Gdyby Osoba,
którą kocham i której wierzę, że chce mojego dobra, mieszkała obok i zapraszała
mnie do siebie... czy starałabym się być u Niej z wizytą tak często, jak to
tylko możliwe?
Gdybym wiedziała, że zna mnie lepiej niż ja
samą siebie, ma mądrość, doświadczenie i szczerze chce mi pomóc... to, czy nie
chodziłabym do niej po radę?
Gdybym wiedziała, że jest sposób, aby
"uszczknąć" coś z tej Osoby, niedoścignionego wzoru, żeby coraz
bardziej upodabniać się do Niej, aż do całkowitego zjednoczenia... czy nie
starałabym się skorzystać z tego?
Czy można
kochać kogoś nie wierząc w Jego istnienie?
Czy
jeśli ktoś nas ratuje, poświęcając w tym celu życie swojego Syna, to, czy
idziemy raz na jakiś czas do Niego w odwiedziny na "odczepnego''?
Gdy jesteśmy chorzy idziemy do lekarza,
przepisuje nam leki, karnie je bierzemy, codziennie, wierzymy, że to ma nam
pomóc, przynieść ulgę... to dlaczego, tak trudno uwierzyć, że Najwyższy jest
lekarzem naszych serc i dusz, a lekiem, który ma uleczyć nas z braku miłości
jest Ciało i Krew Jego Syna... Wystarczy przyjść, On czeka... Czy ja wierzę w
realność Boskiego Lekarza?
Dlaczego tak mało osób korzysta z możliwości
częstego przyjmowania Jezusa Chrystusa do serca?
Może
warto zastanowić się w co, Kogo ja wierzę…. stanąć w szczerości serca przed samym sobą,
bez kłamstwa i udawania…. Czasem to jest bolesne, ale jeśli pragniemy
prawdziwej relacji z Najwyższym… inaczej się chyba nie da .
Ania
Aniu.
Oto moje odpowiedzi do tego co napisałaś, według
kolejnych akapitów i pytań:
Tak
Tak
Tak
Nie można.
Nie
Życie
nie jest chwilą i Wiara nie jest chwilą. To procesy. Apostołowie mówili. Panie
przymnóż nam Wiary. Pan Jezus mówił do Piotra, czy do Apostołów…, że modlił
się, żeby nie ustała jego Wiara…. Będąc przecież całkiem namacalnie, tuż, tuż.
A my, a nasza
Wiara?
Raz
uwierzywszy, codziennie uwierzać powinniśmy. Myślę, że ta namacalność Bożej
obecności w życiu pragnącej osoby, może być realna.
Nie wiem, dlaczego tak mało osób
przyjmuje Pana Jezusa do swojego serca. Nie chcę osądzać.
Tak
Aniu. Człowiek powinien stanąć i postawić sobie pytanie o swoją Wiarę.
A mówiąc, że
Wierzy powinien to okazywać, starać się chociaż…. bo, czy może to w pełni okazać,
czy choćby tak, jak by chciał, a co dopiero tak, jak by chciał Bóg?
Bez
Miłosierdzia Bożego, ani rusz, ale chyba składając wszystko na Bożą Miłość i
Miłosierdzie, w sensie braku swoich starań…., bo i tak Miłosierny Bóg mnie nie
może odrzucić - to chyba nie jest to, co człowiek Wierzący i kochający Boga
powinien Mu oferować.
Sławek +
A jakie, czytający te słowa, są Twoje
odpowiedzi?
Bóg Kocha bez względu na nasze postępowanie, bo z Krzyża Prosił Ojca " Przebacz Im bo nie wiedzą co czynią", ale świadomość że Bóg wie o skażeniu grzechem Świata przez "upadłe anioły" nie powinna być w żadnym razie usprawiedliwieniem dla Duszy, gdyż Nasze TAK choćby na końcu Naszej drogi pozwala NA NADZIEJĘ, tyle tylko że "możemy nie zdążyć powiedzieć tego ostatniego TAK, więc najlepiej jest Zawsze KOCHAĆ< BO MIŁOŚĆ JEST BOŻA, MIŁOŚĆ JEST SAMYM BOGIEM.Nie wystawiaj na próbę Boga, bo nie ma nic takiego jak Panu Bogu świeczka a diabłu ogarek, tylko ALBO PANU BOGU ŚWIECZKA, albo diabłu swoje istnienie ! Zachęcam do przemyśleń Tych którzy się licytują w Kochaniu i w Ponad Kochaniu przeciwstawianiem Innych nie przemyślanych obowiązków, bo One są potrzebne, ale Nasze bycie na ziemi jest Próbą naszej Miłości do Boga Stwórcy - reszta to NASZE NIEPRZEMYŚLANE MYŚLENIE.
OdpowiedzUsuńMieszkam na Warszawskiej Starówce gdzie Kościołów jest na "kilogramy", więc cóż mógł bym powiedzieć Bogu stając przed Nim, że nie miałem czasu, czy daleko do Świątyni w której zawsze na mnie Czekał ?
Zawsze nie byłem taki jak obecnie, ale Pan dał mi "jeszcze jedną szansę' i miał nadzieję że zrozumiem to wszystko czego nie potrafiłem zrozumieć wcześniej - ZROZUMIAŁEM, ale Dał mi "mały rebus z życia do rozwiązania" który by rozwiązać musiałem Go poprosić. Skutek był nieoczekiwany, ZROZUMIAŁEM ZAGADKĘ, jestem codziennie u stołu Pańskiego, a każde potknięcie niosę do konfesjonału.
czasem faktycznie obowiązki żony/męża, rodzica nie pozwalają na częste uczestnictwo we Mszy Św ale z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że głównym powodem jest lenistwo i brak świadomości jakiego Dobra dobrowolnie unikam
OdpowiedzUsuńAnia
Aniu, to co Napisałaś jest TRAFIENIEM W DZIESIĄTKĘ, ale do tego potrzeba dodać że lenistwo nie jest najgorszym naszym Wrogiem, najgorszym naszym wrogiem jest brak chęci na miejscu w Domu zajrzeć do Pisma Świętego, ot tak poprostu z marszu GDZIE POPADNIE bez wyszukiwania i wczytać się w tekst nie raz nie dwa, ale tyle razy aż zrozumiesz co "Słowo Mówi Do Ciebie ".
OdpowiedzUsuńWtedy Lenistwo zniknie jak "bańka mydlana", wtedy zrozumiesz że nie Praca nie inne (zdawać się może obowiązki ) zajęcia są ważne, ALE ŻE JEZUS CIĘ ZAPRASZA NIE OD DZISIAJ, ŻE CIĘ KOCHA. Czy będąc Kochana nie biegniesz do Oblubieńca ???!
oczywiście, że biegnę, gdy tylko mogę ale.. staram się dostrzegać Oblubieńca w każdej napotkanej osobie i to co czynię dla nich traktować jakbym czyniła Jemu samemu
OdpowiedzUsuńAnia