Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Chciałbym podzielić się swoim świadectwem, jak
Bóg działa w moim życiu. Również przez inne osoby.
Zaraz po urodzeniu miałem wylew krwi do
mózgu. Wyglądało to bardzo źle, ale moja mama zaczęła się modlić. Modliła się
do Maryi, bo był to czas, gdy Polskę odwiedzał Sł. B. Bł. Jan Paweł II. I tak
przeżyłem.
Wychowywałem się w normalnej katolickiej
rodzinie. Co niedziela wszyscy razem chodziliśmy do kościoła. Później, jak
robiłem się starszy, zacząłem chodzić sam.
W tym czasie, wiele razy mijałem kościół, by
sobie pospacerować, bo nie chciało mi się słuchać "nudnych" kazań.
Jednak zawsze wracałem na Komunię.
W tym
wieku tj. 3 lub 4 klasa szkoły podstawowej, okazało się, że jestem chory na
epilepsję (padaczkę). Kilka osób z mojej klasy uznało to za świetny powód do
żartów i wciąż mi dokuczali. Tak samo było w gimnazjum i liceum. Zawsze
znalazła się grupa, która lubiła w jakiś sposób znęcać się nad innymi.
W konsekwencji po liceum byłem bardzo
zamknięty w sobie. Zdarzyło się nawet że myślałem o śmierci. Wtedy już długo
byłem oddalony od Boga.
Jednak chciałem znaleźć jakąś wspólnotę,
jakąś grupę osób z którymi można by się spotkać i porozmawiać.
Wybrałem
się nawet na pielgrzymkę na Jasną Górę, ale było to raczej, by poznać jakiś
ludzi, a nie dla Boga.
Pewnego dnia, mój przyjaciel przedstawił mnie
swoim kolegom z którymi zaczęliśmy się często widywać…
Z początku cieszyłem się, że możemy się
spotykać w takiej grupie przy piwku pogadać pożartować. Jednak to nigdy nie
było jedno piwko, a później zaczęły się wyprawy do pobliskiego parku, by pić
coś mocniejszego. Czułem, że to nie dla mnie, ale nie wiedziałem gdzie indziej
mógłbym pójść.
A
propos wypraw do parku, chciałbym wspomnieć jedną ważną według mnie rzecz. Otóż
po takim "ostrym" piciu wiadomo człowiekowi jest bardzo wesoło.
Śmieje się z byle czego. Zawsze była to dla mnie odmiana od bycia zdołowanym.
Jednak gdy wracaliśmy do domów i alkohol przestawał działać brała mnie depresja
gorsza niż wcześniej. Wtedy też, idąc z tyłu, w ciszy zaczynałem się modlić,
przepraszając Boga za to co robię.
W końcu przyszedł taki dzień, że opuściłem tą
grupę. Powróciłem do moich poszukiwań. Jednak szukałem tak, żeby nie znaleźć.
Tak już wszystko było mi obojętne.
Pewnego dnia moja mama zaproponowała, abym poszedł
do niedalekiego kościoła na spotkanie pewnej wspólnoty.
Poszedłem. Stanąłem z tyłu kościoła za kolumną
i obserwowałem spotkanie. Mnóstwo ludzi śpiewa i wielbi Pana, ręce w górze,
radość. To wszystko wydawało mi się dziwne, a jednocześnie fajne. Po spotkaniu
było jeszcze jedno spotkanie, dla osób, które były po raz pierwszy.
Trochę się wahałem, ale poszedłem. Tam
dowiedziałem się że jest to akademicka wspólnota ewangelizacyjna odnowy w Duchu
Świętym "Woda Życia". Wszyscy zostali zaproszeni, by przyjść w
następnym tygodniu. Nowe osoby miały zostać przydzielone do mniejszych grupek.
Gdy minął tydzień, myślałem, że nie pójdę,
ale jednak udałem się na to spotkanie.
Znów oglądałem wszystko zza kolumny myśląc, że
to wszystko jest dziwne, a w swej dziwności bardzo mi się podobało.
Po spotkaniu, osoby, które były po raz drugi,
zostały poproszone do zakrystii, gdzie mieliśmy poznać swoich animatorów.
Długo walczyłem…. czy pójść. W końcu jednak
postanowiłem, że będę tu przychodził, ale nie chcę się angażować w żadne
grupki. Gdy już chciałem wyjść, drzwi z drugiej strony otworzył pewien chłopak.
Spojrzał na mnie i powiedział: "O! Ja cię znam! Byłeś tydzień temu. Chodź
pokażę ci twoją grupkę.."
Był to ten sam gość, który prowadził
spotkanie informacyjne dla nowych osób w poprzednim tygodniu. Zaniemówiłem, ale poszedłem z nim. I tak
poznałem grupkę św. Dominika Savio.
Od tego czasu wszystko zaczęło się zmieniać. Zacząłem
na nowo odkrywać Boga. Znów chodzę do kościoła. Czasem również w tygodniu.
Zaangażowałem się również w służbę liturgiczną, która to sprawia mi wielką przyjemność. Stałem
się też bardziej otwarty na ludzi.
Tu też chce wspomnieć o pragnieniu, które od
jakiegoś czasu mam w sercu. Pragnieniu bycia jeszcze bliżej Boga. Być może wstąpię do seminarium...
Za to
wszystko Bogu niech będą dzięki
Paweł
Trwaj Pawle, to dobra droga.
OdpowiedzUsuń