Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

22.01.2017

„Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim” (Mt 4, 19).


  W dzisiejszej Ewangelii Kościół wspomina rozpoczęcie przez Pana Jezusa Jego publicznej misji w Galilei. Święty Mateusz ukazuje nam to wydarzenie jako wypełnienie się proroctwa Izajasza, według którego Jezus, „światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi” (J 1, 9), zapowiedziany przez światło gwiazdy, która przywiodła do Niego pogańskich Magów, teraz rozbłysnął wśród „narodu kroczącego w ciemnościach” (por. Iz 1, 9), przynosząc mu upragnione zbawienie.

Św. Mateusz w następujących słowach opisuje początek publicznej działalności Zbawiciela: „Gdy [Jezus] posłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei. Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i osiadł w Kafarnaum nad jeziorem, na pograniczu Zabulona i Neftalego. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza: Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego. Droga morska, Zajordanie, Galilea pogan! Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci światło wzeszło. Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: «Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie»” (Mt 4, 12-17).

 Początek działalności Jezusa wiąże się z uwięzieniem św. Jana Chrzciciela. Pierwszy Ewangelista pisze dosłownie: „Usłyszawszy zaś, że Jan został wydany (gr. paredothe), wycofał się (gr. anechoresen)” (Mt 4, 12) do Galilei” (Mt 4, 12). Tym samym czasownikiem św. Mateusz posługuje się, gdy Jezus po raz drugi zapowiada swoje Misterium Paschalne: „A kiedy przebywali razem w Galilei, Jezus rzekł do nich: «Syn Człowieczy będzie wydany (gr. paradidousthai) w ręce ludzi. Oni zabiją Go, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie»” (Mt 17, 22). Zatem męczeństwo św. Jana Chrzciciela jest prorocką antycypacją zbawczej śmierci Jezusa, tak jak całe jego życie było ukierunkowanie na przygotowanie ludzkości na przyjście Mesjasza i wprowadzenie Go, poprzez chrzest w Jordanie, w inaugurację Jego zbawczej misji jako Sługi Pańskiego, w mocy Ducha Świętego, którą potwierdził z nieba sam Ojciec, mówiąc o Nim: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie” (Mt 3, 17).

 Chociaż tymi, którzy wydadzą Jezusa w ręce Piłata i jego oprawców będą członkowie Sanhedrynu i podburzeni przez nich Żydzi, to w istocie Tym, który „wydaje” jest sam Ojciec niebieski, zgodnie ze słowami Jego Syna: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał (gr. edoken), aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16). Ten niewyobrażalny akt miłości Boga, który wydaje swojego Umiłowanego Syna na  straszliwą śmierć za nas, jest jednocześnie aktem nieskończonej miłości Syna do Ojca, którego wyrazem jest doskonałe posłuszeństwo w wolności: „Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję (gr. tithemi, dos. kładę), aby je [potem] znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję (gr. tithemi, dos. kładę). Mam moc je oddać (gr. theinai, dos. położyć) i mam moc je znów odzyskać (gr. labei, dos. otrzymać). Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca»” (J 10, 17-18). Podobnie jak św. Jan Chrzciciel położył głowę pod miecz siepacza, który ściął go z polecenia Heroda, kilka lat później Jezus położył swoje skatowane ciało na belce krzyża, byśmy mieli życie i mieli je w obfitości (por. J 10, 17-18). Jednak tylko Jezus ma moc, aby powstać ze śmierci ku prawdziwemu życiu i tym życiem obdarza wszystkich, którzy chcą z wiarą zanurzyć się w Jego śmierć. Cała publiczna działalność Pana Jezusa jest podporządkowana tej odkupieńczej misji, której jednym z aspektów jest rozpraszanie ciemności jaką wniósł na świat grzech i jego ojciec diabeł. Ostateczny triumf Zbawiciela nad Szatanem zapowiada historia kuszenia na pustyni, z której Jezus wychodzi jako Zwycięzca dzięki swojej całkowitej wierności Bogu.
Wieść o uwięzieniu św. Jana Chrzciciela sprawiła, że Jezus  „usunął się” do Galilei. Pan nie chciał wchodzić w konflikt z okrutnym satrapą. Inauguracja Jego publicznej działalności jako nauczyciela i uzdrowiciela wiązała się z wielką popularnością wśród ludu, która była – w przypadku św. Jana Chrzciciela –  jedną z bezpośrednich przyczyn jego uwięzienia, a następnie stracenia  z rozkazu Heroda Antypasa, który podobnie jak ojciec lękał się o swoją władzę. Jezus nie występował bezpośrednio przeciw władzy ziemskiej, ponieważ królestwo, które głosił było królestwem Bożym, a mesjanizm w Jego rozumieniu znacząco różnił się od powszechnych, narodowo wyzwoleńczych oczekiwań Żydów, co nawet wśród Jego najbliższych uczniów było źródłem wielu nieporozumień. Jezus wyraził tę prawdę w rozmowie z Piłatem, mówiąc: „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18, 36).

Powrót Pana Jezusa do Galilei i osiedlenie się w Kafarnaum był wypełnieniem proroctwa Izajasza, oraz bardzo przemyślanym posunięciem. Izajasz nazywa tę niezwykle żyzną krainę „Galileą pogan” i rzeczywiście, chociaż w czasach Jezusa większość etniczną i religijną stanowili Judejczycy, to „Galilea była ze wszystkich stron otoczona (z wyjątkiem południowej granicy z Samarią) przez ziemie należące do hellenistycznych miast. Kafarnaum (podobnie jak Sefforis i Nazaret, leżący dalej na południe) leżało na szlaku jednego z ówczesnych głównych traktów handlowych Palestyny, nazwanego później „Drogą morską”. Podążały tędy karawany z Damaszku do Cezarei Palestyńskiej, leżącej na wybrzeżu Morza Śródziemnego” (Craig S. Keener Komentarz historyczno kulturowy do Nowego Testamentu, s. 16). W ten sposób Zbawiciel mógł głosić Dobrą Nowinę zarówno Żydom jak i poganom, nie wychodząc poza granice Palestyny.

Opuszczenie przez Jezusa, u zarania Jego publicznej działalności,  rodzinnego Nazaretu i osiedlenie się w Kafarnaum było motywowane również głęboką przemianą, której Pan doświadczył po chrzcie w Jordanie. Od momentu, gdy – jak pisze św. Mateusz -  „natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego.  A głos z nieba mówił: «Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie»” (Mt 3, 16-17), Jezus stał się, namaszczony przez Ducha Świętego, niejako innym człowiekiem, całkowicie podporządkowanym prowadzeniu Trzeciej Osoby Boskiej, ukierunkowanym na realizację zbawczej misji. Obrazowo tę determinację Jezusa wyraził św. Łukasz pisząc: „Gdy dopełnił się czas Jego wzięcia [z tego świata], postanowił udać się do Jerozolimy (Łk 9, 51). Ewangelista pisze dosłownie: „ i on oblicze utwierdził, by ruszyć do Jeruzalem”. Chociaż decyzja ta zapadła w późniejszym okresie działalności Pana Jezusa, to owo „utwierdzenie oblicza” ku realizacji woli Ojca, nastąpiło już po chrzcie w Jordanie. Wyrazem tej swoistej „metanoi”, rozumianej nie jako nawrócenie od grzechów, których Jezus nie miał, lecz jako przewartościowanie, ukierunkowanie relacji rodzinnych i społecznych na realizacje Jego zbawczej misji, jest właśnie odejście z Nazaretu i zamieszkanie w Kafarnaum. W tym akcie wyjścia z domu rodzinnego wyraża się również odwieczny zamysł Boga ustanowienia Kościoła, nowej wspólnoty pojętej jako Oblubienica Chrystusa. W Księdze Rodzaju czytamy: „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2, 24). Ta nowa egzystencja, nowa rodzina, jest nie tylko powołaniem, jakie Bóg wpisał w ludzką naturę, ale również wyrazem Jego Przymierza z Narodem Wybranym, o czym szczególnie dobitnie pisze prorok Ozeasz:

„I stanie się w owym dniu - wyrocznia Pana -
że nazwie Mnie: "Mąż mój",
a już nie powie: "Mój Baal".
Usunę z jej ust imiona Baalów
i już nie będzie wymawiać ich imion.
W owym dniu zawrę z nią przymierze,
ze zwierzem polnym i ptactwem powietrznym,
i z tym, co pełza po ziemi.
Łuk, miecz i wojnę wyniszczę z jej kraju,
i pozwolę jej żyć bezpiecznie.
I poślubię cię sobie [znowu] na wieki,
poślubię przez sprawiedliwość i prawo,
przez miłość i miłosierdzie.
Poślubię cię sobie przez wierność,
a poznasz Pana” (Oz 2, 18-22).

Chrystus, który przyszedł na świat jako Światłość prawdziwa, by uwolnić swój lud, oraz pogan od ich „Baali” i przywieść wszystkich ludzi do jedności z Ojcem Niebieskim, sam siebie przedstawia jako pana młodego, mówiąc do faryzeuszów: „Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć” (Mt 9, 15). Co istotne, Pan wplata w tę wypowiedź zwiastun swojej męki, ponieważ to „małżeństwo” z Kościołem, dokona się w mocy Nowego Przymierza zawartego w Jego krwi. Ofiara bowiem, którą Jezus złożył z siebie dla naszego zbawienia, jest miarą Jego nieskończonej Miłości: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Św. Paweł w liście do Koryntian w następujący sposób wyjaśnia tę tajemnicę, czyniąc porównanie do relacji małżeńskich:  „Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej! Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu,  bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus - Głową Kościoła: On - Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom - we wszystkim. Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany. Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz [każdy] je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus - Kościół,  bo jesteśmy członkami Jego Ciała. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża!” (Ef 5, 21-33).

Jezus namaszczony na Mesjasza przez Ducha Świętego podjął przepowiadanie św. Jana Chrzciciela, nadając mu pełnię i moc dogłębnej przemiany serc. Św. Mateusz pisze, że „wystąpił Jan Chrzciciel i głosił na Pustyni Judzkiej te słowa: «Nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie»” (Mt 3, 1-2). Królestwo niebieskie miało nastać wraz z nadejściem Mesjasza. Nawrócenie było niejako ratunkiem przed sądem, jaki miał się wówczas dokonać. Ponieważ Mesjasz „chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym»” (Mt 3, 11-12). Kto wyda owoc nawrócenia doświadczy łaski Ducha Świętego i pójdzie do spichlerza życia wiecznego, zaś grzesznicy spłoną w ogniu. Tymczasem chociaż Jezus zaczął „nauczać i mówić: «Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie»” (Mt 4, 17), to w Nim owa bliskość nie jest kwestią czasu lecz odpowiedzi na Ewangelię. Ponieważ w Chrystusie królestwo Boże jest obecne, jak pisze św. Łukasz: „Zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: «Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: "Oto tu jest" albo: "Tam". Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest»” (Łk 17, 20-21). Prawdę, że królestwo Boże jest już udziałem tych, którzy otwierają się na uświęcające działanie Ducha Świętego, które towarzyszy przepowiadaniu Ewangelii, Zbawiciel potwierdził w swoim Kazaniu na Górze, gdy powiedział: „«Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. (…)Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5, 3.10). Nie ma również w przepowiadaniu Jezusa tego eschatologicznego napięcia, jakie towarzyszyło przepowiadaniu Chrzciciela. Mimo, że Pan nigdy nie odrzucił nauki o retrybucji, według której „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza a za zło karze”, to przedstawia On siebie jako Bramę do Królestwa swojego Ojca: „Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony - wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę” (J 10, 9) i zachęca do szukania królestwa Bożego nie pod wpływem lęku lecz z miłością i ufnością w Bożą opatrzność: „Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6, 32-33).

Od samego początku swojej misji Jezus Oblubieniec niejako kształtował swoim Słowem i czynem Kościół – Oblubienicę, osadzając go na fundamentach dwunastu Apostołów, którzy byli tym, kim w Starym Przymierzu było dwanaście pokoleń Izraela. Powołanie Piotra i Andrzeja, oraz Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, jest wyrazem odwiecznego zamysłu Ojca, by ludzkość, odkupiona we krwi Jego Syna zgromadziła się w Kościele widzialnym i hierarchicznym, którego Głową jest Chrystus, a Jego przedstawicielem na ziemi są Piotr i jego następcy zjednoczeni z  Apostołami, a później biskupami.  Samo powołanie pierwszych Apostołów, opisane w dzisiejszej perykopie jest niezwykłe. Przede wszystkim, wbrew zwyczajowi, który nakazywał, aby to uczniowie szukali sobie rabbiego, to sam Jezus wybiera i powołuje sobie uczniów. Ponadto wszystko dzieje się w ciągłym ruchu: Jezus przechodzi obok Jeziora galilejskiego, widzi trudzących się połowem Piotra i Andrzeja, wydaje im polecenie pójścia za sobą, oni przerywają swoją pracę i idą za Nim. Podobną strukturą charakteryzuje się powołanie dwójki innych braci: Jakuba i Jana. Nauka również będzie odbywać się w drodze, gdyż jak pisze św. Mateusz: „I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszystkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu” (Mt 4, 24).  Między tym pierwszym wezwaniem: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi” (Mt 4, 19), a ostatnim poleceniem, zapisanym w Czwartej Ewangelii, gdy Zmartwychwstały Chrystus powiedział do Piotra zainteresowanego losem Jana: „Jeżeli chcę, aby pozostał, aż przyjdę, co tobie do tego? Ty pójdź za Mną!” (J 21, 22) zawiera się wielka lekcja chrześcijańskiego życia, która wyraża się w konkretnym naśladowaniu Pana, w Jego drodze na Golgotę: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Łk 9, 23). Ewangelista podkreśla, że to polecenie wcale nie jest skierowane do Apostołów, biskupów, czy ogólnie ujmując osób konsekrowanych, lecz do „wszystkich”, czyli każdego z nas.

Od Apostołów możemy uczyć się heroizmu w odpowiedzi na wezwanie Zbawiciela. Być może nie zdajemy sobie w pełni sprawy,  co to znaczy, że posłuszni Jego wezwaniu rybacy „natychmiast” (gr. euthenos) zostawili swoje rodziny, dobrze płatną pracę, czy pozycję społeczną, która budziła szacunek wśród ich rodaków i poszli za dopiero co poznanym Rabbim, wybierając ubóstwo i nieznaną przyszłość. Nie mogli spodziewać się, co ich czeka, szczególnie, że bardzo szybko żydowskie autorytety religijne znienawidziły Jezusa, rzucając pod Jego adresem fałszywe oskarżenia o bluźnierstwo, uprawianie magii, zwodzenie ludu, czy wręcz służbę Belzebubowi. Jak trudna była to droga świadczy pytanie Piotra: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?” (Mt 19, 27). Z drugiej strony sam Jezus był dla nich Tajemnicą, odzierając ich z dotychczasowych przekonań odnośnie Jego mesjańskiej tożsamości, oraz szokując trudnymi do zrozumienia naukami, jak choćby tą o spożywaniu Jego ciała i piciu Jego krwi. Dlaczego więc wobec tych trudności, gdy „wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodziło” (J 6, 66), wobec pytania Jezusa skierowanego do Dwunastu „Czyż i wy chcecie odejść?” (J 6, 67), św. Piotr złożył przepiękne wyznanie wiary i oddania Mistrzowi: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga” (J 6, 68-69)?  Przecież z tą ich wiarą i poznaniem nie było do końca tak dobrze, skoro sam św. Piotr zaparł się trzykrotnie Jezusa w chwili najwyższej próby i tylko św. Jan wytrwał przy Panu pod krzyżem, zaś pozostali uczniowie przez jakiś czas nie dowierzali w Zmartwychwstanie Pana. Odpowiedzi udziela nam św. Paweł w swoim Pierwszym Liście do Koryntian, gdy pisze o miłości: „Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje” (1 Kor 13, 7-8). Uczniowie wytrwali przy Chrystusie ponieważ Go ukochali, jak precyzuje św. Jan: „Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1 J 4, 16). Ta miłość jest darem Bożym, który wymaga konkretnej odpowiedzi: „My miłujemy [Boga], ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował. Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego” (1 J 4, 20-21). Właśnie dlatego Zmartwychwstały trzykrotnie zadaje skruszonemu św. Piotrowi pytanie: „«Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?» Odpowiedział Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś baranki moje!»  I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?» Odparł Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś owce moje!». Powiedział mu po raz trzeci: «Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?» Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?» I rzekł do Niego: «Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego Jezus: «Paś owce moje!” (J 21, 15-17).  Tylko uczeń, który kocha Chrystusa Ukrzyżowanego, ukocha swój codzienny krzyż, podźwignie go i pójdzie za Jezusem.

  Bł. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej tak pisała do swojej matki, w liście z 18 lipca 1908 roku: „Po tym poznać możemy, iż Bóg jest w nas i miłość Jego nami owładnęła, jeśli nie tylko z cierpliwością, lecz z wdzięcznością przyjmujemy przeciwności i cierpienia. By do tego dojść, trzeba wpatrywać się w Ukrzyżowanego z miłości. Taka kontemplacja, o ile jest prawdziwa, doprowadza niezawodnie do umiłowania cierpienia. Droga mamo! W świetle tryskającym z krzyża przyjmuj wszelkie doświadczenia, każdą przeciwność, każdą przykrość. W ten sposób podobamy się Bogu i postępujemy na drogach miłości. Podziękuj Mu za mnie, czuję się tak bardzo, bardzo szczęśliwa! Pragnęłabym udzielić nieco z mojego szczęścia tym, których kocham. Wyznaczam ci spotkanie w cieniu krzyża, by tam nauczyć się sztuki cierpienia” (za: skarbykosciola.pl).
                                                           Arek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.