Pokuta...
jaka powinna być?
Zapewne
adekwatna, do naszych grzechów....
Zwykle odprawiamy ją bez większej trudności. Najczęściej otrzymujemy jakąś modlitwę, czy pójście w innym dniu, niż niedziela do kościoła, czy na nabożeństwo....
Mimo, że pokuty bywają czasem kłopotliwe,…. bo np.
trzeba wyjść z domu, to generalnie nie sprawiają trudności. Wiemy, że mamy zrobić
coś co zalecił spowiednik i już.
Kiedyś jednak otrzymałam pokutę, aby zrobić
coś dobrego dla męża. Zadowolona odeszłam od konfesjonału, myśląc, że jeszcze
tak łatwej pokuty w życiu nie dostałam. Przecież ja cały czas staram się zrobić
coś dobrego dla męża. Wydawało mi się, że jak zrobię mu kawę, podam pyszny
obiad, uśmiechnę się, powiem coś miłego to będę mieć pokutę z głowy.
Dzień mijał, starałam się we wszystkim co robiłam, widzieć odprawioną pokutę. Jednak za każdym razem czułam, że to nie to, że nie robię nic szczególnego, że wszystkie te czynności robię na co dzień, zatem…. to żadna pokuta.
Nie sztuką
być dobrym, kiedy jest dobrze, kiedy jest to, jakby codzienność.
Przyszedł na drugi dzień jednak moment, kiedy
doszło do ostrej wymiany zdań. Poczułam się niesprawiedliwie potraktowana.
Przyszedł gniew, żal, poczucie skrzywdzenia. Moje Ja, moja duma została
urażona. O nie, nie odezwę się do niego dopóki mnie nie przeprosi. Bunt
totalny.
I tu przyszła refleksja.
Może to ten
moment, gdzie mogę zrobić coś dobrego dla męża???
Nagle nastąpiła niesamowita walka wewnętrzna,
moja pycha brała górę nad pokorą. Jak to, ja mam go przepraszać? Za co?
Przecież nic nie zrobiłam. To, że się zdenerwowałam i też krzyknęłam, to
przecież jego wina, bo mnie sprowokował. Wyciągnąć do niego pierwsza rękę?
Absolutnie, nie będę mu nic ułatwiać.
A jednak... po dłuższej chwili jednak
przełamałam swój opór, zrobiłam coś niemal wbrew sobie... Podeszłam do mojego męża i przytuliłam go mówiąc, że go Kocham
bardzo i przepraszam, że się uniosłam i zdenerwowałam.
Widziałam, że mój mąż bardzo się wzruszył.
Wstał z fotela przytulił mnie i przeprosił. Tak ze szczerego serca. Powiedział również,
Dziękuje Kochanie.
To była chyba najtrudniejsza pokuta w moim
życiu, ale też i najpiękniejsza.
Kosztowała mnie bardzo wiele, bo zawsze kiedy
czułam się niesprawiedliwie potraktowana, czekałam na przeprosiny. Tu musiałam
wyjść na przeciw moim przyzwyczajeniom, nawykom i przekonaniom.
Gdyby nie ta pokuta, trwałabym w swoim
gniewie, uporze, niepokoju. A tak? W moje i mojego męża serca wlały się spokój
i radość.
Czasem coś, co wydaje się banalnie proste,
okazuje się niezwykle trudne. Ale warto pójść pod prąd i ponieść jakiś wysiłek.
Szybko
odczujemy satysfakcję i radość, kiedy zwyciężymy nad naszymi słabościami.
Pokój serca, jest bezcenny.
Aneta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.