To był 24
grudnia, dzień bardzo mroźny, lecz bez śniegu. Musiałam pilnie pojechać do
miasta, spieszyłam się bardzo, żeby jak najszybciej wrócić. O 17.00 mieliśmy
przecież zasiąść do wigilijnej wieczerzy.
Szłam ulicą Zwycięstwa, na chodniku panował
spory ruch, wszyscy owładnięci przedświąteczną gorączką robili swoje
ostatnie zakupy. Tuż przy kawiarnianej witrynie jak zwykle siedział Żebrak,
starszy schorowany człowiek - miał amputowane do kolan obie nogi.
Często go tu widywałam - to było jego miejsce. Siedział zawsze na rozłożonym kartonie, przed nim stało małe plastikowe pudełko, do którego przechodnie wrzucali pieniądze.
Czasami, kiedy było cieplej, odwijał bandaże ze swoich obciętych kończyn i wtedy widać było, że rany źle się goiły.
Często go tu widywałam - to było jego miejsce. Siedział zawsze na rozłożonym kartonie, przed nim stało małe plastikowe pudełko, do którego przechodnie wrzucali pieniądze.
Czasami, kiedy było cieplej, odwijał bandaże ze swoich obciętych kończyn i wtedy widać było, że rany źle się goiły.
Przechodząc
obok niego zawsze starałam się wrzucić kilka złotych do jego pudełeczka. On
zawsze pobożnie dziękował, mówiąc "Bóg zapłać". Tym razem jednak
przebiegłam jak strzała, tłumacząc sobie, że nie mam drobnych i że
najpierw muszę załatwić sprawę w Centrum, ale w drodze powrotnej na pewno to
nadrobię. Załatwiłam swoje sprawy, przy okazji rozmieniłam pieniądze i
zadowolona, że tak szybko się uwinęłam, zmierzałam w stronę mojego Żebraka.
Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że miejsce gdzie siedział było
puste.
Zwolniłam
krok i idąc, zastanawiałam się gdzie mógł się podziać? Dręczyła mnie myśl
- dlaczego nie weszłam do kawiarni i nie rozmieniłam tych pieniędzy od razu -
wracałabym teraz do domu spokojna. Jeszcze przed chwilą byłam taka
podekscytowana, szczęśliwa, cieszyłam się na myśl o nadchodzących
świętach, o tym że spędzę je z bliskimi itd. Przypomniała mi się historia z
Biblii, kiedy Józef szukał schronienia dla swojej żony i mającego się narodzić
dziecka. Oni wszyscy też byli bardzo zajęci sobą i nie znaleźli czasu dla
potrzebującego. Czułam się tak bardzo podobna do nich. Żałowałam - bardzo
żałowałam.
Gdyby tak
można było cofnąć czas...
I dostałam
drugą szansę. Tylko Bóg wie jak szczerze żałowałam i nie chciał, by to zdarzenie
rzuciło smutny cień na ten wyjątkowy dzień.
Przeszłam jakieś kilkaset metrów zbliżałam
się już do przystanku i zobaczyłam Go - siedział tym razem przed sklepem z
pasmanterią. Przyspieszyłam kroku i serce uradowało mi się na Jego widok. Gdy
podeszłam bliżej wyciągnął do mnie swoją rękę na znak przywitania, wcześniej
nigdy tego nie robił. Bez chwili wahania podałam mu swoją i przeżyłam coś
niesamowitego. Jego ręka była niewiarygodnie ciepła.
Na dworze
panował mróz.
Kiedy uniósł głowę i spojrzał na mnie
doznałam szoku. Miał cudownie błękitne młode oczy, które nie pasowały do
pomarszczonej twarzy. Czułam jak cała drżę i musiałam wyglądać bardzo
przerażona, bo uśmiechnął się i powiedział " Niech ci Bóg błogosławi"
Musiał delikatnie uwolnić swoją dłoń, bo ja nie chciałam jej wypuścić.
Nie wiem ile to wszystko trwało i nawet nie
wiem ile pieniędzy mu wrzuciłam, ale chciałam żeby ta chwila trwała i
trwała. Czułam się jakby mnie ktoś wyrwał z rzeczywistości. Nie pamiętam jak
szybko znalazłam się w domu, ale pamiętam, że całe Święta opowiadałam tylko o tym,
i o niczym innym nie potrafiłam myśleć. To była moja najcudowniejsza
Wigilia.
Tuż po świętach znowu pojechałam do miasta,
chciałam Go znowu zobaczyć, ale nie spotkałam go już nigdy więcej. To było
nasze ostatnie spotkanie.
Od tego zdarzenia minęło już dwadzieścia
kilka lat, a ja nadal ze wzruszeniem wspominam jego oczy.
Życzę Wszystkim, Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia.
Jola.
Piekna historia ,przykro ze takich ludzi zebrzacych jest coraz to wiecej ..
OdpowiedzUsuńLecz w tej histori jest cos szczegulnego , czyzby to byl naprawde zebrak???
martin