Strony

Róże Różańcowe

Warto posłuchać

9.01.2019

Zgoda na własne życie

Co to jest ta zgoda na własne życie?
Tyle o tej zgodzie się słyszy, czyta i czasami kapłan o tym mówi, ale tak jakoś to przelatuje obok uszu, nie dociera.

U  mnie nie docierało przez całe życie. No bo ciągle się słyszało: ażeby wtedy, a wtedy zrobić to, czy tamto – to dziś zapewne byłoby inaczej” . Z takim i jeszcze innymi dywagacjami na tematy przeszłości wciąż miałam do czynienia. Dziadkowie, matka, dalsza rodzina bardzo często w rozmowach wracali do przeszłości i nie pod katem wspomnień, a raczej ”twórczej” naprawy przeszłości. Często te ich spotkania kończyły się kwasami, bo ktoś musiał zawsze być winien tego co dzieje się dzisiaj. I nie ważne, czy jeszcze żył, czy już go nie było--- bo gdyby inaczej postąpił – to  dzisiaj byłoby….


I tak na okrągło. W takim gdybaniu byłam wychowywana, szczególnie rodzina matki tutaj przodowała w naprawianiu przeszłości.
Później, w miarę dorastania zobaczyłam, że to gdybanie ma sens, jeśli chodzi moją grzeszność… no bo gdybyś się przyłożyła i nauczyła to nie było dwój z fizyki— a tak były….. Zresztą ukochana Babunia Helena ( matka Ojca ) też tych gdybań używała dając mi różne nauki. Ale te nauki dotyczyły czasu teraźniejszego. Jednak to gdybanie o przeszłości naprawdę wyryło w moim sercu potężne koleiny..

I tak dorastałam w takim totalnym usprawiedliwianiu swoich przewinień, przewinień rodziców, czy usprawiedliwień ich grzesznych skłonności. Zatarł się mój realistyczny ogląd mojego własnego ja. Zawsze znalazłam usprawiedliwienie na swoje niepowodzenia, a jeśli nie- no to ktoś był winien…. Bardzo długo o tym nie wiedziałam, że tak żyję. Środowisko w którym się obracałam ( rodzina, uczelnie, praca ) żyło bardzo podobnie. Jedynie Babunia Helena napominała, ale kto by tam chciał słuchać 90letniej Babuni--- jestem młoda i to ja mam rację. A to Babcia, ta Ukochana, cichuteńka Babunia miała racje – WE WSZYSTKIM. A słuchać się nie chciało i już.

  Małżeństwo, bardzo trudny związek, czas cierpienia i udręki. Czas całkowitego wyniszczenia duchowego i psychicznego— na który – będąc totalnie zdołowaną i poniżaną – dałam zgodę… bo inaczej nie umiałam. Poza tym mąż – to mąż! Taka była opinia rodziny.
Dobrze zarabia, są samochody, mieszkanie— to czego ty chcesz…. I to stwierdzenie całkowicie zamknęło mi usta. Nigdy i nikomu nie mówiłam co się dzieje w moim małżeństwie.
A mąż im bardziej zarabiał, tym bardziej upadlał siebie, mnie i co najgorsze syna. Wyszedł z rodziny gdzie na piedestale była kasa, szczególnie u jego matki, między rodzeństwem męża trwała cały czas rywalizacja, kto ma lepiej. I więcej. Dwaj jego bracia odpadli w przedbiegach, a mój mąż nadal piął się po drabinie posiadania. Nie był mu potrzebny Bóg do niczego, bo sam wszystko załatwiał. A ja byłam przedmiotem drwin i upokorzeń, bo po co mi Kościół, niech ci Bóg da…. po co mi wykształcenie, jak i tak kiepsko zarabiasz, nie potrafisz się „postarać „ po co tyle książek czytać, skoro z tego pieniędzy nie ma…. i taka śpiewka przez 20 lat.
Im miał więcej- tym było gorzej. Dla mnie i dla syna. Przemoc fizyczna i psychiczna przez tyle lat zrobiły swoje. Bałam się własnego cienia. No i jeszcze to milczenie- nikomu nic nie mówiłam. Wtedy też pytałam Boga – dlaczego Panie tak się dzieje? Widzisz to? I co? Nie było odpowiedzi.
Najgorsze zaś to, że syn to widział i przesiąkał pomału tatusiem…. Nie dałam rady, ostatkiem sił wyprowadziłam się, wstyd sąsiadów, ciągłe interwencje policji…. palący wstyd i to ocenianie przez innych. Odeszłam. Bo inaczej by mnie po pijanemu w szale nienawiści zabił.
  Zaraz okazało się, że jest z kimś związany, zresztą przez całe małżeństwo nie byłam sama, było nas dwie, a czasami nawet trzy….. nigdy nie był mi wierny. Oczywiście opinia rodziny— a co to ludzie powiedzą? Nigdy rozwodów nie było…. i zaraz okazało się, że wszyscy bracia męża, w podobnym okresie co on też się porozwodzili. Totalna hipokryzja, pozory, i jeszcze raz pozory.
Sprawa rozwodowa— rozstaliśmy się. Czy pouczałam ulgę ? Nie, dlatego, że wbijanie w poczucie winy nigdy mi na to nie pozwoliło. Ja czułam się winna. Jeszcze później po rozwodzie, że może jednak do mnie wróci. Kupi mi samochód… i takie tam przekupstwa, które knuł z moją matką— jeszcze bardziej mnie utrwaliło w duchowej pustce.

Żyłam przez całe lata po rozwodzie w tym gdybaniu, a może gdyby ktoś się znalazł i poprowadził na mediacje, czy pociągnął do zgody, a może gdybym miała wsparcie rodziny… i cały czas mi to kołatało po głowie.  Narastał żal, coraz większy żal za przegrane życie, bo spod pantofla mamusi, przemocy z dzieciństwa, szybciutko weszłam pod drugi taki sam--- totalnie gorszy i niszczący. Żal, wielki żal.

Po rozwodzie bardzo szybko się ożenił, gdyż jego wybranka była w ciąży. Okazało się, że dziecko jest niepełnosprawne ( że może się takie urodzić ). Podjęli decyzję o aborcji, a prof. Chazan odmówił. usunęli w prywatnej klinice i od tamtej pory zaczęli się sądzić z profesorem. Mój były z żoną i dołączyła do nich słynna Alicja T. Nawet występowali razem w programie Pospieszalskiego.
No cóż, raczej bez komentarza, ale zabolało mnie to, że wybrał osobę pochodzącą z kasty którą pogardzał. Bo to córka z małżeństwa SB-ków, którzy m.in. walczyli z Kościołem i osobiście pilnowali Kardynała Wyszyńskiego w Komańczy. Szczególnie ona była podła i nikczemna ( matka jego żony— w IPN-ie można poczytać  ). Ludzie bogaci i to z ich córką się związał. Swój do swego jednak ciągnie.

I było tego żalu dużo, tym bardziej, że dobrze się w moim życiu nie działo. Utrata pracy, nieuczciwi wspólnicy, kłopoty z synem i walka, aby go wyrwać z toksycznego środowiska, kolejne upadki w pracy…. aż w końcu całkowita klapa i wielka samotność.

 Aż zaczęłam się modlić o łaski przebaczenia, abym mogła im przebaczyć. I Pan zesłał taką łaskę. Pamiętam, jak kiedyś, niespodziewanie zadzwonił pytając o syna, jakąś wielką odwagę dał mi Pan i poprosiłam męża o wybaczenie, powiedziałam, nie wiem co mam wybaczyć, nie pamiętam, ale to wszystko co przez lata się nagromadziło--- szyderczo się zaśmiał i rozłączył się. Ale powiedziałam, wypowiedziałam te słowa do człowieka który mnie krzywdził, teraz tylko Panu Bogu to oddaję .
 Zgoda na swoje, własne życie. Jednak takiej zgody nie dałam Bogu, nie potrafiłam dziękować i wielbić Go w kontekście swojego życia.

Aż do Tych rekolekcji….. tam kapłan bardzo dobitnie mówił o tym naszym przyzwoleniu i te słowa nareszcie do mnie dotarły. Nareszcie zrozumiałam, że żyłam w żalu do Boga i niezgodzie z samą sobą.
No nie powiem, to był kolejny wstrząs podczas tych nauk.
Wiele stało się jasne, a już najbardziej to, że pomimo tej nędzy, jaka jest moim udziałem, słabości, niedoskonałości i wad— Pan mnie kocha i pragnie uzdrawiać, pomagać każdego dnia i każdej chwili. Że to Matka Najświętsza stoi przy mnie i przytula, gdy poprzez płynące łzy świata nie widzę ….
Trzeba było całego życia, aby podstawowe Boże prawdy przyjąć prawdziwie do serca. Muszę także przyznać, że wiele obecnych tam kobiet doznało podobnej łaski, w większości to panie w moim wieku— czyli widać nasze skarłowaciałe serca nie nadawały się wcześniej do Bożej interwencji.

Zgodziłam się, podziękowałam Panu i teraz rozumiem, może jeszcze nie do końca, ale nie ma już we mnie gdybania, ani żadnego buntu. Teraz to jest Jego życie- nie moje.
Chwała Ci Panie
Warszawa 26.10.2017
                                                      Elżbieta

5 komentarzy:

  1. Elu...
    Niech cię Pan błogosławi i strzeże.
    Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą,
    niech cię obdarzy swą łaską.
    Niech zwróci ku tobie oblicze swoje
    i niech cię obdarzy pokojem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Elżbieto,dobrze,że się wygadałaś,wyrzuciłaś z siebie to co nabolało.A dalej z Bożą pomocą pójdzie łatwiej.Niech cię Bóg błogosławi .śzczęść Boże.Łucja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne świadectwo Elu. Ściska serca. U siebie widzę wiele podobieństw.Niech Pan Ci błogosławi i postawi na Twojej drodze ludzi o wielkim sercu. Pozdrawiam serdecznie Bożenka pz

    OdpowiedzUsuń
  4. Łzy cisna oczy .Piekne świadectwo.Błogosławieństwa Bozego na dalszej drodze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym bardziej zrozumieć co oznacza zgoda na własne życie w obliczu tych trudnych wydarzeń. Wiele podobnych doświadczyłam. Szczególnie jeśli chodzi o przemoc psychiczną. Nie rozumiałam jaka może być Wola Boża co do mojej postawy choć pytałam. Czym jest przebaczenie, czym jakaś konsekwentna postawa wobec zła. Wiele się już zmieniło na dobre, Bóg wyprowadzał mimo mojej ułomności i błędów, ale teraz zdarzają się też sytuacje trudne dla mnie np,mąż lekceważy czasem nasze uroczystości nie licząc się z moimi uczuciami i boi sie chyba potem wejść w temat. Chciałby by wszystko wróciło do normy zwyczajnie i bez bólu. Mam wrażenie że nie liczy się wtedy z moimi uczuciami, A czasem jest całkiem odwrotnie, dobrze. Trudne to. Chciałabym kochać prawdziwie i mądrze i być tak kochana. Proszę o modlitwę i swoją też obiecuję.

      Usuń

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.