1.Zachowanie Jezusa w domu dwóch braci – Apostołów, Szymona i Andrzeja wskazuje na Jego stosunek do rodziny, różny od tego, który niektórzy kreują na podstawie Jego słynnych słów: „«Któż jest moją matką i [którzy] są braćmi?» I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką»” (Mk 3, 33-35), stawiając w niemal negatywnym świetle „biologiczną” rodzinę Zbawiciela, która stoi „na dworze”: „Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego” (Mk 3, 31), w kontraście do „prawdziwej” rodziny tych, którzy siedzieli „dookoła Niego”.
W dzisiejszej perykopie nowa rodzina Jezusa, rodzący się Kościół, to znaczy Jego Apostołowie, gromadzi się wokół teściowej Szymona, będącej częścią jego biologicznej rodziny, która potrzebuje pomocy:
„Zaraz po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce). Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę, gorączka ją opuściła. A ona im usługiwała” (Mk 1, 29-31).
Posłyszawszy o chorobie teściowej Piotra, Jezus natychmiast udał się do niej po czym, nie zważając na nieczystość jaką mógł zaciągnąć, dotknął ją i uzdrowił. Pan nie rozróżniał między troską o „swoich”, czyli tych, którzy za Nim poszli, a ich rodziną, dlaczego więc miałby dokonać tego rozróżnienia wobec swojej rodziny: Matki, która Go urodziła i wychowała posłuszna woli Bożej, oraz krewnych, z którymi przez dziesięciolecia wiązały go głębokie relacje, mające niewątpliwy wpływ na kształtowanie się Jego ludzkiego charakteru. Powołując żonatych mężczyzn na swoich Apostołów, Zbawiciel wskazał na wagę, jaką przykłada do rodziny. Skoro, bowiem powiedział: „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19, 5-6), to trudno sobie wyobrazić, aby będąc Bogiem chciał podważyć swoje przykazanie. Powołując uczniów, Jezus nie niszczy rodzin, ale je uświęca i wpisuje w zbawczą misję swojego Kościoła: uzdrowiona teściowa „im usługiwała”, wspierając w ten sposób misję Chrystusa i Jego uczniów. I to właśnie niewiasty okazały się wierne Jezusowi aż do Jego śmierci krzyżowej: „Było tam również wiele niewiast, które przypatrywały się z daleka. Szły one za Jezusem z Galilei i usługiwały Mu. Między nimi były: Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba i Józefa, oraz matka synów Zebedeusza” (Mt 27, 55-56
2.Syn Boży przyjął ciało z Maryi Dziewicy po to, aby uczynić ze swojego człowieczeństwa ofiarę doskonałą za nasze grzechy. To człowieczeństwo, w każdym swoim autentycznym, a zatem wolnym od grzechu wymiarze stało się narzędziem odkupienia, w które wpisane jest również uzdrawianie. Dlatego, chociaż pełnemu potęgi słowu Jezusa podporządkowywały się duchy nieczyste, choroby, prawa natury, a nawet śmierć, Zbawiciel często posługiwał się dotykiem i nałożeniem swoich rąk, aby nieść ludziom uzdrowienie, a nawet przywracać ich do życia. Tak miało się również w przypadku teściowej Szymona: „On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę, gorączka ją opuściła” (Mk 1, 31).
Warto zauważyć wyjątkowość taumaturgicznej działalności Jezusa, w kontekście praktykowanych wówczas gestów towarzyszących uzdrawianiu. „Jeśli chodzi o uzdrawianie osób chorych, to trzeba najpierw uściślić, że nakładanie rąk jest tylko jednym z wielu różnych sposobów, jakimi posługiwano się w drodze do osiągnięcia celu. Niekiedy bowiem używano innych gestów, jak na przykład namaszczenia, uściśnięcia dłoni lub różnego rodzaju kontaktów w użyciem innych elementów: śliny, błota itp. Z pewnością ręce Jezusa musiały wzbudzić szczególne zdumienie ze względu na czynności, jakie mogły spełniać. Ci, którzy mogli je oglądać z bliska, byli zadziwieni i mówili: „Skąd to u Niego?... I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! (Mk 6, 2) Istotnie, Jezus wielokrotnie nakładał ręce, potwierdzając zwyczajowe znaczenie gestu związanego z przekazywaniem mocy terapeutycznej i błogosławieństwem (por. Mt 19, 13. 15; Mk 5, 23; 6, 5; 7, 32; 8, 23. 25; 16, 18; Łk 4, 40; 13, 13)” (Franco Boscione, „Gesty Jezusa”, s. 73).
Uzdrawiająca działalność Syna Bożego wpisuje się w Jego misję zbawczą, która ma charakter paschalny. W każdym Jego geście objawia się prawda, iż tak „Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16). Jezus, uzdrawiając i wskrzeszając, stawał się darem dla człowieka, wchodząc z nim, przez dotyk Jego boskich rąk, w relację fizyczną, aż do stania się jego pokarmem i napojem, w sakramencie Eucharystii.
Istotą tego zbawczego procesu jest jego dwukierunkowość. Jezus nie tylko dawał zdrowie/życie/zbawienie, lecz jednocześnie brał na siebie chorobę/śmierć/grzech. Jego arcykapłańska działalność stanowiła swoiste odwrócenie działania arcykapłanów Starego Przymierza, co wyraża właśnie nałożenie rąk: „Inne nałożenie rąk wiązało się z przebłaganiem za grzechy. Przy różnego rodzaju ofiarach (całopalenia i ofiary za zdrowie) istniał wymóg, by kapłan położył ręce na ofierze. W takich przypadkach gest wskazywał na istnienie szczególnego związku między składającym ofiarę a ofiarą, w którym ta ostatnia wyobrażała i zastępowała ofiarującego. Nieco inaczej przedstawia się obrzęd związany z dniem przebłagania, kiedy to arcykapłan nakładał ręce na głowę kozła (por. Kpł 16, 21). Gest ten symbolizował przeniesienie grzechów ludu Izraela na zwierzę ofiarne, które później wypędzano na pustynię” (F. Boscione, op. cit., s.68-69).
Tymczasem, jak naucza św. Paweł, „Chrystus, zjawiwszy się jako arcykapłan dóbr przyszłych, przez wyższy i doskonalszy, i nie ręką - to jest nie na tym świecie - uczyniony przybytek, ani nie przez krew kozłów i cielców, lecz przez własną krew wszedł raz na zawsze do Miejsca Świętego, zdobywszy wieczne odkupienie” (Hbr 9, 11-12). Począwszy od chrztu w Jordanie, gdzie wziął na siebie grzech świata, Jezus brał na siebie nasze grzechy i cierpienia, wypełniając proroctwo o Słudze Jahwe: „On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści. (…) On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 53, 4-5). Święte dłonie Zbawiciela, które zabierały nasze grzechy i choroby, dając uzdrowienie, zostały przebite i zdruzgotane przez gwoździe, którymi przybiliśmy je do krzyża. Wówczas, gdy wydawało się, że nic już uczynić nie mogą, udzieliły nam daru największego: zbawienia i synostwa Bożego, cenniejszego od zdrowia, ponieważ otwierającego przed nami perspektywę wiecznej szczęśliwości w ramionach kochającego Ojca.
3.Nie każdy może korzystać z daru zbawienia. To wykluczenie, a raczej auto-wykluczenie dotyczy duchów nieczystych/złych, których decyzja o odrzucenia Bożej przyjaźni, z racji na ich naturę, okazała się nieodwołalna, o czym dowiadujemy się z kart Pisma Świętego. Św. Marek przykłada dużą wagę do tej prawdy. Pisze on: „Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest” (Mk 1, 34), oraz: „I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy” (Mk 1, 39). Głoszący miłosierdzie Jezus ma dla złych duchów, tych duchowych pasożytów, jedynie odrzucenie. Nie było dla nich nadziei. Nawet Bóg jest bowiem bezradny wobec ich wiecznego „NIE”, wypowiedzianego w pełnej wolności. Co istotne, wiedzą one, kim jest Jezus, ale tę wiedzę wykorzystują, aby szkodzić Jego misji, przez co pośrednio szkodzić nam wszystkim. Również wiara, która dla ludzi stanowi drogę do zbawienia, jest dla złych duchów przyczyną cierpienia, płynącego z lęku, jak pisze św. Jakub: „Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz - lecz także i złe duchy wierzą i drżą” (Jk 2, 19). Cóż zatem sprawia, że ani wiara, ani znajomość prawdziwej natury Mesjasza są dla złych duchów bezużyteczne, w ekonomii zbawienia?
Wydaje się, że jest to utracona na zawsze zdolność do miłości, która z kolei jest darem Ducha Świętego. W Hymnie o miłości św. Paweł wskazuje na miłość jako istotę życia w jedności z Bogiem: „Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym” (1 Kor 13, 2), oraz na Ducha Świętego, jako jej źródło: „A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5, 5). Św. Jakub pokazuje dobre uczynki jako konkretny owoc wiary: „Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy [sama] wiara zdoła go zbawić? (…) Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie” (Jk 2, 14. 17). Złe duchy są, mimo swojej wielkiej wiedzy, niczym, zaś ich wiara jest martwa i taka pozostanie na wieki, ponieważ nie potrafią przyjąć daru miłości i czynić dobra innym. Niestety, podobny los czeka ludzi, którzy upodabniają się do nich przez świadome i konsekwentne trwanie w grzechu przeciw Duchowi Świętemu.
Arek
Liturgię Słowa z dzisiejszej niedzieli znajdziemy pod linkiem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.