W czytaniach na XXV niedzielę zwykłą Kościół zaprasza nas do medytacji i
wprowadzenia w życie jednego z najważniejszych praw rządzących Królestwem
Bożym: prawa posługi, będącego konkretyzacją prawa miłości.
W dzisiejszej Ewangelii spotykamy Jezusa w drodze. Razem z uczniami wędruje
On przez Galileę do Kafarnaum. Dla Jezusa jest to ważny moment, który chce
spędzić z uczniami, bez obecności tłumu, ponieważ chce powiedzieć im rzeczy,
które tylko uczniowie mogą usłyszeć. Można powiedzieć, że głosi im „rekolekcje
zamknięte”, będące istotnym elementem ich formacji duchowej. Dla właściwego
przeżycia tego rodzaju wydarzenia, niezbędnego da każdego chrześcijanina, który
chce doświadczyć bliskości Pana i Jego Słowa, potrzebne jest wycofanie z życia,
wolność od codziennych obowiązków i cisza, w której Duch Święty przemawia
do naszych serc.
W tym przypadku Jezus po raz wtóry wprowadza uczniów w istotę swojej misji:
«Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech
dniach zmartwychwstanie» (Mk 9, 31). Kolejny raz Jezus mówi o sobie „Syn
Człowieczy” kontekście misterium paschalnego, przez które dokona naszego
całkowitego wyzwolenia z więzów śmierci i mocy Szatana. Już sam ten tytuł może
dla nas mieć sens zbawczy, gdy będziemy go interpretować, myśląc o Synu
odwiecznym Ojca, który stał się człowiekiem dla naszego zbawienia. Jak uczy św.
Paweł, w Swym pięknym Hymnie:
„On, istniejąc w postaci Bożej,
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka,
uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci -
i to śmierci krzyżowej.
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi.
A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka,
uniżył samego siebie,
stawszy się posłusznym aż do śmierci -
i to śmierci krzyżowej.
Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył
i darował Mu imię
ponad wszelkie imię,
aby na imię Jezusa
zgięło się każde kolano
istot niebieskich i ziemskich i podziemnych.
aby wszelki język wyznał,
że Jezus Chrystus jest PANEM-
ku chwale Boga Ojca (Flp 2, 6-11).
Jezus w takim właśnie sensie pojmował swoją mesjańską tożsamość i
kategorycznie odrzucał wszystkie militarne i polityczne wizje mesjasza
wyzwoliciela, które królowały w sercach uciemiężonych przez Rzymian członków
Narodu Wybranego. Swoją drogą warto nauczyć się tego hymnu na pamięć i modlić
się nim, gdyż jego medytacja harmonizuje naszą duchową postawę z autentyczną
duchowością Pana Jezusa, przez co upodabnia nas do Niego i otwiera na Jego uświęcającego
Ducha.
Jednak i tym razem uczniowie nic nie rozumieją. Co więcej, boją się
poprosić nauczyciela o jakiekolwiek wyjaśnienie. Strach, jak wiemy z księgi
Rodzaju, jest stanem wynikającym z poczucia winy i braku zaufania do Stwórcy:
„Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego
się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem
wśród drzew ogrodu. Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: «Gdzie
jesteś?» On odpowiedział: «Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem
się, bo jestem nagi, i ukryłem się»” (Rdz 3, 8 – 10). Uczniowie, po
wcześniejszym, być może szokującym dla nich, doświadczeniu Piotra, który w
podobnych okolicznościach rzucił wyzwanie Chrystusowi i został nazwany
„Szatanem” (por. Mk 8, 31 – 33), nie chcą podzielić jego nieprzyjemnego
doświadczenia. W sercach, nadal poddanych „szatańskiej” wizji mesjasza –
wyzwoliciela i pogromcy Rzymian, odrzucają słowa Mistrza i chowają się za
bezpiecznym murem milczenia. Ich stan duchowy jest gorszy niż poprzednio, przez
co nauczanie Jezusa staje się de facto bezowocnym monologiem. Mimo, że
fizycznie wędrują razem, to duchowo idą osobno, drogą inną niż ich Nauczyciel:
On zmierza do Jerozolimy, na Golgotę, gdzie będzie wywyższony na krzyżu, oni też
ku wywyższeniu, lecz na „bardzo wysokiej górze”, uwiedzieni przez Szatana
ukazującego im „wszystkie królestwa świata, oraz ich przepych” (por Mt 4, 8),
które ich zdaniem nastąpią, gdy Jezus wreszcie publicznie ogłosi, że jest
oczekiwanym Mesjaszem i zrobi to, czego się od Niego oczekuje.
Wreszcie docierają do Kafarnaum i wchodzą do domu. Wędrówka chwilowo jest
zawieszona, ale nauczanie Jezusa nabiera intensywności. Pan przejmuje
inicjatywę. Z pytania, które stawia uczniom wynika, że w swoim gronie toczyli
ożywioną dyskusję, z której On był wyłączony: „Gdy był w domu, zapytał ich: «O
czym to rozprawialiście w drodze?» Lecz oni milczeli, w drodze bowiem
posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy” (Mk 9, 33 – 34).
Warto zwrócić uwagę na pytanie Jezusa. Odnosi się on do rozmowy uczniów „ w
drodze”. Nie jest to stan łaski, jaki będzie udziałem uczniów wędrujących do
Emaus, którzy byli otwarci na słowa Zmartwychwstałego (por Łk 24, 13-35), ale
wręcz przeciwnie, przypomina słowa Jezusa z przypowieści o siewcy: „Oto siewca
wyszedł siać. A gdy siał, jedno padło na drogę; i przyleciały ptaki, i
wydziobały je” (Mk 4, 3 – 4). Sam Jezus tłumaczy je następująco: „Siewca sieje
słowo. A oto są ci [posiani] na drodze: u nich się sieje słowo, a skoro je
usłyszą, zaraz przychodzi szatan i porywa słowo zasiane w nich” (Mk 4, 14-15).
Uczniowie Jezusa są celem nieustannych ataków diabła, który na wszelkie sposoby
usiłuje zniszczyć Słowo zasiane w ich sercach, kusząc ich tak, jak kusił
Jezusa. Podczas, gdy wobec Pana poniósł on całkowitą klęskę, to w stosunku do
Jego uczniów zdaje się odnosić pewien sukces, czego dowodem jest pełne ich lęku
milczenie, znamionujące duchowe rozdzielenie z mistrzem.
Warto w tym miejscu zatrzymać się na chwilę nad sposobem i owocami
działania diabła, które wyrażone jest już w tym samym w samym jego określeniu,
które w NT występuje 32 razy i streszcza wszystkie inne jego określenia. „Jego
etymologiczny rdzeń implikuje element podziału i oddalenia, wyrażony zarazem
przez przyimek Dia (połączony z czasownikiem wskazuje na podział,
przeciwstawienie rywalizację) i czasownik ballo (rzucam coś, nie przejmując
się, gdzie upadnie). (…) Taki jest głęboki sens tego, co diabelskie: podział,
oddalenie, które powoduje utratę wartości i znaczenia, wraz z odcieniami,
jakie pociąga za sobą to rozłączenie, czyli oszustwem i oskarżeniem. Owocem
takiego podziału jest grzech” (Ojciec Raffele Talmelli i Luciano Regolo
„Diabeł” Rozpoznać jego uwodzenie, bronić się przed jego atakami”. W tym sensie
można rozumieć ostrzeżenie św. Piotra: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik
wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć” (1P 5, 8). Działanie
Szatana podobne jest bowiem do sposobu polowania lwa, który krąży wokół stada,
wypatruje słabsze osobniki, stara się oddzielić je od reszty, a następnie
osacza je i zabija.
Uczniowie odpowiadają na pytanie Jezusa milczeniem, ponieważ boją się Jego
reakcji. W ich szeregach diabeł zasiał ziarno niezgody, które wydało owoc
podziału, objawiającego się kłótnią; owoc tym bardziej obfity, że wyrósł na
glebie ich serc bogatej w pychę i chęć dominacji jednych nad drugimi.
Apostołowie sprzeczają się kto jest największy, już teraz dzieląc między sobą
zaszczyty i władzę, która ma na nich spłynąć, gdy ich Mistrz objawi się jako
Mesjasz. Wędrowali razem z Jezusem; słuchali Jego nauki o Królestwie Bożym i
widzieli znaki, jakie czynił, co więcej, sami uzdrawiali i wypędzali złe duchy
w Jego imię, a teraz gdy weszli razem Nim do domu, są dalej od Niego niż
kiedykolwiek. Św. Jakub jasno uczy w dzisiejszym, drugim czytaniu: „Gdzie
bowiem zazdrość i żądza sporu, tam też bezład i wszelki występek” (1 Jk 3, 16).
Trzeba przyznać, że – jak wynika z dzisiejszej Ewangelii – tak on sam,
jak i pozostali uczniowie mimo, że wędrowali z Jezusem, to znajdowali się na
przestronnej drodze, która prowadzi do zguby (por Mt 7, 13). W tym miejscu
nasuwają się słowa Pana, które wypowiedział, odnosząc się do ściśle
zdefiniowanej grupy Jego uczniów, którzy żyli, żyją i będą żyli na tym świecie,
aż do skończenia świata, kiedy to Chrystus przyjdzie w chwale sądzić żywych i
umarłych: „Nie każdy, który Mi mówi: "Panie, Panie!", wejdzie do
królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w
niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: "Panie, Panie,
czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia, i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą
Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia? "Wtedy
oświadczę im: "Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy
dopuszczacie się nieprawości!" (Mt 7, 21).
Reakcja Jezusa na zachowanie uczniów jest natychmiastowa: „On usiadł,
przywołał Dwunastu i rzekł do nich”( Mt 9, 35). Czynności, które wykonuje Pan
wskazuje na działanie nauczycielskie o szczególnej wadze. Podobnie postąpił,
gdy miał wygłosić kazanie na górze, uważanej za kodeks moralności
chrześcijańskiej (por. Mt 5, 1-2). Zatem słowa, które Zbawiciel za chwilę
wygłosi będą szczególnie ważne dla całego Jego nauczania. Jednocześnie uderza
fakt, że mimo, iż pomieszczenia w ówczesnych domach nie były przestronne, Jezus
„przywołuje” do siebie Apostołów. W ten sposób św. Marek chce raz jeszcze
podkreślić oddalenie, wyobcowanie duchowe najbliższych uczniów i
„współpracowników” Jezusa. Musimy zdać sobie sprawę z samotności Jezusa, która
jest istotnym elementem jego codziennego krzyża. Zewsząd otaczają go wrogowie,
którzy czekają tylko na jedno nieostrożne słowo, czy gest, aby go oskarżyć,
uwięzić i stracić – co istotnie będzie miało miejsce; Jego rodzina jest
zdezorientowana i najchętniej zabrałaby Go do domu, chroniąc w ten sposób przed
oskarżeniami o chorobę psychiczną, opętanie przez Szatana, czy świadome
bluźnierstwo przeciw Najwyższemu; ukochani uczniowie, których On nazwał matką i
braćmi (por Mk 3, 35) kompletnie nie rozumieją istoty Jego zbawczej misji, boją
się Go i pokątnie kłócą się między sobą, kto z nich jest najważniejszy i komu
przypadną największe zaszczyty w Jego królestwie. Taka samotność po ludzku boli
i tylko całkowite zjednoczenie z Ojcem, którego Jezus szuka w modlitwie, przynosi
Mu ukojenie. Jednak w godzinie największej próby, gdy będzie konał na krzyżu,
zelżony przez triumfujących wrogów i porzucony przez przerażonych i
rozczarowanych uczniów, również i ta pociecha będzie Mu odebrana, aby Jego
ofiara miłości była pełna i doskonała, również w ludzkim wymiarze…
Jezus, który doskonale zna myśli i stan ducha swych Apostołów niczego
bezpośrednio im nie wyrzuca i nie potępia ich postawy. Składa im natomiast
propozycję powrotu na właściwą drogę, którą powinien podążać każdy Jego uczeń:
„«Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą
wszystkich!» (Mk 9, 35). Głęboki, paradoksalny sens tej wypowiedzi wpisuje się
w logikę nauczania Jezusa będącego reakcją na odrzucenie pierwszej zapowiedzi
Jego tajemnicy paschalnej. Poprzednio Zbawiciel również przywołał do siebie
uczniów, tym razem z tłumem, i powiedział: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech
się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!” (Mk
8, 34). W obu przypadkach istotne jest wyrzeczenie się dotychczasowego sposobu
rozumowania, oraz kryterium oceny wartości oferowanych przez świat i
upodobnienie się do Jezusa w myśleniu i działaniu. W Ewangelii św. Mateusza
Jezus tłumaczy uczniom: „Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech
będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech
będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego,
który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup
za wielu” (Mt 20, 26 – 28). Syn Człowieczy ogołocił samego siebie, stał się
człowiekiem, przyjął postać sługi i dał swoje życie na okup za wielu – w ten
sposób wyraził swoją miłość i całkowite posłuszeństwo Ojcu. Jeżeli chcemy być
Jego uczniami, braćmi i w jedności z Nim radować się chwałą nieba, musimy na
Jego wzór zaprzeć się samych siebie i jak On służyć Bogu, przez konkretną
posługę bliźniemu, czyli każdemu człowiekowi bez wyjątku, również, a może
szczególnie tym, którzy są wobec nas nieuprzejmi czy wręcz wrodzy i skrzywdzili
nas w przeszłości albo nadal to robią. Ta posługa powinna wyrażać się w każdym
przejawie naszego istnienia: czynach, słowach i myślach. Jezus uczy nas
jednoznacznie, nie czyniąc żadnych wyjątków od tej reguły: „Miłujcie waszych
nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie
tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają” ( Łk
6, 27). Szczególnym rodzajem posługi jest przyjęcie cierpienia, które nam się
przydarza jako dar i ofiarowanie go, przez ręce Maryi, Jezusowi. Chociaż jednym
przychodzi to łatwiej, a dla drugich jest nieznośnym ciężarem, przed którym
często się buntują i odrzucają go ze niechęcią, to posługa jest zadaniem
każdego chrześcijanina. Gdyby bowiem krzyż był tylko przyjemnością, nie byłby
krzyżem. Jednak na pewnym poziomie, każdemu z nas, według swej niezgłębionej
mądrości, Pan Bóg daje wewnętrzne przeświadczenie, że nasze cierpienie ma sens
i wsparcie duchowe, które u niektórych, wybranych ludzi staje się źródłem
niewypowiedzianego szczęścia i doświadczeń mistycznych. Świadectwo ich życia
upewnia nas, że gdy w posłuszeństwie Bogu przeżywamy nasze życie we wszystkim,
co nam przynosi, idziemy drogą wytyczoną przez Jezusa w jedności z Nim, a nie –
jak uczniowie z dzisiejszej Ewangelii – obok Niego. Św. Ojciec Pio pisał 6 maja
1913 w jednym ze swoich listów: „Cierpię i chcę cierpieć coraz więcej, czuję że
spalam się i chcę spalać się coraz bardziej. Pragnę śmierci tylko dla
zjednoczenia się nierozerwalnymi więzami z Boskim Oblubieńcem. A mimo to pragnę
żyć, tak by ciągle cierpieć coraz bardziej, od czasu gdy Jezus dał mi
zrozumieć, że cierpienia są niezbitym dowodem miłości” (Listy Ojca Pio, t. 2,
oprac. M da Pobladura, A. da Ripabottoni). Święta Gemma Galgani tak pisała:
„Jak to robić: widzieć cierpiącego Jezusa i nie pomóc Mu? Poczułam się wówczas
cała ogarnięta wielkim pragnieniem cierpienia i poprosiłam Jezusa, aby
wyświadczył mi tę łaskę. Od razu mnie zadowolił i uczynił tak, jak to robił już
wcześniej: podszedł do mnie, zdjął sobie z głowy koronę cierniową i włożył ją na
moją głowę, a potem mnie zostawił w spokoju” (Il Diario di Santa Gemma
Galgani).
Jezus dla dopełnia swojej nauki przywołuje do siebie
dziecko, które z racji wieku roli w społeczeństwie jest osobą de facto
zajmującą w nim ostatnie miejsce i, jak pisze św. Marek, stawia je en meso
auton, „po środku nich”, czyli na miejscu zajmowanym zwykle przez
nauczyciela. Następnie obejmuje je i tym symbolicznym gestem wskazuje na wieź z
tym dzieckiem. W ten sposób w pełni się z nim utożsamia i wskazuje je w pewnym
sensie jako siebie samego. Następnie Pan posługuje się swoistym sylogizmem, w
którym przyjęcie, wejście w relację miłości i służby, czy wreszcie upodobnienie
się w swojej postawie do z osoby wyrzuconej na margines społeczeństwa i
pozbawionej praw, jest przyjęciem samego Boga: «Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię
moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego,
który Mnie posłał» (Mk, 9, 37). Wówczas słuchający Jezusa staje się Jego
prawdziwymi uczniami, z którym utożsamia się On, a w Nim Ojciec: „Kto was
przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie
posłał” (Mt 10, 40).
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.