Ujmę to tak.
Dziwnie to wszystko się ułożyło. Z zasady jest tak, że chodzi się do lekarza, jak coś dolega. Ja czułam się zdrowa, poszłam w sprawie bliskiej mi osoby i przeżyłam szok…
Lekarz zaproponował mi leczenie, zostawił czas do namysłu… a było nad czym myśleć, dotychczasowe niewidoczne objawy, ujawniły się w pełnej krasie… naprawdę poczułam się chora… tak, że zaczęłam wątpić, czy w ogóle jest szansa na wyleczenie, czy będę w stanie wytrzymać kurację, czy będę umiała trzymać się zaleceń, czy lekarz wie co robi?…
A lekarz nie naciskał, ale jasno dawał do zrozumienia, że chyba pora na coś się zdecydować…
Trzy lata temu zdecydowałam się na leczenie, nie było łatwo, jestem przygotowana na wszystkie trudności związane z terapią, ale chyba najtrudniej było powierzyć siebie w „obce” ręce..
Otrzymałam w tym, też czasie, dar Przyjaźni. Moje spełnione, noworoczne życzenie z poprzedniego roku, takie z tych najskrytszych i wydawało się nierealnych.
I to właśnie mój Boży Przyjaciel, był osobą, która zmotywowała mnie do podjęcia leczenia, która rozpraszała wszystkie „przeciw”. I tak jest do teraz.
Czas
motyli w brzuchu minął
Zauroczenie Lekarzem oddało pole
czułości
Powoli rodzi się uczucie, o którym nawet
nie marzyłam
Pokochałam Go
za
Miłość wszechogarniająca
za
Miłosierdzie niewyobrażalne
za zaufanie, którym mnie obdarzył
ofiarowując mi łaskę Wiary
Jest w każdej sekundzie mojego życia, w każdej myśli, każdym poruszeniu serca… tak normalnie..
Czasem tylko chwyta coś za gardło, oczy wilgotnieją, a usta i serce szepczą...
Dziękuję… uratowałeś mnie, dałeś nowe życie.. jesteś całym moim Życiem.
Bądź Uwielbiony Panie Boże.
Ania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.