Strony

Róże Różańcowe

Warto posłuchać

7.11.2017

W tygodniu modlitw za zmarłych. WOŁYŃ... (Tekst fragmentami drastyczny.)

   Oparte na prawdziwych zdarzeniach.
Abyśmy pamiętali i modlili się za Nich.

  Pan Józef poznał Staszka na początku lat 50-tych XX wieku. Przysłali go z kadr, jako praktykanta, „niewiele będzie z niego pożytku „ tak sobie pomyślał, wysokie to, wątłe, jakieś pogarbione i… smutne. A tu raczej silnego chłopa trzeba...
   Ale Staszek, widząc zatroskane spojrzenie szefa wziął się szybko do roboty, zgłębiając tajniki wiedzy o obrabiarkach, frezerkach i innych jeszcze urządzeniach.
 Pan Józef był zadowolony ze swojego praktykanta, cichy, skromny, tak jakby w cieniu i zawsze smutny, zamyślony. Staszek uśmiechał się, ale śmiały się tylko usta, nigdy oczy. W ogóle taki odludek był. Nie pił, nie palił, najpierw mu dokuczano, ale gdy zaczął dawać składki, a sam nie uczestniczył w popijawach po pracy – dano mu spokój. Z czasem Staszek stał się brygadzistą, później mistrzem, kończył różne kursy, chwalono go, motywowano do jeszcze lepszej pracy nagrodami, premiami. W końcu o trzymał mieszkanie, nieduże, ale nareszcie własne, wysokie, widne, kuchnia, łazienka i jeden ogromny pokój. Jakby okrzepł materialnie, jeszcze później zafundował sobie syrenkę, ale mało tym parkotem jeździł. Był sam, podobał się kobietom, ale nie nadawał się na tańce, nie był typem bawidamka, chodził taki smutas, więc jakoś żadna nie przekonała się do niego. W samotności spędzał swoją codzienność.
   Pan Józef, który przez te lata wspólnej pracy, stał się jakby ojcem Staszka… a to Staszek bywał u pana Józefa, a to z okazji Pierwszej Komunii córek, później ślubów, czy jakiś przyjęć rodzinnych, ale to też nie zawsze.
  W końcu nadszedł czas że Pan Józef przeszedł na zasłużoną emeryturę, oczywiście wielka bida w pracy, Staszek, był ale tylko trochę. Kończył się kolejny etap jego życia. Zrozumiał, że teraz jest już zupełnie sam.

  W jakiś czas potem panowie spotkali się i Pan Józef zaprosił Staszka na wypad do lasu, w pobliżu jakieś jeziorko, więc może ryby, może grzyby. Tym razem Staszek nie odmówił, wsiedli w małego fiacika Staszka i pojechali obficie zaprowiantowani.
  I tam Staszek napił się wódki, ale niedużo, raptem setuchnę – ale może właśnie ten wypity alkohol spowodował, że Staszek przed starym Przyjacielem otworzył swoje serce i wylał wszystek smutek nagromadzony przez całe dziesięciolecia….
   Staszek urodził się na Wołyniu, miał trzy siostry, jedna była młodsza od niego, kochających się rodziców i babkę – matkę ojca, mieszkającą razem z nimi.

 

  Gospodarstwo było duże, kilkanaście hektarów i do tego jeszcze łąki z trawą gęstą, że trudno było ją kosić. W pobliżu płynęła rzeczka, mała, ale mimo to, pełno było w niej ryb, które często Matka przyrządzała dla dzieciaków. Gospodarstwo składało się z obszernego domu, wygodnego, suchego, spichlerza, stodoły, obory, stajni, małej chlewni - słowem żyli dostatnio. Ale to nie było nic dziwnego, gospodarni polscy chłopi w całej okolicy tak żyli, podobnie jak ich sąsiedzi – Ukraińcy.
Wsie zasobne, rozśpiewane, kolorowe swoimi strojami, zarówno polskimi jak i ukraińskimi żyły w zgodzie. Gospodarze byli dla siebie pomocni, razem wyjeżdżali na jarmarki, pożyczali sobie narzędzia pracy, a czasami zdarzały się nawet małżeństwa mieszane. I tak trwali w ogólnej symbiozie do wybuchu II wojny. Chociaż już wcześniej zdarzały się jakieś incydenty między młodymi, ale szybko puszczano to w niepamięć – ot młodzi, gorąca krew - mawiano — minie…..
  Jak się okazało – nie minęło, a wręcz się nasiliło. Jak wkroczyli sowiety na te tereny wschodniej Rzeczypospolitej, zaczęto odczuwać wrogość ze strony Ukraińców, ale jeszcze niedowierzano, bo niby dlaczego mieliby być naszymi wrogami ? zastanawiali się starsi. To młodsi przynosili różne niepokojące wieści— że jacyś żydkowie chodzą i agitują wśród Ukraińców przeciw Polakom, że wręcz nawołują do walki z nimi. Utwierdzali pomału ten gnuśny naród, że to ich ziemie,  to jest ich wszystko, i wreszcie, że należy wszystkich Polaków pozabijać, a mienie odebrać, zniszczyć, aby już nigdy tutaj nie wrócili. Owszem zdarzały się próby gwałtów na Polakach podczas sowieckiej okupacji, ale sowieci szybko rozprawiali się z Ukraińcami, zresztą z Polakami także.

Aż nadszedł czas okupacji niemieckiej. Ukraińcy podnieśli się, zmieniła się atmosfera na wsiach, polskie kobiety nie były już bezpieczne, chociaż jeszcze jawnie ich nie atakowano. Rodzice Staszka bardzo dziwili się zmianie zachowania swoich sąsiadów, przecież dzieci wspólnie się wychowywały – więc skąd teraz ta niechęć. Staszek bawił się ze swoim równolatkiem Wasilem— a teraz Wasil pluje na widok Staszka. Chłopak nie mógł tego zrozumieć .
   Nadeszło lato 1943 roku, upalne lato, sady obficie obrodziły, kłosy zbóż napęczniałe od ziarna, cieszono, nie będzie głodu a i jeszcze będzie można się podzielić z potrzebującymi. Ale też coraz częściej wkradała się trwoga i niepewność dnia jutrzejszego, bo dochodziło coraz więcej wieści o pogromach Polaków przez ich sąsiadów Ukraińców. Bano się, w nocy mężczyźni czuwali, czy ktoś się skrada, w cenie były ostre, czujne psy, później brutalnie zabijane przez oprawców, bo bohatersko broniły swoich państwa.
   I stało, letni poranek Staszek wyprowadził bydło na łąki i już miał wracać, gdy spostrzegł dym, paliło się na początku wsi. Usłyszał też straszliwe ryki ludzkie, lament ogromny, zmartwiał. Zaczął myśleć co ze swoimi się dzieje – babka i siostry pewnie jeszcze w domu , ale rodzice już na polu, z drugiej strony wsi. Chyłkiem zaczął się przedzierać do domu i coraz bardziej słyszał wołania o pomoc, rozlegały się z każdej strony. W końcu z tej paniki i strachu nie wiedział, kto woła i z której strony.
Dopadł do zabudowań gospodarczych i zobaczył, jak jakiś nieznany mu Ukrainiec ciągnie starszą siostrę do stodoły, podbiegł ratować. I nagle poczuł ogromny ból głowy. Stracił przytomność…..
   Gdy się ocknął, spostrzegł, że leży za studnią, w krzakach, zaczął sobie przypominać co się stało. Podniósł głowę i zobaczył że nieopodal leży młodsza siostra, poznał ją po sukience i raptem wszystkie włosy stanęły mu na głowie – jego mała, ukochana siostrzyczka nie miała głowy…. zamarł z przerażenia. Pomyślał o matce i o ojcu. Gdzie oni są? Może zdołali się schować, albo uciec, pijani Ukraińcy dorwali się spiżarni i pili na umór matczyne nalewki. W domu wytoczył się pijany Wasil. Staszek przeląkł się jeszcze bardziej, jak go zobaczył, miał całe pokrwawione ręce i spodnie. To on pewnie zabił Joasię….. zaczął płakać.  A Wasil odwrócił się w stronę studni…. Staszek w ostatniej chwili zerwał się i przez płot przeskoczywszy pognał w pole…… ktoś za nim strzelił. Padł gdzieś za drzewami i teraz zobaczył, ze połowa wsi stoi w płomieniach, wcześniej tego nie widział, a teraz swąd spalenizny otulał go, niczym welon głowę panny młodej… i te straszliwe ryki pijanych oprawców i krzyki zabijanych ludzi, ich błagania o litość--- nie da się tego mu zapomnieć do końca życia.
  
Ale gdzie matka i ojciec…. i raptem widzi ich… idą prowadzeni, popychani przez trzech Ukraińców, dwóch zna, to znajomi ojca z sąsiedniej wsi. Są pijani, nabijają się z matki i ojca i mówią jaką śmiercią umrą. Ojciec zaczyna błagać o litość dla dzieci i żony – tym tylko bardziej ich rozśmiesza i pobudza do okrucieństwa. Staszek nie wytrzymuje, wrzeszczy” puśćcie ich” , pędzi jak szalony z gołymi rekami na nich… jeden z oprawców, który miał widły, wystawia je, aby Staszek się na nie nadział, a ojciec w ostatniej chwili, ostatkiem sił wyrywa się i osłania syna, jedynego syna. Opada na ziemię przebity widłami na wylot. I tam go oprawcy zostawiają. Staszek dopada Matki. Przytula i płacze, trzęsie się, jeszcze nie rozumie co się stało. I mówi Matce, że już wszyscy pewnie nie żyją, że tylko oni zostali— więc chociaż niech ich razem zabiją. Ale oprawcy mają już inny plan, oto Staszek ma zabić swoją Matkę.
Wleką ich oboje na podwórze, wołają Wasila. Ten pijany wyłazi, Staszek widzi w jego oczach okrucieństwo, pada przed nim na kolana, prosi aby Matki mu nie zabijał, Wasil odpowiada „razem to zrobimy „….
  Obiecali Matce, że Staszka puszczą wolną, jeśli razem z Wasilem zabiją ją przepiłowując piłą! Staszek pada zemdlony, leją na niego wodę, Matka błaga oprawców, aby przysięgli, że puszczą Staszka, nawet chce ich całować po rękach, Staszek kopany i bity nie chce wziąć piły do ręki…. A Matka błaga – Synku zrób co mówią – będziesz żył. Synku proszę Cię……..
  I Staszek wziął i piłował wraz z Wasilem…… Ten krzyk zabijanej Matki będzie słyszał do końca swych dni….. Raptem zerwał się, odskoczył niespodziewanie i jakąś siłą porwał się biegiem do lasu…. nawet nie strzelano za nim. Matka już nie żyła. Wpadł w jakieś zarośla rzeczne, zemdlał. Ocknął się był wieczór, zimno, trząsł  się cały, cichuteńko wyszedł na brzeg. Nadsłuchiwał, bał się. Ledwo widział bo tak zapuchnięty, pobity…. słyszał jeszcze ze wsi dochodzące odgłosy pijatyk, ale i one stopniowo ucichały--- oprawcy też mieli dość widać… Tak przesiedział do rana. Rankiem usłyszał jak ktoś jedzie wozem po rżysku… zobaczył znajomego, starego Ukraińca… jechał pewnie po dobytek z ich domu. Ten też zobaczył Staszka i bardzo się przestraszył. Nie uciekł, podszedł do Staszka i zaczął się wypytywać co się stało. Słuchał przerażony…. później się okazało że jego własny syn też zabijał wtedy….
   Pomógł Staszkowi, zawiózł go do miasteczka, do Niemców…. i tam zostawił. Staszek opowiedział co miało miejsce, Niemcy oczywiście słyszeli strzały, ale nie w ich interesie była obrona Polaków przez Ukraińcami. Tutaj Staszek trafił do miejscowego lekarza, Niemca, który trzeba przyznać zachował się przyzwoicie, opatrzył go jak należy i położył w punkcie sanitarnym, aby doszedł do siebie. Po kilku dniach, jak już lepiej się poczuł Staszek wyszedł, połazić, akurat był jarmark i tam spotkał swoja cioteczną babkę, padli sobie w objęcia. Babka Rozalia mieszkała w sąsiedniej wsi i jako jedyna się uratowała. Dwa dni wcześniej zapakowała na furmankę najważniejsze i najwartościowsze rzeczy i wyjechała. Zostawiła całe gospodarstwo i po prostu uciekła wcześniej ostrzeżona.
No właśnie rodziców Staszka też ostrzegano, ale nikt nie chciał uwierzyć – przecież to niemożliwe, znamy się tyle lat, od dziada pradziada i teraz raptem?    Właśnie to niedowiarstwo było przyczyną tylu ofiar, niewinnych ofiar.
  Mając tam jakieś zasoby Rozalia i Staszek przedostali się do GG i gdzieś na Mazowszu,  w małym miasteczku doczekali wyzwolenia. Babka Rozalia, która bardzo teraz pokochała Staszka starała się jak mogła, aby młodzieniec zapomniał choć w połowie straszliwą traumę jaką dano mu przeżyć.
Mieszkali w małym pokoiku oboje, mała kuchenka, a ubikacja w korytarzu, wspólna--- taka przedwojenna czynszówka. Staszek skończył szkołę, maturę i poszedł do pracy. A Rozalia pomału gasła…. tak samo smutna jak Staszek. Tylko przekazała Staszkowi te pamiątki które uratowała, jakieś albumy, broszki z brylancikami, spinki do mankietów po dziadku…
Odeszła, Staszek został sam.
  Precjoza spieniężył jak był w potrzebie, a do albumów długo nie zaglądał, nie mógł. Pod koniec lat 70-tych rozpoczął poszukiwania takich jak on co przeżyli, było ich wtedy jeszcze trochę. Każdy z tych ocalonych nosił tyle bólu w sobie, cierpienia, że Staszek po tych spotkaniach wracał po prostu chory. Sam nie mógł, nie był w stanie opowiadać co przeżył. Mocno te wspomnienia zakopał w swoim sercu.
Miał żal do Boga, że wystawił go na tak ciężą próbę, ale jak się wyspowiadał w Niepokalanowie przyszła ulga…. może nie całkowita ale zawsze ulga. Owszem chodził do Kościoła, ale nie potrafił dziękować Bogu…. i to mu sprawiało także ból..

  Pan Józef usłyszawszy całą opowieść Staszka – skamieniał, łzy płynęły mu po twarzy – ten twardziel płakał jak dziecko. I to właśnie wtedy nazwał pierwszy raz głośno synem Staszka. „Synku Kochany „ tak już od tej chwili go witał i jeszcze bardziej serdecznie traktował. Staszek zobowiązał Pana Józefa, aby nikomu nie wyjawiał jego tajemnicy,  aż do jego śmierci…. Jak umrze- to może opowiadać o losach Polaków.
Staszek odszedł na początku lat 80-tych, cichutko, dyskretnie tak jak żył….. a Pan Józef w 2010 roku, więc miał prawo opowiadać, a mówił to tylko kilku osobom do których miał całkowite zaufanie….

  Mamy 2017 rok. Rok nadziei, że w końcu może nasz rząd i Sejm przyjmie uchwałę o ludobójstwie Polaków na Wschodzie, że przestaną się krygować jak panienki przed tym faktem, przed Ukraińcami.
Czekają na taką uchwałę rodziny pomordowanych, potomkowie tych co ocaleli.
Jakim krajem jest teraz Polska skoro władza zezwala na stawianie pomników oprawcom, mordercom Polaków? Kogo się i dlaczego obawia się polski rząd?
  I druga sprawa- Kościół – ta zmowa milczenia i zapomnienia o holokauście na Kresach o dziwo objęła także Kościół – pokażcie mi   parafię czy kapłana który się modli za tych tam pomordowanych, dlaczego nie mówi się Polskim Betlejem na Wschodzie? Gdzie tyle maleńkich dzieci zostało brutalnie zabitych?
  A historycy polscy gdzie są ? a może w końcu warto zacząć pisać prawdę o tamtych czasach i napisać, że była to wojna domowa, bo przecież ci mordercy Polaków, to także obywatele dawnej II Rzeczypospolitej i w końcu o prawdziwych przyczynach pociągnięcia narodu ukraińskiego do takiej skali nienawiści, że posłużyła na  straszliwe okrucieństwa i ludobójstwo…

   Do Ciebie odbiorco mojego pisania. W tygodniu modlitw za zmarłych, ale nie tylko, polecaj Bożemu Miłosierdziu, tak okrutnie zamęczonych. Nie zapominaj w modlitwie o tych którzy zginęli, ale też w swojej modlitwie, módl się i za ich oprawców  ”Ojcze wybacz im bo nie wiedzą co czynią „ 

                                                                 Elżbieta KS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.