Perykopa ewangeliczna
wskazana przez Kościół na XXX niedzielę, ponownie wprowadza nas w
temat wędrówki Jezusa do Jerozolimy. Św. Marka nie interesuje to, co
wydarzyło się w zamożnym mieście Jerycho i poświęca temu wyłącznie jeden
werset: „Tak przyszedł do Jerycha” (Mk 10, 46). Co Jezus tam robił, czy
kogoś uzdrowił, czego nauczał, to wszystko nie ma dla Ewangelisty
znaczenia. Jerycho było pierwszym zdobytym miastem, które stało między
Izraelitami, a ziemią obiecaną. Jak czytamy w księdze Jozuego, następca
Mojżesza pokonał, z pomocą Bożą, to miasto, które następnie – jako
symbol pogaństwa i postawy wrogiej Bogu – z niszczył i obłożył klątwą:
„W owym czasie Jozue wypowiedział do ludu przysięgę: «Niech będzie
przeklęty przed obliczem Pana człowiek, który podjąłby się odbudować
miasto Jerycho: Za cenę życia swego pierworodnego [syna] założy
fundamenty, za cenę życia najmłodszego syna postawi bramy» (Joz 6, 26).
Klątwa ta wypełniła się za panowania króla Achaba, który odwrócił się od
Boga: w Samarii zbudował świątynię Baalowi i ustawił tam jego posąg,
oraz postawił aszerę, czyli drewniany pal związany z kultem bogini
Aszery, żony Baala. Autor natchniony pisze w Pierwszej Księdze
Królewskiej:
„Wskutek tego Achab jeszcze więcej czynił [złego] niż wszyscy królowie, którzy przed nim byli, drażniąc Pana, Boga Izraela. Za
jego czasów Chiel z Betel odbudował Jerycho według zapowiedzi Pana,
którą wyrzekł przez Jozuego, syna Nuna; założył jego fundamenty na swoim
pierworodnym, Abiramie, a na swoim najmłodszym, Segibie, postawił jego
bramy” (1 Krl 16, 33-34). W tym kontekście Jerycho, ze swoim
bałwochwalczym kultem Baala, palem służącym oddawaniu czci Bogini
Aszera, który może być postrzegany jako karykatura krzyża, wreszcie ze
śmiercią „pierworodnego”, będącą następstwem przekleństwa, może
symbolizować miejsce życia niezgodnego z wolą Boga, środowisko grzechu, z
którego należy jak najszybciej wyjść, poświęcając mu możliwie jak
najmniej uwagi i czasu. W księdze Wyjścia czytamy: „Mojżesz powiedział: «Tak mówi Pan: O północy przejdę przez Egipt. I pomrą wszyscy pierworodni w ziemi egipskiej(…). Wtedy przyjdą wszyscy słudzy twoi do mnie i oddadzą mi pokłon, i powiedzą: Wyjdź ty i cały lud twój, który idzie za tobą. I potem wyjdą». Mojżesz płonąc gniewem wyszedł od faraona (Wyj 11, 4, 8). Wyjście
Zbawiciela z Jerycha, można więc rozumieć jako nowy Exodus, wyjście
sytuacji bałwochwalstwa, grzechu i śmierci, które może nastąpić
wyłącznie za przewodnictwem Jezusa, ponieważ prawdziwy i jedyny Bóg tak „umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał”
(J 3, 16). Syn zaś jest dobrym pasterzem, który „daje życie swoje za
owce (J 10, 11), pozwalając się wywyższyć nad ziemię, aby wszystkich
przyciągnąć do siebie (por. 12, 32).
Ten sam akt zbawczy dokonany przez Jezusa jest jednocześnie
wypełnieniem obietnic, jakie prorocy wiązali z powrotem narodu wybranego
z niewoli babilońskiej. To wyzwolenie, będące wyłącznie dziełem Boga,
związanym ściśle z przebaczeniem Izraelitom ich grzechów i
bałwochwalstwa, za które karą była niewola babilońska, miało być czasem
powrotu w szczęściu i radości, jak zapowiada prorok Jeremiasz w
pierwszym czytaniu:
„To bowiem mówi Pan:
«Wykrzykujcie radośnie na cześć Jakuba,
weselcie się pierwszym wśród narodów!
Głoście, wychwalajcie i mówcie:
"Pan wybawił swój lud,
Resztę Izraela!"
Oto sprowadzę ich z ziemi północnej
i zgromadzę ich z krańców ziemi.
Są wśród nich niewidomi i dotknięci kalectwem,
kobieta brzemienna wraz z położnicą:
powracają wielką gromadą.
Oto wyszli z płaczem,
lecz wśród pociech ich przyprowadzę.
Przywiodę ich do strumienia wody
równą drogą - nie potkną się na niej.
Jestem bowiem ojcem dla Izraela,
a Efraim jest moim [synem] pierworodnym »” (Jr 31, 7-9).
Wobec
zniewolenia przez Rzymian, Żydzi wiązali obietnice prorockie z
nadejściem Mesjasza, który położy kres ich niedoli, pokona i przepędzi
wrogich pogan, zaprowadzi rządy Boga w Jego królestwie, w którym to oni
będą panować nad innymi narodami, stosując się do litery Prawa
ustanowionego przez Mojżesza. Jesus przyjął na siebie te oczekiwania,
oczyszczając je ze wszystkiego, co nie odpowiadało woli Jego Ojca, jak
czytamy w Ewangelii św. Łukasza:
„Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, natrafił na miejsce, gdzie było napisane:
Duch Pański spoczywa na Mnie,
ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie,
abym ubogim niósł dobrą nowinę,
więźniom głosił wolność,
a niewidomym przejrzenie;
abym uciśnionych odsyłał wolnymi,
abym obwoływał rok łaski od Pana.
Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione. Począł więc mówić do nich: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli» (Łk 4, 17-21).
Duch Pański spoczywa na Mnie,
ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie,
abym ubogim niósł dobrą nowinę,
więźniom głosił wolność,
a niewidomym przejrzenie;
abym uciśnionych odsyłał wolnymi,
abym obwoływał rok łaski od Pana.
Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione. Począł więc mówić do nich: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli» (Łk 4, 17-21).
Zatem Jezus wychodzi z
Jerycha, a z nim jego uczniowie i spory tłum. Uczniowie, mimo braku
zrozumienia dla zbawczej natury misji Jezusa, trwają przy Nim, podobnie
tłum: nie chcą pozostać w sytuacji grzechu, pokładają nadzieje w Panu.
Tymczasem niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza siedzi przy
drodze. W ewangelii św. Marka te pozorne szczegóły są bardzo istotne.
Pamiętamy, że droga była miejscem, gdzie ziarno Słowa nie miało wielkich
szans wzejść, ponieważ „skoro je usłyszą, zaraz przychodzi szatan i porywa słowo zasiane w nich (Mk
4, 15). Jednak Bartymeusz siedzi „przy” (gr. para) drodze, zatem nie do
końca podlega niszczącemu działaniu Złego i jest dla niego szansa na
ratunek, mimo że znajduje się w dramatycznej sytuacji: z jakiegoś,
bliżej nie znanego powodu stracił wzrok, w konsekwencji, jako kaleka
pozbawiony wsparcia spadł na najniższy szczebel pozycji społecznej i
stał się pozbawionym wszelkich praw żebrakiem zdanym wyłącznie na łaskę i
niełaskę innych ludzi.
W rzeczywistości, w postaci Bartymeusza św. Marek nawiązuje do postawy
osób, które nam przedstawił we wcześniejszych perykopach. Ślepota,
podobnie jak inne choroby, była postrzegana jako efekt grzechu, o czym
świadczy pytanie uczniów: „Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził
niewidomym - on czy jego rodzice?” (J 9, 2). Wprawdzie Bartymeusz nie
zawsze był niewidomy, ale nie poprawiało to jego pozycji w oczach innych
Żydów, ponieważ według ówcześnie panującego przekonania chorobę zsyłał
na daną osobę lub na jego potomków Bóg jako karę za grzechy. Uznany
powszechnie za grzesznika i będąc żebrakiem, staje on w jawnej opozycji
wobec bogatego młodzieńca, który był dumny z tego, że od dzieciństwa
przestrzega Bożych przykazań (por. Mk 10, 26). Jednocześnie, pozbawiony
praw i zepchnięty na margines społeczny, przypomina Bartymeusz dziecko,
które Jezus stawia przed uczniami, jako wzór tych, do których należy
królestwo Boże (por. Mk 10, 15). Szczególnie wyraźnie widać to w
odniesieniu do epizodu z ostatniej niedzieli, w którym spragnieni chwały
i zaszczytów okazali się być dwaj najbliżsi uczniowie: Jakub i Jan. O
tym, że św. Marek odnosi się pośrednio do tych właśnie uczniów świadczy
fakt, że chory jest tu w ogóle zapamiętany z imienia; imię to tłumaczy
się: „Honorat”, ponieważ pochodzi od greckiego czasownika timao, który
oznacza „oddaję cześć, honoruję” (czyli jest aluzją do prośby Jakuba i
Jana); jak również sposób, w jaki jest on przedstawiony: „Bartymeusz, syn Tymeusza”.
Każdy Żyd wiedział, że słowo „bar” oznacza „syn”, mamy więc do
czynienia z powtórzeniem, które bezpośrednio odwołuje się do
przedstawienia: „synowie Zebedeusza, Jakub i Jan” (Mk 10, 35).
Definitywnym potwierdzeniem tej tezy jest identyczne pytanie, z jakim
Jezus zwrócił się wcześniej do swoich apostołów, a teraz do niewidomego.
Przekaz jest następujący: Jakub, Jan i Bartymeusz są ślepi duchowo, a
ten ostatni dodatkowo fizycznie.
Początkowo zachowanie niewidomego, który skądinąd budzi nasze
współczucie, bynajmniej nie jest po myśli Jezusa i wskazuje raczej na
to, że postrzega on mesjańską misję Pana w kategoriach politycznych i
narodowo – wyzwoleńczych. Św. Marek pisze: „Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida,
ulituj się nade mną!» Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on
jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!»” (Mk 10,
47-48). Nazarejczycy uchodzili za rewolucjonistów, mesjasz miał
pochodzić z rodu Dawida, poza tym u św. Marka demon, który usiłuje
przeszkodzić Panu w jego zbawczej misji, woła do Niego, ustami osoby
opętanej: „Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku?” (Mk 1,
24). To wszystko skłania do wniosku, że Bartymeusz, podobnie jak
uczniowie, nie pojmuje misji Jezusa tak, jak On sam ją jednoznacznie
przedstawia: pokorną misję Sługi Bożego, który będzie wydany, pobity i
zamordowany, a trzeciego dnia zmartwychwstanie.
Mimo to, Jezus go słyszy. Być może chce skorzystać z okazji, aby
jeszcze raz podkreślić zbawczy wymiar swej posługi, a być może ujęło Go
dramatyczne wołanie żebraka, zgodnie ze słowami Psalmu 34: „Oto biedak
zawołał, a Pan go usłyszał, i wybawił ze wszystkich ucisków” (Ps 34, 7).
Zatrzymuje się więc i każe go przywołać. Co istotne, Zbawiciel sam nie
wzywa niewidomego, ale posługuje się „wieloma”, którzy wcześniej go
uciszali. Ich rola w pierwszej chwili może wydawać się negatywna:
uciszają żebraka, który woła o największą „jałmużnę” swojego życia,
którą jest miłosierdzie Boga, objawiające się w czynach i słowach Jego
Syna. Jednak, jeżeli przyjmiemy, że Bartymeusz zwracał się do Jezusa jak
do przyszłego przywódcy zbrojnego ruchu wyzwoleńczego, czego Pan starał
się dotąd za wszelką cenę uniknąć, to ich postępowanie nie jest tak
jednoznacznie negatywne. Jeśli dodamy, że na wezwanie Jezusa
odpowiedzieli aktem miłosierdzia, w którym nie ma śladu zazdrości, czy
niechęci, a raczej wsparcie: „Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię” (Mk
10, 49), to ich rola w naszej perykopie jawi się w zupełnie innym
świetle.
Zachowanie niewidomego jest znamienne: „On zrzucił z siebie płaszcz,
zerwał się i przyszedł do Jezusa” (Mk 10, 50). Dla biedaka płaszcz był
przedmiotem niezbędnym do życia: w zimne dni służył za okrycie, nocami
za posłanie; było to w pewnym sensie również jego narzędzie pracy,
ponieważ rozkładał je przed sobą podczas żebrania. Odrzucając płaszcz i
porzucając swoje miejsce, w którym zdobywał środki do życia, Bartymeusz
zostawia wszystko, co posiada i całe swoje dotychczasowe życie,
analogicznie do Jakuba i Jana, którzy przerwali naprawę sieci i na słowo
Jezusa, zostawiwszy ojca wraz z najemnikami, poszli za Nim (por Mk 1,
20). Chrystus pyta syna Tymeusza, podobnie jak wcześniej zapytał synów
Zebedeusza: „Co chcesz, abym ci uczynił?” (Mk 10, 51). Możemy tylko
domyślać się jak w tej znamiennej chwili czuje się Bartymeusz. Pogrążony
w ciemnościach, zdezorientowany kakofonią dźwięków wydawanych przez
tłum podniecony nieoczekiwanym zwrotem wydarzeń, staje przed
Człowiekiem, który musi być TYM Mesjaszem, przyszłością Izraela. Czuje
zapach Jego potu zmieszany z zapachami innych ludzi, którzy popychają
go, tłocząc się wokół; chwyta się Jego płaszcza lub odczuwa
podtrzymujący go uścisk silnych, stwardniałych od struga dłoni i słyszy
pytanie, które sprawia, że wszystko wokół nagle przestaje się liczyć.
Wie, że od tej jednej odpowiedzi zależy cała jego przyszłość. Nie waha
się jednak i mówi: „Rabbuni, żebym przejrzał” (Mk 10, 51). Nie prosi o
życie wieczne, będące kontynuacją dostatnio przeżytego życia na ziemi;
ani o godności i zaszczyty w królestwie Bożym, lecz o odzyskanie wzroku,
a z nim normalnego, zdrowego życia, które prowadził zanim oślepł (św.
Marek posługuje się tu czasownikiem anableto, który tłumaczy się jako
„widzieć ponownie”). I wie, że Jezus jest jego jedyną nadzieją.
Podobnie jak kobieta chora na krwotok, która przezwyciężając własny
wstyd, oraz lęk przed tłumem i reakcją samego Mistrza, dotknęła się Jego
płaszcza, powodowana niezłomną wiarą w Jego uzdrawiającą Moc (por. Mk
5, 25-34). Jezus wypowiada podobne słowa, będące jednocześnie
obwieszczeniem uzdrowienia, jak i posłaniem zarówno wobec chorej na
krwotok kobiety: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości!’ (Mk 5, 34), jak niewidomego żebraka: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (Mk 10, 52).
Pan zdaje się wskazywać tymi słowami na pewną prawidłowość, wiążącą
ściśle głęboką wiarę z uzdrawiającą mocą Bożego miłosierdzia. W tym
kontekście Bóg, nie tracąc nic ze swojej wszechmocy i wolności,
przypisuje „zasługę” naszej wierze, wskazując w ten sposób na jej
potęgę, gdyż, odwołując się do Jego Ojcowskiej miłości, czyni Go niejako
bezradnym i zmusza do udzielenia łaski, o która prosimy. Sam Jezus uczy
nas o tym: „I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a
znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi,
otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z
was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy
zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu
skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary
swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym,
którzy Go proszą»” (Łk 11, 9-13).
Być może nie bez znaczenia w dialogu Jezusa z Bartymeuszem jest również
sposób, w jaki niewidomy zwrócił się do Niego. Słowo „Rabbuni”, to
znaczy „Mój Mistrzu”, występuje tylko dwa razy w NT. Drugi raz pada z
ust Marii Magdaleny, przy pustym grobie Jezusa: „Gdy to powiedziała,
odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to
Jezus. Rzekł do niej Jezus: «Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?»
Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: «Panie, jeśli
ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę».
Jezus rzekł do niej: «Mario!» A ona obróciwszy się powiedziała do Niego
po hebrajsku: «Rabbuni», to znaczy: Nauczycielu!” (J 20, 14-16). Z
Jezusem można rozmawiać i wcale Go nie „widzieć”, bo do tego trzeba oczu
wiary i miłości. W tym sensie należy rozumieć słowa Pan w Jego dialogu z
uczniami, cytowanym wcześniej, dotyczącego mężczyzny ślepego od
urodzenia: „Jezus odpowiedział: «Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego,
ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże. Potrzeba nam
pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc,
kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem
światłością świata»” (J 9, 3-5).
Jak podaje św. Marek: „Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą” (Mk
10, 52). Bartymeusz dostał drugą szansę i, w odróżnieniu od bogatego
młodzieńca, korzysta z niej, stając się uczniem Jezusa. Jednak, podobnie
jak Dwunastu, czeka go jeszcze jedna, o wiele trudniejsza próba wiary,
którą sam Zbawiciel definiuje przed swoim pojmaniem, cytując proroka
Zachariasza: „Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane:
Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada” (Mk 26, 31). Nigdy się nie
dowiemy, czy wyszedł z niej zwycięsko – przynajmniej na tym świecie.
Możemy jednak z całych sił starać się, aby światło wiary nigdy nie
zgasło w naszych sercach, a chwile próby, stały się okazją dla jej
wzrostu.
Liturgię słowa z dzisiejszej niedzieli znajdziemy pod linkiem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.