Łukasz posługuje się słowem, od którego wywodzi się rzeczownik
„homilia”, jakim dziś określamy tłumaczenie słowa Bożego podczas Eucharystii.
Obaj uczniowie mieli wszelkie niezbędne informacje, aby poznać prawdziwy sens
wydarzeń, o których z ożywieniem dyskutowali. Wszak słuchali nauczania
Pana Jezusa, oraz widzieli cuda i znaki jakie czynił, gdy wędrowali z Nim
drogami Palestyny, które zawiodły ich Mistrza aż na Golgotę, gdzie umarł
dokładnie tak, jak zapowiadał. Co więcej, usłyszeli oni od „ich kobiet”,
których prawdomówność musiała być im znana, niezwykłą historię ich spotkania z
aniołami. Boży posłańcy przypomnieli niewiastom słowa samego Jezusa, które
uczniowie musieli pamiętać z racji na ich szokującą treść: „Syn Człowieczy
musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia
zmartwychwstanie” (Łk 24, 7). Skoro przypomniały się one niewiastom, to
dlaczego nie miały się przypomnieć uczniom?
Tymczasem
dyskusja tych ostatnich była niczym rozdrapywanie ran, na które nie mieli
lekarstwa. Pozostali oni „racjonalnie” rozczarowani i smutni, jak Tomasz, który
wobec przepowiadania pozostałych Apostołów rzucił im wyzwanie: „Jeżeli na
rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ,
i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę»” (J 20, 25). Kleofas i
jego towarzysz wybrali ucieczkę z Jerozolimy. W jednym i drugim przypadku był
to racjonalizm fałszywy, który skrywał brak zrozumienia prawdziwego sensu
zbawczych wydarzeń, jak tłumaczy św. Jan: „Dotąd bowiem nie rozumieli
jeszcze Pisma, [które mówi], że On ma powstać z martwych” (J 20, 9).
Św. Łukasz opisuje tę samą tragiczną sytuację niezrozumienia przez uczniów
Bożego objawienia, które dokonało się Chrystusie, odwołując się do widzenia /
rozpoznania Zbawiciela, pisząc: „Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą,
sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na
uwięzi, tak że Go nie poznali” (Łk 24, 15-16).
Podobnie jak
w przypadku Tomasza, również wobec spieszących do Emaus uczniów Jezus objawił
wierność w miłości i miłosierdzie Ojca. W obu przypadkach Pan wszedł w
konkretną sytuację biedy i choroby duchowej swoich uczniów, aby ich uzdrowić.
Didymosowi Jezus ukazał swoje Najświętsze Rany, pozwalając aby Apostoł dotknął
je i przez to wymuszone, fizyczne zjednoczenie odstąpił od swojej niewiary i
przyjął łaskę Ducha Świętego. Kleofasowi oraz drugiemu uczniowi Zbawiciel
towarzyszył w ich ucieczce w mrok niewiary i rozgoryczenia, by wnieść w ich
życie światło płynące ze Słowa Bożego, oraz zjednoczyć się z nimi
eucharystycznie, łamiąc chleb i karmiąc ich Sobą. W obu przypadkach inicjatywa
leżała całkowicie po stronie Boga i była Jego darem Paschalnym. Należy przy tym
zauważyć, że Jezus nie działał w całkowitej próżni duchowej swych uczniów:
zarówno Tomasz, jak Kleofas i drugi uczeń doświadczali głębokiego poczucia
straty odpowiadającej ich przywiązaniu do Jezusa. Zmartwychwstały Pan uzdrowił
ich brak wiary, bazując na tej miłości uczniów do Mistrza, która po Jego
tragicznej śmierci przyoblekła się w zgorzknienie i rozczarowanie. Nie ma
natomiast w uczniach tej śmiertelnej obojętności, na którą choruje współczesny
człowiek odrzucający konsekwentnie łaskę Ducha Świętego.
Dzisiejsza
perykopa ewangeliczna jest pięknym potwierdzeniem wierności Bożej. Jezus, który
powiedział: „Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem
pośród nich” (Mt 18, 20) zbliżył się do uczniów, by iść z nimi i uwolnić
ich oczy z uwięzi niewiary, która pogrążała ich w mroku rozczarowania i
osamotnienia. To uzdrowienie było procesem odzwierciedlającym strukturę
Eucharystii, w którym sam Zbawiciel celebrował liturgię Słowa i pobłogosławił,
a następnie połamał dla nich chleb. Jezus, pytając uczniów o temat ich dyskusji
stał się jej uczestnikiem. Uczynił to w sposób narażający go na wyśmianie,
jednak paradoksalnie to On był jedyną osobą, która tak naprawdę wiedziała, co
wydarzyło się w Świętym Mieście, uczniowie zaś ze swoją pseudo-wiedzą i oporem
wobec świadectwa kobiet tonęli w ciemnościach niewiary, która czyniła z nich
niejako świadkami anty-ewangelii. W ich „nauczaniu” jakie zaoferowali Jezusowi,
odnaleźć się może również wielu współczesnych pseudo egzegetów i znawców Boga.
Według niego wprawdzie Jezus Nazarejczyk „był prorokiem potężnym w czynie i
słowie wobec Boga i całego ludu” (Łk 24, 19), lecz ostatecznie został –
podobnie jak inni przed Nim – zabity, co gorsza przy udziale swoich, ponieważ
to właśnie: „arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i
ukrzyżowali” (Łk 24, 20). Uczniowie nie powiedzieli tego wprost, lecz na
swój sposób podzielali oskarżenia arcykapłanów i uczonych w Piśmie, że Jezus
był zwodzicielem tłumów i fałszywym mesjaszem, mówiąc z wyraźnym
rozczarowaniem: „A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić
Izraela” (Łk 24, 21). Przyznali się w ten sposób, że do końca pojmowali
misję mesjańską Jezusa w kategoriach politycznych: jako wyzwolenie Żydów z pod
władzy Rzymian. W ten sposób, w słowach Pana skierowanych do uczniów w związku
z przypowieścią o siewcy: „Wam dano poznać tajemnice królestwa Bożego, innym
zaś w przypowieściach, aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli”
(Łk 8, 10), postawili się oni po stronie tych, dla których tajemnice królestwa
Bożego pozostało zasłonięte do tego stopnia, że świadectwo niewiast przyprawiło
ich o zgrozę: „Nadto jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas:
były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że
miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje” (Łk 24, 22-23).
Męka, śmierć, a szczególnie Zmartwychwstanie Jezusa są tymi wydarzeniami, które
zmuszają człowieka do odsłonienia swoich autentycznych przekonań dotyczących
Jego tożsamości, jak prorokował Maryi starzec Symeon: „A Twoją duszę miecz
przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 35). Wielu
współczesnych myślicieli wspaniałomyślnie uznaje historyczność Jezusa, uważając
Go za wybitnego nauczyciela i reformatora, który pozostał wierny swoim ideałom,
aż do śmierci krzyżowej. Jednak odrzucają oni fakt zmartwychwstania, fałszując
w ten sposób tożsamość Syna Bożego i Zbawiciela świata. Jak pisze św. Paweł: „A
jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd
pozostajecie w swoich grzechach. Tak więc i ci, co pomarli w Chrystusie, poszli
na zatracenie. Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy,
jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania. Tymczasem jednak
Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli” (1 Kor 15,
17-20).
Reakcja
Jezusa na rewelacje uczniów jest zaiste prorocka w swojej mocy i
bezkompromisowości:
„Na to On
rzekł do nich: «O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia
we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał (gr.edei
dosł. nie musiał; nie powinien był) tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?» I
zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał (gr.
diermeneusen) im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego” (Łk 24,
25-27).
Już w
pierwszych słowach Jezus wskazał na duchową przyczynę niewiedzy uczniów. Ich
serca były otępiałe. Jezus, boski lekarz, który mówił o sobie do faryzeuszów: „Nie
potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się
zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem
powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt 9, 12-13) nie zraził się
niewiarą uczniów, lecz pragnął ich odzyskać dla królestwa Bożego. Wędrując z
nimi do Emaus, Jezus uzdrawiał ich chore i obolałe serca, które zamknięte na
łaskę Ducha Świętego, pozostawały w mroku niewiary. Nierozumność obu uczniów
miała zatem charakter duchowy. Nie rozumieli ponieważ nie kochali. Niewiasty,
które udały się do grobu Jezusa wiedzione miłością, „przypomniały sobie Jego
słowa i wróciły od grobu, oznajmiły to wszystko Jedenastu i wszystkim
pozostałym” (Łk 24, 8-9). Uczniowie, aby uczynić to samo potrzebowali
boskiej interwencji Jezusa; ognia Jego miłości, która rozpali ich oziębłe
serca. Jest to ogień paschalny, o którym Pan mówił: „Przyszedłem rzucić
ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam
przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie” (Łk 12, 49-50). Temu
pragnieniu odkupienia i uświęcenia upadłej ludzkości Jezus pozostał wierny, aż
do śmierci krzyżowej, a Jego ostatnie słowo na drzewie hańby było tego dobitnym
świadectwem: „Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się
wypełniło Pismo, rzekł: «Pragnę»” (J 19, 28). Pan dokonał swoistej
„hermeneutyki”, egzegezy Pism Starego Przymierza, przez pryzmat cierpienia
Mesjasza, Sługi Jahwe. Wszystkie dramatyczne wydarzenia, które dla
rozczarowanych uczniów były dowodem klęski ich Mistrza, w rzeczywistości
stanowiły realizację odwiecznego, Bożego planu zbawienia świata. Prawda ta
stanowiła treść przepowiadania św. Pawła w synagogach żydowskiej diaspory: „Na
podstawie Pisma wyjaśniał i nauczał: «Mesjasz musiał cierpieć i zmartwychwstać.
Jezus, którego wam głoszę, jest tym Mesjaszem»” (Dz 17, 3).
Wskazanie na
fakt, iż w męce i śmierci Jezusa realizują się proroctwa stanowiło istotny
element kerygmatu, czyli przepowiadania Ewangelii przez Apostołów i pierwszych
ewangelizatorów. Świadczy o tym epizod spotkania diakona Filipa z dostojnikiem
etiopskim, w którym odnajdujemy wiele elementów wspólnych z naszą dzisiejszą
perykopą. Urzędnik wyjeżdżał właśnie z Jerozolimy, czytając księgę proroka
Izajasza. „Podejdź i przyłącz się do tego wozu!» - powiedział Duch do
Filipa. Gdy Filip podbiegł, usłyszał, że tamten czyta proroka Izajasza: «Czy
rozumiesz, co czytasz?» - zapytał. A tamten odpowiedział: «Jakżeż mogę
[rozumieć], jeśli mi nikt nie wyjaśni?» I zaprosił Filipa, aby wsiadł i spoczął
przy nim. A czytał ten urywek Pisma: Prowadzą Go jak owcę na rzeź, i jak
baranek, który milczy, gdy go strzygą, tak On nie otwiera ust swoich. W Jego
uniżeniu odmówiono Mu słuszności. Któż zdoła opisać ród Jego? Bo Jego życie
zabiorą z ziemi. «Proszę cię, o kim to Prorok mówi, o sobie czy o kimś innym?»
- zapytał Filipa dworzanin. A Filip wychodząc z tego [tekstu] Pisma
opowiedział mu Dobrą Nowinę o Jezusie. W czasie podróży przybyli nad jakąś
wodę: «Oto woda - powiedział dworzanin - cóż przeszkadza, abym został
ochrzczony?» I kazał zatrzymać wóz, i obaj, Filip i dworzanin, zeszli do wody. I
ochrzcił go. A kiedy wyszli z wody, Duch Pański porwał Filipa i dworzanin
już nigdy go nie widział. Jechał zaś z radością swoją drogą” (Dz 8,
29-39). Ta radość jest darem Ducha Świętego, który towarzyszy przepowiadaniu Ewangelii.
Rozbrzmiewa ona również w głosie św. Piotra, który w dniu Pięćdziesiątnicy
przemówił do Żydów w Jerozolimie: „Mężowie izraelscy, słuchajcie tego, co
mówię: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam
niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród
was, o czym sami wiecie, tego Męża, który z woli postanowienia i przewidzenia
Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście.
Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona
panowała nad Nim” (Dz 2, 22-25).
Przepowiadanie
diakona Filipa przyniosło owoc nawrócenia etiopskiego, który przyjął chrzest. W
dzisiejszym czytaniu ewangelicznym sam Zbawiciel wprowadza uczniów,
którzy wysłuchali Jego interpretacji Pism, w sakramentalne zjednoczenie ze
sobą, którą wyraża łamanie chleba.
„Tak
przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść
dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i
dzień się już nachylił». Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi
miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im.
Wtedy oczy im się otworzyły (gr. dienoichtesan) i poznali Go, lecz On
zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: «Czy serce nie pałało w nas,
kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał (gr. dienoigen,
dosł. otwierał)?»” (Łk 24, 28-32).
Jezus, mimo
że w dalszym ciągu pozostał nierozpoznany przez uczniów, musiał wywrzeć na nich
ogromne wrażenie, skoro chcieli Go zatrzymać, niemal wbrew Jego woli. Moc słów
Pana radykalnie odmieniła ich serca. Zachowanie Kleofasa i jego towarzysza
przywodzi na myśl słowa Jezusa: „A od czasu Jana Chrzciciela aż dotąd
królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je” (Mt
11, 12). Uczniowie, którzy wędrując z Chrystusem doświadczali w Jego
towarzystwie niezwykłej radości i pokoju, „przymusili Go”, aby z nimi pozostał.
Ważniejsze jest jednak to, że Zbawiciel wysłuchał ich prośby, dał się On
przymusić i „Wszedł więc, aby zostać z nimi”, ponieważ wreszcie
usłyszeli Jego głos tak jak powinni: otwartym, rozpalonym miłością sercem. W
ten sposób Pan spełnił obietnicę, którą przypomniał św. Jan w swojej
Apokalipsie: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i
drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Ap 3,
20). Zatem Jezus skorzystał z ich gościnności: wszedł do domu, zasiadł za
stołem i spełniając funkcję zastrzeżoną zgodnie z ówczesną tradycją głowie
rodziny, odmówił błogosławieństwo, połamał chleb i podał Go uczniom. Tym razem
jednak wydarzenie, które miało wyrazić braterstwo i jedność, z woli Gościa
stało się czymś nieskończenie ważniejszym. Pan bowiem odtworzył czynności,
które towarzyszyły ustanowieniu Eucharystii: „Następnie wziął chleb,
odmówiwszy dziękczynienie połamał go i podał mówiąc: «To jest Ciało moje, które
za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę!» Tak samo i kielich po
wieczerzy, mówiąc: «Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was
będzie wylana” (Łk 22, 19-20). Właśnie w momencie łamania chleba „oczy
im się otworzyły i poznali Go”, podobnie Tomasz uznał w Zmartwychwstałym
Jezusie jego Pana i Boga, kiedy Zbawiciel odkrył przed nim swoje najświętsze
rany. W obu przypadkach mamy do czynienia z paschalnymi znakami Bożej Miłości,
której z niczym pomylić nie podobna, gdyż jak głosił przed Sanhedrynem
napełniony Duchem Świętym Piotr Apostoł: „On jest kamieniem,
odrzuconym przez was budujących, tym, który stał się głowicą węgła. I nie ma w
żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego
imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni»” (Dz 4, 11-12). Gdy Pan, który
stał się w nich obecny w mocy spożytej przez nich Eucharystii, zniknął im
sprzed oczu, oszołomieni uczniowie sami potwierdzili działanie Ducha Świętego,
pytając się nawzajem: „Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w
drodze i Pisma nam wyjaśniał?” (Łk 24, 32).
„W tej
samej godzinie wybrali się (gr.anastantes; dosł. wstawszy) i wrócili do
Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im
oznajmili: «Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi». Oni
również opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu
chleba” (Łk 24, 33-35).
Doświadczenie
miłości Boga, którą Zmartwychwstały Jezus rozpalił ich serca w mocy Ducha
Świętego dogłębnie przemieniła uczniów. Św. Łukasz, pisząc o ich decyzji
powrotu do Jerozolimy posługuje się czasownikiem anistemi, który oznacza
również powstanie z martwych. Uczniowie doświadczywszy miłości Jezusa, który
przyszedł do mich, wyjaśnił im Pisma i nakarmił swoim Ciałem eucharystycznym w
pewnym sensie zmartwychwstali, jak syn marnotrawny, o którym ojciec powiedział
do starszego brata: „A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój
był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się” (Łk 15, 32). O
autentyczności nawrócenia obu uczniów świadczy również pośpiech, z jakim – nie
bacząc na zapadającą noc i związane z nią niebezpieczeństwa – powrócili do
Jerozolimy, niczym niewiasty, o których pisze św. Mateusz: „Pośpiesznie
więc oddaliły się od grobu, z bojaźnią i wielką radością, i biegły oznajmić to
Jego uczniom” (Mt 28, 8). Oni również chcieli jak najszybciej dołączyć do
Jedenastu i pozostałych uczniów, ponieważ Eucharystia, którą przyjęli
odbudowała w nich pragnienie jedności, jak uczy św. Paweł: „Ponieważ jeden
jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno Ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z
tego samego chleba” (1 Kor 10, 16-17).
Św. Jan
Paweł II w katechezie zatytuowanej: „Eucharystia jako sakrament jedności”,
wygłoszonej podczas audiencji generalnej 8 listopada 2000, powiedział: „Ta
tradycyjna nauka zakorzeniona jest mocno w Piśmie Świętym. Rozwija ją św. Paweł
w przytoczonym fragmencie z Pierwszego Listu do Koryntian, biorąc za punkt
wyjścia temat podstawowy, jakim jest koinonía, czyli komunia, która tworzy się
pomiędzy wiernym i Chrystusem w Eucharystii. «Kielich błogosławieństwa, który
błogosławimy, czyż nie jest udziałem (koinonía) we Krwi Chrystusa? Chleb, który
łamiemy, czyż nie jest udziałem (koinonía) w Ciele Chrystusa?» (10, 16).
Komunia ta opisana jest dokładniej w Ewangelii św. Jana jako nadzwyczajna
relacja «wzajemnej wewnętrznej więzi»: «trwa we Mnie, a ja w nim». Jezus
stwierdza bowiem w synagodze w Kafarnaum: «Kto spożywa moje Ciało i Krew moją
pije, trwa we Mnie, a Ja w nim» (J 6, 56).
Temat ten
zostanie uwypuklony również w mowach wygłoszonych podczas Ostatniej Wieczerzy,
gdzie występuje symbolika krzewu winnego: latorośl zieleni się i przynosi owoc
jedynie wtedy, gdy jest wszczepiona w krzew winny, od którego przyjmuje
życiodajne soki i wsparcie (por. J 15, 1-7). W przeciwnym razie staje się suchą
gałęzią przeznaczoną na spalenie: aut vitis aut ignis, «albo krzew winny, albo
ogień» — komentował zwięźle św. Augustyn (In Iohannis Evangelium 81, 3).
Zarysowuje się tu jedność, komunia, która powstaje między wiernym a Chrystusem
obecnym w Eucharystii, na podstawie zasady sformułowanej przez św. Pawła: «Czyż
nie są w jedności z ołtarzem ci, którzy spożywają z ofiar na ołtarzu
złożonych?» (1 Kor 10,
18)”.
O tej
jedności z ołtarzem, a zatem również z Chrystusem, który stał się – jak głosi
prefacja wielkanocna – Kapłanem, Ołtarzem i Barankiem Paschalnym, przypominają
święci kapłani, którzy w szczególny sposób łączyli się ze Zbawicielem w każdej
Eucharystii. Jednym z nich był św. O. Pio:
„Do
spotkania z Chrystusem w Eucharystii przygotowywał się już od godziny drugiej
po północy. Dwie godziny modlił się w celi zakonnej, odmawiając różaniec, a
następnie przez całą godzinę rozmyślał nad Ofiarą Chrystusa. Później bardzo
powoli ubierał się w szaty liturgiczne i przyklękał co chwilę, aby i te
czynności uświęcić cichą modlitwą.
Kiedy
nadchodził moment rozpoczęcia mszy uspokajał się, a jego kapłańską duszę wypełniała
myśl o Ofierze, którą za chwilę miał złożyć in persona Christi.
Wychodząc z
zakrystii, bardzo powoli i z wielkim trudem zmierzał w kierunku prezbiterium,
jakby słaniał się pod jakimś ciężarem, głęboko zamyślony, prawie nieobecny.
Jego twarz nosiła ślady niewysłowionego bólu, z oczu płynęły łzy, wargi drżały,
jakby poruszały się w intymnej rozmowie z Chrystusem prawdziwie obecnym na
ołtarzu. Ogarniało go wielkie wzruszenie, „łzy spływały mu z oczu, a ramiona
wstrząsane łkaniem zdawały się uginać pod przytłaczającym ciężarem”. Był to dar
łez. Ich źródłem nie było samo rozrzewnienie, lecz świadomość ogromu darów
Bożych, spływających podczas każdej mszy, a także niewierność i małoduszność
tych, którzy sprzeciwiali się przyjęciu Boga, raniąc Jego miłość. Podczas
Ofiarowania, przy Memento za żywych, kolejny raz wpadał w ekstazę, a następnie
– po długiej chwili ciszy – wypowiadał prośby składane przez pielgrzymów i
wymieniał z pamięci długą listę imion duchowych dzieci.
Najboleśniej
przeżywał moment Przeistoczenia, zwłaszcza w okresie Wielkiego Postu. Ekstazy,
które trwały wtedy pięć, a czasem i więcej minut, następowały jedna po drugiej.
Ojciec Pio był blady, spocony i drżał. Jego wzrok był mocno utkwiony w białej
Hostii, którą trzymał w dłoniach, a głos nabierał szorstkiego i przykrego
brzmienia, jak gdyby stygmatyzowany kapłan był w wielkim bólu lub męce. Z ran
jego rąk wypływała krew. Stygmatyk starał się to ukryć pod długimi rękawami
alby, lecz cały kościół wypełniał się niezwykłym zapachem, który wydawały
stygmaty. Był to kolejny nadzwyczajny dar, jakiego mogli doświadczyć pielgrzymi
obecni na sprawowanej przez Ojcem Pio Eucharystii.
Podczas
komunikowania zdarzały się liczne nadzwyczajne uzdrowienia. Dochodziło do
wyrzucania złych duchów, a także nawrócenia ludzi, którzy odeszli od Kościoła
lub z nim walczyli, czy też należeli do innych wspólnot chrześcijańskich” (Błażej Strzechmiński OFMCap
„Przerażająca tajemnica” w: „Głos Ojca Pio” [15/3/2002]; za www.doojcapio.pl).
Arek
Panie Jezu,jak to wszystko ogarnąć,Twoją miłość,Twoje męki Twoje zmartwychwstanie,że przychodzisz do nas w Komunii.Chyba nasza wiara jest mniejsza od ziarnka gorczycy.
OdpowiedzUsuńA slowo sie cialem izamieszkalo wsrod nas.J1,14
OdpowiedzUsuńAz do smierci stawaj do zapasow o Prawde,a Pan Bog bedzie walczyl o ciebie.Syr 4,28
OdpowiedzUsuń