Już jakiś czas temu, przeczytałem tekst, mówiący
o dziewczynce, która podczas zwiedzania katedry,
zatrzymała się i długo przyglądała pewnemu
witrażowi, który piękne oświetlony, bardzo
przyciągał jej wzrok.
Przechodzące przez witraż światło, rzucało barwne
refleksy na wnętrze świątyni.
Dziewczynka długo podziwiała barwne zjawisko,
aż pokazując na witraż powiedziała:
Mamo jacy piękni ludzie są tam wysoko, kim oni są?
Usłyszała odpowiedź, że to są Święci.
Po powrocie do domu powiedziała domownikom...
Ja wiem kim są święci.
Kim, no kim są? Zapytano.
Rozpromieniona odpowiedziała:
To są ludzie, którzy pozwalają, by świeciło przez nich światło!
Nastał miesiąc listopad, obchodzimy dzisiaj Dzień Wszystkich Świętych,
a jutro Dzień Zaduszny.
Jestem człowiekiem wierzącym.
Bóg jest Światłością, oświeca mnie swoim Światłem,
Ono pada na mnie.
Ale co dalej z tym Światłem?
Czy ja stosuję jakąś zasłonę, aby mnie nie poraziło?
Odbijam je, gdzieś tam?
Czy może chłonę go, prosząc Boga
o więcej Jego Światła na moje życie.
Bóg Swego Światła nie odmawia.
Może jednak, dobrze byłoby być takim, niczym witraż ze Świętymi?
Część światła zostawić dla siebie, aby być pięknym przed Bogiem,
ale części pozwolić, niech przechodzi przeze mnie i w postaci dobra
oświetla życie innych, którzy może akurat stanęli w cieniu.
Może wtedy będę miał bliżej do świętości?
A przecież powiedziano ,,Świętymi bądźcie…”.
Panie Boże, chcę być witrażem dla Twojego Światła, proszę o Łaskę,
aby Dzień Wszystkich Świętych kiedyś i mnie dotyczył.
Życzę tego Wszystkim.
Sławek
Bardzo wymowne to opowiadanie o witrażu i świetle - Sławku. Mnie natomiast - jak to czytałem - przypomniało się inne podobne zdarzenie, którego byłem świadkiem. Pewien ksiądz na swoim kazaniu do dzieci przygotowujących się do Pierwszej Komunii Świętej zaczął obrazowo tłumaczyć jak to jest z przyjmowaniem Łask Bożych stale płynących od Dobrego Boga. W tym celu w trakcie swojego kazania wyszedł przed Ołtarz i otworzył nad sobą ogromny parasol, który miał symbolizować skorupę grzechu skutecznie blokującą dostęp Bożych Łask. Łaski Boże symbolizowały cukierki rzucane przez poproszone o to dzieci wysoko nad parasol i odbijające się od niego. Było przy tym spore ożywienie i zaangażowanie dzieci. To niecodzienne kazanie ze względu na swoją formę na pewno zapadło w pamięci dzieciom i wielu dorosłym. Zmusiło też wielu obserwatorów do bardziej intensywnego uruchomienia swoich szarych komórek, gdyż ksiądz od początku był tajemniczy. Może dzięki temu ktoś zmienił swoje życie. Oby więcej takich księży i takich kazań.
OdpowiedzUsuńMnie natomiast sprawa łask - tzn. ich przyjmowania - kojarzy się zawsze z czymś na kształt otwartego przedmiotu (naczynia, serca, kwiatu). Zawsze tak to tłumaczę: Jeżeli chcemy skorzystać z jak największej ilości łask które nieprzerwanie płyną z Nieba jak wodospad to musimy to naczynie (serce) otworzyć. Do zamkniętego nic nie wpłynie. Do ledwie otwartego – ledwie co wpłynie. Taka jest tu zależność. Każdy musi sobie odpowiedzieć na ile otwiera się na te Łaski. Wiele z nich marnujemy. Wiele z nich nie zauważamy. Ale one stale płyną. Czasem owa skorupa grzechu nie pozwala nam ich dostrzec – jesteśmy na nie niejako ślepi. Teraz z kolei przypomniało mi się jak kiedyś z dziećmi oglądałem program „Ziarno”. Tam biskup prowadzący pokazał czystą szybę symbolizującą czyste sumienie. Kazał dzieciom z programu stanąć po obydwu stronach tej szyby i oglądać się nawzajem. Później kazał dzieciom popisać po tej szybie czarnym mazakiem. Po chwili czysta szyba (czyste sumienie) była zapisana niemal cała. Te napisy symbolizowały grzechy ludzkie. Stała się niejako bardzo brudna (brudne sumienie). Wtedy biskup kazał dzieciom jeszcze raz spojrzeć na siebie po obydwu stronach szyby. Trochę się widziały ale bardzo niewyraźnie. Trudno im było ocenić coś na 100%. Były trochę zdezorientowane i czuły się nie komfortowo – miały niepełny obraz. W bardzo piękny sposób przedstawiono i zobrazowano na tym przykładzie w jakim stanie jest nasza dusza i cały nasz umysł w stanie grzechu – zwłaszcza ciężkiego. Nie jesteśmy w stanie poprawnie egzystować jeżeli chodzi o naszą „duchową wrażliwość”. Wszystko jest utrudnione. Będąc dłużej w takim stanie trudniej jest z niego wyjść. Pogrążamy się na własne życzenie. Sami sobie jesteśmy winni. A Pan Bóg, który jest niezmienny i raz dał nam wolną wolę z miłości do nas, staje się niejako „zakładnikiem” tej miłości. Nie może nic zrobić bez naszej zgody. Dlatego bez otworzenia się na Jego Łaskę będziemy się stale pogrążać. On oczywiście czeka na to otwarcie. Czasem wystarczy mała szczelina by Łaska Boża mogła poszerzyć takie otwarcie za przyzwoleniem człowieka.
Szczęść Boże Wszystkim Czytającym – z Panem Bogiem i Maryją :)
MariuszB.