Trzecia niedziela Adwentu zwana „gaudere” stanowi – podobnie jak czwarta niedziela Wielkiego Postu, „laetare” – tak bardzo wyjątkowy moment w naszym przeżywaniu misterium wiary skoncentrowanej wokół tajemnicy wcielenia, ziemskiego życia i paschalnej ofiary Słowa Bożego, które stało się Ciałem dla naszego zbawienia, iż Kościół nadał im odrębny kolor liturgiczny: różowy. W obu przypadkach jesteśmy w szczególny sposób zaproszeni do wyrażenia radości z otrzymania daru życia, które otrzymaliśmy od Ojca Stworzyciela, naszego odkupienia, jakie dokonało się dzięki ofierze jaką Syn – Słowo złożył za nas na krzyżu, oraz uświęcenia, czyniącego nas, w mocy Ducha Świętego, dziećmi Bożymi. „Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa, skoro wspólnie z Nim cierpimy po to, by też wspólnie mieć udział w chwale” (Rz 8, 17).
Żyjąc w świecie, który de facto odrzuca Dobrą Nowinę Jezusa Chrystusa i zamyka się na dar Ducha Świętego, którego Pan posłał, aby pouczył go o grzechu, sprawiedliwości i sądzie (por. J 16, 8), jesteśmy narażeni na niebezpieczeństwo, że stracimy czujność i zapomnimy, iż jesteśmy żywymi członkami mistycznego ciała Chrystusa, w którym kontynuuje On zbawczą misję powierzoną Mu przez Ojca, a która znajdzie swój finał, „gdy już wszystko zostanie Mu poddane, wtedy i sam Syn zostanie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15, 28). W tym sensie jesteśmy „współpracownikami Boga” (por. 1 Kor 3, 9) przygotowującymi drogi przychodzącemu Panu.
Radość, do
której wzywa nas dzisiejsza Liturgia Słowa, możliwa jest jedynie wówczas, gdy
poważanie potraktujemy nasz chrzest i związane z nim powołanie do świętości. A
to oznacza, w pierwszej kolejności, uświadomienie sobie własnej grzeszności,
podjęcie decyzji o zmianie kryteriów postrzegania i oceny rzeczywistości na
optykę jaką proponuje nam nasz Nauczyciel i Mistrz, czyli metanoię, wreszcie
wydanie konkretnych owoców godnych nawrócenia (por. Łk 3, 8).
Gdyby tłumy
przychodzące, aby przyjąć chrzest z rąk Jana nie traktowały poważnie grzechu,
jako realnej przeszkody w odnowieniu ich relacji z Bogiem, nigdy nie poddałyby
się upokarzającemu dla dzieci Abrahama, publicznemu aktowi obmycia, wyznając
przy tym na głos swoje winy. Poczucie, że popełniając grzech obraziło się Boga
jest reakcją sumienia, które podobnie jak gorączka w przypadku jakieś
dolegliwości ciała, wskazuje na chorobę duszy, jaką wyleczyć może jedynie łaska
przebaczającego Boga. Świadomość, że nie jesteśmy w stanie zadośćuczynić Bogu,
którego obraziliśmy naszym grzechem, a czyni to za nas Jego umiłowany Syn,
staje się punktem zwrotnym w naszej drodze do Ojca. Nasza bezradność zamiast
stać się – jak w przypadku Judasza – przyczyną rozpaczy i samo-potępienia,
czyli odrzucenia Bożego miłosierdzia, staje się w pewnym sensie „felix culpa”:
szczęśliwą winą, ponieważ gdy w sakramencie pojednania wyznajemy ją z pokorą,
autentycznym żalem i postanowieniem poprawy, prosząc kapłana nam ją odpuścił w
imię Trójcy Przenajświętszej, doświadczamy działania nieskończonego, Bożego
miłosierdzia. Wie o tym każdy, kto choćby raz dostąpił łaski szczerej i
autentycznej spowiedzi. Tej radości, która przepełnia człowieka, gdy odchodzi
od kratek konfesjonału nie wyrażą żadne słowa!
Nawróceniu
od grzechu i powrotowi do stanu łaski uświęcającej towarzyszy pragnienie zmiany
życia: „Pytały go tłumy: Cóż więc mamy czynić?” (Łk 3, 10). Teraz, kiedy
doświadczyliśmy Bożego miłosierdzia, jak mamy postępować, aby właściwie
przygotować się na przyjście Pana? Na Jego przyjście w liturgii Bożego
Narodzenia, która nie tylko wspomina, lecz również urzeczywistnia tajemnicę
narodzin Jezusa, tak, że możemy przeżywać ją razem w Maryją i Józefem, oraz
razem z nimi otrzymać związane z nią łaski. W Jakie czyny mamy „ubrać” naszą
wiarę, aby Pan, który na końcu czasów powtórnie przyjdzie w chwale, nie
potraktował nas jak król, który, gdy zauważył na uczcie weselnej „człowieka
nie ubranego w strój weselny” (Mt 22, 11), kazał związać mu ręce i nogi, i
wyrzucić na zewnątrz, w ciemności! (por. Mt 22, 13)?
Św. Jan
Chrzciciel, a następnie Pan Jezus udzielają podobnej odpowiedzi: doświadczywszy
dobroci Bożej bądźcie dobrzy dla innych ludzi. To wspomnienie doznanej dobroci
przebaczającego Boga, nie zaś dobroci ludzi ma stać się dla nas kryterium
miłosiernego postępowania wobec naszych przyjaciół i nieprzyjaciół.
Pan Jezus
nakazał nam jednoznacznie:
„A, Ja
wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was
prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ
On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz
na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was
miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli
pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego
nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”
(Mt 5, 43-47).
Wiąże się to
również z inną zasadą, która jest tak ważna, że Zbawiciel ujął ją w modlitwie
Ojcze Nasz: „i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy
przeciw nam zawinili” (Mt 6, 12). Bóg uzależnia swoje przebaczenie naszych
grzechów od tego, czy my przebaczamy innym ich winy wobec nas. Przy tym
przebaczenie to ma być wzorowane na przebaczeniu Stwórcy, za którym idzie
zawsze czynienie dobra nam, którzy wobec Niego zawiniliśmy. Zasada ta dotyczy
całego naszego życia: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie
potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam
odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i
opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy
mierzycie” (Łk 6, 37-38).
Już sam
fakt, że Syn Boży objawił nam pewny i skuteczny sposób dążenia do świętości,
oraz do zbawienia, a także dał nam niezbędne instrumenty do jego osiągnięcia w
postaci sakramentów świętych, powinien być dla nas przyczyną nieustającej
radości. Sami stajemy się bowiem kowalami naszego ostatecznego losu, decydując,
czy będziemy postępować według nauk Chrystusa, czy też nie. Z drugiej strony,
gdy w dniu, który zna jedynie Pan Bóg, staniemy przed Nim, aby zdać sprawę z
naszego życia, nasza odpowiedzialność będzie większa od odpowiedzialności tych,
którzy nie ze swojej winy nie poznali Dobrej Nowiny i nie uwierzyli w
Jezusa.
W tym
kontekście autentyczną przestrzenią duchową, w której możemy odczuwać i wyrażać
prawdziwą radości ze zbawienia, jest nie tylko doświadczenie Bożego
miłosierdzia, ale również łaska Bojaźni Bożej, która nie pozwala nam stracić z
oczu prawdziwej relacji z Bogiem, będącej nie tylko relacją Ojciec - dziecko,
lecz również Stwórca - Stworzenie, Pan - sługa, której zasadność potwierdził
sam Jezus: „Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono:
"Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać”
(Łk 17, 10).
Jak zauważa
ojciec Paweł Krupa OP: „podstawową relacją, jaką mamy z Bogiem, jest relacja
Stwórca – stworzenie, ewentualnie: Pan i własność. Tak, On jest moim Panem, a
ja jestem Jego podwładnym. Jego dzieckiem oczywiście też, bo w Chrystusie mnie
usynowił, ale i tak jestem Jego własnością. (…) Naszym królem jest Pan. I to
nie my tworzymy z Boga Pana i Króla, tylko On nam objawił, że jest naszym Panem
i Królem, bo nas stworzył, daje nam życie, daje nam łaskę i nas zbawia. On jest
naszym Królem, a my poddani! Oczywiście Bóg nam robi nieprawdopodobną łaskę, bo
wchodzi z nami w Przymierze. I to Przymierze będzie trwało i trwało, aż do
niesamowitego zjednoczenia, które dokonało się w Chrystusie, gdzie Bóg i natura
ludzka stają obok siebie, w jednej Osobie Słowa – w jednej Osobie Jezusa
Chrystusa. (…) Zjednoczenie z Bogiem w miłości to jest dobro dla mnie. On mi je
ofiaruje. A jeśli je przyjmę i potwierdzę własnym zaangażowaniem, to stanę się
już nie tylko Jego własnością i poddanym – choć same w sobie są to już bardzo
zaszczytne tytuły – ale przyjacielem” (Paweł Krupa OP „Jutro ma na imię Bóg”
s. 19-21).
Gdy będziemy
uczyć się od Najświętszej Maryi Panny, jak z pokorą przyjmować w naszym życiu
Boga nadchodzącego ze swoim darem odkupienia, nie tracąc nic z szacunku i
posłuszeństwa, jakie Mu się należą, nasze życie stanie się na wzór jej życia
nieustającym hymnem uwielbienia, nawet w chwilach krzyża, gdy wydawać by się
mogło, że Bóg nas opuścił. Wówczas nasza radość będzie – jak pisze dziś św.
Paweł – radością w Panu (por. Flp 4, 4), która nigdy nie będzie miała końca.
Arek
Dziękuję Arku. Jak dobrze być własnością Stwórcy, Boga, a nade wszystko Ojca - mojego Taty. Wtedy nie jestem własnością - rzeczą, ale własnością - Osobą. To oznacza , że tym, czego najbardziej pragnie Bóg jest udzielać mi Siebie, Swojej Własności. Odczuwam wtedy pragnienie, by stawać się taką dla innych Osób, by Inni zawsze byli dla mnie Osobami. Wiele jest sytuacji takich pozornie niewinnych, kiedy mogę zobaczyć, ile mi brak w tym względzie. Dziękuję za nie Ojcu, bo czuję się zaproszona do tego, by właśnie tam przyjmować Jego, być z Nim, kochać. Inaczej to nie jest możliwe .
OdpowiedzUsuń