Nawiedzenie
św. Elżbiety stanowiące treść dzisiejszej perykopy ewangelicznej, ukazuje
potęgę uświęcającego działania Ducha Świętego, który niczym doskonały Reżyser
realizuje decydującą scenę historii zbawienia, napisaną przez boskiego
Scenarzystę przed założeniem świata (por. Ef 1, 3-14).
W tym
cudownym spektaklu – jeśli tak można powiedzieć o stwórczym, a następnie
zbawczym działaniu Trójcy Przenajświętszej – główny Aktor jest jeszcze ukryty,
chociaż już obecny i działający, w łonie swojej Przenajświętszej Matki,
„odgrywającej” bez wątpienia najważniejszą rolę drugoplanową. Maryja jawi się
nam dziś jako Christofora, to znaczy „Niosąca Chrystusa”, „z
pośpiechem z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy”
(Łk 1, 39), aby Duch Święty, którego Zmartwychwstały Pan wyleje na swój Kościół
w dniu Pięćdziesiątnicy, już teraz mógł napełnić Elżbietę i jej syna, Jana.
Owocem tego napełnienia Duchem Świętym będzie dla Elżbiety prorocze rozpoznanie
w Maryi Matki Pana, zaś dla Jana początkiem jego misji Poprzednika, który
polega na tańcu przed Arką nowego i wiecznego Przymierza: „w chwili, gdy
Maryja przyszła do domu swej krewnej jako Naczynie pełne Ducha Świętego, Bóg
dotknął domowników za pośrednictwem Jej obecności i słów. Także dziecko w łonie
Elżbiety, gdy tylko poczuło bliskość Niepokalanej Dziewicy, poruszyło się, a
raczej – „zatańczyło” (gr. eskirtesen) przed Nią, niczym Dawid przed Arką
Przymierza. Można by stwierdzić, że już samo zjawienie się Maryi udzieliło
innym Ducha Świętego, a każdy jej krok okazywał się swoistą procesją Bożego
Ciała. Moc Syna emanowała bowiem z samego wnętrza Matki” (Michał
Gołębiowski „Niewiasta z perłą” s. 60).
Rozważanie
życia Maryi, która jako Służebnica Pańska przyjmuje z całkowitym posłuszeństwem
do swojego dziewiczego łona odwieczne Słowo nie po to, aby zachować Go, choćby
na chwilę, dla siebie, lecz by – zgodnie z wolą Boga – natychmiast nieść Go
innym, pomaga nam pojąć nasze własne powołanie. Kolejny rok dostępujemy łaski
przeżywania tajemnicy Bożego Narodzenia nie tylko dla nas samych, lecz również
po to, abyśmy napełnieni radością i łaską płynącą z obecności Jezusa wśród nas
i w nas, nieśli Go – jak Jego Najświętsza Matka – tym, do których posyła nas
Duch Święty na drogach naszej codzienności.
„Dzięki
spotkaniu z aniołem, który pozdrowił ją jako pełną łaski, Maryja stała się
pośredniczką łaski. Dokądkolwiek się uda ze swym Dzieciątkiem, tam łaska
Dziecięcia płynie z Nią przez świat. Dziecię w Jej łonie obdarza ją zdolnością
obudzenia misji Jana poprzez misję jego matki. Niewiele jest przykładów
ukazujących równie dobitnie, że łaska przelewa się nieustannie i nigdy nie
zatrzymuje się na konkretnym człowieku: od Jezusa przepływa do Maryi, od Maryi
do Elżbiety, od Elżbiety do Jana, na którego zostaje wylana szczególnie
obficie, by stamtąd, tak pomnożona, wrócić do swojego Boskiego źródła, którego
Jan jest drogowskazem. W tym wszystkim najważniejsze jest posłuszeństwo: to ono
właśnie poucza Maryję, jak ma postępować z otrzymaną łaską. Mocą posłuszeństwa
nie zatrzymuje niczego dla siebie, tak więc łaska Syna, przeszedłszy przez Jej
ręce nie traci nic ze swej zniewalającej siły” (Adrienne von Speyr „Służebnica
Pańska”, s. 57-58).
Całkowite
posłuszeństwo Maryi jest zapowiedzią zbawczej misji Jej Syna, o którym św.
Paweł pisze w Liście do Hebrajczyków: „Przeto przychodząc na świat, mówi:
Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało; całopalenia i ofiary za
grzech nie podobały się Tobie. Wtedy rzekłem: Oto idę - w zwoju księgi napisano
o Mnie - abym spełniał wolę Twoją, Boże” (Hbr 10, 5-7).
W swoją
misję wypełnienia woli Bożej Jezus włączył nie tylko Maryję, która pod Jego
krzyżem dała świadectwo heroicznego posłuszeństwa Ojcu, lecz również nas,
którzy właśnie w na Golgocie staliśmy się, z woli konającego Syna, w mocy Ducha
Świętego, Jej dziećmi. Jezus, który doskonale zna nasze słabości, dał nam swoją
niepokalanie poczętą Matkę, przed którą drżą moce zła, aby stała się
Wspomożycielką w naszej apostolskiej misji głoszenia światu Jego zwycięstwa nad
śmiercią, piekłem i Szatanem. Byłoby czymś bardzo nieroztropnym odrzucić lub
zlekceważyć Jej matczyną pomoc w naszym codziennym dążeniem do świętości.
Ks. Dominik
Chmielewski SDB zachęca nas do całkowitego zjednoczenia z Matką Bożą, która
jest Kecharitomene, Pełną Łaski, przez kontemplowanie razem z Nią życia
Jej boskiego Syna, aby otrzymać łaski płynące z jego tajemnic radosnych,
światła, bolesnych i chwalebnych: „Ona jest Pośredniczką każdej łaski z
przywileju bycia Pełną Łaski, ale nie jest Źródłem łaski. Źródłem każdej łaski
jest Duch Święty. On jest Autorem każdej łaski, a Maryja – Rozdawczynią,
karmiąc łaskami swoje dzieci. Jeśli więc ty zdecydujesz się na to, aby żyć we
wnętrzu Kecharitomene dwadzieścia cztery godziny na dobę, to równocześnie
otrzymujesz pełnię wszystkich łask, którą jest Ona i które są w Niej ukryte
przez Ducha Świętego. Gdy jesteś w Niej, już nie musisz nawet prosić o łaski,
ponieważ jesteś zanurzony w każdą z nich. O nic więcej już nie musisz prosić,
bo Ona Ci wszystko daje. Żyjąc w Niej jak Jezus, będąc przy Niej jak Jezus był
przez trzydzieści lat – masz nieustannie niebo na ziemi! (…) Tym wszystkim jest
różaniec – zanurzeniem w Kecharitomene, w pełnię łask” (ks. Dominik
Chmielewski SDB „Kecharitomene”, s. 35-37).
Mistyk
Carver Alan Ames pisze jak św. Teresa pouczyła go odmawiać Różaniec: „powinienem
traktować Różaniec jak okno, przez które można zobaczyć Boga, żyjącego na
ziemi, obecnego tu Jezusa. Kiedy odmawiam Różaniec, powinienem stanąć u boku
Jezusa i podążać razem z Nim przez Jego życie. Gdy w ten sposób stanę przy Nim,
Jego łaska napełni mnie i silnie na mnie wpłynie” (Carver Alan Ames, „Przywrócony
do życia”, s. 19-20).
Chrześcijanin
zjednoczony z Maryją dąży ku temu, aby całe swoje życie – na wzór Jej życia –
uczynić modlitwą i hymnem dziękczynienia Bogu, do czego zachęca nas św. Paweł w
Pierwszym Liście do Tesaloniczan, niejako opisując życie i misję Maryi: „zawsze
usiłujcie czynić dobrze sobie nawzajem i wobec wszystkich! Zawsze się radujcie,
nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola
Boża w Jezusie Chrystusie względem was” (1 Tes 5, 15-18).
Carver Alan
Ames przytacza swoją rozmowę z Maryją, która wskazuje nam, w jakim kierunku
powinno rozwijać się nasze życie duchowe, abyśmy upodobniali się do Niej, a
przez zjednoczenie z Nią, do Jezusa:
„Następnie
Matka Boska znów zaczęła mnie zachęcać, abym modlił się więcej.
-Nie wiem,
jak mógłbym modlić się więcej. Odmawiam już czterdzieści pięć dziesiątek
Różańca, Koronkę do Miłosierdzia Bożego, liczne Zdrowaś Maryjo i Ojcze nasz.
Jak mógłbym modlić się więcej? To niemożliwe! – odpowiedziałem.
-Jeśli
ofiarujesz każdą sekundę dnia modlitwie wyrażającej miłość do Boga, stanie się
ona Bożą miłością. Ofiaruj Bogu każdą myśl, każde słowo, każdy czyn, każdy
oddech, każde uderzenie serca jako modlitwę miłości, a staną się one miłością!
– poradziła.
-Nie sądzę,
aby mi się to udało. Dla mnie to za dużo. To zbyt trudne. Być może mogłoby się
to udać księdzu, zakonnicy czy świętemu, ale nie komuś takiemu jak ja, nie
Alanowi Amesowi! – odparłem.
-Po prostu
spróbuj, zrób co w twojej mocy. To wszystko, czego oczekuje od ciebie Bóg.
Pragnie abyś zrobił, co w twojej mocy. Będziesz popełniać błędy, będziesz
zapominać o modlitwie i miłości, ale musisz nieustannie się starać. Bądź
wytrwały. Przy każdym upadku proś Boga o łaskę, która pomoże ci wstać i
próbować na nowo. Dzięki tej wytrwałości, dzięki twoim staraniom możesz okazać
głębię swojej miłości do Niego – powiedziała” ( Carver Alan Ames, op. cit., s.
47-48).
Nieustanne
pragnienie okazywania miłości Panu Bogu otwiera nas na uświęcające działanie
Ducha Świętego, czyniącego z nas, na wzór św. Józefa, „ludzi sprawiedliwych”,
którzy w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji życia, w pierwszej kolejności
będą pełnili wolę Bożą. Osobiście – nie podważając w żaden sposób praw
objawionych – jestem przekonany, że św. Józef, który znał Maryję, jeżeli
rozmawiał z nią chociaż raz po tym, jak dowiedział się, że jest brzemienna, nie
posądził jej o cudzołóstwo. Oblubieniec Matki Bożej miał czyste serce, a zatem
nie mógł nie doświadczyć świętości, której źródłem było Dziecię rosnące pod Jej
Niepokalanym sercem, oraz Jej niewinności, której mogliby pozazdrościć Maryi
aniołowie. Jednak, bez względu na przyczynę jego „lęku” przed zabraniem do
siebie Maryi, jego Małżonki, istotny jest fakt, że pouczony we śnie „Zbudziwszy
się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił Anioł Pański: wziął swoją
Małżonkę do siebie” (Mt 1, 24).
Drodzy
Bracia i Siostry, życzę z całego serca Wam oraz sobie, abyśmy w świętą noc
Narodzenia Pańskiego, posłuszni woli Bożej, podobnie jak św. Józef wzięli
Maryję do siebie, a z Nią Jezusa, błogosławiony owoc Jej łona. Niech On wniesie
do naszych serc swój pokój i pomoże nam przyoblec się w serdeczne miłosierdzie,
dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, a nade wszystko w miłość, która jest więzią
doskonałości (por. Kol 3, 12-14).
Arek
Życzę Wam wszystkim-kochani i sobie też aby Ten ,który ma się narodzić-narodził się w naszych sercach i na zawsze tam pozostał.Alleluja.
OdpowiedzUsuń