Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

30.04.2017

„sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi” (Łk 24, 15).


  Perykopa ewangeliczna, którą Kościół rozważa w dzisiejszą, III Niedzielę Wielkanocną, jest w pewnym sensie Ewangelią drogi. Św. Mateusz w następujących słowach opisuje publiczną działalność Jezusa: „Tak Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości” (Mt 9, 35. Przemawiając do setnika Korneliusza i jego domowników, św. Piotr powiedział: „Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą. Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła” (Dz 10, 38). Dziś Jezus Zmartwychwstały dołącza do swoich dwóch uczniów, aby wędrować razem z nimi, tłumaczyć im Pisma i łamać dla nich chleb. W następstwie tego niezwykłego, uzdrawiającego spotkania, ci którzy zdawali się oddalać, przez swą niewiarę, od Chrystusa, podejmują drogę powrotną do Jerozolimy, aby świadczyć, że On żyje. Tej drodze Pan wędruje w nich, pożywionych i uświęconych Jego Najświętszym Ciałem i Krwią.


Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. On zaś ich zapytał: «Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?» Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: «Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało». Zapytał ich: «Cóż takiego?» Odpowiedzieli Mu: «To, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Tak, a po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Nadto jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli»” (Łk 24, 13-24).

Rozważając dzisiejszą perykopę warto pamiętać co kryje się za zwrotem „tego samego dnia”, ponieważ jest on – przez wydarzenia, które miały wówczas miejsce – punktem odniesienia dla jej właściwej interpretacji. „W pierwszy dzień tygodnia poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności.  Kamień od grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: «Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: "Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie"». Wtedy przypomniały sobie Jego słowa i wróciły od grobu, oznajmiły to wszystko Jedenastu i wszystkim pozostałym. A były to: Maria Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba; i inne z nimi opowiadały to Apostołom. Lecz słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary” (Łk 24, 4-11). Zachowanie Piotra, który zadał sobie trud weryfikacji prawdomówności niewiast cechuje się pewną odmianą wobec niewiary pozostałych uczniów:  „Jednakże Piotr wybrał się i pobiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało” (Łk 24, 12). Tym niemniej on również nie dał wiary świadectwu kobiet, ani nie uwierzył na widok tego, co zobaczył w pustym grobie, w przeciwieństwie do Jana, który „przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył” (J 20, 8).

Kleofas i drugi uczeń, którzy odrzucili świadectwo niewiast, postanowili wrócić do Emaus i wybrali się w drogę do wioski leżącej 11 km od Jerozolimy. Dla nich przygoda z Jezusem definitywnie się skończyła. Rozczarowani i rozgoryczeni „rozmawiali oni (gr. homiloun) z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło” (Łk 24, 14). Św. Łukasz posługuje się słowem, od którego wywodzi się rzeczownik „homilia”, jakim dziś określamy tłumaczenie słowa Bożego podczas Eucharystii. Obaj uczniowie mieli wszelkie niezbędne informacje, aby poznać prawdziwy sens wydarzeń, o których z ożywieniem dyskutowali. Wszak  słuchali nauczania Pana Jezusa, oraz widzieli cuda i znaki jakie czynił, gdy wędrowali z Nim drogami Palestyny, które zawiodły ich Mistrza aż na Golgotę, gdzie umarł dokładnie tak, jak zapowiadał. Co więcej, usłyszeli oni od „ich kobiet”, których prawdomówność musiała być im znana, niezwykłą historię ich spotkania z aniołami. Boży posłańcy przypomnieli niewiastom słowa samego Jezusa, które uczniowie musieli pamiętać z racji na ich szokującą treść: „Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie” (Łk 24, 7). Skoro przypomniały się one niewiastom, to dlaczego nie miały się przypomnieć uczniom?

Tymczasem dyskusja tych ostatnich była niczym rozdrapywanie ran, na które nie mieli lekarstwa. Pozostali oni „racjonalnie” rozczarowani i smutni, jak Tomasz, który wobec przepowiadania pozostałych Apostołów rzucił im wyzwanie: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę»” (J 20, 25). Kleofas i jego towarzysz wybrali ucieczkę z Jerozolimy. W jednym i drugim przypadku był to racjonalizm fałszywy, który skrywał brak zrozumienia prawdziwego sensu zbawczych wydarzeń, jak tłumaczy św. Jan: „Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, [które mówi], że On ma powstać z martwych” (J 20, 9). Św. Łukasz opisuje tę samą tragiczną sytuację niezrozumienia przez uczniów Bożego objawienia, które dokonało się Chrystusie, odwołując się do widzenia / rozpoznania Zbawiciela, pisząc: „Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali” (Łk 24, 15-16).

Podobnie jak w przypadku Tomasza, również wobec spieszących do Emaus uczniów Jezus objawił wierność w miłości i miłosierdzie Ojca. W obu przypadkach Pan wszedł w konkretną sytuację biedy i choroby duchowej swoich uczniów, aby ich uzdrowić. Didymosowi Jezus ukazał swoje Najświętsze Rany, pozwalając aby Apostoł dotknął je i przez to wymuszone, fizyczne zjednoczenie odstąpił od swojej niewiary i przyjął łaskę Ducha Świętego. Kleofasowi oraz drugiemu uczniowi Zbawiciel towarzyszył w ich ucieczce w mrok niewiary i rozgoryczenia, by wnieść w ich życie światło płynące ze Słowa Bożego, oraz zjednoczyć się z nimi eucharystycznie, łamiąc chleb i karmiąc ich Sobą. W obu przypadkach inicjatywa leżała całkowicie po stronie Boga i była Jego darem Paschalnym. Należy przy tym zauważyć, że Jezus nie działał w całkowitej próżni duchowej swych uczniów: zarówno Tomasz, jak Kleofas i drugi uczeń doświadczali głębokiego poczucia straty odpowiadającej ich przywiązaniu do Jezusa. Zmartwychwstały Pan uzdrowił ich brak wiary, bazując na tej miłości uczniów do Mistrza, która po Jego tragicznej śmierci przyoblekła się w zgorzknienie i rozczarowanie. Nie ma natomiast w uczniach tej śmiertelnej obojętności, na którą choruje współczesny człowiek odrzucający konsekwentnie łaskę Ducha Świętego.

Dzisiejsza perykopa ewangeliczna jest pięknym potwierdzeniem wierności Bożej. Jezus, który powiedział: „Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20) zbliżył się do uczniów, by iść z nimi i uwolnić ich oczy z uwięzi niewiary, która pogrążała ich w mroku rozczarowania i osamotnienia. To uzdrowienie było procesem odzwierciedlającym strukturę Eucharystii, w którym sam Zbawiciel celebrował liturgię Słowa i pobłogosławił, a następnie połamał dla nich chleb. Jezus, pytając uczniów o temat ich dyskusji stał się jej uczestnikiem. Uczynił to w sposób narażający go na wyśmianie, jednak paradoksalnie to On był jedyną osobą, która tak naprawdę wiedziała, co wydarzyło się w Świętym Mieście, uczniowie zaś ze swoją pseudo-wiedzą i oporem wobec świadectwa kobiet tonęli w ciemnościach niewiary, która czyniła z nich niejako świadkami anty-ewangelii. W ich „nauczaniu” jakie zaoferowali Jezusowi, odnaleźć się może również wielu współczesnych pseudo egzegetów i znawców Boga. Według niego wprawdzie Jezus Nazarejczyk „był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu” (Łk 24, 19), lecz ostatecznie został – podobnie jak inni przed Nim – zabity, co gorsza przy udziale swoich, ponieważ to właśnie:  „arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali” (Łk 24, 20). Uczniowie nie powiedzieli tego wprost, lecz na swój sposób podzielali oskarżenia arcykapłanów i uczonych w Piśmie, że Jezus był zwodzicielem tłumów i fałszywym mesjaszem, mówiąc z wyraźnym rozczarowaniem: „A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela” (Łk 24, 21). Przyznali się w ten sposób, że do końca pojmowali misję mesjańską Jezusa w kategoriach politycznych: jako wyzwolenie Żydów z pod władzy Rzymian. W ten sposób, w słowach Pana skierowanych do uczniów w związku z przypowieścią o siewcy: „Wam dano poznać tajemnice królestwa Bożego, innym zaś w przypowieściach, aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli” (Łk 8, 10), postawili się oni po stronie tych, dla których tajemnice królestwa Bożego pozostało zasłonięte do tego stopnia, że świadectwo niewiast przyprawiło ich o zgrozę: „Nadto jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje” (Łk 24, 22-23). Męka, śmierć, a szczególnie Zmartwychwstanie Jezusa są tymi wydarzeniami, które zmuszają człowieka do odsłonienia swoich autentycznych przekonań dotyczących Jego tożsamości, jak prorokował Maryi starzec Symeon: „A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 35). Wielu współczesnych myślicieli wspaniałomyślnie uznaje historyczność Jezusa, uważając Go za wybitnego nauczyciela i reformatora, który pozostał wierny swoim ideałom, aż do śmierci krzyżowej. Jednak odrzucają oni fakt zmartwychwstania, fałszując w ten sposób tożsamość Syna Bożego i Zbawiciela świata. Jak pisze św. Paweł: „A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach. Tak więc i ci, co pomarli w Chrystusie, poszli na zatracenie. Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania. Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli” (1 Kor 15, 17-20).

Reakcja Jezusa na rewelacje uczniów jest zaiste prorocka w swojej mocy i bezkompromisowości:
Na to On rzekł do nich: «O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał (gr.edei dosł. nie musiał; nie powinien był) tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?» I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał (gr. diermeneusen) im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego” (Łk 24, 25-27).

Już w pierwszych słowach Jezus wskazał na duchową przyczynę niewiedzy uczniów. Ich serca były otępiałe. Jezus, boski lekarz, który mówił o sobie do faryzeuszów: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt 9, 12-13) nie zraził się niewiarą uczniów, lecz pragnął ich odzyskać dla królestwa Bożego. Wędrując z nimi do Emaus, Jezus uzdrawiał ich chore i obolałe serca, które zamknięte na łaskę Ducha Świętego, pozostawały w mroku niewiary. Nierozumność obu uczniów miała zatem charakter duchowy. Nie rozumieli ponieważ nie kochali. Niewiasty, które udały się do grobu Jezusa wiedzione miłością, „przypomniały sobie Jego słowa i wróciły od grobu, oznajmiły to wszystko Jedenastu i wszystkim pozostałym” (Łk 24, 8-9). Uczniowie, aby uczynić to samo potrzebowali boskiej interwencji Jezusa; ognia Jego miłości, która rozpali ich oziębłe serca. Jest to ogień paschalny, o którym Pan mówił: „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie” (Łk 12, 49-50). Temu pragnieniu odkupienia i uświęcenia upadłej ludzkości Jezus pozostał wierny, aż do śmierci krzyżowej, a Jego ostatnie słowo na drzewie hańby było tego dobitnym świadectwem: „Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: «Pragnę»” (J 19, 28). Pan dokonał swoistej „hermeneutyki”, egzegezy Pism Starego Przymierza, przez pryzmat cierpienia Mesjasza, Sługi Jahwe. Wszystkie dramatyczne wydarzenia, które dla rozczarowanych uczniów były dowodem klęski ich Mistrza, w rzeczywistości stanowiły realizację odwiecznego, Bożego planu zbawienia świata. Prawda ta stanowiła treść przepowiadania św. Pawła w synagogach żydowskiej diaspory: „Na podstawie Pisma wyjaśniał i nauczał: «Mesjasz musiał cierpieć i zmartwychwstać. Jezus, którego wam głoszę, jest tym Mesjaszem»” (Dz 17, 3).

Wskazanie na fakt, iż w męce i śmierci Jezusa realizują się proroctwa stanowiło istotny element kerygmatu, czyli przepowiadania Ewangelii przez Apostołów i pierwszych ewangelizatorów. Świadczy o tym epizod spotkania diakona Filipa z dostojnikiem etiopskim, w którym odnajdujemy wiele elementów wspólnych z naszą dzisiejszą perykopą. Urzędnik wyjeżdżał właśnie z Jerozolimy, czytając księgę proroka Izajasza. „Podejdź i przyłącz się do tego wozu!» - powiedział Duch do Filipa. Gdy Filip podbiegł, usłyszał, że tamten czyta proroka Izajasza: «Czy rozumiesz, co czytasz?» - zapytał. A tamten odpowiedział: «Jakżeż mogę [rozumieć], jeśli mi nikt nie wyjaśni?» I zaprosił Filipa, aby wsiadł i spoczął przy nim. A czytał ten urywek Pisma: Prowadzą Go jak owcę na rzeź, i jak baranek, który milczy, gdy go strzygą, tak On nie otwiera ust swoich. W Jego uniżeniu odmówiono Mu słuszności. Któż zdoła opisać ród Jego? Bo Jego życie zabiorą z ziemi. «Proszę cię, o kim to Prorok mówi, o sobie czy o kimś innym?» - zapytał Filipa dworzanin. A Filip wychodząc z tego [tekstu] Pisma opowiedział mu Dobrą Nowinę o Jezusie. W czasie podróży przybyli nad jakąś wodę: «Oto woda - powiedział dworzanin - cóż przeszkadza, abym został ochrzczony?» I kazał zatrzymać wóz, i obaj, Filip i dworzanin, zeszli do wody. I ochrzcił go. A kiedy wyszli z wody, Duch Pański porwał Filipa i dworzanin już nigdy go nie widział. Jechał zaś z radością swoją drogą” (Dz 8, 29-39). Ta radość jest darem Ducha Świętego, który towarzyszy przepowiadaniu Ewangelii. Rozbrzmiewa ona również w głosie św. Piotra, który w dniu Pięćdziesiątnicy przemówił do Żydów w Jerozolimie: „Mężowie izraelscy, słuchajcie tego, co mówię: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was, o czym sami wiecie, tego Męża, który z woli postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście. Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim” (Dz 2, 22-25).

Przepowiadanie diakona Filipa przyniosło owoc nawrócenia etiopskiego, który przyjął chrzest. W  dzisiejszym czytaniu ewangelicznym sam Zbawiciel wprowadza uczniów, którzy wysłuchali Jego interpretacji Pism, w sakramentalne zjednoczenie ze sobą, którą wyraża łamanie chleba.

Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił». Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły (gr. dienoichtesan) i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: «Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał (gr. dienoigen, dosł. otwierał)?»” (Łk 24, 28-32).

Jezus, mimo że w dalszym ciągu pozostał nierozpoznany przez uczniów, musiał wywrzeć na nich ogromne wrażenie, skoro chcieli Go zatrzymać, niemal wbrew Jego woli. Moc słów Pana radykalnie odmieniła ich serca. Zachowanie Kleofasa i jego towarzysza przywodzi na myśl słowa Jezusa: „A od czasu Jana Chrzciciela aż dotąd królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je” (Mt 11, 12). Uczniowie, którzy wędrując z Chrystusem doświadczali w Jego towarzystwie niezwykłej radości i pokoju, „przymusili Go”, aby z nimi pozostał. Ważniejsze jest jednak to, że Zbawiciel wysłuchał ich prośby, dał się On przymusić i „Wszedł więc, aby zostać z nimi”, ponieważ wreszcie usłyszeli Jego głos tak jak powinni: otwartym, rozpalonym miłością sercem. W ten sposób Pan spełnił obietnicę, którą przypomniał św. Jan w swojej Apokalipsie: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Ap 3, 20). Zatem Jezus skorzystał z ich gościnności: wszedł do domu, zasiadł za stołem i spełniając funkcję zastrzeżoną zgodnie z ówczesną tradycją głowie rodziny, odmówił błogosławieństwo, połamał chleb i podał Go uczniom. Tym razem jednak wydarzenie, które miało wyrazić braterstwo i jedność, z woli Gościa stało się czymś nieskończenie ważniejszym. Pan bowiem odtworzył czynności, które towarzyszyły ustanowieniu Eucharystii: „Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie połamał go i podał mówiąc: «To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę!» Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: «Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana” (Łk 22, 19-20). Właśnie w momencie łamania chleba „oczy im się otworzyły i poznali Go”, podobnie Tomasz uznał w Zmartwychwstałym Jezusie jego Pana i Boga, kiedy Zbawiciel odkrył przed nim swoje najświętsze rany. W obu przypadkach mamy do czynienia z paschalnymi znakami Bożej Miłości, której z niczym pomylić nie podobna, gdyż jak głosił przed Sanhedrynem napełniony Duchem Świętym Piotr Apostoł:  „On jest kamieniem, odrzuconym przez was budujących, tym, który stał się głowicą węgła. I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni»” (Dz 4, 11-12). Gdy Pan, który stał się w nich obecny w mocy spożytej przez nich Eucharystii, zniknął im sprzed oczu, oszołomieni uczniowie sami potwierdzili działanie Ducha Świętego, pytając się nawzajem: „Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?” (Łk 24, 32).

W tej samej godzinie wybrali się (gr.anastantes; dosł. wstawszy) i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: «Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi». Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu chleba” (Łk 24, 33-35).  

Doświadczenie miłości Boga, którą Zmartwychwstały Jezus rozpalił ich serca w mocy Ducha Świętego dogłębnie przemieniła uczniów. Św. Łukasz, pisząc o ich decyzji powrotu do Jerozolimy posługuje się czasownikiem anistemi, który oznacza również powstanie z martwych. Uczniowie doświadczywszy miłości Jezusa, który przyszedł do mich, wyjaśnił im Pisma i nakarmił swoim Ciałem eucharystycznym w pewnym sensie zmartwychwstali, jak syn marnotrawny, o którym ojciec powiedział do starszego brata: „A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się” (Łk 15, 32). O autentyczności nawrócenia obu uczniów świadczy również pośpiech, z jakim – nie bacząc na zapadającą noc i związane z nią niebezpieczeństwa – powrócili do Jerozolimy, niczym niewiasty, o których pisze św. Mateusz: „Pośpiesznie więc oddaliły się od grobu, z bojaźnią i wielką radością, i biegły oznajmić to Jego uczniom” (Mt 28, 8). Oni również chcieli jak najszybciej dołączyć do Jedenastu i pozostałych uczniów, ponieważ Eucharystia, którą przyjęli odbudowała w nich pragnienie jedności, jak uczy św. Paweł: „Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno Ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba” (1 Kor 10, 16-17).  

Św. Jan Paweł II w katechezie zatytuowanej: „Eucharystia jako sakrament jedności”, wygłoszonej podczas audiencji generalnej 8 listopada 2000, powiedział: „Ta tradycyjna nauka zakorzeniona jest mocno w Piśmie Świętym. Rozwija ją św. Paweł w przytoczonym fragmencie z Pierwszego Listu do Koryntian, biorąc za punkt wyjścia temat podstawowy, jakim jest koinonía, czyli komunia, która tworzy się pomiędzy wiernym i Chrystusem w Eucharystii. «Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czyż nie jest udziałem (koinonía) we Krwi Chrystusa? Chleb, który łamiemy, czyż nie jest udziałem (koinonía) w Ciele Chrystusa?» (10, 16). Komunia ta opisana jest dokładniej w Ewangelii św. Jana jako nadzwyczajna relacja «wzajemnej wewnętrznej więzi»: «trwa we Mnie, a ja w nim». Jezus stwierdza bowiem w synagodze w Kafarnaum: «Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim» (J 6, 56).
Temat ten zostanie uwypuklony również w mowach wygłoszonych podczas Ostatniej Wieczerzy, gdzie występuje symbolika krzewu winnego: latorośl zieleni się i przynosi owoc jedynie wtedy, gdy jest wszczepiona w krzew winny, od którego przyjmuje życiodajne soki i wsparcie (por. J 15, 1-7). W przeciwnym razie staje się suchą gałęzią przeznaczoną na spalenie: aut vitis aut ignis, «albo krzew winny, albo ogień» — komentował zwięźle św. Augustyn (In Iohannis Evangelium 81, 3). Zarysowuje się tu jedność, komunia, która powstaje między wiernym a Chrystusem obecnym w Eucharystii, na podstawie zasady sformułowanej przez św. Pawła: «Czyż nie są w jedności z ołtarzem ci, którzy spożywają z ofiar na ołtarzu złożonych?» (1 Kor 10, 18)”.

O tej jedności z ołtarzem, a zatem również z Chrystusem, który stał się – jak głosi prefacja wielkanocna – Kapłanem, Ołtarzem i Barankiem Paschalnym, przypominają święci kapłani, którzy w szczególny sposób łączyli się ze Zbawicielem w każdej Eucharystii. Jednym z nich był św. O. Pio:

Do spotkania z Chrystusem w Eucharystii przygotowywał się już od godziny drugiej po północy. Dwie godziny modlił się w celi zakonnej, odmawiając różaniec, a następnie przez całą godzinę rozmyślał nad Ofiarą Chrystusa. Później bardzo powoli ubierał się w szaty liturgiczne i przyklękał co chwilę, aby i te czynności uświęcić cichą modlitwą.

Kiedy nadchodził moment rozpoczęcia mszy uspokajał się, a jego kapłańską duszę wypełniała myśl o Ofierze, którą za chwilę miał złożyć in persona Christi.

Wychodząc z zakrystii, bardzo powoli i z wielkim trudem zmierzał w kierunku prezbiterium, jakby słaniał się pod jakimś ciężarem, głęboko zamyślony, prawie nieobecny. Jego twarz nosiła ślady niewysłowionego bólu, z oczu płynęły łzy, wargi drżały, jakby poruszały się w intymnej rozmowie z Chrystusem prawdziwie obecnym na ołtarzu. Ogarniało go wielkie wzruszenie, „łzy spływały mu z oczu, a ramiona wstrząsane łkaniem zdawały się uginać pod przytłaczającym ciężarem”. Był to dar łez. Ich źródłem nie było samo rozrzewnienie, lecz świadomość ogromu darów Bożych, spływających podczas każdej mszy, a także niewierność i małoduszność tych, którzy sprzeciwiali się przyjęciu Boga, raniąc Jego miłość. Podczas Ofiarowania, przy Memento za żywych, kolejny raz wpadał w ekstazę, a następnie – po długiej chwili ciszy – wypowiadał prośby składane przez pielgrzymów i wymieniał z pamięci długą listę imion duchowych dzieci.

 Najboleśniej przeżywał moment Przeistoczenia, zwłaszcza w okresie Wielkiego Postu. Ekstazy, które trwały wtedy pięć, a czasem i więcej minut, następowały jedna po drugiej. Ojciec Pio był blady, spocony i drżał. Jego wzrok był mocno utkwiony w białej Hostii, którą trzymał w dłoniach, a głos nabierał szorstkiego i przykrego brzmienia, jak gdyby stygmatyzowany kapłan był w wielkim bólu lub męce. Z ran jego rąk wypływała krew. Stygmatyk starał się to ukryć pod długimi rękawami alby, lecz cały kościół wypełniał się niezwykłym zapachem, który wydawały stygmaty. Był to kolejny nadzwyczajny dar, jakiego mogli doświadczyć pielgrzymi obecni na sprawowanej przez Ojcem Pio Eucharystii.  

Podczas komunikowania zdarzały się liczne nadzwyczajne uzdrowienia. Dochodziło do wyrzucania złych duchów, a także nawrócenia ludzi, którzy odeszli od Kościoła lub z nim walczyli, czy też należeli do innych wspólnot chrześcijańskich” (Błażej Strzechmiński OFMCap „Przerażająca tajemnica” w: „Głos Ojca Pio” [15/3/2002]; za www.doojcapio.pl).

                                                                 Arek

3 komentarze:

  1. Panie Jezu,jak to wszystko ogarnąć,Twoją miłość,Twoje męki Twoje zmartwychwstanie,że przychodzisz do nas w Komunii.Chyba nasza wiara jest mniejsza od ziarnka gorczycy.

    OdpowiedzUsuń
  2. A slowo sie cialem izamieszkalo wsrod nas.J1,14

    OdpowiedzUsuń
  3. Az do smierci stawaj do zapasow o Prawde,a Pan Bog bedzie walczyl o ciebie.Syr 4,28

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.