Strony

Róże Różańcowe

Warto posłuchać

2.12.2015

Być dla Jezusa, a z Jezusem, wzajemnie dla siebie ... :) :) :)

  
   Nie wstydzić się Jezusa, to pierwszy, podstawowy krok.... Ale co, jak i gdzie czynić dalej?...
  Od dłuższego już czasu nurtuje mnie myśl dlaczego w wierze, która jest wspólnotą Miłości niezbyt chętnie świadczymy o obecności Pana w naszym życiu? Jak to właściwie jest, po co Jezus oddał za mnie życie? Co znaczą Jego słowa, że JEST z nami do końca świata? Jaki wpływ na moje życie, dzisiaj, kiedy gotuję obiad i rozwiązuję bieżące problemy, ma wszystko co uczynił Pan?

   Jak się ma Jego oddanie życia za mnie do moich zwykłych, codziennych zmagań z tym, czego doświadczam? Czy w ogóle to się jakoś ma?
  Pamiętam, jak kiedyś spodziewałam się gości, którzy bardzo lubią pierogi :) . Lepiłam pierogi i do każdego, razem z farszem, wkładałam jedno Zdrowaś Maryjo :) . To taka mała niespodzianka dla gości, którzy mienią się ateistami :) …
   Nagle przyszła mi do głowy / ktoś by powiedział szalona/ myśl :) :)  Jezu, a gdybyś to TY, był dzisiaj moim Gościem? Gdybyś to Ty Panie, przyszedł na te pierogi?

  Zaraz siebie zganiłam za takie myślenie....  ale przecież dlaczego nie miałoby się to spełnić?


  Powiedział przecież, że JEST z nami do końca świata, że jest Bogiem z nami, a Bóg zawsze dotrzymuje słowa :) powiedział, że jeśli ktoś otworzy drzwi, to Ojciec, Syn i Duch Święty przyjdą i będą z nim wieczerzać :)  Powiedział przyjdźcie do mnie wszyscy, powiedział wiele innych wspaniałych słów, które znaczą to, o czym mówią, a więc mogą karmić nasze życie, jeśli tylko otworzymy Panu drzwi naszej codzienności.

  Wracając do pierogów :) lepiłam je jak na „skrzydłach”, z gracją i delikatnością /o której zazwyczaj mogę tylko pomarzyć :) ;) / i już rozważałam jak je podać, żeby było pięknie. No cóż :) lepiłam je dla Pana Jezusa!
 

  A gdyby tak właśnie wszystko robić…  po prostu dla drugiego człowieka?

  Czy zdążę zanim Pan przyjdzie? Tłukły się po głowie "głupie" myśli.  Wiedziałam, że do drzwi zadzwonią moi goście, a jednak czekałam na Jezusa :)

  Tamtego dnia, tak zmagając się z samą sobą, w jakimś stopniu doświadczyłam prawdziwej tęsknoty za Bogiem, Jego żywej obecności… a potem wiele, bardzo świadomie i bardzo wbrew własnej woli :) zaczęłam zmieniać w swoim życiu…  Inaczej, to Pan Bóg zmieniał :) chociaż moimi rękami :), bo przecież to tylko "moje" życie :)...

  Jak to możliwe? Jeśli wierzę, że mnie tak cudownie utkał już w łonie mej matki, to dał mi też otwartość na Niego samego, serce pełne tęsknoty i wiary w to , że Jest i Sam wszystko czyni, o wszystko się troszczy. Nie ulega wątpliwości, że zapraszanie Boga do życia ma konsekwencje i to niejednokrotnie bolesne :), ale Pan powiedział, że utrudzonych pokrzepi, żebyśmy brali Jego brzemię, które jest słodkie i lekkie.

  Mówi do każdego z osobna, inaczej, prosto do serca, ale też podobnie: bierzcie, chodźcie, przyjdźcie, miłujcie, wciąż liczba mnoga... Dzielmy się więc hojnie tym, co w naszym życiu wydaje się błahostką, którą dzielić się nie warto. Tam gdzie dwaj, albo trzej w Imię Moje tam i JA JESTEM :) czy nie jest to wystarczająca zachęta, czy w głębi naszych serc nie rozkwita tęsknota za Bogiem, który JEST z nami?
Ale gdzie JEST?

  Nawet jeśli komuś wydaje się, że nie może złożyć świadectwa, to na pewno może podzielić się z innymi tym, co w jego oczach jest przeszkodą do dzielenia się :) :) :)  Nasza wiara jest indywidualną relacją miłości, jednak nigdy nie będzie sprawą prywatną, bo jest NAM darowana, abyśmy szli na krańce świata i świadczyli budując wspólnotę Miłości :) :) :) . 

  Może naszym krańcem świata jest Strona Modlitwy Wstawienniczej ? 
    
  W Imię Boże bądźmy dla siebie wzajemnie: w Modlitwie Wstawienniczej, na tej stronie i w każdy inny sposób, jaki  życie - Pan Bóg i ludzie przed nami postawią.
Dołącz do grona Osób modlących się, ale też do współtworzących tę stronę, bo robotników mało... ciągle mało... 

                                                             Ela P.

1 komentarz:

  1. Współmodląca się Anna2 grudnia 2015 13:38

    Elżuniu. Piękne refleksje. Tak często dla nas wierzących i praktykujących katolików Jezus jest jakis niezauważalny, choć tak obecny. Nie zauważamy Go bo się nam nie narzuca, nie chce cały czas czegoś od nas tylko czeka na nas cierpliwie z tęsknotą chyba większą od cierpienia. Tak mi się wydaje, że ból miłości jest większy.
    Myślę, że takie refleksje to piękny znak i wskazówka do spowodowania naszych refleksji gdzie w naszym życiu i kiedy mamy świadomość obecności Jezusa.
    Eluniu. Pięknie napisałaś jak ważna jest ŚWIADOMOŚĆ OBECNOŚCI CHRYSTUSA,
    Dzięki Ci za tą refleksję

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.