Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

9.09.2018

„Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę” (Mk 7, 37).

Dzisiejsza perykopa ewangeliczna ukazuje nam Jezusa jako odwieczne Słowo, które stawszy się ciałem przywraca nam utraconą z powodu grzechu pierworodnego zdolność do autentycznego dialogu z Bogiem. 
  W zeszłą niedzielę Jezus wskazał na duchowy fundament Prawa danego nam przez Boga po to, abyśmy trwali w przyjaźni z Nim. Wszelkie zło, które czynimy jest następstwem odrzucenia Bożego Prawa w naszych sercach: „Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota” (Mk 7, 20-22).  

Począwszy od grzechu pierworodnego, za każdym razem kiedy człowiek dopuszcza się niewierności wobec Boga, wyrzuca Go niejako ze swojego serca i traci zdolność do oddawania Mu czci, to znaczy do właściwej z Nim komunikacji.
   To właśnie Jezus zarzucał faryzeuszom i uczonym w Piśmie, cytując proroka Izajasza: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi” (Mk 7, 6-7).

Wobec Boga, który wyraża się „na zewnątrz” niezgłębionej, odwiecznej relacji Trzech Osób poprzez słowo, zarówno na początku historii, gdy stwarza świat, a także gdy – w odpowiedzi na naszą niewierność – realizuje plan naszego zbawienia, przemawiając do Abrahama a potem do Mojżesza, człowiek pogrążony w grzechu znajduje się, w wymiarze duchowym, w sytuacji głuchoniemego, a dokładnie „głuchego i ledwo mówiącego” (gr. kophon kai mogilalon) z dzisiejszej Ewangelii: nie potrafi usłyszeć Bożego słowa i z głębi serca, z wiarą na nie odpowiedzieć.
Każdy człowiek, który żyje bez przyjaźni Bożej, zdaje się dzielić los wygnanego z raju Adama: błąka się po ziemi przeklętej, rodzącej cierń i oset, na której z trudem zdobywa pożywienie (por. Rdz 3, 17-19). Głuchy na słowo Boże, wiedzie swoje życie w „posiadłościach Dekapolu”, oddając cześć obcym bożkom, które sobie stworzył, lub które podsuwa mu przesiąknięta materializmem i hedonizmem współczesna kultura, bez nadziei na zbawienie wieczne.
Właśnie na ziemie Dekapolu, które jako duchowo jałowe i nieczyste starał się omijać każdy pobożny Izraelita, a gdy już musiał na nie wkroczyć, po opuszczeniu ich granic czym prędzej strzepywał pył ze swoich sandałów na znak, że nie chce mieć nic wspólnego z niewiernymi, którzy je zamieszkują, przyszedł Jezus, wypełniając proroctwo Izajasza: „Niech się rozweselą pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech rozkwitnie! Niech wyda kwiaty jak lilie polne, niech się rozraduje, skacząc i wykrzykując z uciechy. (…) Powiedzcie małodusznym:  «Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto - pomsta; przychodzi Boża odpłata; On sam przychodzi, by zbawić was». Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą” (Iz 35, 1-2; 4-5).
Wejście Jezusa na ziemie Dekapolu stało się dla zamieszkujących tam ludzi okazją aby stanąć w całej słabości naszej ludzkiej natury wobec potęgi Bożego miłosierdzia. Poganie, którzy musieli coś o Nim słyszeć, przyprowadzili głuchoniemego, aby „położył na nim ręce” i go uzdrowił, usuwając w ten sposób niewidzialny mur, który znacząco izolował go od wspólnoty. Chodziło tu o coś dużo ważniejszego od przeszkody komunikacyjnej: człowiek głuchy pozbawiony był możliwości usłyszenia słów miłości, szczególnie od osób najbliższych i zdolności słuchania będącego darem miłości i posługą wobec innych.
Choroba głuchoniemego  nie była zatem tylko jego problemem osobistym, ale dotykała całą wspólnotę, z którą łączyły go różnorakie relacje: rodzinne, sąsiedzkie, zawodowe itp. Dlatego to właśnie wspólnota, która wierzyła na swój sposób w zdolności taumaturgiczne i uzdrowicielskie Jezusa, poprosiła Go w imieniu chorego o uzdrowienie. Podobnie w wymiarze duchowym ciężki grzech jednej osoby nie tylko zrywa jej łączność z Bogiem, odbierając łaskę uświęcającą, lecz dotyka negatywnie również inne osoby: rodzinę, przyjaciół, ludzi, z którymi pracuje itp. Często nie zdajemy sobie z tego sprawy, lekceważąc realność świętych obcowania, to znaczy komunii łączącej wierzących, którzy na mocy chrztu zostali włączeni w mistyczne ciało Chrystusa. Dlatego tak ważne jest dbanie o nasze zdrowie duchowe przez częste korzystanie z sakramentu pojednania i eucharystii, oraz autentyczną modlitwę, również tę wspólnotową,
W tym sensie dzisiejsze uzdrowienie głuchoniemego zbliżone jest do uzdrowienia paralityka, którego czterech mężczyzn spuściło przez dach do domu, w którym znajdował się Jezus. W obu tych wydarzeniach Zbawiciel uzdrowił chorego nie ze względu na jego wiarę, lecz na wiarę wspólnoty, która się za nim wstawiła. W obu też, mimo autentycznej litości, z jaką Jezus pochylał się nad każdym chorym, Pan wiązał uzdrowienie ciała z o wiele istotniejszym, z perspektywy życia wiecznego, uzdrowieniem duszy, to znaczy uwolnieniem od grzechu. W przypadku paralityka Chrystus powiedział do uczonych w Piśmie: „Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów - rzekł do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu!” (Mk 2, 10-11). Natomiast bogaty w szczegóły opis uzdrowienia głuchoniemego zawiera elementy antycznej liturgii chrztu świętego, który zmazuje grzech pierworodny: „On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się! Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić” (Mk 7, 33-35).
Odprowadzenie głuchoniemego na bok przypomina drogę, jaką Jezus odbył wraz z uczniami do Emaus, tłumacząc im Pisma: przez duchową pustynię zwątpienia i beznadziei do „usłyszenia sercem” Słowa Bożego i rozpoznania żyjącego Pana w Eucharystii. Głuchoniemy zawierza Jezusowi i daje się zabrać od swoich opiekunów, a jednocześnie  uwolnić od „tłumu” spraw i myśli stojących między nim a Bogiem, który pragnie go uzdrowić. W ten sposób rozpoczyna on swoją wędrówkę, której kresem jest nie tylko uzdrowienie aparatów słuchu i mowy, ale nade wszystko udrożnienie duchowego kanału łączącego go ze Stwórcą, przywrócenie zdolności do autentycznego wielbienia Boga, czyli innymi słowy jego uświęcenie i zbawienie.
Również wejście przez Jezusa w kontakt fizyczny z chorym, przez włożenie palców do jego uszu i dotknięcie śliną jego języka, z jednej strony wskazuje na stwórcze działanie Boga, a z drugiej wymaga aktu zawierzenia i otwarcia chorego na działanie Mistrza z Nazaretu. Wówczas Jezus stał się niejako łącznikiem między Ojcem a chorym w sensie paschalnym, odkupieńczym. Zanim bowiem wypowiedział słowo uzdrowienia wzniósł oczy ku niebu, jak miało to miejsce przed cudownym rozmnożeniem pięciu chlebów i dwóch ryb, które pobłogosławił, połamał i rozdał. Był to cud wskazujący na eucharystię, w której Jezus da siebie na okup za wielu. Następnie Pan „westchnął” (gr. estenaxen, westchnął, jęknął), zaś to „westchnienie Jezusa wskazuje na Jego uczestnictwo w cierpieniu tej osoby, ono zaś kolei wskazuje na krzyż Jezusa, dzięki któremu zostaliśmy w pełni uzdrowieni. Słowo następuje później” (o. Beppe Lavelli e o. Silvano Fausti, “Vangelo di Marco”, za: http://www.gesuiti-villapizzone.it).
Dopiero wówczas Jezus wypowiedział z mocą słowo uzdrowienia i życia, które jednocześnie było świadectwem prawdy, ponieważ właśnie po Bóg to stał się człowiekiem w dziewiczym łonie Najświętszej Maryi Panny: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu” (J 18, 37). Jezus nie tylko otworzył uszy mężczyzny i rozwiązał jego język, ale przede wszystkim uzdolnił go do słuchania swego głosu. Dał siebie poznać jako Dobry Pasterz co wiąże się z podjęciem trudu pójścia za Nim wąską drogą, która wiedzie w ramiona kochającego Ojca: „Kto jednak wchodzi przez bramę, jest pasterzem owiec. Temu otwiera odźwierny, a owce słuchają jego głosu; woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je. A kiedy wszystkie wyprowadzi, staje na ich czele, a owce postępują za nim, ponieważ głos jego znają” (J 10, 2-4).
                                                                       Arek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.