Kiedyś zdarzyło mi się usłyszeć takie dosyć brutalne zdanie, porównanie, w odpowiedzi na temat ludzkich narzekań, że modlą się i modlą o coś co wydaje się tak potrzebne i słuszne, a Pan nie spełniania ich próśb i może nawet ich nie słyszy... Pewien kapłan powiedział : Pan Bóg to nie bankomat. I rzeczywiście często tak jest, że kiedy Pan Bóg nie spełnia próśb ludzie nie tylko narzekają, ale wręcz rezygnują z pielęgnowania swojej wiary... dużo pragniemy, o wiele prosimy i bardzo brak nam cierpliwości, bo chcemy już, szybko...
To jest
właśnie postawa jakiej uczy nas świat :)... a my chrześcijanie jesteśmy tylko
przechodniami i nasza Ojczyzna jest w niebie :)... Nie tak dawno ciężko
zachorowało jedno z moich dzieci. Myślałam, że rozum stracę. Z pięknej młodej
kobiety zrobiła się wychudzona, bardzo mizerna, niemal łysa, kompletnie bez sił
Osoba. Jak bardzo modliliśmy się o zdrowie, setki ludzi zostały zmobilizowane,
nasza Rodzinka na IMW też :) wielu kapłanów, Msze Święte :), modlitwa także za
lekarzy, aby była wreszcie diagnoza i jakiekolwiek leczenie. I cisza, i nic.
Tygodniami, a nawet miesiącami... Któregoś
dnia w czasie Eucharystii, kiedy już mi się zdawało, że moja bezradność
sięgnęła zenitu, nie umiałam już logicznie myśleć, bo chyba wpadałam w rozpacz,
przyszła mi taka oto myśl: dziękuj za chorobę dziecka...
Nie opiszę tu zmagań z samą sobą, ale ochotnym sercem poszłam za tą myślą i z całego serca zaczęłam dziękować Panu i mówiłam w sercu niech będzie Twoja wola... Ten kto ma dzieci i kocha je ponad życie zrozumie co mogłam przeżywać, a może i nie :)... Tak czy inaczej pomyślałam sobie jeszcze tak: Panie Boże jeśli jesteś miłością i tylko Ty jeden wiesz czego nam naprawdę potrzeba do szczęścia, czyli zbawienia :) to przecież nie dając tego, o co prosimy i tak dajesz to, co dla nas najlepsze... :) Od tamtego zdarzenia każdego dnia powtarzam i dziękuję za chorobę dziecka. Obecnie jest już jakieś leczenie i nadzieja, chociaż nadal brak pełnej diagnozy i wciąż trwają badania, a także daleko mówić o powrocie do zdrowia i ostatecznie nie wiadomo co jeszcze będzie... jednak przychodzą wielkie owoce tego w czym trwaliśmy i trwamy :):):) Po pierwsze teraz dopiero wiemy, co to znaczy być naprawdę na kolanach /a zdawało nam się wiele razy wcześniej, że już byliśmy :)/, po drugie Pan Bóg ogarnął nas swoją niepojętą miłością, a wcześniej zdawało nam się, że tak bardzo się kochamy, że już ze wszystkich sił, że już bardziej nie można :)... więc, czy można powiedzieć, że Pan Bóg nie troszczy się o nas ludzi ? Prosiliśmy o zdrowie dla jednej Osoby, a wszyscy doświadczamy umocnienia wiary i głębi miłości. Jesteśmy przekonani, że to wszystko jest owocem cierpienia Pana Jezusa za nas i nas ludzi dla innych ludzi.
Chwała Panu, że jest i nas kocha i ratuje od zguby
:) ... Mamy szansę:) pisać na tę stronę i niech wszystko służy ku umocnieniu
Tych, którzy czytają :):):) tych którym wydaje się :):):), ze tylko oni mają
ciągle pod górkę :):):) Radujmy się, bo Pan jest blisko i wszystko jest tak jak
zapowiedział, jak obiecał :):):) Alleluja :)
Ela P
Szczęść Boże.
OdpowiedzUsuńDziękuję Elu za piękne świadectwo.
Wiem, że się powtarzam, ale Pan, dla każdego z nas ma inną drogę, inne plany. On wie, jak nas do siebie doprowadzić.
To, co nas spotyka w życiu- dobro i zło i to jak do nich podchodzimy nas kształtuje.
Czasami sobie myślę, że choroba mojego synka i problemy rodzinne to najlepsza droga do Pana.
On obserwuje nas w każdej sytuacji. Wiem, że Bóg chce naszego dobra. czasami tylko nie rozumiemy Jego planu.
Bóg pozwala nam się w tym wszystkim odnaleźć. Pamiętajmy jednak , że wiele zależy od naszego podejścia do danej sytuacji. Najlepiej jest dziękować Panu za bagaż doświadczeń i prosić o rozwiązanie problemów.Nigdy nie wiadomo co i dla kogo przygotował...
Wiara, zaufanie, oddanie...
Wierzmy w Bożą Miłość i Boże Miłosierdzie.
Ja zawsze sobie powtarzam Panie to, co jest moje - wszystko jest Twoje. Bez Boga nie miała bym nic.Każdego dnia oddaje mu moją rodzinę i moje zmagania. On wie, czego nam potrzeba.
Pozdrawiam serdecznie Bożenka Pz
Na wszystko wola Pana.Kiedy po poobiedniej drzemce nie obudził się mój maż,trzy lata nie pytałam Boga dlaczego,po prostu cicho modliłam się i płakałam.Zaraz potem zginął mój syn.I znów cichy płacz i modlitwa.I znów o nic nie pytałam,nie prosiłam nie przepraszałam,tylko cichi modlitwa.Ale dziś rozumiem,że moja wiara wzrosła i dziękuję Bogu za wszystko co było.
OdpowiedzUsuń