Szczęść
Boże !
Mam na imię Paulina i mam 17 lat. Moje życie nie było kolorowe. 24.04.1996 r. rodzice zanieśli mnie do Kościoła, aby mnie ochrzcić. Za co dzisiaj serdecznie Im dziękuję.
Mam na imię Paulina i mam 17 lat. Moje życie nie było kolorowe. 24.04.1996 r. rodzice zanieśli mnie do Kościoła, aby mnie ochrzcić. Za co dzisiaj serdecznie Im dziękuję.
Wychowywana byłam
na katoliczkę. Chodziłam co niedzieli do kościoła. W pełni uczestniczyłam we Mszy Świętej. Żyłam sobie spokojnie do momentu, gdy
dowiedziałam się , że mój braciszek jest chory i może być to nowotwór.
Zwątpiłam w Boga, myślałam,
jak może tak męczyć niewinne dziecko, które powinno grać w piłkę, biegać,
uczyć się, a nie być w szpitalu i przechodzić bolesne badania. Przestałam chodzić do Kościoła, lecz dalej się
modliłam w domu, choć nie z przekonania, że ta modlitwa coś da, tylko bardziej
z rutyny.
Kamil miał wtedy 7 lat, gdy lekarze
stwierdzili, że to rak. Pamiętam, jak
strasznie płakałam, krzyczałam , przeklinałam Boga. Następnie 2 letnia walka z rakiem…. I Kamilek umarł.
Już wtedy wiedziałam… Boga nie ma. Zaczęłam czytać ateistyczne książki. Byłam tylko na pogrzebie. Nie byłam na Mszy 30-to dniowej, ani na
rocznicy. Gdy poszłam do liceum pierwszą
rzeczą, jaką zrobiłam, to wypisałam się z religii. Wszystkim powtarzałam swoje teorie i to, że
jestem ateista.
Wracałam zawsze z angielskiego ostatnim kursem
z moim znajomym. I o czym byśmy nie zaczęli
rozmawiać, to temat kończył się na Bogu.
Chciał, abym przyszła na Mszę wieczorną do Kościoła.
Na początku niechętnie,
ale poszłam. Siadłam w ostatniej ławce i
co chwilę patrzyłam na zegarek i myślałam: ile jeszcze to może trwać. Nic nie wyniosłam z tej Mszy.
Lecz na jednej Mszy
się nie skończyło. Potem poszłam na Msze do szkolnej kaplicy… raz, drugi, trzeci….
I coś we mnie pękło.
Pomyślałam , tak nie można. W domu dużo
myślałam o tym co się stało. Po rozmowie ze znajomym, wynikało, że Bóg dał mi znak. Miałam ambiwalentne uczucia, bo przecież przez
3 lata, zaparcie twierdziłam, że Go nie ma. Na kolejnej Mszy w kaplicy, przyglądałam
się tym ludziom którzy siedzieli na krzesłach, byli szczęśliwi, a ja właśnie
szczęścia chciałam w tamtym momencie. W domu zrobiłam sobie rachunek sumienia, co
złego zrobiłam przez te 6 lat bez Komunii, Spowiedzi itd. i podczas wtorkowej Mszy w szkolnej kaplicy,
poprosiłam księdza o spowiedź. Gdy
odmawiałam pokutę, czułam czystość.
To ogromne szczęście
czuć, że Bóg jest ze mną, że mnie kocha. Teraz z każdym problemem kieruję się do Boga. Dziś staram się być jak najczęściej w
Kościele. Kocham Boga i dziękuję że dał
mi Łaskę Wiary. Dziś wiem, że On będzie
ze mną do końca i gdy wszyscy się odwrócą, On będzie.
Chwała Ci Panie za wszystko.
Alleluja .
Paulina
Paulino trwaj i wzrastaj w Panu.
OdpowiedzUsuńMasz doświadczenie życia bez Boga.
Tym bardziej, daj świadectwo Wiary, wśród swoich rówieśników.
Panie Boże, proszę, Błogosław Paulinie i Jej Bliskim.
Dziękujemy za odwagę dania świadectwa na stronie Modlitwy Wstawienniczej.
Sławek
Szczęść Boże! Minęło już dwa lata od mojego świadectwa tutaj. Nadal trwam z Bogiem. I wierzę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Modlę się gorąco o odwagę ludzi, którzy opowiedzieli swoją historię.jpg
Paulino Chwała Panu Bogu za Twoje trwanie, a Tobie dzięki za to, że znów się u nas na stronie pojawiłaś.
OdpowiedzUsuń... Tak sobie właśnie wczoraj myślałem nad różnymi, ludzkimi decyzjami i działaniami...
Człowiek jest dzięki Bogu istotą refleksyjną... W życiu wszystko może wrócić, czy dobro, czy zło. Nasze wybory, czy ich konsekwencje wrócą i albo mogą nas uradować i utwierdzić w drodze, albo spowodować zastanowienie się nad swoim życiem, albo też niekiedy to życie... pogrzebać.
Cieszę się, że u Ciebie miał miejsce ten drugi fakt, a teraz jest ten pierwszy.
Trwaj i nie ustawaj.
Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia. A Twój Św. pamięci Braciszek patrzy na Ciebie. Niech się cieszy, gdy Cię widzi. A Ty Ciesz się tym, że On jest już w pełni SZCZĘŚLIWY
Sławek +