Triduum
Paschalne, które jest najważniejszym w okresem liturgii chrześcijańskiej i
źródłem dla wszystkich innych celebracji, określane jest jako liturgia
przejścia Jezusa Chrystusa ze śmierci do życia. Pan, posłuszny woli Ojca,
który Go dał (gr. edoken) w nasze ręce (por. J 3, 16), pozwolił się
poniżyć, torturować i zabić. Jednak, jak naucza nas w dzisiejszym pierwszym
czytaniu wspólnota Apostołów pod przewodnictwem św. Piotra: „Bóg naszych ojców
wskrzesił Jezusa, którego straciliście, zawiesiwszy na drzewie. Bóg wywyższył
Go na prawicę swoją jako Władcę i Zbawiciela, aby dać Izraelowi nawrócenie i
odpuszczenie grzechów” (Dz 5, 30- 31). Św. Łukasz informuje nas, że tak właśnie
interpretowali mękę i Zmartwychwstania Pana Jezusa Mojżesz i Eliasz, czyli
Prawo i Prorocy: „A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz.
Ukazali się oni w chwale (gr. doxe) i mówili o Jego odejściu
(gr. exodos), którego miał dokonać w Jerozolimie” (Łk 9, 30-31). Użyte tu
greckie słowo exodos, czyli odejście, które można by interpretować jako śmierć
Zbawiciela, w kontekście Starego Testamentu, a szczególnie księgi Wyjścia,
nabiera głębszego sensu i określa akt zbawczy Boga, to znaczy wyprowadzenie z
niewoli grzechu i śmierci tych wszystkich, którzy uwierzyli w Jezusa i przez
chrzest zostali zanurzeni w Jego śmierć, jak uczy nas św. Paweł: „Zatem przez chrzest
zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy
i my wkroczyli w nowe życie - jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale
Ojca” (Rz 6, 4). Zatem chrzest, którego 1050 rocznicę obchodzimy w naszym
kraju, będący zawsze darem Trójcy Przenajświętszej w odpowiedzi na akt wiary,
stoi niejako pomiędzy śmiercią a chwałą zmartwychwstania i życia wiecznego w
Chrystusie. Ilekroć wypowiadamy słowo „chrzest” powinniśmy myśleć „pascha”, aby
pamiętać jak wielka jest cena naszego zbawienia (1 Kor 6,20).
W opisie trzeciego ukazania się
Zmartwychwstałego Jezusa uczniom, św. Jan nawiązuje do tematyki przejścia, w
sposób dla siebie charakterystyczny. „Byli razem Szymon Piotr, Tomasz,
zwany Didymos, Natanael z Kany Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj inni
z Jego uczniów” (J 21, 1-2). Ewangelista pisze, że po pierwszych objawieniach
Jezusa, uczniowie przebywali razem. Wcześniej ich wspólnocie groziło
rozproszenie. Jezus przewidział to niebezpieczeństwo i zapowiedział je uczniom
na Górze Oliwnej: „Po odśpiewaniu hymnu wyszli w stronę Góry Oliwnej. Wtedy
Jezus im rzekł: «Wszyscy zwątpicie we Mnie. Jest bowiem napisane: Uderzę
pasterza, a rozproszą się owce. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do
Galilei»” (Mk 14, 26-28). Teraz Pasterz objawił się im, przynosząc swój pokój w
Duchu Świętym, który jest źródłem jedności. Tym jednym słowem „razem” św. Jan
mówi nam, że Ojciec wysłuchał modlitwę Arcykapłańską Jezusa: „Ojcze Święty,
zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno”
(J 11, 12).
W zachowaniu tej jedności Kościoła szczególną
misją Bóg obdarzył Szymona Piotra. Właśnie w Ogrójcu, w godzinie próby, której
miał być poddany, Jezus powiedział do niego: „Szymonie, Szymonie, oto szatan
domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę; ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie
ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci” (Łk 22, 31-32).
Jezus doskonale znał Piotra; wiedział, że był on pełen zapału, ale również miał
świadomość, że Piotr nie rozumiał w pełni na czym polega Jego misja. Szymon
wyznał swą wiarę słowami: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego” (Mt 16, 16) i
został nazwany przez Jezusa „błogosławionym” i „Skałą”; otrzymał klucze do
królestwa Bożego i stał się skałą, na której Jezus zbudował swój Kościół (por.
Mt 16, 13-19), ale gdy usłyszał po raz pierwszy zapowiedź męki i
zmartwychwstania Chrystusa, przeciwstawił się swojemu Mistrzowi i został
nazwany „szatanem” i „zawadą”, ponieważ, jak powiedział mu Pan: „myślisz nie na
sposób Boży, lecz na ludzki” (Mt 16, 23). Piotr bez wątpienia bardzo kochał Jezusa,
ale po swojemu i potrzebował doświadczenia potrójnego upadku, aby zrozumieć, że
prawdziwa miłość do Chrystusa jest darem Jego Ojca, który najpełniej objawia
się w akcie Jego miłosierdzia, kiedy krew Zbawiciela zmywa nasz grzech. Szymon,
aby mógł stać się prawdziwą Skałą musiał przestać czuć się „ochroniarzem”
Jezusa, który kontroluje Jego poczynania i jest gotów w każdym momencie
przywołać Go do porządku, albo sięgnąć po miecz, gdy uzna, że Pan jest w
niebezpieczeństwie, ale musiał poczuć się ukochanym „dzieckiem” Pana, zbawionym
przez Jego mękę i Zmartwychwstanie. W tym sensie spotkanie z Jezusem nad
brzegiem Genezaret będzie również dla Piotra swoistym exodusem, przejściem ze
smutku winy do radości człowieka, który doświadczył – bez żadnej zasługi i jakiegokolwiek
działania ze swojej strony – Bożego przebaczenia w miłości Jezusa.
Przed spotkaniem ze Zmartwychwstałym relacja
miedzy Piotrem a pozostałymi uczniami jest jeszcze niedookreślona. „Szymon
Piotr powiedział do nich: «Idę łowić ryby». Odpowiedzieli mu: «Idziemy i my z
tobą». Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili” (J 21,
3-4). Piotr nie czuł się do końca „liderem” grupy Apostołów; nie powiedział:
„chodźmy łowić ryby”, ale „idę łowić ryby”. Jestem ja i jesteście wy; niech każdy
robi to, co uważa za stosowne. Uczniowie uważali Piotra za przywódcę, więc
poszli z nim, mimo, że nie wszyscy, jak Natanael, musieli znać się na
rybołówstwie. Noc jest dobra do łowienia ryb, ale nie o takie ryby chodziło
Bogu, więc – podobnie jak w historii o cudownym połowie, poprzedzającym
powołanie pierwszych Apostołów (Łk 5, 4-11) – niczego nie złowili. Nie ma w tym
nic dziwnego: mimo, że łowili razem nie łowili jako wspólnota, ponieważ nie
łowili z Chrystusem, zgodnie z Jego słowami: „Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten
przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5).
Gdyby w Kościele – tak silnie atakowanym przez szatana, który chce go
przesiewać jak pszenicę w swoim sicie fałszywego humanizmu – nie był obecny
żywy Zbawiciel, już dawno znikłby on w mrokach historii, jak powiedział Radzie
Żydów Gamaliel, uczony w Prawie faryzeusz: „Jeżeli bowiem od ludzi pochodzi ta
myśl czy sprawa, rozpadnie się, a jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi, nie
potraficie ich zniszczyć i może się czasem okazać, że walczycie z Bogiem” (Dz
5, 38-39).
„A gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na
brzegu. Jednakże uczniowie nie wiedzieli, że to był Jezus” (J 21, 4). W ten
sposób św. Jan opisuje nam pierwsze przejście: noc, która jest czasem
samotności i próżnego trudu, czasem pierwszego Adama, przez którego
nieposłuszeństwo Bóg przeklął ziemię (por. Rdz 3, 17), ustępuje przed świtem,
który pozwala dostrzec Chrystusa „światłość świata” (J 8, 12). Uczniowie
znajdują się jeszcze kilkadziesiąt metrów od brzegu i nie są w stanie rozpoznać
stojącego na brzegu mężczyzny. Podobnie jak o świcie „pierwszego dnia po
szabacie” mieli zbyt mało światła wiary, aby zaakceptować fakt Zmartwychwstania
ich Mistrza. Nie rozpoznają Go również po głosie: „A Jezus rzekł do nich: «Dzieci,
czy macie co na posiłek?» Odpowiedzieli Mu: «Nie»” (J 21, 5). Jezus powiedział
podczas swojej publicznej działalności do słuchających Go Żydów: „Moje owce
słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne”
(J 10, 27). Ta Boża wiedza jest odwieczna i doskonała. W jej świetle Pan Bóg
przygotowuje dla każdego z nas swój plan zbawienia, który wyraża się w
powołaniu do życia w posłuszeństwie Jego woli, jak pisze prorok Jeremiasz: „Pan
skierował do mnie następujące słowo: «Zanim ukształtowałem cię w łonie matki,
znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów
ustanowiłem cię» (Jr 1, 4-5), które ostatecznie jest powołaniem do świętości
dzieci Bożych, o czym poucza nas św. Piotr w swoim liście: „[Bądźcie] jak
posłuszne dzieci (gr. tekna). Nie stosujcie się do waszych dawniejszych
żądz, gdy byliście nieświadomi, ale w całym postępowaniu stańcie się wy również
świętymi na wzór Świętego, który was powołał, gdyż jest napisane: Świętymi
bądźcie, bo Ja jestem święty” (1 P 1, 14-16).
„A Jezus rzekł do nich: «Dzieci (gr.
tekna), czy macie co na posiłek?» Odpowiedzieli Mu: «Nie». On rzekł do nich:
«Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie». Zarzucili więc i z
powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć. Powiedział więc do Piotra ów uczeń,
którego Jezus miłował: «To jest Pan!»” (J 21, 5-7). Jezus zwraca się do swoich
uczniów z łagodnością taty, który rozmawia z małymi dziećmi, którym obiecał, że
niedługo wróci i właśnie poniekąd spełnił swoją obietnicę: „Nie zostawię was
sierotami: Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie oglądał.
Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie” (J 14, 18-19). Tę
obietnicę Pan złożył w kontekście wylania Ducha Świętego: „Jeżeli Mnie
miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a
innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze - Ducha Prawdy, którego
świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie,
ponieważ u was przebywa i w was będzie.” (J 14, 15-17). W ten sposób Zbawca
podkreśla, że Jego obecność wśród uczniów dokonuje się w mocy Ducha Świętego,
który daje nam łaskę, abyśmy Go rozpoznali i w Niego uwierzyli. Pocieszyciel
daje bowiem moc, dzięki której trwamy w Jezusie i która uzdalnia nas do miłości
Boga i bliźniego. Jezus w swoisty dla siebie sposób, znany nam z historii
cudownego rozmnożenia chleba i ryb (por. J 6, 1-13) zadaje uczniom pytanie,
które ma uświadomić im, że znajdują się w sytuacji permanentnego braku, który w
następstwie uczynionego cudu, wynosi na wyższy poziom i identyfikuje jako
potrzebę duchową, którą tylko On może zaspokoić. W tym sensie dzisiejsza
perykopa jest niejako syntezą przesłania zawartego w historii cudownego połowu
i powołania uczniów, oraz cudownego rozmnożenia chleba, w której Pan,
potwierdzając powołanie Piotra i Apostołów, przygotowuje ich na Zesłanie Ducha
Świętego – Dawcę Miłości miłosiernej Ojca przez Syna, który wszystkiego ich
nauczy (por. J 14, 26).
Uczniowie, którzy nie rozpoznali Jezusa po
wyglądzie, ani po głosie, uwierzyli dzięki cudownemu połowowi ryb, którego
dokonali posłuszni Jego słowu. Po wymianie zdań z Filipem, który prosił Jezusa
o ukazanie mu Ojca, Pan powiedział do uczniów: „Wierzcie Mi, że Ja jestem w
Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie - wierzcie przynajmniej ze względu na
same dzieła!” (J 14, 11). Jezus prosząc uczniów o zarzucenie sieci i
sprawiając, że wyciągnęli mnóstwo ryb, niejako przywołał sytuację z przeszłości
– inny cudowny połów, którego następstwem było powołanie uczniów. W ten sposób
Pan z jednej strony potwierdził swoją tożsamość, z drugiej zaś przypomniał
uczniom jakiego zadania podjęli się, gdy poszli za Nim. Właśnie taki jest sens
wyznania wiary umiłowanego ucznia: „To jest Pan!” (gr. Kyrios estin!).
Uznać w Jezusie Pana i Boga oznacza żyć według Jego nauki i trwać przy Nim,
pełniąc wolę Boga Ojca: „Nie każdy, który Mi mówi: "Panie, Panie!",
wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca,
który jest w niebie” (Mt 7, 21). To było następne przejście: od nieznajomości
Pana, do poznania Go po znaku, który uczynił po części ich rękoma.
Znamienna była również reakcja uczniów,
szczególnie ich przywódcy: „Szymon Piotr usłyszawszy, że to jest Pan,
przywdział na siebie wierzchnią szatę - był bowiem prawie nagi - i rzucił się w
morze. Reszta uczniów dobiła łodzią, ciągnąc za sobą sieć z rybami. Od brzegu
bowiem nie było daleko - tylko około dwustu łokci” (J 21, 7-8)”. W związku z
tym, że wykonywali ciężką, chociaż jak się okazało próżną pracę, rybacy byli
rozebrani do bielizny. Dlatego Szymon, reagując na odkrycie umiłowanego ucznia
ze swoistą dla siebie żywiołowością, zrobił coś odwrotnego do tego, co dyktuje
zdrowy rozsądek: ubrał się i wskoczył do morza. Łódź znajdowała się, jak pisze
św. Jan, dwieście łokci, czyli około 45 m od brzegu. Przepłynięcie takiego
odcinka w stroju wierzchnim było trudne, może nawet niebezpieczne. Jednak dla
Piotra było czymś oczywistym, że nie może stanąć przed Panem „prawie nagi” –
nie było w nim tego poczucia fałszywej zażyłości, które często zaburza naszą
relację z Panem Bogiem, ale jego miłości do Jezusa towarzyszył szacunek jaki
sługa powinien okazywać swemu Panu i w żaden sposób nie przeczyło to słowom
Zbawiciela, który powiedział do uczniów: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi,
jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa
nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem
wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego” (J 15, 14-15). Być może Piotr nie
czuł się do końca w porządku wobec Jezusa i nie uważał się za godnego być Jego
„przyjacielem”? Któż z nas, jednak, może z czystym sumieniem powiedzieć, że
żyje całkowicie w duchu jezusowych przykazań? Często nas kusi, aby osądzać
innych jako gorszych od siebie, zamykając się na głos własnego sumienia.
Tymczasem w ten sposób jeszcze bardziej oddalamy się od Pana. W takich
sytuacjach warto przypomnieć sobie Jego słowa: „«Tak mówcie i wy, gdy uczynicie
wszystko, co wam polecono: «Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co
powinniśmy wykonać»” (Łk 17, 10).
Tymczasem okazało się, że to Jezus kolejny
raz zachował się jak sługa, przygotowując dla nich śniadanie. „A kiedy zeszli
na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na nich ułożoną rybę oraz chleb.
Rzekł do nich Jezus: «Przynieście jeszcze ryb, któreście teraz ułowili».
Poszedł Szymon Piotr i wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu
pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości, sieć się nie rozerwała.
Rzekł do nich Jezus: «Chodźcie, posilcie się!» Żaden z uczniów nie odważył się
zadać Mu pytania: «Kto Ty jesteś?» bo wiedzieli, że to jest Pan. A Jezus
przyszedł, wziął chleb i podał im - podobnie i rybę. To już trzeci raz, jak
Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy zmartwychwstał” (J 21, 9-14). To
właśnie dzięki służebnej postawie Jezusa, który mówił o sobie, że „Syn
Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na
okup za wielu” (Mk 10, 45) dokonało się kolejne przejście: od braku pożywienia
do jego nadmiaru wyrażonego w 153 dużych rybach, które Jezus nakazał uczniom
dołączyć do jednej przygotowanej przez siebie. Nakarmienie uczniów chlebem i
rybą jest przede wszystkim aktem nawiązującym do Eucharystii, w której Pan brał
chleb, błogosławił go, łamał i rozdawał. W tym darze z samego siebie Jezus
zawarł sakramentalnie całą głębię swej miłości do człowieka spragnionego Boga.
Jednocześnie owo „karmienie” jest widzialnym znakiem Bożej opatrzności, którą
Jezus wyraził w pouczeniu: „I wy zatem nie pytajcie, co będziecie jedli i co
będziecie pili, i nie bądźcie o to niespokojni! O to wszystko bowiem zabiegają
narody świata, lecz Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie. Starajcie się
raczej o Jego królestwo, a te rzeczy będą wam dodane” (Łk 12, 29-31).
Objawienie się Jezusa nad Morzem Tyberiadzkim
miało jeszcze jeden cel, który ujawnił On po śniadaniu: „A gdy spożyli
śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz
Mnie (gr. agapas me) więcej aniżeli ci (gr. pleon touton)?» Odpowiedział Mu: «Tak,
Panie, Ty wiesz, że Cię kocham (gr. philo se)». Rzekł do niego: «Paś baranki
moje!» I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy
miłujesz Mnie (gr. agapas me)?» Odparł Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham
(gr. philo se)». Rzekł do niego: «Paś owce moje!». Powiedział mu po raz trzeci:
«Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie (gr. phileis me)?» Zasmucił się Piotr,
że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?» I rzekł do Niego: «Panie,
Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham (gr. philo se)». Rzekł do niego
Jezus: «Paś owce moje! Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy,
opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz,
wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz». To
powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to
rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» (J 21, 15-19).
Pytanie, które stawia Jezus Piotrowi można
uznać przynajmniej za niezręczne. Skąd Piotr miał wiedzieć, czy kocha Jezusa
bardziej niż inni uczniowie, szczególnie umiłowany uczeń, Jan, który nie
zawahał się zaryzykować życia i do końca został z Maryją pod krzyżem Pana? Zresztą,
nawet gdyby Piotr myślał, że mimo swojej niewierności kocha Jezusa bardziej niż
„ci”, to czy nie zrobiło by im się przykro słysząc, że kochają Pana mniej? Dla
Piotra to jest bardzo trudne pytanie przede wszystkim zważywszy na jego
zachowanie od dnia poprzedzającego mękę Chrystusa, aż po Jego ukazanie się
najpierw Marii Magdalenie przy grobie, potem uczniom, którzy szli do Emaus. Od
chełpliwej pewności przed pojmaniem Jezusa, przez tchórzliwe, trzykrotnie
zaparcie na dziedzińcu domu arcykapłana Annasza, aż do sceptycznej, niemal
aroganckiej postawy wobec świadectwa kobiet i współbraci. Potrzeba było, by
Jezus stanął pomiędzy uczniami, niemal dając się dotknąć, aby przestali
traktować Go jak ducha. Nawet teraz, gdy Pan przygotował dla nich posiłek, a
Piotr w mokrym ubraniu suszył się przy ogniu, nastawienie jego i pozostałych
Apostołów wobec Jezusa nie było całkowicie otwarte, skoro św. Jan podkreśla, że
nie mieli oni odwagi zapytać Jezusa, kim jest, bo widzieli, że to Pan. Brak
odwagi wobec Boga, nie jest tym samym co bojaźń boża i raczej wynika z pełnego
braku zaufania, które powoduje zamknięcie się na słowo Boże i Jego obecność.
Jezus nie czyni Piotrowi wyrzutów z powodu
jego potrójnego zaparcia się, ani sceptycyzmu wobec swojego Zmartwychwstania,
ale zadaje mu fundamentalne pytanie, które stawia Piotra w prawdzie o nim
samym. W pewnym sensie jest to echo pytania jeszcze bardziej istotnego, które
Piłat postawił Jezusowi: „Czy Ty jesteś Królem Żydowskim?” (J 18, 33). Od
odpowiedzi na to pytanie zależało życie Chrystusa i realizacja Jego misji.
Gdyby odpowiedź była odmowna Piłat, miałby możliwość ocalenia Jezusa, którego
wcale nie chciał skazywać na ukrzyżowanie. Jezus, posłuszny do końca woli Ojca,
wyjaśnił naturę swego królestwa, a następnie odpowiedział: „Tak, jestem królem.
Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo
prawdzie” (J 18, 37). W ten sposób praktycznie przypieczętował swój los, a nam
dał zbawienie wieczne. Piotr, jeśli miał stać się pasterzem owiec należących do
Jezusa i przywódcą na tych, którzy zostali powołani, aby dawać świadectwo
prawdzie, musiał również odpowiedzieć na swoje fundamentalne pytanie postawione
mu przez Tego, wobec którego zgrzeszył. A ponieważ Jezus nie głosił teorii,
lecz jak najbardziej konkretne słowa życia wiecznego, zastosował wobec Piotra
zasadę: „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele
zlecono, tym więcej od niego żądać będą” (Łk 12, 48). Skoro Piotr rzeczywiście
miał być oparciem dla Kościoła Chrystusowego, powinien bardziej od innych
kochać swojego Mistrza i Pana. Musiał też odpowiedzieć jako Szymon, przyjaciel
Jezusa, nie zaś Szymon Piotr, szef Apostołów, dlatego Jezus nazywa go Szymonem,
synem Jana. Skruszony uczeń odpowiedział szczerze, lecz jednocześnie nieco
ambiwalentnie. „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Nie: Tak, Ty wiesz, że Cię
kocham bardziej od innych – jakby nie do końca był przekonany, że może kochać
Jezusa bardziej niż Jan, Jakub, Natanael, Tomasz, czy inni uczniowie.
Każdy z trzech dialogów Jezusa z Piotrem
mógłby stanowić zamkniętą całość: Pytanie Jezusa, odpowiedź Piotra, udzielenie
władzy pasterskiej Piotrowi. Dlaczego więc Jezus aż trzykrotnie zapytał Piotra
o to, czy Go kocha, trzykrotnie uzyskał odpowiedź coraz bardziej smutnego i
zdawałoby się podirytowanego Piotra, wreszcie trzykrotnie zawierzył mu misję
pasterską. Z całą pewnością św. Jan nawiązuje tu do potrójnego zaparcia się
Piotra, który sprzeniewierzył się miłości do Pana. Jezus nie oczekuje od niego
wyznania grzechu, ale chce Piotra od niego uwolnić, pozwalając mu niejako
zniszczyć grzech bożym miłosierdziem, ponieważ zjednoczenie w miłości z Jezusem
jest de facto otwarciem się na Jego miłość; jest swoistą dializą, w której
podłączeni w mistycznym ciele do krwiobiegu Chrystusa doświadczamy mistycznej
wymiany: On – jeżeli szczerze przystępujemy do sakramentu pojednania –
zabiera nasz grzech i daje nam w zamian swoją najświętszą krew, która nas
uzdrawia, uświęca i czyni zdolnymi do pełnienia woli Boga. Jezus tak wyraził tę
prawdę: „Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w
nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić (…)
Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się
moimi uczniami. Jak Mnie umiłował (gr. egapesen) Ojciec, tak i Ja was
umiłowałem (gr. egapesa). Wytrwajcie w miłości mojej (gr. agape)! (J 15, 5;
8-9). Piotr nie wytrwał w miłości (gr. agape) Jezusa, może dlatego, że pojmował
ją bardziej jako miłość (gr. phileo) ludzką, niż jako miłość płynąca od Boga. W
dialogu między Jezusem a Piotrem, św. Jan raczej nie bez przyczyny posługuje
się czasownikami, oznaczającymi te dwa, różne rodzaje miłości. Jezus pyta czy
Piotr Go miłuje (agape) bardziej od pozostałych uczniów, zaś Piotr odpowiada:
Panie, wiesz, że Cię kocham (philo). W drugim pytaniu Zbawiciel odstępuje już
od pytania o innych, pozostając przy rodzaju miłości (agape), tym razem Piotr
powtarza, że go kocha (philo). Wreszcie w trzecim pytaniu Jezus jakby schodzi
do poziomu pojmowania przez Piotra łączącej ich miłości i pyta, czy Piotr go
kocha (philo), na co Piotr zasmucony ( gr. elypethe) wyznaje: Panie przecież
wiesz wszystko, wiesz zatem doskonale, że właśnie tak Cię kocham (philo). Być
może to swoiste zejście Pana ze swoimi wymaganiami wobec Piotra, przy
jednoczesnym trzykrotnym zatwierdzeniu jego pasterskiego posłannictwa, było
przyczyną smutku Apostoła. Może właśnie w tym momencie uświadomił on sobie, że
prawdziwą przyczyną cierpienia Jezusa nie była jego zdrada, nawet trzykrotna,
to znaczy w sensie semickim, całkowita, ale raczej to jego zamknięcie się na
pełnię nieskończonej miłości Boga w Jezusie, ową agapę, która nie jest jedynie
najgłębszym nawet uczuciem miłości międzyludzkiej, ale miłością jaką żywy
Zbawiciel kocha każdego człowieka przez swój Kościół, który jest sakramentem
Jego Miłości.
Dla każdego człowieka prawdziwie głęboko
kochającego Syna Bożego w Duchu Świętym, pytanie Jezusa, czy ten Go miłuje jest
jeszcze jedną wspaniałą okazją, aby wyznać swoją miłość, ponieważ wyznawanie
miłości jest niejako uświadamianiem sobie jej doświadczania, za czym idzie jej
pogłębienie. To zaś jest niejako antycypacją szczęścia, jakie czeka nas w
niebie polegającego na „przeobrażeniu się duszy w Trójcę Przenajświętszą”,
czyli życiu życiem Boga. Św. Jan od Krzyża pisze w swojej Pieśni Duchowej: „To
tchnienie Ducha Świętego w duszę, przez które ją Bóg w siebie przeobraża, jest
dla niej tak wzniosłą, subtelną i głęboką rozkoszą, że nie ma w mowie ludzkiej
słowa na jej określenie. Również umysł ludzki nie może nic z tego pojąć, bo
nawet tego, co w tym przeobrażeniu doczesnym przeżywa dusza dzięki temu udzielaniu
się, nie można wysłowić. Dusza bowiem zjednoczona i przeobrażona w Boga, tchnie
w Bogu do Boga to samo tchnienie boskie, jak i sam Bóg tchnie w samym sobie w
nią będącą w Nim przeobrażoną. W przeobrażeniu miłości, do jakiego doszła dusza
w tym życiu, przechodzi tchnienie Boga w duszę a duszy w Boga i to bardzo
często i z najwznioślejszą rozkoszą miłości w duszy. Nie jest to jednak w tak
wyraźnym i jasnym stopniu, jak będzie w życiu przyszłym. I to właśnie chciał
wyrazić św. Paweł, gdy mówił: “A że jesteście synami, zesłał Bóg Ducha Syna
swego w serca wasze, wołającego: Abba, Ojcze" (Ga 4, 6). Przeżywają to
błogosławieni w życiu wiecznym, a doskonali w życiu doczesnym”. Tymczasem Piotr
już po trzecim pytaniu Jezusa, które było okazją do wyznania Mu miłości czuł
smutek…
Tym niemniej, Szymon Piotr został
trzykrotnie, a zatem w sposób totalny, posłany przez Jezusa jako pasterz Jego
owiec, również dlatego, że Jezus widział w nim to dobro, którego być może on
sam wówczas nie dostrzegał. Jego miłość do Chrystusa była szczera i głęboka, co
Jezus docenił i na czym budował. Piotr z tej krótkiej rozmowy wyszedł
jako inny człowiek. Doświadczył własnej słabości i miłosierdzia Pana, który Go
nie odtrącił, ale utwierdził w powołaniu, któremu Apostoł pozostał wierny do
śmierci. Pokora i posłuszeństwo, jakiego – podobnie jak Zbawiciel – nauczył się
przez to, co wycierpiał (por. Hbr 5, 8) otworzyła Go na największą miłość, o
której Jezus powiedział: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie
swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Nawet w swojej śmierci na
krzyżu, o której św. Jan napisał, że uwielbił nią Boga, a dokładniej oddał Bogu
chwałę (doxasei) (por. Jan 21, 19) św. Piotr nie czuł się godzien umierać jak
jego Pan i poprosił, aby przybito go głową w dół. Być może pamiętał wówczas, że
pierwsze, najważniejsze pytanie Jezusa, które pozostało aktualne dla niego i
jest aktualne również dla nas, nie polega na tym, że mamy naszą miłość do Boga
porównywać z uczuciami innych ludzi, ponieważ tylko Bóg wie, co kryje się w
sercu człowieka (por. J 2, 25). Chodzi raczej o to, aby kochać Boga najbardziej
i najlepiej jak to tylko możliwe: z całego serca, z całej duszy i ze wszystkich
sił, zaś bliźniego jak samego siebie (por. Mt 22, 37-39). Musimy zatem i my dać
z siebie 100% w realizacji naszego powołania, które Bóg postawił przed nami
jako „dyscyplina sportowa”, żeby posłużyć się porównaniem użytym przez św.
Pawła, aby osiągnąć zbawienie wieczne: „Czyż nie wiecie, że gdy zawodnicy
biegną na stadionie, wszyscy wprawdzie biegną, lecz jeden tylko otrzymuje
nagrodę? Przeto tak biegnijcie, abyście ją otrzymali” (1 Kor 9, 24).
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.