To największe święto gospodarskie urządzał dla rolników z danej wsi dwór, lub najbogatszy gospodarz. Obchodzono je tak, jak i dziś w sierpniu lub wrześniu. Było też jednym z niezależnych od świąt kościelnych.
Zwano je też wyżynkami, obżynkami, okrężnem, wieńcowem lub wieńczynami. Początków świętowania zakończenia żniw, należy upatrywać w XVI wieku, czyli czasu rozwoju gospodarki folwarcznej w Polsce. Żniwa wieńczyły coroczne prace gospodarskie i od nich zależał dalszy los ludzi.
Poprzedzał
je zwyczaj „frycowania” kosiarza, czyli inicjacji człowieka, który po raz
pierwszy miał żąć. Pokonywał on wiele prób dotyczących zwinności, ale także
śmiesznych, jak klęczenie na grochu. Po ich przejściu strojono go w wieniec z
polnych kwiatów i przyjmowano do grona żniwiarzy.
Żniwa
rozpoczynało uroczyste święcenie sierpów, kos i pól zgodnie z przysłowiem „Kto
żniwa z Bogiem zaczyna szczęśliwie je kończy”.
Prac nie zaczynano piątek. Dobrym dniem była środa lub czwartek, a najlepiej sobota jako dzień poświęcony Maryi, która zapewniała ładną pogodę przez kilka godzin. Zdarzało się też zaczynać koszenie w święto Matki Bożej Szkaplerznej, lub w dzień świętego Jakuba. Pierwsze garści zboża- zawsze żyta - ścinał i układał w znak krzyża ktoś ważny i zacny. Po nim pracę kontynuowali postatnicy i sternicy – czyli najlepsi żeńcy, a kończyli ci, którzy dopiero się przyuczali. Praca na polu trwała od świtu do nocy, a przy pełni księżyca, także i podczas niej. Pomagano wtedy chorym, biednym i samotnym mieszkańcom wsi. Noc przeznaczano też na poczęstunek. W połowie żniw na polach pojawiał się dziedzic lub jego ekonom. Żniwiarki związywały mu wtedy ręce i nogi warkoczami ze słomy prosząc przy tym o datki. Związany wykupywał się więc pieniędzmi i alkoholem.
Może, aż tak bardzo staropolski widok to nie jest, alei tak, kto go jeszcze pamięta ? A kto na takim wozie jeździł?... |
Prac nie zaczynano piątek. Dobrym dniem była środa lub czwartek, a najlepiej sobota jako dzień poświęcony Maryi, która zapewniała ładną pogodę przez kilka godzin. Zdarzało się też zaczynać koszenie w święto Matki Bożej Szkaplerznej, lub w dzień świętego Jakuba. Pierwsze garści zboża- zawsze żyta - ścinał i układał w znak krzyża ktoś ważny i zacny. Po nim pracę kontynuowali postatnicy i sternicy – czyli najlepsi żeńcy, a kończyli ci, którzy dopiero się przyuczali. Praca na polu trwała od świtu do nocy, a przy pełni księżyca, także i podczas niej. Pomagano wtedy chorym, biednym i samotnym mieszkańcom wsi. Noc przeznaczano też na poczęstunek. W połowie żniw na polach pojawiał się dziedzic lub jego ekonom. Żniwiarki związywały mu wtedy ręce i nogi warkoczami ze słomy prosząc przy tym o datki. Związany wykupywał się więc pieniędzmi i alkoholem.
Ostatnie
niezżęte kłosy - przepiórkę – ścinał
najlepszy kosiarz. Kobiety pieliły następnie to miejsce, aby w przyszłym roku
chwasty nie zarosły pola. W stodole gdzie składano zboże dla ochrony przed
gryzoniami jeden ze snopów stawiano na krzyż, lub też wnętrze kropiono święconą
wodą.
Po zakończeniu żniw wito wieniec dożynkowy. Musiała się w nim koniecznie znaleźć ustrojona ostatnia ścięta garść zboża. Wieniec przybierał kształty od zwykłego snopa, czy bukietu po plecione koła i korony dekorowane jarzębiną, kwiatami i wstążkami.
Gdy był już gotowy żniwiarze formowali orszak i udawali się do dworu. Na czele przodownicy pracy nieśli wieniec i chusty pełne jabłek, orzechów i jarzębiny. Za nimi szli pozostali żeńcy z kosami i sierpami udekorowanymi bukietami. Na końcu przyłączali się pozostali mieszkańcy wsi. Cały orszak święcił i błogosławił kapłan i razem z nim śpiewając szedł do dworu, gdzie na ganku oczekiwał ich dziedzic z rodziną i całą służbą. Przodownice wręczały mu wieniec, za który dziękował obficie sypiąc monetami. Następnie zapraszał wszystkich na zabawę i poczęstunek na dziedzińcu. Rozpoczynał on też taniec z najlepszą żniwiarką, a dziedziczka ze żniwiarzem. Nie brakowało też zabaw, jak zjadanie jabłka zawieszonego na sznurku, czy wspinanie się na śliski słup po fanty. Biesiadnicy opuszczali dwór około północy i na dalszą zabawę do rana udawali się do karczmy. Zasługiwali na to po ciężkiej pracy, która czekała na nich ponownie za rok.
Agnieszka
Piękne zwyczaje, które może przetrwały w jakimś stopniu tam gdzie przekazywano je z pokolenia na pokolenie. Wszystko w odniesieniu do Pana Boga - niezależnie od tego czy mu dziękowano czy po prostu obawiano by ich nie opuścił. Pomyśleć tylko, że to całe piękno i ta Prawda jest w tzw. świecie uważana za zacofanie. Ile jeszcze Dobry Bóg będzie płakał nad tym światem? Ile jeszcze udzielać nam będzie Swojej cierpliwości? Na jakim etapie zatrzyma się świat? W jakim miejscu stanie nasza Ojczyzna Polska? Dokąd zmierzamy w tym pędzie? Boże oświecają nas byśmy nie poginęli...
OdpowiedzUsuńZ Panem Bogiem i Maryją. MariuszB.
Ciekawy przekaz, a tak kiedyś było. Teraz są kombajny, maszyny które ułatwiaja zbiór żniw. Nie każy radzi sobie na początku, u nas ja nie wiedziałam jak uprawiać zboża itd ale czytam sporo w necie np. tutaj https://multimedio.pl/uprawy-zboz-w-polsce-5-faktow-ktore-warto-znac/
OdpowiedzUsuń