Wsłuchujmy się w to co Pan Bóg chce nam powiedzieć. Stawajmy na co dzień w
prawdzie przed samym sobą. Płyńmy pod prąd, do źródła, gdzie woda jest
najczystsza, a nie z prądem w dół rzeki – ze szlamem tego świata.
Łatwo powiedzieć - ktoś powie.
Pan Bóg jednak pomoże, gdy zobaczy naszą chęć wzrastania. To pewne.
Mówi się i jest na to wiele dowodów, że wiara nie tylko nie powinna, ale
również nie jest sprzeczna z rozumem. Mówi się również, że nie powinna być
ślepa. W konfrontacji do tych stwierdzeń, w tym momencie, staje mi przed oczyma
obraz św. Piotra kroczącego po wodzie do Pana Jezusa – przecież z jednej strony
rozum podpowiadał mu coś innego niż jego ślepa wiara. Uwierzył jednak swojemu
Mistrzowi, który osobiście do niego przemówił. wydając mu polecenie, aby
przyszedł do niego po wodzie.
Dopóki św. Piotr wierzył, to po niej kroczył.
Możemy powiedzieć, że on żył w innych czasach, osobiście znał Jezusa i
widział na co dzień cuda jakich dokonywał, więc dlatego jego wiara była
„ślepa”. Ale zadam otwarte pytanie: Czy nie powinniśmy dążyć do wiary, przez
którą Bóg pozwoli nam kroczyć po wodzie? Wiary, która przenosi góry? Wiary,
która każe wyrwać się morwie z korzeniami? Św. Piotr miał wielkie szczęście
przebywania blisko Jezusa – fizycznie. Miał inne niż nasze warunki do
wzrastania w wierze.
Nas Bóg postawił tu i teraz – w tym
czasie… I posługuje się każdym z nas na swój sposób – na tyle, na ile Mu na to
pozwalamy, bo szanuje naszą wolność, jak nam to obiecał. Teraz posługuje się
mną akurat. Chcę, aby to robił – stwarza mi do tego warunki i błogosławi w tym,
dlatego piszę te słowa pomimo tego, że nie miałem tego w swoich ludzkich
planach – dałem się ponieść Jego natchnieniu.
Skąd wiem, że to od Niego pochodzi? Zbyt wiele zbiegów okoliczności nałożyło
się w dniu dzisiejszym na siebie po prostu. Módlmy się o świadomość bliskiej
obecności Boga w naszym życiu. Bóg jest blisko każdego z nas pomimo tego, że
nie widzimy Go oczyma ciała. Przemawia do nas w różnych sytuacjach w ciągu dnia.
Problemem jest jednak to, że nasze zmysły nie są ukierunkowane na to, aby
wychwytywać Jego głos w zgiełku tego świata. Kto nie ćwiczy stale postawy
słuchania, ten przegapi wiele łask, jakie nam obficie zsyła. Jeżeli nie
będziemy rozwijać w sobie postawy słuchania Bożych natchnień i nie będziemy
słuchać Bożego Słowa, a nadto nie będziemy żyli sakramentami – będziemy się
duchowo uwsteczniać. Będzie to ze szkodą dla nas samych i dla innych, którzy są
przy nas. Róbmy swoje, jako katolicy, mężowie, żony, rodzice, single – nawet
jeżeli jest to niepopularne. Wszystko to kiedyś zaowocuje.
Przyszła mi tu na myśl pewna historia „niepopularna”... Może to kogoś
zdziwić, a może kogoś zastanowi. Chodzi o wróżby andrzejkowe. Wróżby – niby nic
takiego, taka tylko zabawa dla dzieci w szkole. Od pewnego czasu wytoczyłem
wojnę tym „zabawom”. Zdałem sobie sprawę z tego, że od tych niewinnych -
zdawało by się – zabaw, idzie duże niebezpieczeństwo. Pisałem o tym kiedyś i
teraz przypomnę, że to kłóci się z najważniejszym (skoro pierwszym)
przykazaniem od Boga. Jest wiele w polskiej tradycji ludowej szkodliwych dla
duchowości „zabaw” i należy je eliminować na miarę swoich możliwości. A już na
pewno nie przekazywać ich następnym pokoleniom. Pamiętam, jak kilka lat temu
mój syn przyniósł ze szkoły kartkę – pomoc szkolną – na której były wyrysowane
znaki okultystyczne i ezoteryczne - i to bynajmniej nie pojawiły się tam w
celach edukacyjnych, ale miały posłużyć do wróżb. Na domiar złego, pochodziły
od jego pani katechetki. Wytłumaczyłem mu to wszystko w kontekście naszej wiary
na miarę jego wówczas 7-letniego rozumu. Owoce tej lekcji dojrzewały przez cały
rok. Ja o niej zapomniałem ale on nie. Rok później po przyjściu do domu ze
szkolnej zabawy andrzejkowej powiedział, że pani wychowawczyni go chyba nie
lubi bo nie chciał wróżyć z innymi dziećmi. Dla mnie to był wstrząs. Byłem z
niego dumny. Uświadomiłem sobie, jak wielką walkę musiał toczyć tam w szkole.
Presja rówieśników, niezrozumienie pani wychowawczyni. Byłem naprawdę pod
wrażeniem jego walki i tego jak wielki wpływ na postępowanie dziecka ma takie,
a nie inne jego wychowanie. Takie, a nie inne przekazywanie wiary. Taka, a nie
inna postawa. W tym roku obawiał się konfrontacji, ale Pan Bóg tak pokierował
tym dniem, że wylądował na zabawie organizowanej przez ministrantów z której
był bardzo zadowolony. Nasze decyzje i wybory, jak elementy domino mają wpływ
nie tylko na nas ale i na innych. Powiem więcej – mają również wpływ na
następne pokolenia.
Na koniec chcę Wszystkim Czytającym te słowa życzyć głębokiego odczucia
Bożej Obecności w swoim życiu. O taką łaskę trzeba prosić tegoż Boga. Dla
jednych będzie to tylko modlitwa, a dla innych – aż modlitwa.
On jest tak blisko - na wyciągnięcie ręki. Czeka na zaproszenie…
Z Panem Bogiem i Maryją.
Mariusz B
__________________________________________
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dziękuję Mariuszu za pogłębienie wiary.Często myślę,żeApstołom i innym ludziom w tamtych czasach trudno było uwierzyć,że Jezus jest Bogiem.Nam obecnie żyjącym,też trudno w Hostii zobaczyć Jezusa.A może tylko ja jestem taka?Małej wiary.A co inni otym myślą?
OdpowiedzUsuńŁucjo, rozpoznaję Jezusa Chrystusa w Hostii Eucharystycznej poprzez doświadczenie 'życia'.Wiele było w moim życiu takich dni, gdy nie miałam psychicznej siły, by wyjść z domu i pójść na Mszę św. w tygodniu. Czas ten przeciągał się, a ja czułam niemal fizycznie, że umieram. To było doświadczenie przerażające. Jezus zawołał mnie jednak przez pragnienie. Wołałam i ja Jego wtedy błagając, aby pomógł mi wstać i przyjść. Byłam wtedy na Eucharystii - cała skonana. Uczestniczyłam w Niej poprzez obecność i dzielenie z Bogiem mojej bezsilności, bólu, niemożności, śmierci. On wtedy najwyraźniej zajmował się mną, nie wiem jak, ale robił to. Kiedy wychodziłam z Kościoła doświadczałam już w sobie Życia, jaka była to ulga - żyć. Jezus jest Życiem - darowanym dla mnie, Darowaniem Siebie - dla nas Wszystkich, dla Każdego. Trzeba tylko pozwolić się chwycić i przytrzymać często wołając z głębin własnego bólu. Módlmy się o przyjmowanie Jego Miłości i Jego Życia i dziękujmy uwielbiając.
UsuńŁucjo - po moim "narodzeniu się na nowo" sześć lat temu dużo lepiej przeżywam Mszę Świętą. Mogę śmiało powiedzieć,że nie tylko wierzę - ja to PO PROSTU WIEM, że podczas wypowiadanych słów Przemienienia przez kapłana sam Bóg Jezus zstępuje na Ołtarz Święty. Widzę to oczyma serca. Nic nie jest w stanie wtedy oderwać mnie od kontemplowania tej chwili, od uświadamiania sobie tego CUDU i adorowania Go. Cenię sobie bardzo tych kapłanów, którzy długo trzymają Jezusa w swych dłoniach - Ciało i Jego Krew. Poznać można wtedy wiarę kapłana. Ojciec Pio wiele minut trzymał Hostię w dłoniach. Prośmy Pana o żywą wiarę, o jej doświadczenie, o lepsze przeżywanie Mszy św. a otrzymamy.....
OdpowiedzUsuńZ Panem Bogiem i Maryją. M.B