Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

13.09.2015

„Syn Człowieczy musi wiele cierpieć” (Mk 8, 31).

  
 W liturgii Słowa na XXIV niedzielę zwykłą Kościół Święty zaprasza nas do wejścia na drogę prawdziwego naśladowania Pana Jezusa, która jest zawsze drogą krzyżową podjętą z miłością i posłuszeństwem woli Ojca.

  Jezus jest z uczniami nieustannie w drodze. Tym razem zmierzają do wiosek pod Cezareą Filipową, która była pogańskim miastem znanym z pieczary, poświęconej greckiemu bogu przyrody, Panu. Jezus pragnie zanieść Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym, które właśnie staje się z każdym Jego wypowiedzianym słowem i każdym znakiem ilustrującym Jego zwycięstwo nad „władcą tego świata”, wszystkim ludziom, szczególnie zaś tym, którzy według „pobożnych” Żydów: uczonych w Piśmie, kapłanów i faryzeuszów, są przez Jedynego, Prawdziwego Boga odrzuceni na zawsze i sami nie mogą się w żaden sposób do Niego zbliżyć. Dotyczyło to również pogan, szczególnie zaś tych, którzy oddawali cześć greckiej karykaturze Stworzyciela (według orfików bożek Pan był stwórcą ziemi, którą oddzielił od morza) i Dawcy życia (bożek Pan był wypaczonym symbolem płodności, wiecznie niezaspokojonym seksualnie pół człowiekiem, pół zwierzęciem uwodzącym nimfy, chłopców i zwierzęta). Właśnie w drodze do tych, którym sam Zbawiciel zechce udzielić daru wiary, a która po Jego Wniebowstąpieniu i Zesłaniu Ducha Świętego stanie się dla Apostołów żmudną, ale radosną codziennością, ma miejsce gwałtowna wymiana zdań, niemal kłótnia, w której, co zaskakujące, oponentami Jezusa nie będą uczeni w Piśmie i faryzeusze, ale Jego najbliżsi uczniowie, reprezentowani przez Szymona Piotra.

  W Ewangelii św. Marka werset 27 otwiera wyjątkowy nowy etap publicznego nauczania Jezusa, który kończy swą działalność w Galilei i kieruje się ku Jerozolimie. Również w wymiarze duchowym następuje bardzo ważna zmiana: Jezus zaczyna przygotowywać uczniów na swoją mękę, odrzucenie przez autorytety religijne, śmierć i zmartwychwstanie.

  Takich zapowiedzi będzie trzy i każda będzie miała podobny schemat: zapowiedź męki i zmartwychwstania, niezrozumienie ze strony słuchających i podanie przez Jezusa warunków, które należy spełnić, aby Go naśladować. Fakt, że św. Marek przytacza trzy takie epizody (liczba 3 jest tu symbolem doskonałości, pełni), świadczy o tym, że są one bardzo ważne dla zrozumienia całego nauczania Jezusa opisanego w jego Ewangelii.

  Wcześniej jednak Zbawiciel chce, aby uczniowie zdali sobie sprawę za kogo mają Go inni ludzie. Apostołowie przytaczają mniej lub bardziej uzasadnione hipotezy dotyczące tożsamości Mistrza: „Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków”(Mk 8, 28). Co istotne, żadna z tych opinii, mimo że nietrafna, nie jest negatywna i świadczą one o pewnym szacunku, jaki tłum żywił dla Nauczyciela z Nazaretu. Jednak nie wskazują one bynajmniej na otwarcie serc na Jego Słowo. Również Herod, którego trudno podejrzewać choćby o sympatię do Jezusa, również mówił o Nim: „Jan Chrzciciel powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze działają w Nim” (Mk 6, 14). Niełatwo jest komukolwiek, kto usłyszy o Jezusie przejść obojętnie wobec Niego, każdy też ma prawo wyrobić sobie o Nim taką opinię, jaką chce. Problem jednak zaczyna się wówczas, gdy taką opinię usiłuje się narzucić innym. Dotyczy to również Kościoła Powszechnego, który jest depozytariuszem prawdziwej tożsamości Boga - Człowieka. Wiele osób oraz instytucji chciałoby zmusić następców św. Piotra i Apostołów, aby przestali być wierni poleceniu Zbawiciela: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16, 15). Dopasowują oni Słowo Boga do słowników własnej ułomności lub zasad gramatycznych opartych na logice siedmiu grzechów głównych, podobnie jak Herod, którego trawiły wyrzuty sumienia po zamordowaniu tego, o którym sam Jezus powiedział, że „między narodzonymi z niewiast nie ma większego od Jana” (Łk 7, 28) i czynią wszystko, aby taka manipulacja została przyjęta jako stanowisko Kościoła w sprawach moralności i wiary, zaś wobec oporu biskupów, oskarżają ich o obskurantyzm i brak zrozumienia dla potrzeb duchowych współczesnego człowieka. Tymczasem w Ewangelii św. Marka Jezus nie poświęca opiniom „ludzi” najmniejszej nawet uwagi: nie mają one nic wspólnego z rzeczywistością, którą On sam za chwilę przepowie uczniom po raz pierwszy, z całym okrucieństwem czekającej Go kaźni, która jest objawieniem Bożej Miłości wobec grzechu człowieka i niekończącej się chwały Jego zwycięstwa nad śmiercią, gdy zasiądzie po prawicy Ojca.

  Drugim, dużo trudniejszym etapem dialogu z Jezusem, jest osobiste świadectwo. Zbawiciel nieustannie przygotowuje swych uczniów na czas, gdy wstąpi do Ojca, ześle na nich swego Ducha i pośle ich „ na cały świat”. Jednym z ćwiczeń duchowych jest umiejętność rozeznania stanu swojej relacji z Mistrzem. Jedynie wówczas, gdy uczeń wierzy w Jezusa i nie wstydzi się dać świadectwo swojej wiary w słowach i czynach, jego wiara jest żywa, to znaczy wyraża się w konkretnych uczynkach miłosiernych, jak uczy nas w dzisiejszym czytaniu św. Jakub:  „Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie” (Jk 2, 17). Dlatego Jezus pyta ich: „A wy za kogo Mnie uważacie? (Mk 8, 29)”. Oczywiście od swoich uczniów, którzy spędzali z Nim dużo więcej czasu niż tłumy, i którym na osobności tłumaczył znaczenia przypowieści (por. Mk 4, 10-13), Mistrz oczekuje innej, bardziej dojrzałej odpowiedzi. Musimy zawsze pamiętać, że otrzymaliśmy, trzymając się przypowieści z 25 rozdziału Ewangelii św. Mateusza, pięć talentów, w których wyraża się łaska chrztu świętego, w którym, zanurzeni w śmierć Zbawiciela staliśmy się „nowym stworzeniem”, dar wiary przekazanej nam przez naszych rodziców, kapłanów, katechetów i tych wszystkich, których Pan postawił na naszej drodze, pojednania i eucharystii, bierzmowania,  małżeństwa lub kapłaństwa, według drogi powołania, jakim Bóg nas obdarzył, wreszcie namaszczenia chorych, gdy nasze śmiertelne ciało ulega chorobie. Bóg szczodrze obdarza nas swoją łaską, którą Jego Syn wyjednał da nas na krzyżu, ale właśnie dlatego, że cena naszego zbawienia jest tak wielka, kiedy wydamy ostatnie tchnienie i staniemy u progu raju,  zostaniemy poproszeni o paragon, na którym będzie tylko jedna pozycja: „wiara ze swoich uczynków” (por. Jk 2, 18). Oby kwota, którą wydajemy codziennie w światowym supermarkecie relacji międzyludzkich, płacąc uczynkami miłosierdzia, była na tyle wysoka, byśmy usłyszeli: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! (Mt 25, 33). Niestety, istnieje zawsze możliwość, że nasz rachunek będzie za niski…

  Odpowiedź, której w imieniu uczniów udziela Piotr, będący z nadania Mistrza ich przywódcą i rzecznikiem zdaje się być prawidłowa: „ Tyś jest Mesjasz” (Mk 8, 29). W Ewangelii św. Mateusza Jezus nawet chwali Piotra: „Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie” (Mt 16, 16 – 17). W Ewangelii św. Marka wypowiedź Piotra dotyczy wyłącznie godności mesjańskiej Nauczyciela i nie ma pochwały Jezusa, jest natomiast, podobnie jak u św. Mateusza i św. Łukasza, ostry zakaz mówienia o tym komukolwiek. Bardzo ważne jest słowo, jakim posłużył się tu Jezus, ponieważ w tym krótkim, ale dramatycznym dialogu pojawi się ono jeszcze dwa razy. Św. Marek, aby opisać reakcję Zbawiciela na nazwanie go przez Piotra Mesjaszem, posłużył się czasownikiem „epitimao”, który oznacza: ganić, skarcić, upomnieć. W Ewangelii św. Marka, podobnie jak u pozostałych dwóch Synoptyków, tym samym czasownikiem posłużył się Jezus, uciszając wiatr podczas burzy na morzu Galilejskim, będącej symbolem sił niszczących i wrogich człowiekowi (por. Mk 4, 39), oraz surowo rozkazując duchowi nieczystemu: „Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: «Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży». Lecz Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego!». Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego” (Mk 1, 23-26). Takiego zachowania Pana Jezusa nie można wytłumaczyć tajemnicą mesjańską. Ewidentnie jest On niezadowolony z poglądów, jakie mają o Nim Jego uczniowie.

  Przyczyny leżą w zrozumieniu misji mesjańskiej Zbawiciela. Św. Marek przedstawia to w sposób niemal niezauważalny, ale bardzo istotny. Ewangelista, na początku swojego dzieła, wskazując kto jest jego głównym bohaterem, pisze: „ Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym (Mk 1, 1).” Posługuje się przy tym zwrotem „Iesou Christou” bez rodzajnika. Tymczasem Piotr, nazywając Jezusa Chrystusem Mesjaszem, mówi: „Sy ei ho Christos” (Mk 8, 30), gdzie „ho” jest rodzajnikiem określonym. Różnica polega na tym, że w tytule Ewangelii św. Marka tytuł mesjański jest nieokreślony granicami ludzkiej inicjatywy, to znaczy otwarty na nowość, jaką wnosi głoszona przez Jezusa Dobra Nowina o Królestwie Bożym w mocy Ducha Świętego, jest w niej miejsce dla wszystkich, również pogan, którzy uwierzą w Niego, nawrócą się i staną się Jego braćmi, częścią Jego mistycznego Ciała – Kościołem. Tymczasem Mesjasz, w wydaniu uczniów Jezusa, niczym nie różni się od mesjasza zelotów i faryzeuszów: wodza, który przyniesie Żydom jęczącym pod butem Rzymu wyzwolenie, da szansę krwawej zemsty i ustanowi Królestwo Boże w ziemskim sensie tego słowa. Z tego samego powodu Jezus nie nazywa siebie nigdy Mesjaszem, lecz Synem Człowieczym. Jezus gwałtownie zabrania uczniom rozpowszechniania swoich niedojrzałych opinii, ponieważ nie chce, aby wprowadzili w błąd lud, który tylko czekał na znak, by chwycić za broń i wzniecić powstanie. Swoją drogą Jezus przezornie wybrał na tę rozmowę ziemię pogan, gdzie z jednej strony nie było tęskniących za silnym, charyzmatycznym przywódcą Żydów, a z drugiej autorytetów religijnych i szpiegów Heroda, którzy mogliby z łatwością oskarżyć Go o podżeganie tłumów do powstania zbrojnego i szybko zgładzić.

  Pan sam przedstawia swoim uczniom na czym polega Jego zbawcza misja:  „I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie” (Mk 8, 31). Ta perspektywa bliższa jest wizji cierpiącego Sługi Pańskiego, autorstwa proroka Izajasza, która jest treścią dzisiejszego, pierwszego czytania: „Pan Bóg otworzył Mi ucho, a Ja się nie oparłem ani się cofnąłem. Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym Mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem. Pan Bóg Mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam.” (Iz 50, 4-8).
Syn Człowieczy, według Jezusa, musi wiele cierpieć. To „musi”, które może być interpretowane jako fatum, konieczność narzucona Mu przez Ojca, jako cena za uratowanie ludzkości przed Jego słusznym gniewem, jest w rzeczywistości wyrazem największej wolności i miłości. Św. Paweł uczy nas: Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5, 8). Pan Bóg mógł podjąć nieskończoną ilość decyzji, ale to właśnie ta, by Jego Syn cierpiał i dał się zamordować, wyrywając w ten sposób każdego, najbardziej nawet obrzydliwego zbrodniarza spod władzy Szatana, była najdoskonalsza i w najlepszy sposób wyraziła miłość Trójcy Przenajświętszej do tworzenia uczynionego na Jej obraz i podobieństwo (por. Rdz 1, 27).

  Piotr tego zupełnie nie rozumie i dopuszcza się jednego z poważniejszych wykroczeń, jakie uczeń może popełnić wobec swojego nauczyciela. Bierze Jezusa na bok i zaczyna Go upominać. Nie jest to jednak łagodne zwrócenie uwagi. Ewangelista używa po raz drugi tego samego słowa, którym Jezus wcześniej posłużył się wobec uczniów: „epitimao”. Krótko mówiąc, Piotr stawia się na miejscu Mistrza i zaczyna ganić Jezusa jak ucznia, co jest formą głębokiego nieposłuszeństwa. Powtarza się sytuacja z 3 rozdziału Ewangelii św. Marka, kiedy bliscy Jezusa wybrali się, aby Go powstrzymać, gdyż zaczęto uważać Jezusa za chorego umysłowo, co było często traktowane jak opętanie (por. Mk 3, 21). Tym razem Piotr wypowiada posłuszeństwo Jezusowi i stanowczo usiłuje przywołać Go do porządku. Można się domyślać, jak wielkie wrażenie wywołały słowa Zbawiciela: jednocześnie burzył On marzenia uczniów o ziemskim wyzwolicielu i zapowiadał swoje odtrącenie przez autorytety religijne, czyli śmierć społeczną i religijną, oraz mękę i śmierć fizyczną – dla Piotra mogło oznaczać to całkowitą porażkę Jezusa i jego samego, jako ucznia. Tajemnicę zapowiedzianego zmartwychwstania musiał w tym momencie traktować nie inaczej, jak pozbawioną sensu fantazję.

  Jezus i tym razem nie daje sobą manipulować, udowadniając że to On jest panem sytuacji. „Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie» (Mk, 8, 33). Przede wszystkim Zbawiciel przerywa relację wyłączności, którą w nieuprawniony sposób zainicjował Piotr, zwracając się do grupy uczniów, której Piotr jest członkiem, a następnie „gromi” go i odgania od siebie. Św. Marek po raz trzeci posługuje się czasownikiem „epitimao”, tym razem wobec Piotra, którego wymowę Jezus wzmacnia dodatkowo, nazywając go „Szatanem”. Nie wypędza go jednak, jak miało to miejsce wobec Złego podczas kuszenia na pustyni, chociaż w obu przypadkach Jezus kuszony jest możliwością osiągnięcia władzy, a co za tym idzie bogactwa. Piotr bowiem, niemal przymuszając Jezusa do przyjęcia „ludzkiej” koncepcji Jego mesjańskiej misji i wyrzeknięcia się zbawczej misji powierzonej Mu przez Ojca, nie różni się wiele od Szatana, obiecującego Jezusowi  „wszystkie królestwa świata oraz ich przepych”(Mt 4, 8). Zwrot, który po polsku jest przetłumaczony jako: „Zejdź mi z oczu”, w oryginale brzmi „ Hypage opiso mou” (Mk 8, 33), co można rozumieć, jako: „stań za mną” w sensie, w jakim uczeń nie wyprzedza nauczyciela, ale idzie za nim, szanuje autorytet mistrza i uznaje jego pierwszeństwo. To istotne, że wobec „szatańskiego” nieposłuszeństwa Piotra, Jezus nie odrzuca go, ale wzywa do pozostania Jego uczniem – co jest niewątpliwym znakiem bezwarunkowej Miłości, jaką Zbawiciel żywił do swoich Apostołów. Jest to cenna nauka dla nas wszystkich, którzy wierzymy w Jezusa, gdyż daje nam pewność, że jeśli szczerze żałujemy za nasze grzechy, to On, w swojej Miłości, pozwala nam wrócić do siebie i być Jego uczniami.

  Wreszcie Jezus stawia kropkę nad „i”, zwracając się nie tylko do uczniów, ale również do tłumów, które zdążyły zgromadzić się wokół Niego: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Mk 8, 34). Co jest charakterystyczne dla Jezusa, na koniec stawia On jeszcze wyżej duchową poprzeczkę. Dotąd mówił o swej śmierci, nie precyzując jej, teraz – nawiązując do krzyża, który uczeń musi wziąć na ramiona, jeśli chce Go naśladować – wskazuje na jej najgorszy rodzaj. Będzie to śmierć z ręki pogan, straszliwie bolesna i odzierająca istotę ludzką z wszelkiej godności. Tak właśnie „musi” zakończyć swoje ziemskie życie Mistrz i nauczyciel, więc jeśli chcemy być Jego uczniami i iść za Nim, to musimy pozwolić, aby On, te nasze codzienne cierpienia, których nie unikniemy, uczynił krzyżem. W ten sposób nasz krzyż stanie się Jego krzyżem, a Jego odkupienie naszym zbawieniem. Razem z Maryją, Wszechpośredniczką Łask, która jak nikt inny została włączona w mękę Zbawiciela, będziemy mogli wówczas za św. Pawłem powiedzieć: „w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (1 Kol 1, 24). Tylko niewielu świętym mistykom i mistyczkom dane było tu, na ziemi, doświadczyć czym jest w rzeczywistości to zjednoczenie z Chrystusem, w Krzyżu. My, możemy jednak z pokorą podstawiać codziennie rano barki pod nasze codzienne krzyże, ufając że żadne cierpienie ofiarowane Jezusowi przez ręce Maryi nie zostaje bez znaczenia i Bóg kiedyś ukaże nam, że to, co dziś wydaje się nam być może bezsensownym bólem fizycznym, psychicznym czy duchowym, dla Niego, ofiarowane z miłością, jest cudownym darem, dzięki któremu może okazać swe Miłosierdzie tym, którzy go najbardziej potrzebują.

  W tym kontekście głębszego sensu nabiera całe nasze życie. Św. Marek pisał swoją Ewangelię dla wspólnoty chrześcijan w Rzymie, gdzie za wyznawanie Jezusa Chrystusa byli oni zabijani w okrutny i wymyślny sposób. Ewangelista chciał wlać w serca swoich czytelników nadzieję, że ich codzienna ofiara ma sens, ponieważ Mistrz pierwszy doświadczył męczeńskiej śmierci za nich i zmartwychwstał, zwyciężając siły zła. Wstąpił do nieba i tam przygotował miejsca dla tych, którzy wytrwają do końca. Dlatego, pamiętając słowa swojego nauczyciela, którego Jezus nazwał „Szatanem”, a mimo to, po swoim Zmartwychwstaniu, wybaczył mu wszystkie jego akty niewierności, ustanowił Pasterzem całego Kościoła i wezwał „Pójdź za mną!” (J 21, 19), św. Marek pociesza również i nas: „kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je” (Mk 8, 35).
                                                                             Arek


 Liturgię słowa z dzisiejszej niedzieli znajdziemy pod linkiem: 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.