Czytając Słowo
z dzisiejszej liturgii, nasunęła mi się myśl, że to co ludzkie musiało umrzeć w
Synu Bożym, żeby to co boskie przyniosło plon obfity w Synu Człowieczym.
Jezus był
człowiekiem z krwi i kości, był podobny do nas we wszystkim oprócz grzechu. Wiedział co znaczy cierpieć na ciele i duszy, przed śmiercią krzyżową bał się, odczuwał lęk,
trwogę… pocił się krwawym potem… kochał
życie i bał się je stracić… to przecież takie ludzkie.
…. a jednak Boga kochał ponad życie na tym świecie,
zgodził się na wolę Pana, przyjął ją i wypełnił do końca.
To jest Miłość!... iść na krzyż, godzić się
na śmierć swoich wyobrażeń, planów, oddawać nie tylko grzechy, ale przede
wszystkim, ofiarować Panu w wolności woli swoje życie, wierząc,
że wypełnianie woli Pana jest najlepszym i jedynym sposobem na życie
wieczne.
Czy wierzę, że Bóg jest Miłością,
Miłosierdziem, samym Dobrem?
Jeśli wierzę,
to co mnie powstrzymuje, żeby Mu zaufać i oddać swoje serce i życie?
Czy zdaję
sobie sprawę, że może kiedyś będę tam gdzie jest teraz Jezus, jeśli pójdę Jego
drogą… czyli na krzyż?
I chyba najważniejsze dla mnie pytanie… czy
wszystko co robię w życiu począwszy od codzienności, przez duchowość, po zgodę
na przyjęcie na swoje barki krzyża, wynika z mojej miłości do Boga?
Ania M
Liturgię Słowa z dzisiejszej niedzieli, znajdziemy pod linkiem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.