W czytaniach
na XVIII Niedzielę Kościół zaprasza nas do otwarcia serc i umysłów na tajemnicę
Bożej mądrości, szczególnie w tym jej aspekcie, który dotyczy naszego stosunku
do dóbr materialnych. Jezus uczy nas dziś, że są one – w naszej codziennej
drodze do Boga – narzędziem, które jak każde inne, może stać się okazją do
czynienia dobra i zła, dla naszego zbawienia i potępienia.
Dwunasty rozdział Ewangelii św. Mateusza rozpoczyna się nauką,
jaką Pan kieruje do swoich uczniów, zwanych w dalszej części „przyjaciółmi”.
Ten serdeczny, bezpośredni stosunek Jezusa do swoich uczniów jest cechą
wyróżniającą Go spośród innych rabbich, prowadzących działalność w ówczesnej
Palestynie. Jezus mówi wyraźnie w Ewangelii św. Jana: „To jest moje
przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt
nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół
swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję.
Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem
was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego.
Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście
szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o
cokolwiek Go poprosicie w imię moje” (J 15, 12-16).
Najważniejszą cechą łączącą Jezusa z Jego uczniem jest ta, że
uczeń jest przede wszystkim umiłowany. To właśnie miłość Chrystusa uprzedza
powołanie, jest mocą wzrastania ucznia i stanowi jego największą nagrodę. Z
doświadczenia tej miłości jak najbardziej konkretnej, którą doskonale
symbolizuje przebite włócznią serce Jezusa, rodzi się prawdziwa mądrość ucznia
– przyjaciela, która jest mądrością krzyża. Być uczniem to znaczy – posługując
się drogim Panu porównaniem do winnego krzewu – wrastać w Chrystusa i wrastać z
Chrystusem; pozwolić aby płynęła w nas życiodajna, uświęcająca limfa odwiecznej
Miłości łączącej Ojca i Syna. To intymne zjednoczenie z Nauczycielem jest
możliwe jedynie wówczas, gdy pozwolimy, aby Duch Święty dokonał w nas głębokiej
przemiany, w następstwie której zaczniemy myśleć jak Jezus, spoglądać na świat
Jego oczyma i postępować jak On; kiedy dobrowolnie przyjmiemy Jego los i
będziemy codziennie „dawać życie za przyjaciół swoich”, głosząc królowanie Boże
nad tym światem, który „bardziej umiłował ciemność”.
Przemawiając do swoich przyjaciół, Jezus wprowadza ich w tajemnicę
Bożej Opatrzności, w której wszystkie rzeczy ukazują się we właściwej
perspektywie. Nawet lęk przed śmiercią ciała ustępuje lękowi przed Szatanem i
wiecznym potępieniem. Dla chrześcijanina priorytetem staje się całkowite
poświęcenie powołaniu, o którym Zbawiciel powiedział: „Starajcie się naprzód o
królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6, 33).
Z tej perspektywy możemy czytać dzisiejszą perykopę. „Wtedy ktoś z
tłumu rzekł do Niego: «Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze
mną spadkiem». Lecz On mu odpowiedział: «Człowieku, któż Mię ustanowił sędzią
albo rozjemcą nad wami?»” (Łk 12, 13-14). Nie wiemy, czy żądanie anonimowego
słuchacza Jezusa jest zasadne, czy nie. Według Prawa żydowskiego starszemu
synowi należała się podwójna część spadku, być może brat rozmówcy Jezusa nie
uszanował Prawa i go skrzywdził. Jednak, podobnie jak ma się do również
dzisiaj, sprawy spadkowe były często źródłem nienawiści i podziałów między
najbliższymi członkami rodziny, które ciągną się latami, a nawet do śmierci.
Jezus, we właściwy sobie sposób, stanowczo odmawia rozmówcy zajęcia stanowiska
w tym sporze. Nie po to został posłany przez Ojca, aby być „sędzią albo rozjemcą
” (gr. kriten e meristen) w sprawach dotyczących majątku. Szczególnie
interesujący jest drugi zwrot, ponieważ greckie słowo „meristes”, które można
przetłumaczyć jako „arbiter, rozjemca”, dosłownie oznacza „rozdzielacz”. Jezus
nie chce być tym, który niczym sędzia rozdziela i odsyła do narożników
bokserów, którzy zapomnieli się w swojej zaciekłości. Często między
roz-dzieleniem i dzieleniem istnieje cienka granica, zaś dzielenie to domena
diabła, o czym świadczy nawet jego imię, którego „etymologiczny rdzeń implikuje
element podziału i oddalenia, wyrażony zarazem przez zaimek dia (połączony z
czasownikiem wskazuje na podział, przeciwstawienie, rywalizację) i czasownik
ballo rzucam coś, nie przejmując się gdzie upadnie)” (O. R. Talmelli, L. Regolo
„Diabeł”). Tymczasem działanie Pana Jezusa jest całkowicie odmienne, jak pisze
św. Paweł: „On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części [ludzkości]
uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur - wrogość. W swym ciele
pozbawił On mocy Prawo przykazań, wyrażone w zarządzeniach, aby z dwóch
[rodzajów ludzi] stworzyć w sobie jednego nowego człowieka, wprowadzając pokój,
i [w ten sposób] jednych, jak i drugich znów pojednać z Bogiem w jednym Ciele
przez krzyż, w sobie zadawszy śmierć wrogości” (Ef 2, 14-16). Jezus nie dzieli,
nie separuje, lecz godzi zwaśnione strony, uzdrawiając lekarstwem swojej
boskiej krwi ludzkie serca z chorób, o których pisał św. Jan: „Wszystko bowiem,
co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego
życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata” (1 J 2, 16). Istnieje tylko
jeden rodzaj podziału, który – choć nie jest wolą Chrystusa – stanie się
udziałem ludzkości. Jest to podział na tych, którzy będą głosić Jego Dobrą
Nowinę o królowaniu Boga i tych, którzy uznając ją za bluźnierstwo przeciw
Bogu, będą uciekać się do zbrodni, aby ją zniszczyć: „Brat wyda brata na śmierć
i ojciec swoje dziecko; powstaną dzieci przeciw rodzicom i o śmierć ich
przyprawią. I będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mojego imienia. Lecz
kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mk 13, 12-13).
Tym niemniej Jezus nie pozostawia swojego rozmówcy bez odpowiedzi.
Wynosząc całą sytuację na wyższy poziom i wychodząc od tego konkretnego
przypadku, przekazuje swoim słuchaczom uniwersalną prawdę o hierarchii wartości
i mądrość życiową, która prowadzi do zbawienia. „Powiedział też do nich:
«Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości (gr. pleonexias), bo nawet gdy
ktoś opływa [we wszystko], życie jego nie jest zależne od jego mienia»” (Łk 12,
15). W podobnym duchu Jezus już wcześniej zadał uczniom pytanie: „Bo cóż za
korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę
poniesie?” (Łk 9, 25). Chciwość, a nawet zbytnie, nieuporządkowane przywiązanie
do rzeczy materialnych, czyli mamony (aram. własność) jest śmiertelnym
zagrożeniem dla zbawienia, ponieważ niejako detronizuje Boga, sadzając na Jego
miejscu własne „ja”, nieustannie dręczone przez mniej lub bardziej wydumane
potrzeby. Taki człowiek, skupiony na samym sobie, staje się coraz bardziej
głuchy na Słowo Boże i na potrzeby bliźniego, i w rezultacie traci zdolność
kochania, pogrąża się w egoizmie oraz złudnym poczuciu samowystarczalności. Bóg
przestaje mu być potrzebny, moralność staje się uciążliwym dziwactwem. Wkrótce
osiąga on stan, który Psalmista opisuje następująco: „Mówi głupi (hebr. nabal)
w swoim sercu: "Nie ma Boga". Oni są zepsuci, ohydne rzeczy
popełniają, nie ma takiego, co dobrze czyni” (Ps 53, 2). Przypowieść o bogaczu,
którą Pan Jezus opowiada w dalszej części dzisiejszej perykopy, jest ilustracją
tego tragicznego procesu upadku człowieka będącego niewolnikiem własnego
powodzenia i bogactwa: „Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I
rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. I
rzekł: Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę
całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie
lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!” (Łk 12, 16-19). Cała historia zdaje
się być pochwałą dla ludzkiej przedsiębiorczości. Nawet natura zdaje się
sprzyjać obszarnikowi. A skoro natura, to przecież i Jej Stwórca. Kilkanaście
wieków później protestant Kalwin dojdzie do wniosku, że „głównym zadaniem
człowieka są praca i bogacenie się. Związane jest to z doktryną predestynacji,
zgodnie z którą człowiek nie ma wpływu na swoje zbawienie, a jedynie na
podstawie stanu swojej zamożności może „zgadywać”, czy należy do zbawionych,
czy nie” (M. Ziętek „Ekonomia, etyka…” w: www.dystrybucjonizm.pl). Tymczasem w
całej tej historii rozbrzmiewa głęboko fałszywa nuta, która sprawia, że zamiast
cieszyć się z posiadaczem ziemskim czujemy do niego niechęć. Otóż wszystko
zdaje się krążyć wokół niego: jemu pole dobrze obrodziło; on nie ma gdzie pomieścić
zbiorów: on zburzy swoje stare spichlerze; do większych, które zbuduje,
zgromadzi całe (swoje) zboże i swoje dobra. Wreszcie, polecenie odpoczywania,
jedzenia, picia i używania kieruje on wyłącznie do siebie. Bogaty obszarnik
jest niczym czarna dziura, która przyciąga i łapczywie wchłania wszelkie
światło, przemieniając je w ciemność. W postępowaniu bogacza nie ma dialogu z
Bogiem, ani z człowiekiem; brak w nim również wdzięczności dla Stwórcy
wyrażonej modlitwą i miłosierdziem okazanym bliźniemu. Posiadacz ziemski,
któremu zdaje się, że dzięki swojej przedsiębiorczości właśnie osiągnął pełnię
życia, w rzeczywistości jest martwy duchowo i mówiąc bez ogródek, jest głupi.
Tak, właśnie mówi o nim Wszechmogący, w przypowieści Pana Jezusa: „Lecz Bóg rzekł
do niego: "Głupcze (gr. Aphron), jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od
ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?" Tak dzieje się z
każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem»” (Łk
12, 20-21). Nieoczekiwana puenta przypowieści musiała być nieobca słuchaczom
Chrystusa, którzy z pewnością pamiętali Psalm 49 i słowa: „Nie obawiaj się,
jeśli ktoś się wzbogaci, jeżeli wzrośnie zamożność jego domu: bo kiedy umrze,
nic z sobą nie weźmie, a jego zamożność nie pójdzie za nim. I chociaż w życiu
sobie pochlebia: «Będą cię sławić, że dobrześ się urządził», musi iść do
pokolenia swych przodków, do tych, co na wieki nie zobaczą światła. Człowiek,
co w dostatku żyje, ale się nie zastanawia, przyrównany jest do bydląt, które
giną” (Ps 49, 17-21). Głupota bogacza opisanego w przypowieści i psalmie wynika
stąd, że w swoich kalkulacjach nie wziął pod uwagę najważniejszej prawdy, że
życie człowieka należy do Boga, i to właśnie On decyduje o początku i końcu
naszego ziemskiego pielgrzymowania: „Bo wszystkie dni nasze płyną pod Twoim
gniewem; kończymy nasze lata jak westchnienie. Miarą naszych lat jest lat
siedemdziesiąt lub, gdy jesteśmy mocni, osiemdziesiąt; a większość z nich to
trud i marność: bo szybko mijają, my zaś odlatujemy” (Ps 90, 9-10). Dlatego
Psalmista prosi Boga: „Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy osiągnęli mądrość
serca” (Ps 90, 12). To właśnie tej mądrości serca zwykle brakuje bogaczom,
którzy z gromadzenia dóbr materialnych czynią cel swojego życia. Tymczasem Pan
uczy nas innej zapobiegliwości, która okaże się pożyteczna, gdy staniemy na
progu śmierci: „Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie
niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się, i nie kradną. Bo gdzie jest twój
skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6, 20).
Jezus, który jest realistą i wie, że zawsze będą bogaci i biedni,
jak sam powiedział: „Bo ubogich zawsze macie u siebie i kiedy zechcecie,
możecie im dobrze czynić” (Mk 14, 7), wskazuje również tym pierwszym, w
przypowieści o obrotnym rządcy, drogę ratunku: „Pozyskujcie sobie przyjaciół
niegodziwą mamoną, aby gdy [wszystko] się skończy, przyjęto was do wiecznych
przybytków” (Łk 16, 9), chociaż podkreśla jednoznacznie: „Żaden sługa nie może
dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował;
albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i
Mamonie»” (Łk 16, 13). Drastyczne słowa Chrystusa, że „Łatwiej jest wielbłądowi
przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego»” (Mk 10,
25), dla Jego uczniów znaczyły tyle, że Bóg zamknął bramy zbawienia przed
bogatymi. Tymczasem ich zwątpienie wyrażone pytaniem: „«Któż więc może się
zbawić?»” (Mk 10, 26) jest dla Chrystusa okazją dla wypowiedzenia jednego z
najwspanialszych zdań w całej Ewangelii: „U ludzi to niemożliwe, ale nie u
Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe»” (Mk 10, 27). Dla Boga nie ma bowiem tak
wielkiego grzechu, którego nie przewyższyło by Jego miłosierdzie, oraz tak
tragicznej i rozpaczliwej sytuacji, w której nie mógłby się On okazać w pełni
Zbawicielem.
Tym niemniej należy zawsze pamiętać, że konsekwencją relatywizacji
i lekceważenia kary wiecznego potępienia, która grozi bogaczom zamykającym się
w skorupie egoizmu na potrzeby bliźnich, może być gorzka niespodzianka, jaka
spotkała bogacza z innej przypowieści Jezusa. Jest ona interesująca również
dlatego, ze Mistrz z Nazaretu zestawia w niej los bogatego i biedaka: „Żył
pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień
świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem
Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy
przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na
łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani,
pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego
łonie” (Łk 16, 19-23). Dla Jezusa sam fakt, że pod bokiem bogacza mógł żyć i
cierpieć drugi człowiek jest wystarczającym powodem dla potępienia tego
pierwszego. Szczególnie, że Objawienie Boże wystarczająco jasno ostrzega przed
konsekwencjami takiej bezduszności, według słów Abrahama z przypowieści:
„Odpowiedział mu: "Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z
umarłych powstał, nie uwierzą"»” (Łk 16, 31). Co Bóg myśli na temat
takiego postępowania czytaliśmy powyżej w Psalmie 49, natomiast w Psalmie 112
Autor natchniony ukazuje nam, że dobrobyt może rzeczywiście być
błogosławieństwem, o ile idzie za nim życie w autentycznym posłuszeństwie woli
Bożej: „Szczęśliwy mąż, który się boi Pana i wielkie upodobanie ma w Jego
przykazaniach. Potomstwo jego będzie potężne na ziemi: pokolenie prawych dozna
błogosławieństwa. Dobrobyt i bogactwo będzie w jego domu, a sprawiedliwość jego
przetrwa na zawsze. Wschodzi w ciemności jako światło dla prawych, łagodny,
miłosierny i sprawiedliwy. Dobrze się wiedzie mężowi, który lituje się i
pożycza, postępuje w swych sprawach uczciwie. Na pewno się nie zachwieje;
sprawiedliwy będzie w wiecznej pamięci. Nie będzie się lękał niepomyślnej
nowiny; mocne jego serce, zaufało Panu. Serce jego stateczne lękać się nie
będzie, aż z góry spojrzy na swych przeciwników. Rozdaje - obdarza ubogich,
sprawiedliwość jego będzie trwała zawsze; potęga jego wzmoże się ze sławą” (Ps
112, 1-9).
Dla uczniów Chrystusa, od których zacząłem to rozważanie,
postępowanie opisane przez Psalmistę jest niewystarczające, ponieważ Jezus
chce, aby poszli „na całość”. W przypowieści o bogatym młodzieńcu, z ust tego
ostatniego pada znamienne pytanie: „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby
otrzymać życie wieczne?” (Mt 19, 16), z którego wywiązał się bardzo pouczający
dialog: „Odpowiedział mu: «Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest
Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania». Zapytał Go: «Które?»
Jezus odpowiedział: «Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie
zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego, jak siebie
samego!» Odrzekł Mu młodzieniec: «Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi
jeszcze brakuje?» Jezus mu odpowiedział: «Jeśli chcesz być doskonały, idź,
sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem
przyjdź i chodź za Mną!» Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony,
miał bowiem wiele posiadłości” (Mt 19, 17-22). Dla bogatego młodzieńca
osiągnięcie życia wiecznego było związane z realizacją powołania do radykalnego
naśladowania Pana i do podążania za Nim ścieżkami, które wiodły Go do
Jerozolimy. Ponieważ każdy z nas otrzymał osobiste powołanie i z woli Bożej piastuje
niepowtarzalną funkcję w mistycznym Ciele Chrystusa, czym innym jest dla niego
doskonałość, do której zaprasza go Bóg. Interesującą interpretację historii
bogatego młodzieńca daje nam niemiecki kapłan, egzegeta Nowego Testamentu,
Gerhard Lohfink: „Wszystko to stanie się jeszcze jaśniejsze, jeśli poważnie
potraktujemy słowo kluczowe interpretacji Mateusza. Za słowem „doskonały” kryje
się hebrajskie słowo tamim. Tamim oznacza „cały”, „niepodzielony”, „zupełny”,
„nienaruszony”, „zdrowy”. Być doskonałym w sensie biblijnym nie oznacza zatem
perfekcji, lecz życie wobec Boga w sposób zupełny i niepodzielny. Bogacz nie
włączył swojego majątku do relacji z Bogiem i dlatego Jezus wymaga od niego
czegoś „więcej”. Jezus pragnie jego „całości”. Owa „całość” nie jest z
pewnością przywilejem uczniów. Uboga wdowa, która ofiarowuje jeden grosz, daje
wszystko, co ma, w przeciwieństwie do bogaczy, którzy oddają świątyni tylko
część ze swego zbytku. Wdowa w całości oddaje to, co posiada (Mk 21,41-44).
„Całość” jest u każdego człowieka inna. Dla jednego może to oznaczać
pozostawienie wszystkiego. Dla innych będzie to pozostanie w domu i oddanie
tego domu do dyspozycji posłańców Jezusa. Dla jeszcze innych może będzie to
tylko wręczenie kubka zimnej wody przechodzącym uczniom. Każdy, kto „w całości”
żyje dla swojego powołanie, żyje „doskonale” (G. Lohfink, „Jezus z Nazaretu…”).
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.