Całe ziemskie życie Jezusa było walką z Szatanem o zbawienie dusz. Bronią diabła była pokusa, aby Jezus – podobnie jak on sam – okazał Bogu nieposłuszeństwo, stawiając siebie na Jego miejscu. Bronią Jezusa było posłuszeństwo woli Ojca, wyrażonej przez Pisma. Jezus podjął tę walkę na pustyni, na początku tej fizycznej, a potem duchowej, w środowisku grzechu i śmierci, która jest jego następstwem. Jezus rozumiał swoją misję, jako wypełnienie woli Ojca, który posłał Go, „aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi” (Ef 1, 10). By to osiągnąć, Jezus musiał pokonać Szatana tam, gdzie ten był najsilniejszy: musiał pokonać śmierć. Nie chodzi tu wyłącznie o koniec życia biologicznego, lecz również o taki stan duszy, w którym nie ma ona dostępu do Ojca. Dlatego Jezus musiał sam doświadczyć śmierci, najbardziej bolesnej i niesprawiedliwej, której towarzyszy okrucieństwo oprawców i szyderstwo gapiów, po czym zmartwychwstać, kładąc definitywnie kres władzy diabła.
Św. Paweł następująco tłumaczy to misterium zbawienia w Pierwszym Liście do Koryntian:
„Ponieważ bowiem przez człowieka [przyszła] śmierć, przez człowieka też [dokona się] zmartwychwstanie. I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia. Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć. Wszystko bowiem rzucił pod stopy Jego. Kiedy się mówi, że wszystko jest poddane, znaczy to, że z wyjątkiem Tego, który mu wszystko poddał. A gdy już wszystko zostanie Mu poddane, wtedy i sam Syn zostanie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkich” (1 Kor 15, 21-28).
Historia wskrzeszenia Łazarza jest zapowiedzią tajemnicy paschalnej Jezusa, który objawił się, jako dawca życia. Jednak przede wszystkim wskazuje, że istnienie każdego człowieka ma swój początek w stwórczej woli Ojca, zaś cel w Jego chwale. Nawet śmierć przyjaciela była dla Jezusa „okazją”, aby objawiła się chwała Ojca:
„Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: «Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz». Jezus usłyszawszy to rzekł: «Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą». A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza” (J 11, 3-6).
Dowiedziawszy się o chorobie Łazarza, Pan zwlekał z udaniem się do jego domu. Z całą pewnością miał świadomość, że Maria i Marta liczą na Jego pomoc i jego śmierć stanie się źródłem ich cierpienia. Jego osobistego cierpienia również. Mimo to, wola Ojca była dla Niego najważniejsza. Jezus rozczarował uczniów, idąc do Jerozolimy, gdzie Jemu i Jego uczniom groziła śmierć, oraz rozczarował swoich przyjaciół, ponieważ nie uzdrowił Łazarza. Jezus nigdy nie traktował ludzi instrumentalnie, chociaż tak może się wydawać, ponieważ był zdeterminowany, by całkowicie wypełnić wolę Ojca. Co do tego aspektu Jego życia nie było żadnych kompromisów. Niewątpliwie cierpiał, widząc Matkę pod krzyżem, a jednak przyjął taką śmierć, ponieważ była ona częścią Jego misji, powierzonej Mu przez Ojca.
Zbawienie, którym Ojciec obdarza nas przez Syna jest darem, który wykracza poza nasze oczekiwania, jak wynika z rozmowy Jezusa i Marty. Siostra Łazarza, podobnie jak wcześniej Samarytanka i niewidomy, dzięki łasce Ducha Świętego, bezwarunkowo uznał w Jezusie Mesjasza:
„Marta rzekła do Jezusa: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga». Rzekł do niej Jezus: «Brat twój zmartwychwstanie». Rzekła Marta do Niego: «Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym». Rzekł do niej Jezus: «Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?» Odpowiedziała Mu: «Tak, Panie! Ja mocno wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat»” (J 11, 21-27).
Słowa Jezusa, jak często w Czwartej Ewangelii, można interpretować na sposób dosłowny i duchowy zarazem. Pan powiedział w jednym zdaniu, że kto w Niego wierzy nawet jak umrze, będzie żył, a w drugim, że kto żyje i w Niego wierzy, nie umrze na wieki. Oba zdania zdają się wykluczać, co wymusza na rozmówcy decyzję, czy odrzuca Jezusa, czy wierzy Mu bezwarunkowo. Podobna sytuacja miała miejsce, gdy Jezus mówił o spożywaniu swojego ciała i picia swojej krwi. Wówczas część Jego uczniów odeszła, ci zaś co pozostali, ustami Piotra wyznali wiarę w Jego mesjańskie pochodzenie:
„Rzekł więc Jezus do Dwunastu: «Czyż i wy chcecie odejść?» Odpowiedział Mu Szymon Piotr: «Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga” (J 6, 67-69).
Wówczas Jezus mówił o sakramencie Eucharystii, który ustanowi w noc, kiedy będzie wydany. Dziś, mówi o życiu wiecznym, które rozpoczyna się w momencie, gdy człowiek jednoczy się z Chrystusem w Jego mistycznym Ciele; nadprzyrodzonym życiu Bożego dziecka i dziedzica zaproszonego do uczestnictwa w chwale Ojca. To życie jest silniejsze od śmierci, ponieważ jest Bożym darem miłości dla tych, którzy wierzą, jak uczy św. Paweł:
„Dostąpiwszy więc usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej. Ale nie tylko to, lecz chlubimy się także z ucisków, wiedząc, że ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość - wypróbowaną cnotę, wypróbowana cnota zaś - nadzieję. A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany. Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy [jeszcze] byli bezsilni. A [nawet] za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami. Tym bardziej więc będziemy przez Niego zachowani od karzącego gniewu, gdy teraz przez krew Jego zostaliśmy usprawiedliwieni. Jeżeli bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna, to tym bardziej, będąc już pojednani, dostąpimy zbawienia przez Jego życie. I nie tylko to - ale i chlubić się możemy w Bogu przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego teraz uzyskaliśmy pojednanie” (Rz 5, 1-11).
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.