Strony

Róże Różańcowe

Warto posłuchać

21.02.2014

Moje spotkania z Maryją i Jezusem - Świadectwo Krzysztofa



 Anetko, Sławku, pragnę przesłać moje świadectwo spotkania Maryi i Jezusa Chrystusa. Wcześniej przesłałem je do Sanktuarium w Licheniu, dzielę się nim z ludźmi, którzy chcą słuchać o Bogu. Jeżeli nie będzie żadnych przeciwwskazań, to zamieście je na stronie Modlitwy Wstawienniczej. Z Panem Bogiem.  
  Krzysiek.
 2 Październik 2011 rok

  Właściwie był to wyjazd do Lichenia powodowany bardziej ciekawością niż chęcią modlitwy. Miałem wprawdzie zamiar prosić Matkę Bożą o różne łaski, ale bardziej przyziemne niż duchowe. Natomiast kolega Eugeniusz, z którym tam jechałem, miał "nóż na gardle", potrzebował pomocy na już.

  Do Grąblina przyjechaliśmy ok. Godz. 10. Poszliśmy do tamtejszego kościoła, później do sklepu z dewocjonaliami, następnie szliśmy alejkami Drogi Krzyżowej.  Dotarliśmy do Kaplicy Objawień, tej, w której są ślady stóp Matki Bożej na głazie. Uklęknąłem, zamknąłem oczy i poprosiłem Matkę Bożą o …. odmianę mojego życia.  Wprawdzie wcześniej myślałem  o sprawach przyziemnych typu pieniądze, lepsze życie, lepsza praca, ale nie wiedzieć czemu poprosiłem tylko …  lub, aż …. o odmianę mojego życia.
   W najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że odpowiedź otrzymam TAK SZYBKO !!! …, że w ogóle otrzymam jakąkolwiek odpowiedź.


  Gdy weszliśmy do Bazyliki, od razu spostrzegłem ten maleńki obraz Matki Bożej Licheńskiej w Ołtarzu. Wewnątrz było sporo ludzi, zatrzymaliśmy się przy ostatnim filarze. Ze względu na uogólniona chorobę zwyrodnieniowa stawów musiałem mieć oparcie. Jeszcze raz spojrzałem na ten Cudowny Obraz, a z mojego serca popłynęły dwa czyste słowa:  MAMUSIU …  JESTEM.

  O godz. 12 rozpoczęła się Msza św. celebrowana przez dwóch księży: Biskupa , który przez trzydzieści lat pełnił posługę kapłańską w Kazachstanie i zakonnika.

….. Gdy ten młodszy ksiądz szedł środkiem Bazyliki błogosławiąc zebranych wiernych i był ode mnie ok. dwudziestu metrów, poczułem zapach kwiatów. Pomyślałem, że księża chcąc uatrakcyjnić Mszę św. dolali do święconej wody olejki eteryczne. Tymczasem ksiądz doszedł do nas stojących na końcu kościoła, pobłogosławił i wrócił do ołtarza, błogosławiąc po drodze drugą część zebranych.

  Mijają minuty, księża odprawiają Mszę św., a zapach kwiatów w dalszym ciągu jest taki sam, nie słabnie, ani też nie nasila się. To mnie zaczęło zastanawiać, dlaczego tak się dzieje. Zacząłem dyskretnie rozglądać się, po mojej lewej stał mój kolega i modlił się, z prawej klęczała skulona jakaś kobiecina, zapewne wypraszając łaski. Przede mną cały kościół ludzi uczestniczących we Mszy św.

    Dziwiło mnie, że nikt nie czuje tego co ja, przecież ten zapach kwiatów wypełniał całą Bazylikę. Właściwie, to my byliśmy w jego wnętrzu.

  W pewnej chwili opuścił mnie ból kręgosłupa w odcinku lędźwiowym. Oderwałem plecy od filara o który byłem oparty i spojrzałem na zegarek.  Jednocześnie sprawdziłem, czy pozostałe stawy i mięśnie kończyn też są uwolnione od bólu. Nie były, tylko odcinek lędźwiowy. To trwało ok. dwudziestu minut, później ból w lędźwiach powrócił.

  W dalszym ciągu rozglądałem się po ludziach, ale nie zauważyłem żadnej reakcji, a zapach jak był, tak i jest niezmienny. Wchłaniałem ten zapach i czułem się szczęśliwy …..  I nagle w tym upajającym zapachu kwiatów pojawiła się delikatniutka nutka woni kadzidła. Maleńka jak ziarnko piasku, ale jednocześnie zauważalna. Skoncentrowałem się na niej i zauważyłem, że ona rośnie, równomiernie przybiera na intensywności odczuwanego zapachu. Gdy woń kadzidła stawała się coraz bardziej intensywna, to zaczęła burzyć idyllę wytworzoną przez zapach kwiatów. Obserwowałem te dwa zapachy, obserwowałem ludzi, wodziłem wzrokiem we wszystkie strony, jakby szukając przyczyny tego transcendentnego zjawiska. Nie mogłem pojąć, dlaczego nikt nie reaguje, skoro" to" wypełnia całą Bazylikę. 
   Woń kadzidła rosła, w pewnym momencie zrównała się intensywnością z zapachem kwiatów … i dalej rosła. W miarę upływającego czasu woń kadzidła stawała się coraz bardziej silna, a zapach kwiatów jakby słabł. Odebrałem to w ten sposób, że woń kadzidła wchłaniała zapach kwiatów. Nadszedł moment , w którym nie czułem już zapachu kwiatów, tylko wciąż rosnącą woń kadzidła. Stawała się coraz silniejsza, aż poczułem niepokój . A "ona" wciąż rosła. W miarę, jak przybierała na sile, wzrastał też mój niepokój, który przerodził się w narastający równomiernie z rosnącą wonią kadzidła lęk. Lęk przeszedł w przerażenie, rozglądałem się wokół, nikt niczego nie czuł. Ludzie ze spokojem modlili się, księża odprawiali Mszę św. Moje przerażenie było ogromne, czułem, że jestem u kresu wytrzymałości i pomyślałem, że" już dłużej tego nie wytrzymam !!!" ….. W tym samym momencie to nadprzyrodzone zjawisko nagle zniknęło. W kościele było normalne powietrze, jakby nic się nie wydarzyło.

  Po Mszy św. Obeszliśmy Ołtarz i udaliśmy się do podziemi. Po drodze spytałem kolegę, czy czuł te zapachy. Początkowo mówił, że coś czuł, ale gdy mu określiłem o co chodzi, stwierdził, że czuł tylko normalne powietrze.

   Byłem bardzo podekscytowany tym co mnie spotkało do tego stopnia, że gdy weszliśmy do kaplicy Jana Pawła II nie zauważyliśmy wystawionego Jezusa Chrystusa Eucharystycznego.  Zostaliśmy wyproszeni przez księdza. Dopiero później dotarło do mnie, że nie oddaliśmy Panu należnej czci.

  Poszliśmy do wieży widokowej. Przed windą była spora kolejka, więc ruszyliśmy schodami. W połowie schodów opadłem z sił, serce waliło, jakby chciało rozerwać mi bok, tętno biło z zawrotną prędkością. Zrobiłem dziesięć powolnych i głębokich oddechów i ruszyliśmy dalej. Gdy dotarliśmy na pierwszy taras widokowy, usiadłem na barierce i znowu łapałem głębokie oddechy.
  Później kolega powiedział, że się przestraszył, że moja twarz była nabrzmiała krwią.  Po chwili odpoczynku wznowiliśmy naszą wspinaczkę. Gdy do szczytu zostały 3 - 4 najkrótsze kondygnacje, zupełnie opadłem z sił i powiedziałem, że dalej nie dam rady iść. Na to kolega, że dam radę - ja, że nie, a on swoje, że dam radę.
   Skoro dam radę, to idziemy - powiedziałem i  ruszyliśmy.
Ostatkiem sił wdrapałem się na samą górę, lewą ręką chwyciłem się poręczy, a prawą za lewy bok. Serce niemiłosiernie waliło, naprawdę bałem się, że mnie rozerwie. Tętno szalało. Powiedziałem - Gienio, zobacz, jak wszystko mi wali. A on : zobacz jaki piękny widok, przy dobrej pogodzie widać nawet na 30 kilometrów.  Jakie piękne lasy, jakie piękne jeziora.

  Gdy ocknąłem się z tego zapatrzenia, a trwało to ok. dwudziestu sekund, zauważyłem ,że moje serce jest spokojne, a tętno wróciło do normy. Tylko pot lał się ze mnie strugami, począwszy od głowy, po rękach, plecach, nogach. Wszędzie czułem spływające strugi potu. Nawet nie było widać zaczerwienienia na twarzy, co mam udokumentowane na fotografii.
Zrozumiałem, że to Matka Boża Licheńska niechybnie wyrwała mnie ze szponów śmierci.


   Od połowy października 2010 roku odczuwałem bóle serca, były też stany bliskie omdleniu. 13 października odebrałem wynik badania USG serca wykonanego ( przed wyjazdem do Lichenia ) 28 września: Powiększone obie komory, koncentryczny przerost mięśnia lewej komory, zmiany zwyrodnieniowe zastawki aortalnej, upośledzona podatność rozkurczowa lewej komory. Lekarz określił to jako Kardiomiopatię przerostową.
……………………………………………………………………………………………………………………………………………………………

   Po powrocie do domu zaczęła się moja " licheńska karuzela ". Żyłem tak , jak dawnej, czyli modliłem się, pracowałem, robiłem wszystko to , co dawniej. Jednak myślami byłem w Licheniu. Budziłem się, funkcjonowałem i kładłem się spać myśląc o Licheniu. Pragnąłem być jak najbliżej Matki Bożej Licheńskiej. W trudnych sytuacjach zwracałem się do Matki Bożej i zawsze otrzymywałem pomoc, nawet wtedy, gdy uznałem sprawę za beznadziejną.  Ratunek przychodził zawsze niespodziewanie.
   Starałem się zrozumieć to nadprzyrodzone zjawisko, rozmawiałem z kilkoma osobami, lecz niczego konkretnego się nie dowiedziałem. W międzyczasie przypomniałem sobie, że św. o. Pio również otaczał zapach fiołków. Zacząłem szukać wyjaśnienia w Internecie. Znalazłem zdawkowe informacje o podobnych zjawiskach dotyczących Matki Bożej, że podczas niektórych objawień był odczuwalny zapach róż. Natomiast nigdzie nie znalazłem informacji odnośnie woni kadzidła. Jedynie przypomniałem sobie zdanie z jakiejś książki, że w Niebie rozchodzi się woń kadzideł i słychać śpiew chórów Anielskich. Przypomniałem sobie również fragment książki Marii Valtorty "Poemat Boga - Człowieka, w którym na pytanie: dlaczego po śmierci dusze nie idą od razu do nieba, Pan Jezus powiedział, że w Niebie panuje tak przeogromna miłość, że żadna dusza by tego nie wytrzymała. I tak doszedłem do przekonania, że zapach kwiatów był zapachem Matki Bożej, a woń kadzidła oznaczała Pana Jezusa.
…………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………………….

  Na kilka dni przed Świętem Miłosierdzia Bożego poczułem potrzebę bycia w tym dniu w Licheniu. Niestety złożyło się tak, że byłem bez pracy i bez dochodów. Ne było najmniejszej szansy by tam pojechać. Kolega, na którego mogłem liczyć, wyjechał do pracy za granicę. W sobotę poprzedzającą Święto Miłosierdzia Bożego byłem cały podminowany, emocje zupełnie mną zawładnęły. Do wizerunku Matki Bożej Fatimskiej powiedziałem: Mamusiu, gdybym miał chociaż 100 zł., to jutro rano pojechał bym do Lichenia.
   Niedzielny poranek był podobny do poprzedniego dnia. Emocje brały górę. Postanowiłem uczestniczyć w telewizyjnej Mszy św. Z Łagiewnik. …….. Ok. Godz. 9:30 zadzwonił telefon: nic mnie nie obchodzi,  masz dwadzieścia minut na wyszykowanie się, jedziemy do Lichenia - to był mój kolega Gienio. Później wyjaśnił, że we Francji spadł śnieg i wyjazd przesunięto o tydzień. Natomiast nie wiedzieć czemu, nagle poczuł potrzebę bycia w Licheniu.

    W Grąblinie byliśmy o dwunastej, zanim zaparkowaliśmy, to upłynęło trochę czasu. Msza św.  już się rozpoczęła, celebrował ją Biskup pełniący niegdyś posługę na Ukrainie wraz z drugim księdzem. Poleciłem się Matce Bożej i modliłem się. W pewnej chwili poczułem zapach woni kadzidła, jednocześnie poczułem ukłucie pod lewą pachą przesuwające się w kierunku środka klatki piersiowej. Odczułem to jakby ktoś wkładał mi szpilę. Gdy ta "szpila" dotarła do miejsca, w którym odczuwałem ból, nastąpiło na kilkanaście sekund uwolnienie od tego bólu. Zaraz też ten zapach kadzidła zniknął. Jednak nie był taki jak poprzednio, nie wypełniał Bazyliki, dochodził z lewej strony. Spojrzałem w tym kierunku i niczego nie zauważyłem. Widziałem jedynie przeszkoloną ścianę Bazyliki, za którą w ławkach byli modlący się ludzie. Pomyślałem, że tam odbywa się inna Msza św. Spojrzałem też na siedzącego obok mnie kolegę, ale on najwidoczniej niczego nie odczuł.
   Msza św. nadal trwała … i po pewnym czasie ponownie pojawił się ten sam zapach woni kadzidła dochodzący z lewej strony. Spojrzałem w tamtą stronę. Ludzie dalej siedzieli w ławkach za przeszklona ścianą. Spojrzałem na kolegę siedzącego z mojej prawej strony, a on na mnie. Spytałem - czujesz ? … teraz tak - odpowiedział.
……………………………………………………………………………………………………………………………………………………………

   Latem zapragnąłem przeczytać książkę. Sięgnąłem jedną z tzw. dobrych książek. Na samym początku zrodziło się pytanie, czy ja dobrze się modlę. Moje życie doczesne chwieje się w posadach, może jest coś z moją modlitwą nie tak. W niej znalazłem odpowiedź, że dobrze się modlę. Po przeczytaniu zrodziło się kolejne pytanie, na które znalazłem odpowiedź w kolejnej książce . Później były kolejne trapiące mnie dylematy i zawsze otrzymywałem ich wytłumaczenie. Odebrałem to tak, że jestem prowadzony.
   Zrodziło się pragnienie przystąpienia do Sakramentu Pokuty, pojednania z Bogiem i przyjęcia Najświętszego Sakramentu. To pragnienie również się ziściło. Po ponad trzydziestu latach wróciłem do Kościoła. Dziś moje życie niby jest takie same, jak poprzednio, ale zupełnie inaczej patrzę na sprawy wiary, zaczynam rozumieć treść i głębię modlitw, wiem , że jestem na dobrej, a właściwie najlepszej z dróg życiowych. I czuję, że jeszcze wiele musze się nauczyć i wiele zrozumieć.

  Wcześniej wspomniałem o mojej chorobie serca. 3 października 2012 roku ponownie zrobiłem badanie USG serca, wcześniej powiększone komory i mięsień serca wrócił do normy, a po zmianach zwyrodnieniowych zastawki aortalnej nie ma żadnego śladu. Pozostało tylko pobolewanie. Tego samego dnia zrodziło się kolejne pytanie: co dalej ? Do tej pory byłem przekonany, że będę miał w miarę spokojną egzystencję jako rencista, gdyż kardiomiopatia jest choroba nieuleczalną.
  
  Przez półtora dnia czułem niepewność. Odpowiedź otrzymałem przed modlitwą Kompleta …ORA ET LABORA… czyli  Módl się i pracuj.

                                                                                                                                                                                                                                                                        Krzysztof... Płock 23.10.2012 rok.

6 komentarzy:

  1. Chwała Panu!
    Piękne świadectwo Krzysztofie.Idź i nauczaj.
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bądź uwielbiona,bądź pozdrowiona moja Mateńko, Królowo Serc naszych !
    Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu!
    Dzięki Krzyś za to świadectwo! wyciska łzy...

    OdpowiedzUsuń
  3. Matka Boska Licheńska była ze mną i uratowała moje życie. W wypadku samochodowym10-02-2012 roku podczas dachowania. Nic mi się nie stało jedynie miałam siniaka na ramieniu lewej ręki. Bóg zapłać

    OdpowiedzUsuń
  4. No to wreszcie mam odpowiedz na pytanie....nie wiedzialam co to za zapach....przestraszylam sie sadzac,ze ktos a najpewniej jakas kobieta/czulam zapach kwiatow/ weszla mi do domu przez otware okno balkonowe gdy bylam w piwnicy.ogrod ni ogrodzony wiec wszystko mozliwe...no bo skad zapach kwiatow w peirwsze cieplejsze, wiosenne dni skoro jeszcze nawet lisci na drzewach nie ma.ale w domu bylo wszystko w porzadku i na swoim miejscu.Ptem ten sam zapach czulam jeszcze dwa razy.teraz,gdy zakwitly majowe kwiaty wie, ze to byl wlasnie taki zapach.
    czy to rzeczywiscie mogla byc Matka Boska?

    OdpowiedzUsuń
  5. gdy bylam z corka na pielgrzymce w sanktuarium w Lagiewnikach i kierowalismy sie juz do altokaru ,z grupka ludzi i naszym ks.wikariuszem ,nagle niewiadomo z kad ,poczulam tak piekny zapach wdychalam ta won ,a ona przybierala na inesywnosci. zaczelam sie rozgladac,pomyslalam sobie ze moze przy straganach palilo sie kadzidlo. w pewnej chwili won byla tak intesywna ze az zapieralo dech,spytalam sie mojej corki czy czuje ten zapach, powiedziala ze nie .spytalam sie jej o to dwukrotnie ,ale zaprzeczyla. Rozgladlam sie jeszcze po grupce ludzi ,wywnioskowalam ze nikt oprucz mnie nie czuje tego cudownego zapachu.zaczeli na mnie spogladac z pytaniem w oczach o czym ona mowi. nagle tak jak sie pojawil ten zapach tak szybko znikl.do dzisiejszego dnia glowilam sie co to bylo.szukalam odp w internecie .o ojcu pio tez czytalam.ale dopiero twoje swiadectwo dalo mi odp DzIEKUJE.ktoz jak BOG!!! CHWALA PANU JEZUSOWI ,MATCE NAJSWIETRZEJ :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja taki zapach czułam przed drzwiami mojego domu- ale fizycznie nie było możliwości żeby był ten zapach. Był to zapach delikatny i piękny jak nie z tego świata. Zapal czuła w godzinę śmierci mojego taty - tata zmarł w szpitalu na covid, więc o śmierci jeszcze nie wiedziałam. W czasie choroby zmawialam nowennę pompejańską....

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.