Strony

Róże Różańcowe

Warto posłuchać

6.12.2020

„Przygotujcie drogę Panu,


Dla Niego prostujcie ścieżki!
” (Mk 1, 3).

W pierwszą niedzielę Adwentu Kościół wzywał nas do czuwania, dziś zaś wzywa nas do przygotowania dróg przychodzącemu Panu: „Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Dla Niego prostujcie ścieżki!” (Mt 1, 3). Kiedy już nauczymy się trwać w postawie czujnego wyczekiwania na przyjście Zbawiciela, a co za tym idzie nie damy się uśpić fałszywym przekonaniom, przed którymi ostrzega św. Paweł: „Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy – jak niektórzy są przekonani, że Pan zwleka” (2 P 3, 9), wówczas możemy przystąpić do duchowych „prac budowalnych”, do których wzywa nas prorok Izajasz, a po nim Kościół święty, który w Chrystusie uznał tego, o którym prorokował Izajasz:Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę; aby obwieszczać rok łaski Pańskiej” (Iz 61, 1-2) . Zresztą sam Jezus, podczas nabożeństwa sprawowanego w nazaretańskiej synagodze, potwierdził, że to właśnie w Nim wypełniają się natchnione słowa proroka: „Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione. Począł więc mówić do nich: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli” (Łk 4, 20-21).

Warto w tym miejscu rozważyć tajemnicę Boga, jako Tego, który przychodzi. To Jego przychodzenie, w ogóle Jego nieustanny ruch, działanie, jest dla nas wzorem, swoistym planem budowy, dzięki któremu będziemy w stanie, o ile nad tym popracujemy prowadzeni przez łaskę i nią wspierani, prawidłowo wykonać prace melioracyjne i niwelacyjne terenu naszych serc i dusz, przez co Pan łatwiej i głębiej je przeniknie i uświęci. Jedyną bowiem granicą Bożego działania jest nasza wola współpracy, lub jej brak.

Św. Paweł w Liście do Rzymian napisał: „Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła” (Rz 1, 20). Wystarczy elementarna znajomość kosmologii, czy astronomii, aby wiedzieć, że od pierwszej chwili stworzenia, którą naukowcy utożsamiają z Wielkim Wybuchem, wszystko co istnieje jest w nieustannym ruchu: począwszy od podstawowej „porcji” energii i materii, a skończywszy na gromadach galaktyk, które od miliardów lat uciekają od siebie z niewyobrażalną prędkością.

Ten wszechobecny ruch jest ikoną natury samego Boga, który choć jest nieporuszonym jego źródłem, to w nieprzeniknionej tajemnicy trzech Osób jako Ojciec rodzi Syna, jako Syn zrodzony odpowiada z miłością na miłość Ojca, zaś obaj – w niewysłowionym dialogu odwiecznej miłości – tchną równego im w bóstwie Ducha Świętego. Bóg w swoim wewnętrznym życiu miłości jest tak dynamiczny, aktywny, że niejako „wychodzi poza siebie” i stwarza byty, które są nie – boskie, w tym człowieka: istotę łączącą w sobie harmonijnie materię i ducha, którego Stwórca postanawia ubóstwić.

W rajskim ogrodzie, w którym osadził pierwszych ludzi, Bóg przechadzał się, dotrzymując im towarzystwa. Do czasu, gdy złamali Jego zakaz i popełnili grzech pierworodny, Adam i Ewa mogli spacerować razem z Bogiem, nie musieli wykonywać żadnych „prac drogowych” (w ogóle nie musieli pracować), aby doświadczać Jego bliskości. Grzech zmienił wszystko: „Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu” (Rdz 3, 8). W konsekwencji „Bóg wydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę ziemię, z której został wzięty” (Rdz 3, 23). Dotyczyło to również, a może przede wszystkim, wymiaru duchowego. Między Stwórcą a człowiekiem powstały rowy i nierówności kolejnych grzechów, które zmieniły nasze serca w zeschłą, spękaną ziemię, która często rodzi cierń i oset, zamiast owoców miłych Bogu. Potrzeba było Najświętszej Krwi Chrystusa, aby uczynić ją na nowo glebą urodzajną, przynoszącą owoce nawrócenia „smakujące” Bogu.

Myślę, że po wygnaniu człowieka raj stał się dla Boga pusty, mimo wszystkich roślin i zwierząt, które tam pozostały. Dlatego z tą samą miłością, z którą człowieka stworzył, teraz wyruszył za nim, aby go zbawić. Zejście z Niebios do Edenu, aby dotrzymywać człowiekowi towarzystwa, a następnie wejście za nim na „przeklętą ziemię” (por. Rdz 3, 17), aby odbudować więź, którą prarodzice zniszczyli swoim nieposłuszeństwem, było swoistą antycypacją kenozy Słowa, które stało się ciałem, gdyż „Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19, 10).

W historii Abrahama Bóg objawia się jako Ten, który przychodzi, nawiązuje dialog, a następnie towarzyszy ze swoją obietnicą i błogosławieństwem: „Pan ukazał się Abrahamowi pod dębami Mamre, gdy ten siedział u wejścia do namiotu w najgorętszej porze dnia. Abraham spojrzawszy dostrzegł trzech ludzi naprzeciw siebie. (…) Rzekł mu [jeden z nich]: «O tej porze za rok znów wrócę do ciebie, twoja zaś żona Sara będzie miała wtedy syna»” (Rdz 18, 1; 10).

Podobnie ma się rzecz z historią Mojżesza, którego Bóg powołuje na swojego przedstawiciela, starotestamentalnego „apostoła” wybawienia swojego ludu z niewoli egipskiej: „Gdy Mojżesz pasał owce swego teścia, Jetry, kapłana Madianitów, zaprowadził [pewnego razu] owce w głąb pustyni i przyszedł do góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. [Mojżesz] widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego. (…). Pan mówił: «Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców, znam więc jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód” (…). Idź przeto teraz, oto posyłam cię do faraona, i wyprowadź mój lud, Izraelitów, z Egiptu” (Wj 3, 1-2; 7-8; 10). Pan towarzyszy swojemu ludowi, jak niegdyś prarodzicom, w jego wędrówce ku ziemi obiecanej, pod widomym przewodnictwem Mojżesza: „A Pan szedł przed nimi podczas dnia, jako słup obłoku, by ich prowadzić drogą, podczas nocy zaś jako słup ognia, aby im świecić, żeby mogli iść we dnie i w nocy. Nie ustępował sprzed ludu słup obłoku we dnie ani słup ognia w nocy” (Wj 13, 21-22). Ich wędrówka musi trwać aż czterdzieści dni. Tyle potrzeba było, aby lud wreszcie wyprostował ścieżki swojego serca i dostąpił łaski wejścia do Ziemi Obiecanej.

Misja św. Jana Chrzciciela polega na przygotowaniu narodu wybranego do wejścia w pełnię czasów, która nastała po wcieleniu Słowa i do całkowicie nowej relacji z Bogiem obecnym w Swoim Synu, jak pisze św. Paweł: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna. Jego to ustanowił dziedzicem wszystkich rzeczy, przez Niego też stworzył wszechświat. Ten [Syn], który jest odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty, podtrzymuje wszystko słowem swej potęgi” (Hbr 1, 1-3). Jan Chrzciciel nie zna w pełni natury zbawczej misji , ale musiał usłyszeć od swojej matki, Elżbiety, że jego kuzyn jest Panem, oraz jako człowiek, który przez surową ascezę wiele lat przygotowywał się do swojej misji, doświadcza intuicyjnie majestatu Tego, przed którym tańczył w łonie swojej matki, gdy pozdrowią ją brzemienna Maryja, jak Dawid przed Arką Starego Przymierza. Teraz musi stać się, jak Mojżesz, tym, który przygotuje naród wybrany, przez wyznanie grzechów i chrzest, akty żalu i oczyszczenia, na przyjęcie nadchodzącego Mesjasza, Emmanuela – Boga z Nami: „Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. (…) I tak głosił: «Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym»” (Mk 1, 4; 7 – 8).

Jednak nawet „największy narodzony z niewiasty”, jak nazwał Jana Chrzciciela Jezus, nie spodziewa się, że przychodzący Chrystus, którym „grozi” grzesznikom, sam przyjmie chrzest z jego rąk, w kontynuacji kenozy Boga, który aby ocalić każdego człowieka, nie waha się przyjąć na siebie, w wodach Jordanu, wszystkich grzechów ludzkości, aby zanieść je na drzewo hańby i zniszczyć nieskończoną miłością i ofiarą. Aby zaś zbawcza moc płynąca z Paschy Zbawiciela mogła nieustannie promieniować na całą udręczoną grzechami ludzkość, On sam zostaje z nami pod postaciami chleba i wina, i nieustannie przychodzi do nas, przez dar Eucharystii, jako pokarm duchowy i fizyczny, w niepojętym akcie miłości, która nie zna granic.

Dopiero w świetle historii zbawienia, która znajduje swój szczyt w Passze Chrystusa, możemy zrozumieć czym jest prawdziwe prostowanie dróg przychodzącemu Bogu. Autentyczny żal za popełnione grzechy, oraz pokorne przyjęcie łaski płynącej z sakramentów świętych, są niczym symboliczna, pierwsza łopata wbita na duchowym placu budowy naszego nawrócenia. Wszelkie pozostałe działania muszą wypływać z posłuszeństwa Chrystusowi Eucharystycznemu, który niczym doskonały inżynier wskaże nam najlepszy sposób przygotowania dróg Jego kolejne, liturgiczne przyjście w Betlejem i powtórne przyjście w chwale. Być może będzie to nasza osobista kenoza, wyjście z wygodnego i bezpiecznego świata, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, ku niewiadomemu przeznaczeniu, wówczas naszą siłą będzie wiara, dar Ducha Świętego, którego podczas chrztu udzielił nam miłujący Bóg. Paraklet czyni nas bowiem synami Bożymi i dziedzicami chwały, w którą przyoblecze nas Pan, gdy przyjdzie.

                                                                              Arek. 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.