W liturgii Słowa na XXVIII niedzielę kontemplujemy Mądrość Bożą,
objawiającą nam w spojrzeniu Syna odwieczną Miłość Ojca, której przyjęcie w
Duchu Świętym i ofiarowanie rzeczy materialnych na rzecz pomocy bliźniemu czyni
nas dziedzicami królestwa Bożego.
Pan Jezus uczy nas, że „Kto nie przyjmie Królestwa Bożego jak dziecko, ten
nie wejdzie do niego” (Mk 10, 15). Słyszeliśmy te słowa w zeszłym tygodniu.
Zbawiciel stawia bezbronne i zdane całkowicie na wolę dorosłych dziecko, jako
żywą ilustrację swojego nauczania. Po czym obejmuje je i błogosławi. Ten czuły
gest przypomina postawę ojca z przypowieści o synu marnotrawnym: „ujrzał go
jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na
szyję i ucałował go (Łk 15, 20). Wszystko co Zbawiciel mówi i czyni jest
objawieniem Ojca, Jego istoty, która jest Miłością. Jezus łamie te wszystkie
stereotypy i standardy społeczne, które niczym ciemne chmury przysłaniają blask
Bożego miłosierdzia, dzięki czemu możemy doświadczyć ciepła Ojcowskiej miłości.
Niestety, nowość którą
przynosi Chrystus nie dla wszystkich jest do przyjęcia. Podobnie jak w
przypowieści o synu marnotrawnym, czy – jak wolą niektórzy – o miłosiernym
ojcu, występuje starszy syn, który nie akceptuje przebaczającej postawy ojca w
stosunku do swego młodszego brata, „nie chce wejść” na ucztę i dzielić
jego radości, tak również w dzisiejszym czytaniu poznajemy młodzieńca, dla
którego spotkanie z Jezusem kończy się smutkiem i odrzuceniem wezwania, by iść
za Nim.
Dzisiejsza perykopa otwiera się
wprowadzeniem, w którym św. Marek informuje nas, że Jezus „wybierał się w
drogę” (Mk 10, 17). W ten pośredni sposób Ewangelista nawiązuje do przypowieści
o siewcy: „Siewca sieje słowo. A oto są ci
[posiani] na drodze: u nich się sieje słowo, a skoro je usłyszą, zaraz
przychodzi szatan i porywa słowo zasiane w nich” (Mk 4, 14 -15). W tym
kontekście, do Jezusa „przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na
kolana, pytał Go” (Mk 10, 17). Zachowanie to przypomina postępowanie
trędowatego z 1 rozdziału Ewangelii św. Marka: „Wtedy przyszedł do Niego
trędowaty i upadając na kolana, prosił Go” (Mk 1, 40). Wiemy zatem, że wobec
Zbawiciela staje ktoś, kto potrzebuje Jego pomocy, choć nie zdaje sobie jeszcze
sprawy jak bardzo. Krótka, ale bardzo dynamiczna i pełna zwrotów rozmowa
postawi młodzieńca w prawdzie o sobie samym. Można powiedzieć, że w
każdej rozmowie z Bogiem, jeżeli wypływa ona z autentycznej potrzeby i
przebiega w pełnej szczerości, Pan uwalnia nas ze złudzeń i nieprawdziwych
wyobrażeń odnośnie Jego i nas samych, a następnie stawia we właściwej relacji w
tych dwóch wymiarach…
Inicjatywa spotkania wyszła od
młodzieńca i to on chce kontrolować rozmowę z Jezusem: „Nauczycielu dobry, co mam
czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” (Mk 10, 17). W tym pytaniu zawarte jest
wartościowanie, ocena Jezusa. Młodzieniec nazywa Go „dobrym”, które to
określenie, Jak oświadczy Pan, należy się samemu Bogu. W tym sensie,
nieświadomie, młodzieniec zachowuje się jak opętany, który wyjawia Boską
tożsamość Mesjasza (por. Mk 1, 24). Syn Człowieczy natychmiast odrzuca to
kuszenie, wyznając, że tylko Bóg jest dobry, przejmuje inicjatywę i sprowadza
rozmowę na właściwą płaszczyznę.
Bardzo ciekawa jest również druga
część pytania. Młodzieniec chce dowiedzieć się od Jezusa, co ma robić,
aby dosłownie „odziedziczyć” (gr. kleronomeso) życie wieczne. Jak wiadomo
dziedziczyli jedynie prawowici spadkobiercy i trudno tu mówić o „czynieniu”
czegokolwiek – inicjatywa należała do ojca i jeżeli nie wydziedziczył on syna,
to ten dziedziczył po nim. Przychodzi tu na myśl starszy syn ze wspomnianej już
przypowieści o miłosiernym ojcu. Jest on wściekły na ojca za to, że
wspaniałomyślnie wybaczył hulace i niewdzięcznikowi, którego nigdy nie przestał
kochać ojcowską miłością. Wypomina mu: „Oto tyle lat ci służę i nigdy nie
przekroczyłem twojego rozkazu” (Łk 15, 29). Problem starszego syna w istocie
polega na tym, że ma mentalność sługi, która go zniewala i zamyka jego serce na
pełnię daru miłości ojca, przez co nie rozumie go. Jak zobaczymy, również
bogaty młodzieniec, który intuicyjnie przeczuwa, że życie wieczne jest
„spadkiem”, czyli darem od Boga, jednocześnie jest zniewolony do tego stopnia,
że nie będzie w stanie tego daru przyjąć i odpowiedzieć pozytywnie na powołanie
Jezusa do dążenia ku doskonałości ewangelicznej. Ważny jest również cel pytania
ucznia: chce on osiągnąć życie wieczne. Tymczasem Jezus zdaje się utożsamiać tę
koncepcję z królestwem Bożym. Aby zatem mieć życie wieczne, należy już teraz
starać się ze wszystkich sił wejść do królestwa Bożego, realnie obecnego wśród
nas. Bramą do niego Jest sam Chrystus w swoim Kościele. To właśnie tu, w
trakcie naszego ziemskiego życia „nabywamy” obywatelstwo Jego królestwa, czyli
życie wieczne, żyjąc według Jego nauki.
Reakcja Zbawiciela i dalszy dialog
z młodzieńcem jest procesem objawienia, w którym Chrystus podejmuję dyskusję na
poziomie rozmówcy, aby wynieść ją na poziom duchowy, który jest zawsze
całkowitym ukierunkowaniem na Boga Ojca w mocy Ducha Świętego. Dlatego
początkowo odpowiedź Pana jest dość oczywista: „Znasz przykazania: Nie zabijaj,
nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego
ojca i matkę” (Mk 10, 19). Warto zauważyć, że w Ewangelii św. Marka Jezus wśród
przykazań umieszcza nakaz „nie oszukuj” (gr. apostereo), który oznacza
nieuczciwe pozbawianie czegoś, co się komuś należy. W piątym rozdziale listu
św. Jakuba, który rozpoczyna się ostrzeżeniem dla bogaczy, autor natchniony
posługuje się właśnie tym czasownikiem: „Oto woła zapłata robotników, żniwiarzy
pól waszych, którą zatrzymaliście” (Jk 5, 1). Można zatem przypuszczać,
że dla Jezusa bogactwo jest często owocem krzywdy ludzkiej. Natomiast
wynosząc zakaz nieuczciwego postępowania wobec pracowników do rangi
przykazania, Pan podkreśla, że Bóg staje zawsze po stronie słabszych i żadne
czynności religijne nie są dla niego tak ważne jak miłość bliźniego. Nie bez
kozery w swojej odpowiedzi Mistrz wymienia przykazania dotyczące relacji międzyludzkich,
pomija zaś te odnoszące się bezpośrednio do Boga. Pozostaje to w duchu Jego
innej wypowiedzi: „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam
wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez
ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar
swój ofiaruj!” (Mt 5, 23-24).
Młodzieniec odpowiada zadowolony:
„Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości” (Mk 10, 20).
Wydaje mu się, że wszystko idzie po jego myśli. Słowa Jezusa nie skłaniają go
do rachunku sumienia; jest przekonany, że nie ma w nim winy, ponieważ od
dzieciństwa, to znaczy od kiedy posiadł zdolność rozróżniania między dobrem a
złem, za którym idzie odpowiedzialność moralna, zawsze postępował słusznie.
Mając na uwadze wcześniejsze słowa Jezusa zawierające ocenę moralną bogactwa,
trudno to uwierzyć. Można raczej domniemywać, że mimo, iż ciało Młodzieńca
klęczy przed Nauczycielem, to jego dusza unosi się niczym balon wypełniony nie
helem, ale pychą lub co najmniej nieświadomością co do swego stanu duchowego, w
przestworzach samozadowolenia. Młodzieniec jest bardziej chory od trędowatego i
bliżej mu do faryzeusza, który chełpi się przed Bogiem niż do celnika, bijącego
się w piersi (por Łk 18, 9-16), choć nie ma w nim pogardy dla innych,
cechującej tego pierwszego.
Jezus „spojrzawszy na młodzieńca,
ukochał go (Iesous emblepsas auto egapesen auton)” (Mk 10, 21). W tym
spojrzeniu i w tym akcie miłości objawia się pełnia Miłości Boga, która skłania
Go do ofiarowania Tego, który jest Mu najdroższy dla naszego zbawienia . Św.
Jan napisał: „Tak bowiem Bóg umiłował (egapesen) świat, że Syna swego
Jednorodzonego dał” (J 3, 16). Podobnie miłosierny ojciec z przypowieści
ujrzał syna z daleka i wzruszył się głęboko. Przywrócił mu też synowską godność
nie dlatego, że przekonała go jego skrucha, ale z powodu swojej miłości do
niego. To właśnie ta miłość w jednej chwili unicestwiła wszelkie winy wyrodnego
syna i dała mu godność, którą z własnej woli utracił. Wystarczyło dać ojcu
możliwość okazania miłosierdzia, które wybacza i podnosi z upadku, ale również
przynosi mu cierpienie z powodu braku akceptacji starszego syna dla jego czynu.
Jednocześnie Chrystus stawia diagnozę i wskazuje lekarstwo: „Jednego ci
brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał
skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!” (Mk 10, 21). Ta „jedna rzecz” to
nie kropka nad „i”, brakujący element w układance świętości, która jest kluczem
do życia wiecznego. Przeciwnie, to rzecz najważniejsza, fundamentalna, bez
której wszelkie dobre uczynki i gorliwe przestrzeganie prawa są bezwartościowe.
Jezus nie nazywa jej wprost, ale wskazuje drogę, którą trzeba obrać, aby ją
osiągnąć. Młodzieniec chce osiągnąć życie wieczne? Bardzo proszę: niech wymieni
swoje bogactwo ziemskie na bogactwo w niebie, gdzie przelicznikiem jest
miłosierdzie wobec potrzebujących, a walutą dobre uczynki. Sam Nauczyciel tak
wykłada tę boską ekonomię: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i
rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się, i kradną. Gromadźcie sobie
skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie
włamują się, i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce
twoje” (Mt 6, 19). To jednak nie wystarczy. Św. Paweł tłumaczy bowiem: „I
gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na
spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał” (1 Kor. 13, 3).
To jest właśnie ta brakująca rzeczywisość: Miłość, której nie można kupić za
żadne pieniądze, wymienić za najgorliwsze modlitwy, najsroższe posty i
najhojniejsze jałmużny, ponieważ jest absolutnym darem Chrystusa Paschalnego,
darem, jaki Bóg czyni z samego siebie, ponieważ tylko On jest Miłością zdolną
całkowicie zaspokoić ludzkie pragnienie szczęścia. Ten dar można jedynie
przyjąć, otwierając serce na Jego wezwanie i pójść za Nim.
Młodzieniec tego nie rozumie.
Osobiste powołanie przez Zbawiciela, analogiczne do tego, które stało się
udziałem każdego z Apostołów, zamiast radości budzi w nim smutek i zostaje odtrącone.
Młodzieniec zatrzymuje się na pierwszym etapie „miał bowiem wiele posiadłości”
(gr. ktemata)(Mk 10, 22). Czy jednak to on je miał, czy raczej one
„posiadały” jego? I jak silne musiało być to zniewolenie, skoro nawet pełne
miłości spojrzenie i wezwanie samego Syna Bożego nie było w stanie go złamać…
Wiemy, że tylko w jednym przypadku Bóg jest bezsilny: kiedy człowiek świadomie
i dobrowolnie odtrąca Jego łaskę. Z tego też powodu św. Marek osadził naszą
perykopę na drodze: serce bogacza było „opętane” przez chęć posiadania i diabeł
z łatwością „porwał słowo” zasiane przez Jezusa, przekonując młodzieńca, że
wymiana proponowana przez Pana jest nieopłacalna, a Bankier niegodny zaufania.
Jakże odmienny obraz rysuje przed nami św. Łukasz w Dziejach Apostolskich,
gdzie posługuje się tym samym zwrotem, opisując życie Kościoła u jego zarania:
„Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli
wspólne. Sprzedawali majątki (ktemata) i dobra i rozdzielali je
każdemu według potrzeby” (Dz 2, 45). Wiara przeżywana wspólnotowo, jest źródłem
radości, siły i łaski, która wyzwala z przywiązania do rzeczy materialny,
uzdalniając nas do postrzegania ich we właściwej perspektywie: jako daru bożego
i okazji do czynienia dobra.
Jezus jest zasmucony decyzją
młodzieńca. Patrzy na niego, jak odchodzi ku swoim posiadłościom, które raczej
już nigdy nie będą go tak cieszyć, jak dotąd, ponieważ zawsze będą rzucały
mroczny cień samotności na ścieżki jego życia. Może czuje złość do Mistrza,
który odarł go z poczucia samozadowolenia jednym poleceniem, którego nie był w
stanie wypełnić i wskazał, że życie wieczne jest dalej, niż mu się mogło
przez chwilę wydawać. Potem Pan zwraca się do uczniów i oświadcza im
dwukrotnie, że dla bogatych wejście do królestwa Bożego jest bardzo trudne,
niemal niemożliwe: „Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego <tym,
którzy w dostatkach pokładają ufność (Mk 10, 24)>”. Uczniowie są zdumieni,
być może znali ludzi zamożnych, którzy szczodrze rozdzielali jałmużnę, bardzo
prawdopodobnie również młodzieniec, który przecież przestrzegał przykazań i
nakazów Prawa, do nich należał. Tymczasem Jezus ewidentnie deprecjonuje ich
zasługi jako niewystarczające. W konsekwencji uczniowie zastanawiają się między
sobą: „Któż więc może się zbawić?” (Mk 10, 26). To pytanie, podobnie jak
pytanie bogacza: „co mam czynić aby odziedziczyć królestwo Boże?” świadczy o
niezrozumieniu przez nich praw rządzących królestwem Bożym i stawianiu akcentu
na działanie ludzkie. Jezus tym razem spogląda na uczniów, niewątpliwie z nie
mniejszą miłością jaką okazał młodzieńcowi, i wypowiada znamienne słowa, które
dają nadzieję każdemu człowiekowi, bez względu na to kim by nie był: „U ludzi
to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe” (Mk 10, 27).
Królestwo Boże jest łaską, której tylko Bóg może udzielić swoim dzieciom.
Apostołowie są dziećmi – wszak sam Jezus ich tak nazwał – ponieważ oni, mimo
swoich wad i małostkowości zawierzyli Mu, zostawili wszystko i poszli za Nim.
Dlatego im i wszystkim, którzy przez ich nauczanie przyjęli Jezusa jako swego
Pana, przypadło dziedzictwo tak pożądane przez młodzieńca: życie
wieczne.
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.