W liturgii Słowa na XXIV niedzielę zwykłą Kościół Święty zaprasza nas do wejścia na drogę prawdziwego naśladowania Pana Jezusa, która jest zawsze drogą krzyżową podjętą z miłością i posłuszeństwem woli Ojca.
Jezus jest z uczniami nieustannie w
drodze. Tym razem zmierzają do wiosek pod Cezareą Filipową, która była
pogańskim miastem znanym z pieczary, poświęconej greckiemu bogu przyrody, Panu.
Jezus pragnie zanieść Dobrą Nowinę o Królestwie Bożym, które właśnie staje się
z każdym Jego wypowiedzianym słowem i każdym znakiem ilustrującym Jego
zwycięstwo nad „władcą tego świata”, wszystkim ludziom, szczególnie zaś tym,
którzy według „pobożnych” Żydów: uczonych w Piśmie, kapłanów i faryzeuszów, są
przez Jedynego, Prawdziwego Boga odrzuceni na zawsze i sami nie mogą się w
żaden sposób do Niego zbliżyć. Dotyczyło to również pogan, szczególnie zaś
tych, którzy oddawali cześć greckiej karykaturze Stworzyciela (według orfików
bożek Pan był stwórcą ziemi, którą oddzielił od morza) i Dawcy życia (bożek Pan
był wypaczonym symbolem płodności, wiecznie niezaspokojonym seksualnie pół
człowiekiem, pół zwierzęciem uwodzącym nimfy, chłopców i zwierzęta). Właśnie w
drodze do tych, którym sam Zbawiciel zechce udzielić daru wiary, a która po
Jego Wniebowstąpieniu i Zesłaniu Ducha Świętego stanie się dla Apostołów
żmudną, ale radosną codziennością, ma miejsce gwałtowna wymiana zdań, niemal
kłótnia, w której, co zaskakujące, oponentami Jezusa nie będą uczeni w Piśmie i
faryzeusze, ale Jego najbliżsi uczniowie, reprezentowani przez Szymona Piotra.
W Ewangelii św. Marka werset 27
otwiera wyjątkowy nowy etap publicznego nauczania Jezusa, który kończy swą
działalność w Galilei i kieruje się ku Jerozolimie. Również w wymiarze duchowym
następuje bardzo ważna zmiana: Jezus zaczyna przygotowywać uczniów na swoją
mękę, odrzucenie przez autorytety religijne, śmierć i zmartwychwstanie.
Takich zapowiedzi będzie trzy i każda będzie miała podobny schemat: zapowiedź męki i zmartwychwstania, niezrozumienie ze strony słuchających i podanie przez Jezusa warunków, które należy spełnić, aby Go naśladować. Fakt, że św. Marek przytacza trzy takie epizody (liczba 3 jest tu symbolem doskonałości, pełni), świadczy o tym, że są one bardzo ważne dla zrozumienia całego nauczania Jezusa opisanego w jego Ewangelii.
Takich zapowiedzi będzie trzy i każda będzie miała podobny schemat: zapowiedź męki i zmartwychwstania, niezrozumienie ze strony słuchających i podanie przez Jezusa warunków, które należy spełnić, aby Go naśladować. Fakt, że św. Marek przytacza trzy takie epizody (liczba 3 jest tu symbolem doskonałości, pełni), świadczy o tym, że są one bardzo ważne dla zrozumienia całego nauczania Jezusa opisanego w jego Ewangelii.
Wcześniej jednak Zbawiciel chce,
aby uczniowie zdali sobie sprawę za kogo mają Go inni ludzie. Apostołowie
przytaczają mniej lub bardziej uzasadnione hipotezy dotyczące tożsamości
Mistrza: „Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z
proroków”(Mk 8, 28). Co istotne, żadna z tych opinii, mimo że nietrafna, nie
jest negatywna i świadczą one o pewnym szacunku, jaki tłum żywił dla
Nauczyciela z Nazaretu. Jednak nie wskazują one bynajmniej na otwarcie serc na
Jego Słowo. Również Herod, którego trudno podejrzewać choćby o sympatię do
Jezusa, również mówił o Nim: „Jan Chrzciciel powstał z martwych i dlatego moce
cudotwórcze działają w Nim” (Mk 6, 14). Niełatwo jest komukolwiek, kto usłyszy
o Jezusie przejść obojętnie wobec Niego, każdy też ma prawo wyrobić sobie o Nim
taką opinię, jaką chce. Problem jednak zaczyna się wówczas, gdy taką opinię
usiłuje się narzucić innym. Dotyczy to również Kościoła Powszechnego, który
jest depozytariuszem prawdziwej tożsamości Boga - Człowieka. Wiele osób oraz
instytucji chciałoby zmusić następców św. Piotra i Apostołów, aby przestali być
wierni poleceniu Zbawiciela: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię
wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16, 15). Dopasowują oni Słowo Boga do słowników
własnej ułomności lub zasad gramatycznych opartych na logice siedmiu grzechów
głównych, podobnie jak Herod, którego trawiły wyrzuty sumienia po zamordowaniu
tego, o którym sam Jezus powiedział, że „między narodzonymi z niewiast nie ma
większego od Jana” (Łk 7, 28) i czynią wszystko, aby taka manipulacja została
przyjęta jako stanowisko Kościoła w sprawach moralności i wiary, zaś wobec
oporu biskupów, oskarżają ich o obskurantyzm i brak zrozumienia dla potrzeb
duchowych współczesnego człowieka. Tymczasem w Ewangelii św. Marka Jezus nie
poświęca opiniom „ludzi” najmniejszej nawet uwagi: nie mają one nic wspólnego z
rzeczywistością, którą On sam za chwilę przepowie uczniom po raz pierwszy, z
całym okrucieństwem czekającej Go kaźni, która jest objawieniem Bożej Miłości
wobec grzechu człowieka i niekończącej się chwały Jego zwycięstwa nad śmiercią,
gdy zasiądzie po prawicy Ojca.
Drugim, dużo trudniejszym etapem
dialogu z Jezusem, jest osobiste świadectwo. Zbawiciel nieustannie przygotowuje
swych uczniów na czas, gdy wstąpi do Ojca, ześle na nich swego Ducha i pośle
ich „ na cały świat”. Jednym z ćwiczeń duchowych jest umiejętność rozeznania
stanu swojej relacji z Mistrzem. Jedynie wówczas, gdy uczeń wierzy w Jezusa i
nie wstydzi się dać świadectwo swojej wiary w słowach i czynach, jego wiara
jest żywa, to znaczy wyraża się w konkretnych uczynkach miłosiernych, jak uczy
nas w dzisiejszym czytaniu św. Jakub: „Tak też i wiara, jeśli nie byłaby
połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie” (Jk 2, 17). Dlatego Jezus pyta
ich: „A wy za kogo Mnie uważacie? (Mk 8, 29)”. Oczywiście od swoich uczniów,
którzy spędzali z Nim dużo więcej czasu niż tłumy, i którym na osobności
tłumaczył znaczenia przypowieści (por. Mk 4, 10-13), Mistrz oczekuje innej,
bardziej dojrzałej odpowiedzi. Musimy zawsze pamiętać, że otrzymaliśmy, trzymając
się przypowieści z 25 rozdziału Ewangelii św. Mateusza, pięć talentów, w
których wyraża się łaska chrztu świętego, w którym, zanurzeni w śmierć
Zbawiciela staliśmy się „nowym stworzeniem”, dar wiary przekazanej nam przez
naszych rodziców, kapłanów, katechetów i tych wszystkich, których Pan postawił
na naszej drodze, pojednania i eucharystii, bierzmowania, małżeństwa lub
kapłaństwa, według drogi powołania, jakim Bóg nas obdarzył, wreszcie
namaszczenia chorych, gdy nasze śmiertelne ciało ulega chorobie. Bóg szczodrze
obdarza nas swoją łaską, którą Jego Syn wyjednał da nas na krzyżu, ale właśnie
dlatego, że cena naszego zbawienia jest tak wielka, kiedy wydamy ostatnie
tchnienie i staniemy u progu raju, zostaniemy poproszeni o paragon, na
którym będzie tylko jedna pozycja: „wiara ze swoich uczynków” (por. Jk 2, 18).
Oby kwota, którą wydajemy codziennie w światowym supermarkecie relacji
międzyludzkich, płacąc uczynkami miłosierdzia, była na tyle wysoka, byśmy
usłyszeli: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo,
przygotowane wam od założenia świata! (Mt 25, 33). Niestety, istnieje
zawsze możliwość, że nasz rachunek będzie za niski…
Odpowiedź, której w imieniu uczniów
udziela Piotr, będący z nadania Mistrza ich przywódcą i rzecznikiem zdaje się
być prawidłowa: „ Tyś jest Mesjasz” (Mk 8, 29). W Ewangelii św. Mateusza Jezus
nawet chwali Piotra: „Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga
żywego». Na to Jezus mu rzekł: Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony.
Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój,
który jest w niebie” (Mt 16, 16 – 17). W Ewangelii św. Marka wypowiedź Piotra
dotyczy wyłącznie godności mesjańskiej Nauczyciela i nie ma pochwały Jezusa,
jest natomiast, podobnie jak u św. Mateusza i św. Łukasza, ostry zakaz mówienia
o tym komukolwiek. Bardzo ważne jest słowo, jakim posłużył się tu Jezus,
ponieważ w tym krótkim, ale dramatycznym dialogu pojawi się ono jeszcze dwa
razy. Św. Marek, aby opisać reakcję Zbawiciela na nazwanie go przez Piotra Mesjaszem,
posłużył się czasownikiem „epitimao”, który oznacza: ganić, skarcić, upomnieć.
W Ewangelii św. Marka, podobnie jak u pozostałych dwóch Synoptyków, tym samym
czasownikiem posłużył się Jezus, uciszając wiatr podczas burzy na morzu
Galilejskim, będącej symbolem sił niszczących i wrogich człowiekowi (por. Mk 4,
39), oraz surowo rozkazując duchowi nieczystemu: „Był właśnie w synagodze
człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: «Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku?
Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży». Lecz
Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego!». Wtedy
duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego” (Mk 1,
23-26). Takiego zachowania Pana Jezusa nie można wytłumaczyć tajemnicą mesjańską.
Ewidentnie jest On niezadowolony z poglądów, jakie mają o Nim Jego uczniowie.
Przyczyny leżą w zrozumieniu misji
mesjańskiej Zbawiciela. Św. Marek przedstawia to w sposób niemal niezauważalny,
ale bardzo istotny. Ewangelista, na początku swojego dzieła, wskazując kto jest
jego głównym bohaterem, pisze: „ Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu
Bożym (Mk 1, 1).” Posługuje się przy tym zwrotem „Iesou Christou” bez
rodzajnika. Tymczasem Piotr, nazywając Jezusa Chrystusem Mesjaszem, mówi: „Sy
ei ho Christos” (Mk 8, 30), gdzie „ho” jest rodzajnikiem określonym. Różnica
polega na tym, że w tytule Ewangelii św. Marka tytuł mesjański jest
nieokreślony granicami ludzkiej inicjatywy, to znaczy otwarty na nowość, jaką
wnosi głoszona przez Jezusa Dobra Nowina o Królestwie Bożym w mocy Ducha
Świętego, jest w niej miejsce dla wszystkich, również pogan, którzy uwierzą w
Niego, nawrócą się i staną się Jego braćmi, częścią Jego mistycznego Ciała –
Kościołem. Tymczasem Mesjasz, w wydaniu uczniów Jezusa, niczym nie różni się od
mesjasza zelotów i faryzeuszów: wodza, który przyniesie Żydom jęczącym pod
butem Rzymu wyzwolenie, da szansę krwawej zemsty i ustanowi Królestwo Boże w
ziemskim sensie tego słowa. Z tego samego powodu Jezus nie nazywa siebie nigdy
Mesjaszem, lecz Synem Człowieczym. Jezus gwałtownie zabrania uczniom
rozpowszechniania swoich niedojrzałych opinii, ponieważ nie chce, aby
wprowadzili w błąd lud, który tylko czekał na znak, by chwycić za broń i
wzniecić powstanie. Swoją drogą Jezus przezornie wybrał na tę rozmowę ziemię
pogan, gdzie z jednej strony nie było tęskniących za silnym, charyzmatycznym
przywódcą Żydów, a z drugiej autorytetów religijnych i szpiegów Heroda, którzy
mogliby z łatwością oskarżyć Go o podżeganie tłumów do powstania zbrojnego i szybko
zgładzić.
Pan sam przedstawia swoim uczniom
na czym polega Jego zbawcza misja: „I zaczął ich pouczać, że Syn
Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych,
arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach
zmartwychwstanie” (Mk 8, 31). Ta perspektywa bliższa jest wizji cierpiącego
Sługi Pańskiego, autorstwa proroka Izajasza, która jest treścią dzisiejszego,
pierwszego czytania: „Pan Bóg otworzył Mi ucho, a Ja się nie oparłem ani się
cofnąłem. Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym Mi brodę. Nie
zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem. Pan Bóg Mnie wspomaga,
dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i
wiem, że wstydu nie doznam.” (Iz 50, 4-8).
Syn Człowieczy, według Jezusa, musi wiele cierpieć. To „musi”, które może
być interpretowane jako fatum, konieczność narzucona Mu przez Ojca, jako cena
za uratowanie ludzkości przed Jego słusznym gniewem, jest w rzeczywistości
wyrazem największej wolności i miłości. Św. Paweł uczy nas: „Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to,
że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5, 8). Pan Bóg
mógł podjąć nieskończoną ilość decyzji, ale to właśnie ta, by Jego Syn cierpiał
i dał się zamordować, wyrywając w ten sposób każdego, najbardziej nawet
obrzydliwego zbrodniarza spod władzy Szatana, była najdoskonalsza i w
najlepszy sposób wyraziła miłość Trójcy Przenajświętszej do tworzenia
uczynionego na Jej obraz i podobieństwo (por. Rdz 1, 27).
Piotr tego zupełnie nie rozumie i
dopuszcza się jednego z poważniejszych wykroczeń, jakie uczeń może popełnić
wobec swojego nauczyciela. Bierze Jezusa na bok i zaczyna Go upominać. Nie jest
to jednak łagodne zwrócenie uwagi. Ewangelista używa po raz drugi tego samego
słowa, którym Jezus wcześniej posłużył się wobec uczniów: „epitimao”. Krótko
mówiąc, Piotr stawia się na miejscu Mistrza i zaczyna ganić Jezusa jak ucznia,
co jest formą głębokiego nieposłuszeństwa. Powtarza się sytuacja z 3 rozdziału
Ewangelii św. Marka, kiedy bliscy Jezusa wybrali się, aby Go powstrzymać, gdyż
zaczęto uważać Jezusa za chorego umysłowo, co było często traktowane jak
opętanie (por. Mk 3, 21). Tym razem Piotr wypowiada posłuszeństwo Jezusowi i
stanowczo usiłuje przywołać Go do porządku. Można się domyślać, jak wielkie
wrażenie wywołały słowa Zbawiciela: jednocześnie burzył On marzenia uczniów o
ziemskim wyzwolicielu i zapowiadał swoje odtrącenie przez autorytety religijne,
czyli śmierć społeczną i religijną, oraz mękę i śmierć fizyczną – dla Piotra
mogło oznaczać to całkowitą porażkę Jezusa i jego samego, jako ucznia.
Tajemnicę zapowiedzianego zmartwychwstania musiał w tym momencie traktować nie
inaczej, jak pozbawioną sensu fantazję.
Jezus i tym razem nie daje sobą
manipulować, udowadniając że to On jest panem sytuacji. „Lecz On obrócił się i
patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie,
bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie» (Mk, 8, 33). Przede
wszystkim Zbawiciel przerywa relację wyłączności, którą w nieuprawniony sposób
zainicjował Piotr, zwracając się do grupy uczniów, której Piotr jest członkiem,
a następnie „gromi” go i odgania od siebie. Św. Marek po raz trzeci posługuje
się czasownikiem „epitimao”, tym razem wobec Piotra, którego wymowę Jezus
wzmacnia dodatkowo, nazywając go „Szatanem”. Nie wypędza go jednak, jak miało
to miejsce wobec Złego podczas kuszenia na pustyni, chociaż w obu przypadkach
Jezus kuszony jest możliwością osiągnięcia władzy, a co za tym idzie bogactwa.
Piotr bowiem, niemal przymuszając Jezusa do przyjęcia „ludzkiej” koncepcji Jego
mesjańskiej misji i wyrzeknięcia się zbawczej misji powierzonej Mu przez Ojca,
nie różni się wiele od Szatana, obiecującego Jezusowi „wszystkie
królestwa świata oraz ich przepych”(Mt 4, 8). Zwrot, który po polsku jest
przetłumaczony jako: „Zejdź mi z oczu”, w oryginale brzmi „ Hypage opiso mou”
(Mk 8, 33), co można rozumieć, jako: „stań za mną” w sensie, w jakim uczeń nie
wyprzedza nauczyciela, ale idzie za nim, szanuje autorytet mistrza i uznaje
jego pierwszeństwo. To istotne, że wobec „szatańskiego” nieposłuszeństwa
Piotra, Jezus nie odrzuca go, ale wzywa do pozostania Jego uczniem – co jest
niewątpliwym znakiem bezwarunkowej Miłości, jaką Zbawiciel żywił do swoich
Apostołów. Jest to cenna nauka dla nas wszystkich, którzy wierzymy w Jezusa,
gdyż daje nam pewność, że jeśli szczerze żałujemy za nasze grzechy, to On, w
swojej Miłości, pozwala nam wrócić do siebie i być Jego uczniami.
Wreszcie Jezus stawia kropkę nad
„i”, zwracając się nie tylko do uczniów, ale również do tłumów, które zdążyły
zgromadzić się wokół Niego: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze
samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Mk 8, 34). Co
jest charakterystyczne dla Jezusa, na koniec stawia On jeszcze wyżej duchową
poprzeczkę. Dotąd mówił o swej śmierci, nie precyzując jej, teraz – nawiązując
do krzyża, który uczeń musi wziąć na ramiona, jeśli chce Go naśladować –
wskazuje na jej najgorszy rodzaj. Będzie to śmierć z ręki pogan, straszliwie
bolesna i odzierająca istotę ludzką z wszelkiej godności. Tak właśnie „musi”
zakończyć swoje ziemskie życie Mistrz i nauczyciel, więc jeśli chcemy być Jego
uczniami i iść za Nim, to musimy pozwolić, aby On, te nasze codzienne
cierpienia, których nie unikniemy, uczynił krzyżem. W ten sposób nasz krzyż
stanie się Jego krzyżem, a Jego odkupienie naszym zbawieniem. Razem z Maryją,
Wszechpośredniczką Łask, która jak nikt inny została włączona w mękę Zbawiciela,
będziemy mogli wówczas za św. Pawłem powiedzieć: „w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest
Kościół” (1 Kol 1, 24). Tylko niewielu świętym mistykom i mistyczkom dane było
tu, na ziemi, doświadczyć czym jest w rzeczywistości to zjednoczenie z
Chrystusem, w Krzyżu. My, możemy jednak z pokorą podstawiać codziennie rano
barki pod nasze codzienne krzyże, ufając że żadne cierpienie ofiarowane
Jezusowi przez ręce Maryi nie zostaje bez znaczenia i Bóg kiedyś ukaże nam, że
to, co dziś wydaje się nam być może bezsensownym bólem fizycznym, psychicznym
czy duchowym, dla Niego, ofiarowane z miłością, jest cudownym darem, dzięki
któremu może okazać swe Miłosierdzie tym, którzy go najbardziej potrzebują.
W tym kontekście głębszego sensu
nabiera całe nasze życie. Św. Marek pisał swoją Ewangelię dla wspólnoty
chrześcijan w Rzymie, gdzie za wyznawanie Jezusa Chrystusa byli oni zabijani w
okrutny i wymyślny sposób. Ewangelista chciał wlać w serca swoich czytelników
nadzieję, że ich codzienna ofiara ma sens, ponieważ Mistrz pierwszy doświadczył
męczeńskiej śmierci za nich i zmartwychwstał, zwyciężając siły zła. Wstąpił do
nieba i tam przygotował miejsca dla tych, którzy wytrwają do końca. Dlatego,
pamiętając słowa swojego nauczyciela, którego Jezus nazwał „Szatanem”, a mimo
to, po swoim Zmartwychwstaniu, wybaczył mu wszystkie jego akty niewierności,
ustanowił Pasterzem całego Kościoła i wezwał „Pójdź za mną!” (J 21, 19), św.
Marek pociesza również i nas: „kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii,
zachowa je” (Mk 8,
35).
Arek
Liturgię słowa z dzisiejszej niedzieli znajdziemy pod linkiem:
Liturgię słowa z dzisiejszej niedzieli znajdziemy pod linkiem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.