Perykopa
ewangeliczna, którą dziś rozważamy stanowi istotę Dobrej Nowiny, którą Jezus
głosił swoim słowem i przykładem życia. Jest ona swoistym „sercem Ewangelii”,
ponieważ istotą natury Boga, którego głosił Jezus jest miłość (por. 1 J 4, 8).
To właśnie nieskończona
miłość jest jedyną przyczyną, dla której Bóg stworzył świat, a szczególnie
człowieka, którego obdarzył łaską bycia podobnym do siebie (por. Rdz 1, 26-27).
Po upadku prarodziców Bóg nie odtrącił ludzkości skażonej grzechem
pierworodnym, lecz posłał swojego Syna, aby przywrócił nam utraconą godność
swych dzieci. Św. Jan pisze: „W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał
Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym
przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i
posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy” (1 J 4, 1-10).
Wcielając
się w łonie Najświętszej Dziewicy Maryi, Syn Boży objawił miłosierdzie Ojca,
dla którego nie ma ceny zbyt wysokiej, której by nie zapłacił, aby zbawić
każdego człowieka. Bóg: święty, doskonały, wszechmogący, niedosięgły i
transcendentny wszedł w wymiar doczesności skażonej grzechem i naznaczonej
cierpieniem. Począwszy od ubóstwa betlejemskiej groty, zimnej i brudnej (skoro
trzymano w niej bydło); poprzez chrzest w nurtach Jordanu, w których Żydzi
symbolicznie obmywali / zostawiali swoje grzechy, aż po śmierć na drzewie
krzyża naznaczonym krwią przestępców, którzy przed Jezusem skonali w mękach
(pionowa część krzyża była utwierdzona na stałe) – przez całe swoje ziemskie,
naznaczone trudem i cierpieniem życie Jezus objawiał nieskończone miłosierdzie
Boże, dla którego nie żadnej granicy, za wyjątkiem wolności człowieka, który
może je przyjąć lub odrzucić. Dla tych ostatnich miłosierna miłość Boga
objawiająca się na sposób doskonały w Jezusie Chrystusie jest skandalem nie do
przyjęcia.
W tym
kontekście możemy rozumieć zachowanie Jezusa i reakcję faryzeuszów: „W owym
czasie przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na
to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: «Ten przyjmuje grzeszników i
jada z nimi»” (Łk 15, 1). Postawa otwartości Syna Człowieczego, który
„przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19, 10) sprawiała, że
„przybliżali się do Niego” ci wszyscy, którzy z perspektywy standardów
religijnych, z powodu swojego niemoralnego życia, znajdowali się poza nawiasem
życia religijnego, nie mieli dostępu do Boga i nie mogli być dziedzicami Jego
obietnic. Tymczasem Jezus, Bóg Człowiek, wchodził w relację z nimi, nie
stawiając jako warunku wstępnego ich nawrócenia, zmiany życia. To miało
nastąpić później jako owoc doświadczenia Bożego miłosierdzia. Kłóciło się to
całkowicie z postawą faryzeuszów i uczonych w Piśmie, którzy koncentrując się
na świętości Boga skrupulatnie trzymali się skomplikowanych zasad czystości
rytualnej, wedle której nikt, kto był zbrukany grzechem nie mógł mieć dostępu
do Wszechmogącego. Nic zatem dziwnego, że nie mogli oni zaakceptować zachowania
Jezusa, który niejako „stawiał na głowie” cały ich system religijny. Św. Paweł
będzie krytykował po swym nawróceniu formalizm religijny pobratymców, którzy
nadzieję na zbawienie pokładali w skrupulatnym przestrzeganiu nakazów Prawa,
wskazując na łaskę wiary – daru Bożego miłosierdzia, jedynego źródła zbawienia:
„Nauka to godna wiary i zasługująca na całkowite uznanie, że Chrystus Jezus
przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy. Lecz
dostąpiłem miłosierdzia po to, by we mnie pierwszym Jezus Chrystus pokazał całą
wielkoduszność jako przykład dla tych, którzy w Niego wierzyć będą na życie
wieczne” (1 Tm 1, 15-16).
Wyjątkową
ilustracją diametralnej różnicy między postawą Jezusa a faryzeuszami wobec osób
zdających się żyć daleko od Boga jest historia „jawnogrzesznicy”:
„Jeden z
faryzeuszów zaprosił Go do siebie na posiłek. Wszedł więc do domu faryzeusza i
zajął miejsce za stołem. A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie
grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła
flakonik alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła
łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego
stopy i namaszczała je olejkiem” (Łk 7, 36-38).
Paradoksalnie
to właśnie ona wchodzi z Nauczycielem w relację absolutnie nieakceptowalną w
ówczesnej rzeczywistości i dokonuje aktu Jego obmycia, którego nie zapewnił Mu
„sprawiedliwy” faryzeusz. Dlatego właśnie wobec niej Jezus okazuje się być
Lekarzem uzdrawiającym ją z choroby, którą tylko Bóg może uleczyć, to znaczy uwalnia
ją od grzechu:
„Potem
zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: «Widzisz tę kobietę? Wszedłem do
twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi
włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje
całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła
moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ
bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje». Do niej zaś
rzekł: «Twoje grzechy są odpuszczone». Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić
sami do siebie: «Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza?» On zaś rzekł do
kobiety: «Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!»” (Łk 7, 44-50).
Dotykamy tu
istoty Ewangelii, która wyraża się w nieskończonej, miłosiernej miłości Boga
uzdrawiającej i uświęcającej pomimo, a nawet w pewnym sensie „dzięki” grzechowi
rozumianemu jako „felix culpa”, „szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki
Odkupiciel!”, jak śpiewamy w wielkanocnym Exultet. Ojciec św. Franciszek uczy
nas:
„Jest taka
prefacja liturgii ambrozjańskiej, w której czytamy: "Pochyliłeś się nad
naszymi ranami i uzdrowiłeś nas, dając nam lekarstwo silniejsze niż nasze rany,
miłosierdzie większe niż nasza wina. W ten sposób również grzech, na mocy
Twojej nieskończonej miłości, posłużył do tego, by wynieść nas do Bożego
życia". Zastanawiając się nad moim życiem i moim doświadczeniem, nad owym
dniem 21 września 1953 roku, kiedy Bóg przyszedł mi na spotkanie, napełniając
mnie zadziwieniem, zawsze mówiłem, że Pan "nos primerea", czyli nas
wyprzedza, poprzedza.
Wierzę, że
to samo można powiedzieć o Bożym miłosierdziu ofiarowanym, by leczyć nasze
rany, wyprzedzającym nas. Bóg nas oczekuje, czeka, aż pokażemy Mu choć ten
maleńki prześwit, by mógł w nas działać swoim przebaczeniem, swoją łaską. Tylko
ten, kto został dotknięty, przytulony czułością Jego miłosierdzia, zna tak
naprawdę Pana.
Dlatego
często powtarzam, że przestrzenią, w której dochodzi do spotkania z
miłosierdziem Jezusa, jest mój grzech. Kiedy doświadcza się objęć miłosierdzia,
kiedy pozwala się na bycie przytulonym, kiedy jesteśmy poruszeni, wówczas życie
może się odmienić, ponieważ próbujemy odpowiedzieć na ów ogromny i
nieoczekiwany dar, który w ludzkich oczach może wydawać się wręcz "niesłuszny",
tak jest obfity. Stajemy wobec Boga, który zna nasze grzechy, nasze zdrady,
nasze zaparcia się, naszą nędzę. A przecież jest tutaj, oczekuje nas, by
ofiarować się nam w całości, by nas podnieść” (Franciszek „Miłosierdzie to imię
Boga”, za: deon.pl).
W odpowiedzi
na szemranie faryzeuszów, wedle których Bóg nie przedkładał – jak ukazywał to
Jezus – miłosierdzia ponad swoją legalistycznie pojętą sprawiedliwość, Pan
przytoczył trzy przypowieści, których wspólnym mianownikiem była radość z
odnalezienia / odzyskania tego, co się zagubiło i rozumując po ludzku mogło
zostać uznane za stracone. W ich świetle widzimy obraz Boga podejmującego
ryzyko jak pasterz, który zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec na pustyni i
„idzie za zgubioną, aż ją znajdzie. A gdy ją znajdzie, bierze z radością na
ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im:
"Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła"” (Łk 15,
5-6); wytrwałego niczym wdowa, która, gdy zgubi jedną z dziesięciu drachm,
zapala światło, wymiata dom i szuka starannie, aż ją znajdzie. „A znalazłszy
ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: "Cieszcie się ze mną, bo
znalazłam drachmę, którą zgubiłam"” (Łk 15, 8-9); cierpliwego i
„skandalicznie” wspaniałomyślnego niczym ojciec wyrodnego syna, który, gdy ten
„był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł
naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go.(…), rzekł do swoich
sług: "Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też
pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie:
będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył;
zaginął, a odnalazł się". I zaczęli się bawić” (Łk 15, 22-24).
Doświadczenie
Bożego miłosierdzia wiąże się zawsze z wezwaniem do nawrócenia. W Ewangelii św.
Jana Jezus mówi do kobiety pochwyconej na cudzołóstwie: „I Ja ciebie nie
potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz!” (J 8, 11). Nie wystarczy
jednak powstrzymywać się od grzechu, czy z nim walczyć, gdyż nietrudno wówczas
ulec, niczym faryzeusze i starszy brat z dzisiejszej przypowieści o miłosiernym
ojcu, pokusie i dołączyć do grupy tych, „co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a
innymi gardzili” (Łk 18, 9). Aby uniknąć tego niebezpieczeństwa warto przyjąć jako
skierowane do siebie wezwanie, z którym Jezus „Król Miłosierdzia”, zwrócił się
do św. s. Faustyny Kowalskiej: „córko Moja, pragnę, aby serce twoje było
ukształtowane na wzór miłosiernego Serca Mojego. Miłosierdziem Moim musisz być
przesiąknięta cała” (Dz 167). Przesiąknąć Bożym miłosierdziem można wówczas,
gdy żyjemy nim na co dzień, stając się na wzór Zbawiciela darem dla drugiego
człowieka. Jezus wskazał św. Faustynie trzy stopnie miłosierdzia, w których i
my możemy się ćwiczyć, abyśmy w dniu Sądu usłyszeli słowa Zbawiciela:
„Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo,
przygotowane wam od założenia świata!” (Mt 25, 34):
„Sam mi
każesz się ćwiczyć w trzech stopniach miłosierdzia; pierwsze: uczynek
miłosierny – jakiegokolwiek on będzie rodzaju; drugie: słowo miłosierne –
jeżeli nie będę mogła czynem, to słowem; trzecim – jest modlitwa. Jeżeli nie
będę mogła okazać czynem, ani słowem miłosierdzia, to zawsze mogę modlitwą.
Modlitwę rozciągam nawet tam, gdzie nie mogę dotrzeć fizycznie. O Jezu mój,
przemień mnie w Siebie, bo Ty wszystko możesz” (Dz 163).
Arek
Liturgię Słowa z dzisiejszej niedzieli znajdziemy pod linkiem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.