Dzisiejsza perykopa ewangeliczna, będąca kontynuacją mowy Jezusa, którą rozważaliśmy w zeszłym tygodniu, wprowadza nas, niejako otulonych Bożą Opatrznością, w tematykę rzeczy ostatecznych, szczególnie zaś stawia nas wobec tajemnicy powtórnego przyjścia Jezusa, które Kościół nazywa Paruzją.
Człowiek chciałby znać swoją przyszłość. Wydaje mu się, że ta wiedza pozwoli mu lepiej zorganizować teraźniejszość i przygotować się na to, co przyniesie mu los, dzięki czemu uda mu się kontrolować otaczającą go rzeczywistość. To pragnienie, które w niektórych aspektach da się zrozumieć, w rzeczywistości niedaleko odbiega od pragnienia poznania dobra i zła, którym skusił pierwszych rodziców Szatan: „Wtedy rzekł wąż do niewiasty: «Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło»” (Rdz 3, 4). Ten werset można sparafrazować: „otworzą wam się oczy i tak jak Bóg będziecie znali przyszłość”. Tylko Trójca Przenajświętsza, która JEST poza czasem i przestrzenią, zna przyszłość i koniec wszelkiego stworzenia od niezmierzonych galaktyk, do pojedynczego kwantu. W tym sensie boska znajomość czasu jest, w pewnym sensie, aspektem jego Opatrzności: nasz Ojciec nie tylko doskonale wie kim jesteśmy i czego potrzebujemy, ale widzi nas również z perspektywy wieczności. Stwórca czasu i przestrzeni wie z absolutną pewnością jak skończy się historia tego świata i życie każdego z nas, oraz gdzie znajdziemy się po sądzie, którego przecież nie unikniemy, co w żaden sposób nie umniejsza naszej wolności w decydowaniu o tym, czy wybieramy Miłość i światło, czy egoizm i ciemność.
Syn Boży, który przez swoje Wcielenie wszedł jako Człowiek w czas i przestrzeń stworzenia, uczy nas, że powinniśmy odrzucać pokusę rozdarcia zasłony przyszłości, właśnie dlatego, by nie starać się być takimi jak Bóg i nie popełnić grzechu pychy i nieroztropności. Oczywiście Jezus - Prorok opisuje znaki, które będą poprzedzać Jego przyjście w chwale, lecz stanowczo odmawia podania konkretnej daty, znanej tylko Temu, który Go posłał: „Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec” (Mk 13, 32). Wspominając wielkie rzeczy, które Bóg uczynił dla naszego zbawienia i mając zawsze na uwadze słowa dwóch mężczyzn w bieli, którzy powiedzieli do Apostołów, tuż po Wniebowstąpieniu Pana Jezusa: „Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1, 11) powinniśmy skupić się chwili obecnej, ponieważ czas, który nam został dany, to czas ostateczny, czas zbawienia, czas, w którym powinniśmy, posłuszni poleceniu naszego Pana, ze wszystkich sił budować królestwo Boże na ziemi, jak uczy nas św. Paweł: „Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia. Nie dając nikomu sposobności do zgorszenia, aby nie wyszydzono posługi, okazujemy się sługami Boga przez wszystko: przez wielką cierpliwość, wśród utrapień, przeciwności i ucisków, w chłostach , więzieniach, podczas rozruchów, w trudach, nocnych czuwaniach i w postach, przez czystość i umiejętność, przez wielkoduszność i łagodność, przez [objawy] Ducha Świętego i miłość nieobłudną, przez głoszenie prawdy i moc Bożą, przez oręż sprawiedliwości zaczepny i obronny, wśród czci i pohańbienia, przez dobrą sławę i zniesławienie. Uchodzący za oszustów, a przecież prawdomówni, niby nieznani, a przecież dobrze znani, niby umierający, a oto żyjemy, jakby karceni, lecz nie uśmiercani, jakby smutni, lecz zawsze radośni, jakby ubodzy, a jednak wzbogacający wielu, jako ci, którzy nic nie mają, a posiadają wszystko” (2 Kor 6, 2-10).
Bez zrozumienia, że Bóg, Pan historii, jest miłosiernym i kochającym Ojcem, który nie zawahał się oddać swojego Jedynego, Umiłowanego Syna w nasze ręce, mimo że wiedział, a może właśnie dlatego, że wiedział jak potworny los Mu zgotujemy, nie jesteśmy w stanie właściwie przyjąć nauczania Zbawiciela o Jego powtórnym przyjściu i Sądzie. Dlatego Jezus rozpoczyna swoją mowę od pełnych pociechy słów: „Nie bój się, mała trzódko (gr. me phobou to mikron poimnion), gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” (Łk 12, 32). W tym jednym zdaniu zawiera się cała synteza Bożej historii zbawienia, które w przepiękny sposób wyraża „powołanie” Maryi na Matkę Boga. Do niej również archanioł Gabriel powiedział: „ «Nie bój się, Maryjo (gr. me phobou, Mariam), znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus” (Łk 1, 30-31). Ona też wyraża swoje uniżenie wobec Boga odpowiadając aniołowi: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!» (Łk 1, 38) i wychwala Go właśnie za to, że aby objawić swoje wszechogarniające miłosierdzie wybrał to, co małe i nieznaczące dla świata: „Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię - a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia [zachowuje] dla tych, co się Go boją. On przejawia moc ramienia swego, rozprasza [ludzi] pyszniących się zamysłami serc swoich. Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia” (Łk 1, 48-53). Maryja jest zatem Matką i ikoną Kościoła, który właśnie dlatego, że w swojej „małości” i „pokorze” otwiera się bezwarunkowo na Bożą wolę, staje się narzędziem Zbawienia, przez które Bóg obdarza świat swoją Miłością i prowadzi go do celu, który ustalił przed jego stworzeniem. Właśnie dlatego Maryja jest obecna w Apokalipsie, w której św. Jan opisuje zarówno Matkę Jezusa i Kościół w słowach: „Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu” (Ap 12, 1).
Zatem, wzywając nas do czujności i gotowości na swoje powtórne przyjście, Jezus chce nas skłonić, abyśmy wzięli na poważnie nasze powołanie do głoszenia królestwa Bożego. Kiedy mówi: „Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze” (Łk 12, 33-34) nie tyle oczekuje od nas, abyśmy pozbyli się środków do życia, ile raczej wzywa nas do radykalizmu ewangelicznego, to znaczy do stawiania Boga i Jego królestwa na pierwszym miejscu i do przedkładania potrzeb duchowych nad materialne, podobnie jak w Modlitwie Pańskiej najpierw prosimy Ojca niebieskiego o to, by Jego imię zostało uświęcone, aby przyszło Jego królestwo, oraz by spełniła się Jego wola, a dopiero później błagamy o chleb powszedni, który z resztą, możemy utożsamiać za św. Hieronimem, jako eucharystyczne ciało Chrystusa. Z punktu widzenia Jezusa jedynym skarbem, który naprawdę się liczy jest zbawienie i wieczne z Nim królowanie w niebie. W tej perspektywie, dla tych, którzy na poważnie idą za Jezusem, nawet śmierć biologiczna, choćby nagła i bolesna, nie jest powodem do lęku. Musimy natomiast bać się grzechu i jego ojca, diabła, ponieważ to on może odebrać nam obiecane miejsce w domu Ojca: „Nie bójcie się (gr. me phobethete) tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą. Pokażę wam, kogo się macie obawiać: bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie!” (Łk 12, 5-6).
Aby opisać właściwą postawę ucznia i podkreślić konieczność nieustannego trwania w pełnym gotowości oczekiwaniu na Jego powtórne przyjście, Jezus odwołuje się do zwyczajów panujących w domach ludzi majętnych, których stać było na utrzymanie służby: „Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie! A wy [bądźcie] podobni do ludzi, oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie” (Łk 12, 35-38). Ci słudzy, którzy byli zobowiązani do czuwania, musieli trwać ubrani, z zapalonymi pochodniami lub lampami, zapatrzeni w odpowiednią ilość oliwy. W zamożnych domach istniała specjalna funkcja, powierzana niewolnikowi, która polegała na pilnowaniu drzwi i wpuszczaniu do domu jedynie domowników. Ponieważ wiązała się z tym ogromna odpowiedzialność, takie zadanie zlecano raczej sługom lub niewolnikom, których pan darzył pewnym zaufaniem, a zatem, których znał. Pan domu, którego przedstawia Jezus, jest raczej niezwykły: nie dość, że wyprawia się w podróż nocą, co narażało go na poważne niebezpieczeństwo, to jeszcze po powrocie kołacze do drzwi własnego domu, zamiast krzyknąć na służących, by jak najszybciej mu otworzyli, a gdy zobaczy, że słudzy przyzwoicie wypełniają swoje obowiązku i czekają w gotowości, aby mu usłużyć, sam staje się niejako ich sługą: upodabnia się do nich strojem, przepasując swoje szaty, zaprasza ich do swojego stołu, wreszcie im usługuje. Tak wielka jest radość Pana, że Jego słudzy nie sprawili mu zawodu, iż traktuje ich w sposób niewyobrażalnie hojny, jak na ówczesne obyczaje. I chociaż Jezus nie wyrzekał się apokaliptycznych wizji swojego powtórnego przyjścia i sądu nad światem, o czym pisze św. Marek, przytaczając Jego słowa: „W owe dni, po tym ucisku, słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą padać z nieba i moce na niebie zostaną wstrząśnięte. Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i zbierze swoich wybranych z czterech stron świata, od krańca ziemi aż do szczytu nieba” (Mk 13, 24-27), to istotą Paruzji nie jest samo sądzenie świata, gdyż jak mówił Pan: „Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki” (J 3, 17-19), ale definitywne objawienie Bożego dzieła zbawienia świata i sądu miłości, który już dokonał się w Chrystusie. Dlatego gospodarz z szacunkiem kołacze do bramy swego domu i obchodzi się po królewsku z czujnymi sługami, zaś w Apokalipsie św. Jana Jezus mówi do Anioła Kościoła w Laodycei: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie” (Ap 3, 20-21). Bynajmniej nie oznacza to, że Mesjasz pobłażliwie obejdzie się ze sługami, którzy lekceważą swoje obowiązki, wynikające z przyjętego powołania. Szczególnie zaś dotyczyć to będzie Apostołów i tych, którzy zostali powołani do posługi Słowa i Ołtarza Pańskiego. Wobec tych osób sprawiedliwość objawi się proporcjonalnie do odpowiedzialności. Zatem, do ogólnego wezwania: „Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie»” (Łk 12, 40) Jezus dodaje drugie, będące puentą przypowieści o rządcach wiernym i niewiernym, których pan ustanowił nad swoimi sługami: „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą” (Łk 12, 48). W cytowanym trzecim rozdziale Apokalipsy Jezus jeszcze raz nas uczy, że wszelkie Boże działanie, nawet Sąd Ostateczny, jest wyrazem Jego Miłości, bo Bóg jest Miłością (1 J 4, 8): „Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się!” (Ap, 3, 19). Ci zaś, którzy codziennie będą się nawracać i wiernie czuwać, aby Pan zastał ich gotowych, gdy wezwie ich na sąd szczegółowy, nie muszą się bać tego spotkania, lecz poniekąd za nim tęsknią, jak się tęskni za spotkaniem z ukochaną osobą.
Aby nie teoretyzować, św. Paweł uczy nas konkretnie na czym polega przyobleczenie „człowieka nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości” (Ef 4, 24): „Dlatego odrzuciwszy kłamstwo: niech każdy z was mówi prawdę do bliźniego, bo jesteście nawzajem dla siebie członkami. Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce! Ani nie dawajcie miejsca diabłu! Kto dotąd kradł, niech już przestanie kraść, lecz raczej niech pracuje uczciwie własnymi rękami, by miał z czego udzielać potrzebującemu. Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym. I nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia. Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważenie - wraz z wszelką złością. Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie” (Ef 4, 25-32). Takim czujnym sługom Chrystusa św. Paweł mówi również, że ich nagrody nie da się opisać ludzkimi słowami i przewyższa ona wszelkie ludzkie pojęcie, ponieważ tą nagrodą jest sam Bóg: „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9).
Arek
Liturgię słowa z dzisiejszej niedzieli znajdziemy pod linkiem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.