Wiedziałam, że to dlatego, że opierali swoje
życie na Bogu, że nie potrzeba im było nic więcej, tylko bliskości z Bogiem.
Nawet, jak przeżywali wątpliwości, noc duszy, różne udręki, to wyczuwało się, że
mimo cierpienia i niepokoju serca byli szczęśliwi, właśnie dlatego, że wszystko
oparli na Bogu. Wiedziałam to, ale nie mogłam tego jakoś zrozumieć, przełożyć
na swoje życie, że tak rzeczywiście można, że można zaufać całkowicie i nawet
wśród bólu serca być szczęśliwym.
Ja przez wiele lat, swoje poczucie szczęścia
uzależniałam tylko od ludzi, od rzeczy materialnych, od cudzej akceptacji, itp.
Dopiero od niedawna dorastam do tego, żeby próbować tak żyć, jak święci, którzy
umieli kochać ludzi i świat, ale szczęścia szukali w Bogu. Dzięki Łasce Bożej
powoli uczę się przyjmować wszystko, oddawać wszystko Bogu i odczuwać
szczęście, jako wewnętrzny pokój, że wszystko w ręku Boga i On sam wystarczy.
Źródłem szczęścia jest też dla mnie moja rodzina, piękno przyrody, zadowolenie z dobrze wykonanej pracy i inne zwykłe ludzkie przyjemności, ale czuję, że już do tego wszystkiego podchodzę inaczej. Coraz częściej dziękuję za dobre rzeczy Bogu, odnoszę je do Niego i przez to "oddanie" ich Bogu, dopiero nabierają one prawdziwej wartości. Nie umiem tego dobrze wyrazić, ale dawniej szczęście odczuwane przeze mnie było, jakby niepełne, to uczucie podszyte było smutkiem, że coś minęło, skończyło się, albo, że się już nie powtórzy. Teraz staram się zapamiętać chwile szczególnie dla mnie szczęśliwe, czasem trochę żałuję, że już mijają, ale czuję też, że nie są one najważniejsze, że nie tylko one określają sens i wartość mojego życia, że mam się z nich cieszyć, bo daje mi je Bóg, ale to On jest w tym najważniejszy, a nie to, co mnie spotyka. Cieszę się, jeśli przeżywam coś miłego, przyjemnego, dobrego, ale nie popadam w totalną rozpacz, jeśli np. coś nie wyjdzie, tak jak chciałam. Jestem, jakby trochę bardziej wolna (oczywiście, jeszcze nie zawsze i nie we wszystkim - jak pisałam wyżej, uczę się tego dopiero) od tego, żeby sprawy materialne, czy ludzie zabierali mi to wewnętrzne szczęście, które daje bliskość z Bogiem. Alicja
Dziękuję Alicjo za Twoje Słowo. Bóg tak pięknie przemawia przez swój Kościół. Przypomina, utwierdza. Doświadczam tego, jak bardzo potrzeba ciszy, która pozwoli mi 'patrzeć' na Boga i wsłuchiwać się w Niego, by być właściwie oderwaną od tego, co nie jest z Niego w relacjach z osobami, w odniesieniu do wszystkiego co materialne, co się dzieje. Proszę o to otwarcie, by mogło być obecne w każdej chwili dnia i nocy, by Bóg mógł przenikać wszystko i dał moc realizacji powołania, w tym , co zwyczajne i najprostsze.
OdpowiedzUsuń