Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

9.08.2015

„Jam jest chleb życia” (J 6, 48)

 
  W słowie Bożym na dzisiejszą niedzielę Kościół święty zaprasza nas do wsłuchania się w dalszy ciąg dialogu eucharystycznego Jezusa z „Żydami”. Tak św. Jan określa uczonych w Piśmie i faryzeuszów uważających się za znawców Bożego objawienia i będących autorytetami religijnymi dla narodu wybranego.
    
  Ci właśnie ludzie, których św. Jan Chrzciciel nazwał „plemieniem żmijowym” (Mt 3,7), „szemrali przeciwko Niemu, dlatego że powiedział: «Jam jest chleb, który z nieba zstąpił». I mówili: «Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: "Z nieba zstąpiłem"». Dla Żydów słowa Jezusa są bluźnierstwem. Zdają się oni skupiać nie tyle na Jego nazwaniu się chlebem, które mogło być tu zrozumiane metaforycznie, ale na wskazaniu Jego boskiej natury, wyrażonym przez „pochodzenie z nieba”. Podobnie jak Jego pobratymcy z Nazaretu, teraz uczeni w Piśmie odwołują się do ludzkich, rodzinnych relacji Pana. Jak może On pochodzić z nieba, skoro jest synem Józefa? Rzeczywistość Wcielenia Syna Bożego, Jego ludzkiej egzystencji, którą dzielił z nami we wszystkim za wyjątkiem grzechu, staje się dla ówczesnych „teologów”, którzy mierzą bożą Miłość miarą swojego Jej zrozumienia, przyczyną niewiary i odrzucenia. W rzeczywistości postawa ta wyraża jednocześnie zwątpienie w godność człowieka, której fundamentem jest stwórcza i zbawcza wola Boga.

  Jakże obok Wszechmocnego, mógłby istnieć ktoś, kto dzieliłby z Nim bożą naturę – myślą być może Żydzi – to absolutne bluźnierstwo karane śmiercią. A gdyby nawet hipotetycznie założyć, że Bóg postanowił jednak zstąpić z niebios – wszak odwiedził Abrahama i rozmawiał z Mojżeszem, to nie mógł stać się człowiekiem z krwi i ciała, który je, pije, wydala, śpi, cierpi i umiera – to kolejne bluźnierstwo. I po trzecie, gdyby na modłę pogańskich mitów przyznać (choć to szaleństwo i obrzydliwość), że Najwyższy jako człowiek zamieszkał wśród nas lub spłodził dziecko ze śmiertelną kobietą, to przecież ojcem Jezusa jest Józef z pokolenia Dawida, a Jego matką jest Miriam. Ma braci i siostry, z którymi dorastał, wśród których pracował, bawił się i żył jak pobożny Izraelita. Teraz nagle coś Mu się stało i zaczął bluźnić przeciwko Bogu i zdrowemu rozsądkowi – zatem zwariował, albo zły duch Go opętał. W każdym razie należy Go uciszyć, najlepiej zabić, gdyż wiedzie lud na zatracenie. Takie jest rozumowanie uczonych w Piśmie wszystkich czasów. Zdaje się być bez zarzutu i wynikać z autentycznej pobożności nie uwzględnia tylko jednego czynnika: wolności Boga, w Jego działaniu.
  
   Jezus w trakcie całej swojej misji zbawczej musiał zmagać się tą fałszywą religijnością, która przywiązana do litery Prawa zamykała się na jego ducha. Religijnością, która relegowała Boga wysoko w niebiosa, a jednocześnie dzieliła ludzi na mniej lub bardziej godnych Jego przyjaźni; która odbierała Bogu prawo do zamieszkania wśród swego ludu według miary Jego Miłości i Wszechmocy; która wolała zabijać Jego proroków niż ich słuchać, ilekroć mówili rzeczy niewygodne, i nie zawahała się w bestialski sposób zamęczyć Syna Bożego, gdyż nie pasował do jej skamieniałych dogmatów, które dawały władzę nad duszą i ciałem dzieci bożych wilkom w owczej skórze (por Łk 20, 9-19).
   
  Zbawiciel stanowczo przeciwstawia się „szemraniu” Żydów, które ma destrukcyjny wpływ na wiarę ludu. Tłumaczy, że przyjęcie Jego nauki i wytrwanie w niej nie zależy od naszych predyspozycji ani zasług, ale jest darem Ojca. To Ojciec Niebieski, który stworzył świat, wybrał Abrahama na ojca  narodu wybranego i powołał Mojżesza, by go wyzwolił z niewoli egipskiej, teraz, w mocy Ducha Świętego, mówi, uczy i „pociąga” do Syna. Syn zaś, przez to, że jako jedyny „jest od Boga, widział Ojca” (J 6,46) i z całkowitego wypełnienia zbawczej woli Ojca uczynił sens swej ziemskiej egzystencji, może zachować przy życiu tych, którzy do Niego przychodzą, dając im jako pokarm siebie samego: „Jam jest chleb życia” (J 6, 48). Jedynym warunkiem jest wiara w Niego: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto <we Mnie> wierzy, ma życie wieczne” (J 6,47).
  
   To życie jest zjednoczeniem ze Zbawicielem, a przez Niego z Ojcem i Duchem Świętym. Jest przyjęciem, przez wiarę, obywatelstwa w Jego Królestwie i bycie zanurzonym, przez chrzest, w Jego misterium paschalnym. Jest stanem realnym, choć ukrytym – jak realna choć ukryta jest obecność Zbawiciela pod postaciami Eucharystycznymi – w którym chrześcijanin staje się nowym stworzeniem i za św. Pawłem może powiedzieć: „Tymczasem ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2, 19-20).

   Jezus nie obiecuje nam przez to raju na ziemi. Nie ustaną zwątpienia, nie zostaniemy uwolnieni – niczym przez dotknięciem czarodziejskiej różdżki – od pychy, egoizmu, zawiści, zazdrości; inni nie będą traktować nas lepiej, choroby nie odstąpią od nas, a drogi życia nie staną się usłane różami bez kolców. Sielskie i beztroskie życie jest ułudą, jaką Szatan kusił Jezusa na pustyni i teraz łudzi Jego uczniów. Jednak w Chrystusie to, co dotąd stanowiło dla nas bezsensowny ciężar staje się zbawiennym krzyżem. Pan zaś, zapraszając nas, abyśmy wzięli nasz krzyż i Go naśladowali (por Mt 16, 24) posila nas swoim Ciałem, abyśmy z Niego czerpali siły. Wówczas na pewno nie stracimy życia, ale je zachowamy. Śmierć będzie dla nas powrotem do domu Ojca, zaś Ten, który jest Drogą, Prawdą i Życiem wskrzesi nas w dniu ostatecznym i da nam ciało na wzór swego ciała zmartwychwstałego.
   
  Dlatego również dziś musimy nieustannie czuwać i modlić się do Zbawiciela, aby zawsze dawał nam tego chleba (por J 6, 34) i nauczył nas odróżniać zaczyn Królestwa Bożego (por Łk 13, 21) od kwasu faryzeuszów i saduceuszów (por Mt 16, 6). Wiara jest bowiem światłem, którego Szatan znieść nie może i na wszelkie sposoby usiłuje zgasić. Jedynie zjednoczeni we wspólnocie modlitewnej, parafialnej, czy diecezjalnej, postępując drogą miłości, jak czytamy w dzisiejszym czytaniu z listu do Efezjan, przeciwstawimy się złemu. Ostrzega nas bowiem Pan Jezus: „Powstanie wielu fałszywych proroków i wielu w błąd wprowadzą; a ponieważ wzmoże się nieprawość, oziębnie miłość wielu. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 24, 11-13).
                                                                               Arek

  Liturgię Słowa dzisiejszej niedzieli znajdziemy pod linkiem: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.