W piątkowe, mroczne popołudnie, w pośpiechu, aby zdążyć przed szabatem, osoby Jezusowi najwierniejsze, odczekawszy, aż minie stężenie pośmiertne, obmyli Jego ciało z zakrzepłej krwi, potu i plwocin, owinęli w płótno i złożyli w grobie, w którym nikt jeszcze nie był pochowany (por. Łk 23, 53-54). Zdawałoby się, że w tym oceanie niewysłowionego okrucieństwa rzymskiego oddziału egzekucyjnego i Żydów, którzy do ostatnich chwil nie szczędzili konającemu Jezusowi wyzwisk i upokorzeń, wśród bezmiaru cierpienia Niewinnego i Jego Matki, którego nikt nigdy nie odda żadnymi słowami, zabłysnął dla nich promyk szczęścia: z anonimowego tłumu wyszedł, ukryty dotąd, uczeń Pana, Józef z Arymatei, „człowiek dobry i sprawiedliwy”, który uprosił u Piłata wydanie ciała Skazańca, dostarczył całun pogrzebowy i oddał do dyspozycji Jego bliskim swój nowy grób. W przeciwnym wypadku zwłoki Nauczyciela zostałyby wrzucone do wspólnej mogiły, albo spłonęłyby w ogniach Gehenny, wśród nieczystości.
To nieprzewidziane wydarzenie było tylko
jednym z wielu tamtego strasznego popołudnia, które jednoznacznie ukazały, że
na Golgocie nie dokonała się zwykła egzekucja, do jakich rzymskie władze
przyzwyczaiły podbitych Izraelitów, ale realizacja opatrznościowego planu Boga.
Wydarzenie to objawiło szaleńczą Miłość Stworzyciela do grzesznego stworzenia, która popchnęła Go do czynu niemożliwego do zrozumienia: posłał On bowiem swojego jedynego, umiłowanego Syna, aby ten, ogołociwszy się z przynależnej Mu boskiej chwały, stał się człowiekiem, dzielił nasz tułaczy los, jaki sobie zgotowaliśmy grzechem pierworodnym i pogłębiamy codziennymi niewiernościami, aż wreszcie – przyjąwszy na siebie całą ohydę naszych grzechów – został wykluczony przez autorytety religijne z pośród narodu wybranego, wydany w ręce Rzymian, którzy powolni ich podłemu planowi, skatowali Go, wydrwili i przybili do krzyża, gdzie godzinami konał wśród szatańskiego rechotu i drwin nieprzejednanych do końca pobratymców. Jezus oświadczył w rozmowie z innym sprzyjającym Mu skrycie Żydem: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał (gr. edoken), aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał (gr. apesteilen) swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3, 16-17). Bóg Ojciec nie chciał dla swojego Syna śmierci krzyżowej, lecz Go nam dał do całkowitej dyspozycji, posyłając jako „Apostoła” swojej miłości miłosiernej. My zaś zdecydowaliśmy, że Go zabijemy, „Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła” (J 3, 20). Św. Piotr, głosił w dniu Pięćdziesiątnicy: „Mężowie izraelscy, słuchajcie tego, co mówię: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was, o czym sami wiecie, tego Męża, który z woli postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany (gr. ekdoton), przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście Dz 2, 22 -23). Św. Piotr przypomniał wówczas słowa Zbawiciela, które wypowiedziane przez Pana w okolicy Cezarei Filipowej: „zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie” (Mk 8, 31). Nie możemy nigdy zapominać, że my wszyscy, którzy popełniamy grzechy, od Adama aż do ostatniego człowieka, który będzie żył na Ziemi w czasie Bogu tylko wiadomym, jesteśmy „mężami izraelskimi” winnymi śmieci Syna Bożego i w Jego ranach, niczym w duchowym lustrze, możemy zobaczyć obraz naszych win, jak prorokował Izajasz: „Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie. Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich.” (Iz 53, 4-5).
Wydarzenie to objawiło szaleńczą Miłość Stworzyciela do grzesznego stworzenia, która popchnęła Go do czynu niemożliwego do zrozumienia: posłał On bowiem swojego jedynego, umiłowanego Syna, aby ten, ogołociwszy się z przynależnej Mu boskiej chwały, stał się człowiekiem, dzielił nasz tułaczy los, jaki sobie zgotowaliśmy grzechem pierworodnym i pogłębiamy codziennymi niewiernościami, aż wreszcie – przyjąwszy na siebie całą ohydę naszych grzechów – został wykluczony przez autorytety religijne z pośród narodu wybranego, wydany w ręce Rzymian, którzy powolni ich podłemu planowi, skatowali Go, wydrwili i przybili do krzyża, gdzie godzinami konał wśród szatańskiego rechotu i drwin nieprzejednanych do końca pobratymców. Jezus oświadczył w rozmowie z innym sprzyjającym Mu skrycie Żydem: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał (gr. edoken), aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał (gr. apesteilen) swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3, 16-17). Bóg Ojciec nie chciał dla swojego Syna śmierci krzyżowej, lecz Go nam dał do całkowitej dyspozycji, posyłając jako „Apostoła” swojej miłości miłosiernej. My zaś zdecydowaliśmy, że Go zabijemy, „Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła” (J 3, 20). Św. Piotr, głosił w dniu Pięćdziesiątnicy: „Mężowie izraelscy, słuchajcie tego, co mówię: Jezusa Nazarejczyka, Męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, cudami i znakami, jakich Bóg przez Niego dokonał wśród was, o czym sami wiecie, tego Męża, który z woli postanowienia i przewidzenia Bożego został wydany (gr. ekdoton), przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i zabiliście Dz 2, 22 -23). Św. Piotr przypomniał wówczas słowa Zbawiciela, które wypowiedziane przez Pana w okolicy Cezarei Filipowej: „zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie” (Mk 8, 31). Nie możemy nigdy zapominać, że my wszyscy, którzy popełniamy grzechy, od Adama aż do ostatniego człowieka, który będzie żył na Ziemi w czasie Bogu tylko wiadomym, jesteśmy „mężami izraelskimi” winnymi śmieci Syna Bożego i w Jego ranach, niczym w duchowym lustrze, możemy zobaczyć obraz naszych win, jak prorokował Izajasz: „Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie. Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich.” (Iz 53, 4-5).
W każdym momencie, nawet wówczas, gdy Jezus,
tuż przed śmiercią, poddany być może najgorszej próbie polegającej na braku
poczucia więzi z Ojcem, krzyczał w cierpieniu: „«Eli, Eli, lema sabachthani?»,
to znaczy Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt, 27, 46), Bóg – choć w
ukryciu – był przy Nim, ponieważ Trójca Przenajświętsza jest nierozerwalną
jednością, według słów Zbawiciela: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10, 30).
Podczas gdy wrogom Jezusa, spoglądającym na Jego targane spazmami krzyżowej
agonii ciało, wydawało się, że definitywnie rozwiązali swój problem z
niewygodnym Rabbim, Bóg realizował swój plan zbawienia, w którym śmierć Jego
Pomazańca bynajmniej nie była końcem: „Spodobało się Panu zmiażdżyć Go
cierpieniem. Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni
swe przedłuży, a wola Pańska spełni się przez Niego. Po udrękach swej duszy,
ujrzy światło i nim się nasyci. Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości
On sam dźwigać będzie. Dlatego w nagrodę przydzielę Mu tłumy, i posiądzie
możnych jako zdobycz, za to, że Siebie na śmierć ofiarował i policzony został
pomiędzy przestępców” (Iz 53, 10-12).
Wywyższenie Chrystusa po Jego odkupieńczym
poniżeniu i śmierci jest istotnym elementem Bożego planu zbawienia każdego
człowieka, jak uczy nas św. Paweł w liście do Hebrajczyków: „Podobnie i
Chrystus nie sam siebie okrył sławą przez to, iż stał się arcykapłanem, ale
[uczynił to] Ten, który powiedział do Niego: Ty jesteś moim Synem, Jam Cię dziś
zrodził, jak i w innym [miejscu]: Tyś jest kapłanem na wieki na wzór
Melchizedeka. Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące
prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany
dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to,
co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla
wszystkich, którzy Go słuchają, nazwany przez Boga kapłanem na wzór
Melchizedeka” (Hbr. 5, 5-10). Zaś św. Piotr świadczy we wspomnianej wcześniej
mowie: „Lecz Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było,
aby ona panowała nad Nim, bo Dawid mówił o Nim: Miałem Pana zawsze przed
oczami, gdyż stoi po mojej prawicy, abym się nie zachwiał. Dlatego ucieszyło
się moje serce i rozradował się mój język, także i moje ciało spoczywać będzie
w nadziei, że nie zostawisz duszy mojej w Otchłani ani nie dasz Świętemu Twemu
ulec skażeniu. Dałeś mi poznać drogi życia i napełnisz mnie radością przed
obliczem Twoim. (…)Tego właśnie Jezusa wskrzesił Bóg, a my wszyscy jesteśmy
tego świadkami. Wyniesiony na prawicę Boga, otrzymał od Ojca obietnicę Ducha
Świętego i zesłał Go, jak to sami widzicie i słyszycie (…). Niech więc cały dom
Izraela wie z niewzruszoną pewnością, że tego Jezusa, którego wyście
ukrzyżowali, uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem» (Dz 2, 24-28.32-34.36).
Zmartwychwstanie Pańskie jest zatem
potwierdzeniem przez Boga, że Nauczyciel z Nazaretu jest Jego umiłowanym Synem
i wszystko, co powiedział i uczynił na Ziemi było objawieniem Ojca i realizacją
Jego woli zbawienia każdego człowieka. Jednak doświadczenie tej łaski może
nastąpić tylko w atmosferze autentycznego nawrócenia, które jest darem Ducha
Świętego. Święty Łukasz następująco opisuje reakcję Żydów na przepowiadanie św.
Piotra: „Gdy to usłyszeli, przejęli się do głębi serca: «Cóż mamy czynić,
bracia?» - zapytali Piotra i pozostałych Apostołów. «Nawróćcie się - powiedział
do nich Piotr - i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na
odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego” (Dz 2,
37-38). Warto w tym sensie spojrzeć na ostatnie godziny życia Chrystusa.
Nawrócenie jest owocem autentycznego doświadczenia miłości Ukrzyżowanego
Chrystusa. Św. Łukasz konsekwentnie, w całej swojej Ewangelii naucza, że
chociaż Jezus przyniósł zbawienie każdemu człowiekowi, to Boże miłosierdzie
najpełniej objawia się w grzesznikach, ponieważ to właśnie oni – pomimo zła
moralnego, które uczynili – otwierają się na Boże miłosierdzie. Podczas
Wielkiego Postu rozważaliśmy historię syna marnotrawnego i jawnogrzesznicy. W
kulminacyjnym i najbardziej dramatycznym momencie swojej misji, Jezus objawił
Boże miłosierdzie wobec osób zdawało by się jeszcze bardziej od Boga odległych:
ukrzyżowanego po Jego prawicy łotra i setnika, przywódcy oddziału
egzekucyjnego.
Pisze św. Łukasz: „Jeden ze złoczyńców,
których [tam] powieszono, urągał Mu: «Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc
siebie i nas». Lecz drugi, karcąc go, rzekł: «Ty nawet Boga się nie boisz,
chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież - sprawiedliwie, odbieramy bowiem
słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił». I dodał: «Jezu,
wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa». Jezus mu odpowiedział:
«Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju» (Łk. 23, 39-43). Mamy tu
do czynienia z idealnym wzorem nawrócenia. Grzesznik, widząc sposób, w jaki
Jezus umierał, znosząc niezasłużoną karę, zerwał ze złem, strofując drugiego ze
złoczyńców, który urągał pospołu z Żydami Jezusowi, wyznał swój grzech i prosił
Zbawiciela o wstawienie się za Nim. W ten sposób, pośrednio, złożył wyznanie
wiary w Jezusa, jako Pana Bożego królestwa. Podczas gdy jawnogrzesznicę
Jezus ocalił od śmierci, a przynajmniej innej ciężkiej kary, jako, że Żydzi nie
mieli ius gladii, to znaczy prawa do wymierzania kary śmierci, niezależnie od
jej skruchy czy nawrócenia, tutaj, dzięki szczeremu nawróceniu łotra, Boże
miłosierdzie objawiło się w sposób najgłębszy: człowiekowi, który stał na progu
śmierci, za którym czekała go, być może, śmierć wieczna lub sprawiedliwa kara
za popełnione przestępstwa, Umierający Bóg – Człowiek obiecuje zbawienie
wieczne w konkretnym miejscu i czasie. W krótkiej chwili zbrodniarz stał się
uczniem doskonałym. Ponieważ dosłownie zrealizował polecenie Jezusa: „Jeśli kto
chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż
swój i niech Mnie naśladuje!” (Łk 9, 23), doświadczył dobrodziejstwa obietnicy
zbawienia, którą Pan wyraził w ewangelii św. Jana: „A kto by chciał Mi służyć,
niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi
służy, uczci go mój Ojciec” (J 12, 26). Być sługą Jezusa to znaczy uznać w Nim
Syna Bożego i całkowicie Mu zawierzając czynić wolę Jego Ojca. W pewnym sensie
konający Jezus udzielił nawróconemu łotrowi chrztu w swojej krwi, gdyż jak
naucza św. Paweł „Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali
chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? (…)
Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni
w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne
zmartwychwstanie” (Rz 6, 5).
Człowiek, który wstąpił na krzyż jako
zbrodniarz, spotkał na nim Jezusa, nawrócił się i pojednany z Bogiem Ojcem
przez ofiarę konającego Chrystusa, jeszcze tego samego dnia wszedł do raju,
ponieważ przyjął łaskę wiary w Duchu Świętym. Duch Święty bowiem zstąpił na
Maryję i moc Najwyższego osłoniła ją w mistycznym akcie wcielenia Słowa Bożego
(por. Łk. 1, 35) ; On zstąpił w cielesnej postaci gołębicy na modlącego się po
chrzcie janowym Jezusa por. Łk 3, 21-22), namaszczając Go w ten sposób na
Mesjasza i posyłając, aby głosił Dobrą Nowinę o nastaniu królestwa Bożego
(por. Łk 4, 18-21), nie dziwi więc, że ostatnia chwila ziemskiej egzystencji
Jezusa związana jest właśnie z Duchem Świętym: „Wtedy Jezus zawołał
donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach
wyzionął ducha” (Łk 23, 46). Ostatnie słowa Jezusa, które są cytatem z
Psalmu 31: „W ręce Twoje powierzam ducha mojego: Ty mnie wybawiłeś, Panie, Boże
wierny!” (Ps 31, 6), są niewątpliwie definitywną afirmacją Bożej woli i wyrazem
całkowitego zaufania Bogu, który nie opuści swojego Syna, ale Go wybawi od
śmierci, jak głosi Psalm 16: „Dlatego się cieszy moje serce, dusza się raduje,
a ciało moje będzie spoczywać z ufnością, bo nie pozostawisz mojej duszy w
Szeolu i nie dozwolisz, by wierny Tobie zaznał grobu. Ukażesz mi ścieżkę życia,
pełnię radości u Ciebie, rozkosze na wieki po Twojej prawicy” (Ps 16, 9). Można
jednak również interpretować słowa Pana, jako poświadczenie kompletnego
wykonania woli Ojca, szczególnie, że św. Jan właśnie w ten sposób relacjonuje
ostatnią chwilę życia Zbawiciela: „A gdy Jezus skosztował octu, rzekł:
«Wykonało się!» I skłoniwszy głowę oddał ducha” (J 19, 30). W tym sensie Jezus
nie tylko oddał swojego ducha, który do zmartwychwstania ciała pozostawał poza
nim, co podkreślałoby – wbrew oszczerstwom wrogów chrześcijaństwa –
autentyczność śmierci Zbawiciela, a co za tym idzie realność jego powstania z
martwych, ale również pełną realizację Jego misji, jakby chciał powiedzieć:
Ojcze, byłem Ci do końca posłuszny i w pełni wypełniłem Twoją wolę. Teraz
oddaję Ci Ducha, w którego mocy „niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą,
trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim
głosi się Ewangelię” (Mt 11, 5), aby „poznali, że wszystko, cokolwiek Mi
dałeś, pochodzi od Ciebie” (J 17, 7). Warto pamiętać, że Piotr uczynił tę głęboką
relację Zbawcy z Duchem Świętym istotnym elementem swojego przepowiadania w
domu celnika Korneliusza: „Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg
namaścił Duchem Świętym i mocą. Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze
czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła” (Dz 10, 38).
Śmierć Pana Jezusa byłaby więc, w ewangelii
św. Łukasza, swoistą antycypacją i zwiastunem wylania Ducha Świętego, podobnie
jak przemienienie Pańskie jest antycypacją Jego zmartwychwstania. Ewangelista
pisze bowiem, że – analogicznie do wspomnianej wcześniej reakcji Żydów na
pierwsze publiczne przemówienie Piotra, którzy „przejęli się do głębi serca” –
„Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się
działo, wracały bijąc się w piersi” (Łk 23, 48) na znak pokuty za to, co
uczynili. Ta skrucha ludzi, którzy jeszcze przed chwilą szydzili z Jezusa i
godzinami sycili się widokiem Jego powolnego konania wśród niewyobrażalnego
bólu głębokich ran, coraz częstszych skurczów i koszmarnej walki o każdy
oddech, jakby opętani przez demona sadyzmu liczącego na to, że uda mu się
złamać wolę Jezusa i pokrzyżować Boże plany, teraz wolni od tej irracjonalnej
nienawiści, skruszeni i zawstydzeni odchodzili. Być może byli wśród nich i ci,
którzy wcześniej, na słowa Jezusa: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy
rzuci na nią kamień” (J 8, 7), porzucili kamienie i w milczeniu wyszli ze
świątynnego dziedzińca. Ci, którzy oskarżali Jezusa, że jest opętany przez
złego ducha (por. J 8, 48), ponieważ mówił osobie JA JESTEM, teraz, pod wpływem
działania Ducha Świętego, wypełniali proroctwo Zachariasza: „Będą patrzeć na
tego, którego przebili, i boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i
płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym” (Za 12, 10). Nawet
setnik, który nic nie zrobił, aby powstrzymać swoich żołnierzy przez nadmierną
gorliwością w wypełnianiu rozkazu Piłata, oraz niepotrzebnym znęcaniem się nad
skatowanym skazańcem, którego przecież i tak czekała straszna śmierć krzyżowa,
co jak najgorzej o nim świadczyło, „oddał chwałę Bogu i mówił: «Istotnie,
człowiek ten był sprawiedliwy»” (Łk 23, 47). Taka wypowiedź musiała być
prawdziwym cudem, zważywszy że Rzymianie głęboko gardzili Żydami i ich
monoteizmem, słusznie upatrując w wierności Jedynemu Bogu źródła oporu wobec
ich dominacji, która wiązała się przecież z kultem Cesarza. Jednocześnie
podobna wypowiedź stanowiła publiczne podważenie słuszności wyroku
przełożonego, co było dla żołnierza nie do pomyślenia i – uznane za akt
niesubordynacji - mogło skończyć się śmiercią. Mimo to, dowódca siepaczy
Jezusa czyni akt wiary i nazywa Go „sprawiedliwym”, wypowiadając się niejako w
duchu cytowanych wczesnej proroctw Izajasza z czwartej pieśni Sługi Pańskiego:
„Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie (Iz
53, 11). Trudno sobie wyobrazić, że nawykły do brutalności i okrucieństwa
dowódca oddziału egzekucyjnego, nadzorując jedną wielu z egzekucji w swojej
karierze, sam z siebie do tego stopnia przejął się śmiercią kolejnego
przestępcy, że oddaje cześć żydowskiemu Bogu i nawiązując do żydowskich
proroctw, podważa zasadność wyroku śmierci, przez co naraża się na degradację i
śmierć. Tymczasem w mocy Ducha Świętego staje się on symbolem uniwersalności
zbawienia, ponieważ Ewangelia jest „mocą Bożą ku zbawieniu dla każdego
wierzącego, najpierw dla Żyda, potem dla Greka” (Rz 1, 16).
Bliskim Jezusa udało się zdążyć przed
Szabatem. Pobieżnie obmyli zwłoki Mistrza, zawinęli je z płótna i złożyli w
grobie. Bez wątpienia byli zdruzgotani Jego śmiercią, ale na opłakiwanie
zmarłego miał przyjść czas później. Podobnie jak na dokończenie czynności
pogrzebowych. Tymczasem grób, zgodnie z panującym zwyczajem, zamknięto ciężkim
głazem. Przywódcy żydowscy, którym nie pierwszy raz przyszło rozprawiać się z
samozwańczymi mesjaszami i buntownikami, poprosili Piłata, aby wyznaczył straż
przed grobem Jezusa. Słyszeli przecież, jak mówił On, że po trzech dniach
zmartwychwstanie, dlatego skoro Piłat zgodził się wydać rodzinie zwłoki rabbiego
z Nazaretu, to teraz powinien przypilnować, aby Jego zwolennicy nie wykradli
ciała. Przynajmniej na kilka dni, zanim się rozpierzchną i sprawa
Galilejczyka definitywnie umrze śmiercią naturalną. Tak będzie najlepiej dla
wszystkich, przede wszystkim dla Najwyższego i Cezara.
Św. Łukasz pisze, że „W pierwszy dzień
tygodnia poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od
grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa
(gr. Kyriou Iesou)” (Łk 24, 1-3). Odnosi się tu do kobiet, które, przyszły z
Nim z Galilei i, jak pisze wcześniej, „Obejrzały grób i w jaki sposób zostało
złożone ciało Jezusa. Po powrocie przygotowały wonności i olejki; lecz zgodnie
z przykazaniem zachowały spoczynek szabatu” (Łk 23, 55-56). Niewiasty, które
wykazały się dużą przedsiębiorczością, mimo ogromnego stresu i niewątpliwego
wyczerpania psychicznego, o czym świadczy zbadanie grobu, dopilnowanie
właściwego złożenia w nim Jezusa i przygotowania olejków niezbędnych do Jego
namaszczenia, tym razem zdają się zachowywać zupełnie nieracjonalnie. Udały się
do grobu skoro świt mimo, że wiedziały, iż jest on zamknięty ciężkim głazem, z
którym sobie nie poradzą, a ponad to pilnują go straże, które z pewnością nie
złamały by dla nich rozkazu. Mimo to, tęsknota za Jezusem i pragnienie
udzielenia Mu ostatniej posługi były silniejsze od racjonalnych obaw.
Doświadczenie
pustego grobu musiało być dla nich szokiem. Nagle okazało się, że ich koszmar
się nie skończył, ale przybrał – o ile to możliwe – jeszcze mroczniejszy
wymiar. Trzy dni wcześniej, w następstwie ustawionego procesu – farsy,
arcykapłani skazali Jezusa na śmierć i rękami Rzymian przybili Go do krzyża.
Teraz zabrali Jego ciało i jeden Najwyższy wie, co z nim zrobili. Wcześniej
odebrali im Mistrza, którego kochały, teraz skradli ciało, które pragnęły obmyć
swymi łzami i namaścić olejkami. Zdaje się, ze Jezus przewidział taką sytuację,
skoro powiedział do Judasza, gdy Maria siostra Łazarza, sześć dni przed Paschą,
namaściła Mu stopy drogocennym olejkiem nardowym: „Zostaw ją! Przechowała to,
aby [Mnie namaścić] na dzień mojego pogrzebu” (J 12, 7). Święty Łukasz, bardzo
mocno akcentuje fakt, że w grobie nie ma ciała Pana Jezusa, posługując się
tytułem Kyrios, którym pierwsi chrześcijanie określali bóstwo Jezusa. Trudno
jest bowiem sobie wyobrazić, aby Bóg był martwy.
Potwierdzili to dwaj mężczyźni, którzy nagle
ukazali się kobietom: „Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi
dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi”
(Łk 24, 4-5). Niewiasty musiały przeżywać naprawdę bardzo trudne chwile:
piątkowe doświadczenia pogrążyły je w wielkim żalu i napięciu psychicznym,
który jeszcze pogłębiło odkrycie pustego grobu. Św. Jan pisze, że „Maria
Magdalena natomiast stała przed grobem płacząc” (J 20, 11). Nic więc dziwnego,
że pojawienie się dwóch tajemniczych mężczyzn w lśniących szatach napełniło je
strachem, który wyraziły pełnym czci gestem. Kiedy św. Łukasz daje świadectwo o
Przemienieniu Pańskim na górze Tabor pisze: „Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy
się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. A oto dwóch mężów
rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale i mówili o
Jego odejściu (gr. exodos), którego miał dokonać w Jerozolimie” (Łk 9,
29-31). Teraz ci świadkowie, reprezentujący Prawo i Proroków, czyli całą
tradycję Starego Przymierza, która w Jezusie osiągnęła swoją pełnię, przybyli,
aby w swoisty sposób wytłumaczyć niewiastom dlaczego grób jest pusty: „lecz
tamci rzekli do nich: «Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go
tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w
Galilei: "Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i
ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie"» (Łk 24, 5-7). Pytanie
zadane przez nieznajomych zdaje się przebudowywać cały tok rozumowania kobiet.
To, co jeszcze przed chwilą stanowiło kolejną przyczynę do płaczu jest w
istocie powodem do prawdziwej radości. Wy szukacie Jezusa w grobie, ponieważ
myślicie, że jest martwy. Myślicie zaś, że jest martwy ponieważ nie pamiętacie,
że Prawo nazywa Boga Żyjącym a Prorocy przepowiedzieli, że Jego Syn zostanie
zabity, ale Bóg go wskrzesi z martwych. Sam Zbawiciel zapowiadał to
wielokrotnie. Przestańcie więc płakać i przypomnijcie sobie Jego słowa.
W tym wspominaniu Kościoła, którego owocem
jest dziękczynienie, czyli Eucharystia, ukryta jest moc Ducha Świętego,
umożliwiająca dostrzeżenie w pustym grobie triumf życia nad śmiercią; z
dziękczynienia zaś rodzi się pragnienie dawania świadectwa, że Jezus jest
Panem. Bóg chciał bowiem, aby Jego Syn dostąpił należnej Mu chwały w pełni
bóstwa i pełni człowieczeństwa, po tym jak doświadczył upokorzenia i cierpienia
krzyżu dla naszego zbawienia. Właśnie dlatego, że to Bóg Ukrzyżowany w
Chrystusie zmartwychwstał, pokonana została śmierć i zniweczona definitywnie
wszelka władza Szatana nad człowiekiem, ponieważ odtąd każdy grzech może zostać
wybaczony temu, kto w Niego uwierzy, jak powiedział św. Piotr w domu centuriona
w Cezarei: „On nam rozkazał ogłosić ludowi i dać świadectwo, że Bóg ustanowił
Go sędzią żywych i umarłych. Wszyscy prorocy świadczą o tym, że każdy, kto w
Niego wierzy, przez Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów” (Dz 10, 42-43).
Radości ze świętowania Zmartwychwstania Pańskiego możemy doświadczać na tyle,
na ile przyjmiemy Paschalny dar Jego miłości i będziemy w niej trwali,
pozwalając Mu, aby On w nas żył, a to jest możliwe tylko wówczas, gdy będziemy
spełniać Jego przykazania: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem.
Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania,
będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i
trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby
radość wasza była pełna” (J 15, 9-11). Jak powiedział swoim orędziu
wielkanocnym w 2013 roku papież Franciszek: „Ta sama miłość, z powodu której
Syn Boży stał się człowiekiem i poszedł aż do końca drogą pokory i daru z
siebie, aż do piekieł, aż do otchłani oddzielenia od Boga, ta sama miłosierna
miłość zalała światłem martwe ciało Jezusa i przemieniła je, sprawiła, że
przeszło do życia wiecznego. Jezus nie powrócił do poprzedniego życia, do życia
doczesnego, ale wszedł do chwalebnego życia Boga i wszedł w nie z naszym
człowieczeństwem, otworzył nas na przyszłość nadziei. Oto czym jest
Zmartwychwstanie Pańskie: jest wyjściem, przejściem człowieka z niewoli
grzechu, zła, do wolności miłości i dobra. Ponieważ Bóg jest życiem, jedynie
życiem, a jego chwałą jest żywy człowiek (por. św. Ireneusz, Adversus haereses,
4, 20, 5-7). Drodzy bracia i siostry! Chrystus umarł i zmartwychwstał, raz na
zawsze i dla wszystkich, lecz moc zmartwychwstania, to przejście z niewoli zła
do wolności dobra musi dokonywać się zawsze, w konkretnych przestrzeniach
naszego istnienia, w naszym codziennym życiu. Jak wiele pustyń także i dziś
musi przejść człowiek! Zwłaszcza tę pustynię, która jest w jego wnętrzu, kiedy
brakuje miłości do Boga i bliźniego, gdy nie ma świadomości, że jesteśmy
opiekunami tego wszystkiego, czym Stwórca nas obdarzył i co nam daje. Ale Boże
miłosierdzie może sprawić, aby zakwitła nawet najbardziej jałowa ziemia, może
przywrócić życie wysuszonym kościom (por. Ez 37, 1-14)”.
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.