Pokusy – któż ich nie ma. Nawet naszego Pana - Jezusa Chrystusa szatan próbował kusić. One będą zawsze, dopóki żyć będziemy na tym „łez padole”. Słyszałem nawet takie powiedzenie, że pokusy zakończą się dopiero minutę po naszej śmierci. Mówię tu oczywiście o pokusach skłaniających nas do zrobienia czegoś złego – czegoś co prowadzi do grzechu. Wiadomo, że sama pokusa nie jest grzechem, ale już świadome wystawianie się, czy inicjowanie niekiedy pokusy, jest „igraniem z ogniem” a w wielu przypadkach i grzechem.
Ważną rzeczą
jest, aby „uczyć” się świadomości ich istnienia i niejako przewidywania w
którym momencie mogą wystąpić – wszystko po to, aby nie narażać się na ich
„atak” i zawczasu je wyeliminować. Przekładałoby się to bezpośrednio na lepszą
jakość naszego życia duchowego, emocjonalnego i fizycznego. Myślę, że wielu z
nas – gdyby stosowało się do takich „zaleceń” – często świętowałoby swoje małe
lub wielkie, codzienne zwycięstwa. Ale łatwo powiedzieć a często trudniej
wykonać. Czasem na własne życzenie wystawiamy się świadomie na „otwarty
ostrzał” nieprzyjaciela człowieka – szatana. Później żałujemy (lub nie) i
„głupio” pytamy: Jak do tego mogło dojść?
Jesteśmy słabymi ludźmi. Nie doceniamy często mocy zła, a gdy już nas opanuje, to z kolei nie doceniamy mocy Bożej w pomocy z wyjścia z bagna grzechu. Jednak jestem przekonany, że chcąc autentycznie zerwać z grzechem przy pomocy Bożej łaski i z nią współpracując, można być świadkiem cudów we własnym życiu.
Jesteśmy słabymi ludźmi. Nie doceniamy często mocy zła, a gdy już nas opanuje, to z kolei nie doceniamy mocy Bożej w pomocy z wyjścia z bagna grzechu. Jednak jestem przekonany, że chcąc autentycznie zerwać z grzechem przy pomocy Bożej łaski i z nią współpracując, można być świadkiem cudów we własnym życiu.
Pewnie jedni będą mieli łatwiej bo niezbyt
głęboko weszli w jakiś grzech, a inni – ci którzy poważnie „wdepnęli” –
trudniej. Jednak nie ma na to reguły – Pan Bóg według swoich boskich kryteriów
wybierze kto, gdzie i kiedy otrzyma prawdziwe wyzwolenie z przywiązania do
jakiegoś zła, które ma nad nami władzę. Jak sobie radzić z pokusami? Jest taki
święty o którym niedawno wspominałem, który „zjadł zęby” na tym o czym teraz
piszę – to św. Ignacy z Loyoli. Chyba najwięcej o życiu duchowym wiedział
właśnie on. Warto się trochę potrudzić i choćby w podstawowym stopniu zgłębić
to, co on „studiował”, praktykował i na czym opierają się inni przez pokolenia.
Gdy zacząłem zgłębiać tego podstawy, na wiele rzeczy otworzyły mi się oczy,
moja świadomość znacznie wzrosła.
Uważam, że każdy katolik powinien je znać
i mieć świadomość działania pewnych mechanizmów w jego życiu. Zbyt
wiele jest do stracenia, aby zrezygnować z ich poznania. Święty Ignacy – nie
wiedzieć dlaczego – porównał pokusę do „natrętnej kobiety” i pokazał, jak
należy z nią postąpić. A więc uczy, że gdy do człowieka przychodzi jakaś pokusa,
to nie wystarczy takiej pokusy potraktować łagodnie, odpychając ją od siebie,
bo ona i tak szybko wróci. Aby pozbyć się jej skutecznie należy ją dotkliwie
pobić, znokautować – należy użyć siły niewspółmiernej do danej sytuacji.
Tylko nokaut jest najskuteczniejszy. Pokusa jest do nas niejako przytwierdzona
jak na jakiejś gumie i odpierając ją oddalamy ją od siebie, czasem nawet na
bardzo daleką odległość, ale ona i tak jest z nami związana i wróci. Gdy jednak
otrzyma od nas niewspółmierne do swojej wielkości uderzenie to ta „guma” zerwie
się po prostu. Ale można się na to zdobyć tylko wtedy, gdy faktycznie chce się
z czymś zerwać i współpracuje przy tym z Bożą łaską. Znamienne podobieństwo
działania : Chcąc zerwać z grzechem trzeba zerwać tą „gumę” do której
przytwierdzona jest pokusa – odciąć tą rękę która jest przyczyną mojego
grzechu.
Przykładowo, jeżeli ktoś prosił Boga o pomoc
(łaskę) w przezwyciężeniu swojego pijaństwa, to idąc do domu powinien omijać
miejsca (współpracuje wtedy z Jego łaską) w których zwykle pojawi się pokusa
(np. „dobrzy przyjaciele” w parku). Pan Bóg da specjalną ochronę, aby żaden z tzw.
„przyjaciół” nie dostrzegł danej tej osoby. Tak działa Bóg. Bez Jego łaski i
współpracy z nią nie jesteśmy w stanie niczego uczynić. Potrafi cudownie
zamknąć sklep monopolowy, który mijamy, jeżeli widzi, że współpracujemy. Daje
nam określone wskazówki, znaki i czeka czy odpowiemy na jego miłość.
Kiedyś spytałem sąsiada, kiedy zamierza
rzucić palenie. Odpowiedział, że wiele razy próbował – bezskutecznie. Spytałem,
czy dobrze się do tego zabrał, tzn. czy z Bogiem. Nie odpowiedział nic
konkretnego. Wiem, że ma do tego „instrumenty” (widzę jak uczęszcza na Msze św.
i Adoracje) a nie wykorzystuje ich. Bóg zawsze wyjdzie nam naprzeciw, jeżeli
poprosimy o uwolnienie się od jakiegoś nałogu, ale reszta należy do nas.
Zastanówmy się, czy dobrze współpracujemy z Bożą łaską, po tym, jak prosimy o
pomoc w wykorzenieniu jakiegoś grzechu. Czy obserwujemy nasze poczynania w
walce z tym grzechem i równocześnie odpowiadamy na dawane nam przez Boga
napomnienia, znaki, niespotykane dziwne zwroty sytuacji. Czy zastanawiamy się
nad nimi – że są po to, aby pomóc, by napomnieć nas do współpracy?
Bóg wie na jaki wysiłek nas stać i nie da nam zadania ponad nasze siły. Równocześnie patrzy i wie czy autentycznie nam zależy. Słuchałem kiedyś słów ks. Piotra Glasa, który opowiadał o tym jak wielu petentów spowiada się z oglądania pornografii i twierdzi, że żałuje, ale gdy on poruszy temat zniszczenia wszystkich nośników na których mają takie nagrania to widzi autentyczne niezadowolenie. Pomijam tu aspekt „prawidłowego” żalu za grzechy, ale chcę uwypuklić typowy przykład braku współpracy z Bożą łaską i wystawianie się na kolejne pokusy. Pan Bóg nie zniszczy tych nośników, bo człowiek tego autentycznie nie chce. Myślę, że gdyby człowiek zaczął współpracować z Bogiem i zniszczył to narzędzie grzechu, to nastąpiłby przełom w jego życiu. On nam daje dłoń, a my musimy zdobyć się na wysiłek jej uchwycenia. Niektórzy jednak nie podejmują tego wysiłku i marnują daną łaskę – kolejną łaskę. Gdyby nie wolna wola, którą dał nam nasz Stwórca, to pewnie sam by za nas wszystko zrobił, ale „reguły gry” są inne – ustalone raz i na zawsze. Dzięki temu możemy śmiało powiedzieć, że wiemy na czym stoimy.
Wiemy, że Bóg będzie działał tak, jak obiecał,
że niczego nagle nie pozmienia. Bóg i Jego Słowo jest NIEZMIENNE. Walczmy z
pokusami i współpracujmy z Bożą łaską w tej walce. Pamiętajmy też, że dopóki
walczymy – wygrywamy.
Z Panem Bogiem i Maryją - Mariusz B.
Z Panem Bogiem i Maryją - Mariusz B.
Chciałbym zwrócić uwagę na poniższy fragment z tekstu Mariusza i podzielić się tym co u mnie jest tą niewspółmierną siłą przeciwdziałania pokusie.
OdpowiedzUsuń„A więc uczy, że gdy do człowieka przychodzi jakaś pokusa, to nie wystarczy takiej pokusy potraktować łagodnie, odpychając ją od siebie, bo ona i tak szybko wróci. Aby pozbyć się jej skutecznie należy ją dotkliwie pobić, znokautować – należy użyć siły niewspółmiernej do danej sytuacji. Tylko nokaut jest najskuteczniejszy. Pokusa jest do nas niejako przytwierdzona jak na jakiejś gumie i odpierając ją oddalamy ją od siebie, czasem nawet na bardzo daleką odległość, ale ona i tak jest z nami związana i wróci. Gdy jednak otrzyma od nas niewspółmierne do swojej wielkości uderzenie to ta „guma” zerwie się po prostu.”
Staram się dokonywać w życiu dobrych wyborów i dobrze reagować, ale szczególnie z tym ostatnim, przez emocje, różnie bywa. Mam jednak takie pewne działanie na pokusę pewnych myśli, które pojawiają się czasem i które nawet nie dotyczą mnie, a bardzo ich nie chcę, nawet przez chwilę…
Tu jest właśnie to moje, tak myślę, niewspółmierne działanie… Po prostu daję sobie w twarz… z jednej i drugiej strony, tak od serca… Działa w 100 procentach. Ta pokusa, tu niechciana myśl jest, jak napisał Mariusz znokautowana, znika.
Jest znokautowana według mnie na podwójnej drodze. Pan Bóg widząc moje pragnienie sprawia, żeby było skuteczne, a do pokonania zła we mnie wykorzystuje biochemiczną równowagę hormonalną w moim organizmie.
Myślę, że, jakby myślne odpychanie niechcianej, a wiem, że mogłaby być nurtująca, myśli, byłoby męczące, a mogłoby być też długotrwałe i może czasem nie skuteczne. W tym czasie w moim organizmie, na sutek tej walki wydzieliłoby się wiele hormonów stresu, które nie znikłyby od tak, szybko i same z siebie… Myślę, że doskonale znamy ten stan…
Moje działanie nie pozwala na wydzielenie się tych stresogennych substancji, zadany ból, chociaż przecież nie tak wielki, jako inny zupełnie bodziec, zaburza tamte reakcje hormonalne, po przez zapewne wydzielenie się jakichś substancji obronnych organizmu na zupełnie nowy bodziec.
U mnie jest to na tyle mocne, że nokaut ohydzie niechcianej myśli jest całkowity.
Warunek jest jeden, to ma być zastosowane natychmiast… 5-10 sekund od w moim przypadku pokusy niechcianej myśli, nim hormonów w wyniku walki odpychającej myśl nie wydzieli się dużo.
Ja to sobie tak tłumaczę…
Pisałem o tym może ze 2 Osobom, ale ponieważ należały do płci pięknej, więc stosowanie może było ograniczone, a ja dawania sobie w twarz im nie polecałem, ale może nie tylko przez tę część ciała może to działać.
Kiedyś były pokutnicze biczowania się… może w celach zapobiegawczo-zwalczających pokusy, można stosować pewną ich namiastkę.
Podzieliłem się tylko swoim doświadczeniem, ponieważ jest u mnie skuteczne i może, żeby dać przykład tego niewspółmiernego przeciwdziałania na pokusę, która chce nam dopaść.
Lepiej nie dać się jej dopaść i znaleźć skuteczną metodę na jej zwalczenie.
Nie dyskutuje się ze złem.
Sławku – ciekawy sposób z tym policzkowaniem. Jeżeli się sprawdza u Ciebie to nic dodać, nic ująć. Spytam humorystycznie – co zrobić gdy przyjdzie pokusa a ma się zajęte obydwie ręce??? :)
OdpowiedzUsuńA już na poważnie – ostatnie zdanie które napisałeś: „Nie dyskutuje się ze złem”. Myślę, że to zdanie podsumowuje wszystko. Jest esencją całego problemu o którym tyle napisaliśmy. Biedny, słaby człowiek stale łapie się na ten sam numer szatana. Zamiast uciąć od razu wszystko co do niego prowadzi to łudzi się, że tym razem oprze się pokusie i znowu wpada w te same sidła, w ten sam sposób, łyka ta iluzje jak przysłowiowy pelikan żabę. Pól biedy jak później gorzko żałuje i przeprasza – gorzej, gdy przestaje walczyć i wchodzi coraz głębiej. A im głębiej – jak wiadomo – tym trudniej się wycofać z tej ciemnej nory.
Pozdrawiam serdecznie – z Panem Bogiem i Maryją. Mariusz B.