Strony

Róże Różańcowe

Warto posłuchać

9.02.2020

„Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5, 16).

Słynna łacińska sentencja autorstwa Owidiusza finis coronat opus (koniec wieńczy dzieło) jest wyrazem przekonania rzymskiego poety, co do celowości i komplementarności racjonalnego działania. Przekonanie to nabiera dla uczniów Jezusa pewności, wynikającej z objawienia, w odniesieniu do najważniejszego wymiaru ludzkiego istnienia, to znaczy do naszej relacji z Bogiem, od którego, jako Stwórcy, pochodzimy i do którego, jako Dawcy życia wiecznego, zmierzamy.

Tym, co daje nam siłę do tej nierzadko mozolnej wędrówki ku niebu, a jednocześnie wskazuje nam właściwą ku niemu drogę, jest łaska płynąca z miłości i wiary. Uczy nas o tym św. Piotr w swoim Pierwszym Liście: „Wy, choć nie widzieliście, miłujecie Go; wy w Niego teraz, choć nie widzicie, przecież wierzycie, a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary - zbawienie dusz” (1 P 1, 8-9). Pisze to człowiek, który na własne uszy słyszał wzywające do rewizji życiowych priorytetów pytania Jezusa: „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?” (Mt 16, 26).

Jednocześnie Książe Apostołów wskazuje nam drogę do osiągnięcia „zbawienia duszy”, polegającą na dążeniu do świętości:  „Nie stosujcie się do waszych dawniejszych żądz, gdy byliście nieświadomi, ale w całym postępowaniu stańcie się wy również świętymi na wzór Świętego, który was powołał, gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty” ( 1 P 1, 14-16). To również są echa słów Zbawiciela, usłyszanych przez św. Piotra podczas Kazania na Górze: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5, 48).

Końcem każdego człowieka, wierzącego, czy nie, który wieńczy dzieło jego ziemskiej wędrówki jest spotkanie z Bogiem, przed którym będzie musiał zdać relację z tego, jak spożytkował dar życia, o czym pisze św. Paweł:  „Wszyscy przecież staniemy przed trybunałem Boga. Napisane jest bowiem: Na moje życie - mówi Pan - przede Mną klęknie wszelkie kolano, a każdy język wielbić będzie Boga. Tak więc każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu” (Rz 14, 10-12).

 Uczniowie Jezusa, powołani do upodobniania się do swego Pana w życiu doczesnym, dostrzegają ostateczny cel swojego istnienia w uczestniczeniu w Jego chwale: „Jeżeliśmy bowiem z Nim współumarli, wespół z Nim i żyć będziemy. Jeśli trwamy w cierpliwości, wespół z Nim też królować będziemy” (2 Tm 2, 11-12). „Królowanie” z Chrystusem jest nagrodą za naszą ofiarną odpowiedź na łaskę Boga, który „daje cierpliwość i pociechę”. Do Niego modli się św. Paweł za nas: „niech sprawi, abyście wzorem Chrystusa te same uczucia żywili do siebie i zgodnie jednymi ustami wielbili Boga i Ojca Pana naszego Jezusa Chrystusa. Dlatego przygarniajcie siebie nawzajem, bo i Chrystus przygarnął was - ku chwale Boga” (Rz 15, 7-7). Jedynie ten, kto doświadczył „przygarnięcia” przez Zbawiciela, jest w stanie, na mocy ścisłego z Nim zjednoczenia, „przygarniać” innych ludzi… 

Jezus, prawdziwa sól ziemi i światłość świata, wzywa nas, abyśmy – doświadczywszy Jego miłości i nią rozpaleni – uczestniczyli w Jego zbawczej misji, której finałem będzie wieczne z Nim królowanie: „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5, 12).

W Starym Testamencie Bóg jest światłością i obrońcą  dla tych, który postępują sprawiedliwie, jak głosił Psalmista: „Pan światłem i zbawieniem moim: kogóż mam się lękać? Pan obroną mojego życia: przed kim mam się trwożyć?” (Ps 27, 1); „Pan miłuje tych, co zła nienawidzą, On strzeże życia swoich świętych, wyrywa ich z ręki grzeszników. Światło wschodzi dla sprawiedliwego i radość dla ludzi prawego serca” (Ps 97, 10-11). Prorok Izajasz poszedł krok dalej i obiecał, że ci, którzy będą postępować sprawiedliwie i miłosiernie sami będą promieniować światłością, dzięki bliskości Źródła wszelkiej świętości: „Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwała Pańska iść będzie za tobą (…); wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem. Pan cię zawsze prowadzić będzie, nasyci duszę twoją na pustkowiach” (Iz 58, 8. 10-11). Wszelka świętość jest darem Boga, którego udziela On obficie każdemu, kto szczerze o niego prosi. Jednym ograniczeniem jest nasze posłuszeństwo woli Boga, która wyraża się miłości do Niego i do bliźniego. W tym ostatnim przypadku, przez konkretne uczynki miłosierdzia względem duszy i ciała.

Jezus swoim nauczaniu podjął tradycję prorocką i ją udoskonalił. Przede wszystkim podkreślił, że ostatecznym celem istnienia każdego człowieka jest oddawanie chwały Ojcu. W relacji do tego powszechnego powołania, uczeń Syna Bożego ma zadanie szczególne: jest wezwany, aby każdego dnia upodabniać się do swojego Pana, „którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą. Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła” (Dz 10, 38). Dzięki głębokiemu zjednoczeniu z Tym, który powiedział o sobie: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8, 12), uczeń otrzymuje łaskę stania się „lampą” i umożliwia innym dostrzeżenie w czynionym przez siebie dobru miłość Boga do człowieka. Tym właśnie różni się dobro czynione przez chrześcijanina, od filantropii, iż jego ostatecznym celem jest skłonienie beneficjenta do oddania chwały Bogu, co z kolei otwiera go na Boży dar zbawienia, na to, aby on również doświadczył zbawczych promieni Wschodzącego Słońca, które nas nawiedza, „by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju” (Łk 1, 79).

Bóg w swoim nieskończonym miłosierdziu obdarza niektórych ludzi szczególną łaską doświadczenia mocy Chrystusa Światłości świata, aby stali się świadkami Jego zbawczej miłości. Św. Jan Apostoł napisał w Apokalipsie: „I będą oglądać Jego oblicze, a imię Jego - na ich czołach. I [odtąd] już nocy nie będzie. A nie potrzeba im światła lampy i światła słońca, bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi i będą królować na wieki wieków” (Ap 22, 4-5). W swojej mądrości Kościół umieścił ten fragment w Komplecie w kontekście „odejścia”, do którego nawiązuje następująca po Responsorium Krótkim Pieśń Symeona, oraz modlitwa kończąca się zdaniem: „Noc spokojną i śmierć szczęśliwą niech nam da Bóg wszechmogący, Ojciec i Syn, i Duch Święty”.

Z powyższego fragmentu Słowa Bożego możemy wywnioskować, że dla tych, którzy przeszli na tamten świat w przyjaźni z Bogiem, „środowiskiem” światła/życia/szczęścia jest relacja z naszym Panem, a przez Niego z Ojcem w Duchu Świętym. Św. Jan Paweł II mówił o niebie: „W kontekście Objawienia wiemy, że «niebo» lub «szczęśliwość», w której się znajdziemy, nie jest abstrakcją czy też fizycznym miejscem pośród obłoków, lecz żywą i osobistą więzią z Trójcą Świętą. Jest to spotkanie z Ojcem, które się urzeczywistnia w Chrystusie Zmartwychwstałym dzięki komunii Ducha Świętego” (Jan Paweł II, Audiencja generalna 21 lipca 1999).

W sposób niezwykły tę prawdę potwierdzają osoby, które miały doświadczenia z pogranicza śmierci (NDE – Near Death Experience). Jednym z elementów tego doświadczenia jest spotkanie ze „świetlistą osobą”, w której świadkowie rozpoznali Pana Jezusa. Nie przesądzając o autentyczności tego rodzaju świadectw, szczególnie, że nie można tu mówić o definitywnym, nieodwracalnym przekroczeniu progu śmierci, warto przytoczyć jedno z nich, jako przyczynku do refleksji, niejako z perspektywy końca wieńczącego dzieło naszego życia, nad naszą relacją z Jezusem – Światłością świata.

Cytat pochodzi z książki „ Za progiem śmierci” Patricka Theilliera, katolickiego lekarza pracującego w Biurze Medycznym przy Sanktuarium w Lourdes.

„Młody amerykański żołnierz George Richtie, który dostał gorączki na skutek wyczerpującego treningu i którego uznano za zmarłego, opowiada o swoim spotkaniu ze świetlistym źródłem: „To był On. Nie można było spojrzeć mu w twarz, zbyt mocno świecił. Zauważyłem, że w pomieszczeniu  nie pojawiło się światło, ale Człowiek, a dokładnie Człowiek ze światłą… Upadłem na kolana, a kiedy się podnosiłem, poczułem głęboko w sobie, bez najmniejszej wątpliwości, że znalazłem się w obecności Syna Bożego. […] Poza wszystkim również z niezrozumiałą wewnętrzną pewnością wiedziałem, że ten Człowiek mnie kocha. Z jego obecności emanowała moc, a przede wszystkim bezwarunkowa miłość. Zdumiewająca miłość. Miłość, której nie wyobrażałem sobie nawet w najśmielszych marzeniach…” (Patrick Theillier, „Za progiem śmierci”, s. 49).

                                                                   Arek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.