Strony

Róże Różańcowe

Warto posłuchać

3.11.2019

„Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19, 10).


  Dzisiejsza perykopa ewangeliczna jest swoistą kontynuacją nauki Jezusa rozpoczętej w przypowieści o faryzeuszu i celniku, którą słyszeliśmy w zeszłym tygodniu. 


  Jej puenta była dla ówczesnych Żydów rewolucyjna i wywracała całą koncepcję Bożej sprawiedliwości, którą uważano za niepodważalną. Warto ją sobie przypomnieć, ponieważ stanowi jedno z najistotniejszych zasad Bożej ekonomii:

„Celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: "Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!" Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony” (Łk 18, 13-14).

Historia spotkania Jezusa z Zacheuszem wyjaśnia słuchaczom Jezusa jakie jest źródło i natura usprawiedliwienia, którego doświadczył skruszony celnik z przypowieści. Źródłem jest zbawcza wola Ojca, zaś naturą jest płynące z odwiecznej miłości Syna do Ojca posłuszeństwo paschalne, o którym pisze św. Paweł w Liście do Filipian: „uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 8).

Podobnie jak w przypowieści o faryzeuszu i cenniku, również w dzisiejszej perykopie Jezus, chcąc podkreślić uniwersalność boskiego daru zbawienia, posługuje się swoistą hiperbolą, wybierając na swojego interlokutora i gospodarza nie zwykłego celnika, osobę „wyjątkową”:

„Potem wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A [był tam] pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników (gr. architelones, dosł. arcycelnik) i bardzo bogaty” (Łk 19, 1).

Zacheusz był wyjątkowy w sensie negatywnym: był „zwierzchnikiem celników”, to znaczy, że „nie wywodził się z grona zwykłych celników, którzy pochodzili w niższych warstw społecznych. Zwierzchnicy, tacy jak nasz bohater – podpisywali z okupantem, czyli Rzymianami, dwunastomiesięczną umowę dotyczącą egzekwowania podatków. Objętą kontraktem należność wpłacali do rzymskiego skarbca z góry, a potem przez rok starali się, aby pieniądze im się zwróciły. (…) arcycelnicy na procederze ściągania od ludzi pieniędzy robili wielkie fortuny. Wszyscy o tym wiedzieli, dlatego szczerze ich nienawidzili. (…) Niechęć czy wręcz nienawiść wobec przedstawicieli tej grupy zawodowej byłą tak wielka, że sądzono, iż celnicy nie mogą liczyć na Boże miłosierdzie, ponieważ nie są w stanie policzyć, ilu ludzi w ciągu życia oszukali. Gdy któryś z nich przychodził do świątyni jerozolimskiej, aby złożyć na nią ofiarę, kapłani przyjmujący datki odsyłali go z kwitkiem. Argumentowali to tym, że pieniądze celników są nieczyste, ponieważ dorobili się oni na biedzie innych” (ks. Krystian Malec „Mistrz z Nazaretu”, s. 297-298).

Mając na uwadze powyższy opis, jak również pamiętając ważną regułę Bożej ekonomii objawionej przez Jezusa: „Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6, 21), łatwo zrozumieć, że w oczach Stwórcy Zacheusz był bankrutem. Psalmista pisze bez owijania w bawełnę o grzesznych bogaczach: „Człowiek, co w dostatku żyje, ale się nie zastanawia, przyrównany jest do bydląt, które giną” (Ps 49, 21). Również Jezus dostrzega ich dramatyczną, w kontekście życia wiecznego, sytuację: „Jak trudno bogatym wejść do królestwa Bożego. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego” (Łk 18, 24-25). Jednak Pan obejmuje również tych duchowych nędzarzy do swojej zbawczej misji: „Zapytali ci, którzy to słyszeli: «Któż więc może być zbawiony?» Jezus odpowiedział: «Co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u Boga»” (Łk 18, 26). Słowo Wcielone ukazuje nam dzisiaj zbawczą wszechmoc Boga, który arcygrzesznika „uwolnił (…) spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie - odpuszczenie grzechów” (Kol 1, 13-14).

Zacheusz bowiem był również wyjątkowy w sensie pozytywnym:

„Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić” (Łk 19, 3-4).

W pierwszej kolejności miał on w sobie wielkie pragnienie zobaczenia Jezusa, który go fascynował do tego stopnia, że mimo świadomości bycia wykluczonym ze społeczności zbawionych, arcycelnik postanowił zrobić wszystko, aby ujrzeć Nauczyciela z Nazaretu. Poza tym, był on do tego stopnia zdeterminowany, aby spełnić swoje pragnienie, że schował do kieszeni swoją dumę i nie bacząc konwenanse zrobił to, co przystoi jedynie dzieciom: wspiął si e na sykomorę. W tym sensie przypomina on celnika z zeszłotygodniowej przypowieści: tamten wszedł do świątyni, w której był niemile widziany i nie zważając na negatywne komentarze pobratymców „bił się w piersi i mówił: "Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” (Łk 18, 13). Dla niego liczył się w tym momencie jedynie Bóg i Jego przebaczenie, w które wierzył wbrew panującym powszechnie przekonaniom; podobnie dla Zachariasza – który wspinając się niczym chłopiec na drzewo, nieświadomie spełnił warunki przynależności do królestwa niebieskiego, według słów Zbawiciela: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim”(Mt 18, 3-4) – liczył się tylko Jezus, którego arcycelnik „koniecznie” chciał zobaczyć.

Historia spotkania Jezusa z Zacheuszem jest dla Trzeciego Ewangelisty niezwykle ważna. Jest ona bowiem, podobnie jak przypowieść o synu marnotrawnym, do której jest w wielu punktach zbliżona, swoistą syntezą dotychczasowego nauczania Jezusa o Bożym miłosierdziu, które nie wyklucza nikogo. Dlatego św. Łukasz niejako przygotowuje nas do niej opowieścią o uzdrowieniu ślepego pod Jerychem, który, gdy dowiedział się, że Pan przechodzi, „zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!” (Łk 18, 37-38). Jedyną „bronią” zdeterminowanego ślepca był pokorny, chociaż natrętny krzyk, wbrew uciszającemu go tłumowi:

„Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy się zbliżył, zapytał go: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Odpowiedział: «Panie, żebym przejrzał». Jezus mu odrzekł: «Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu” (Łk 18, 39-43).

Podobnie było w przypadku Zacheusza. Nikt nie mógł się domyślać, że Jezus wszedł do Jerycha, aby spotkać się z być może najbardziej znienawidzonym ( nie bez racji) mieszkańcem miasta. Nawet sam zainteresowany, którego słowa Zbawiciela całkowicie zaskoczyły:

„Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę (gr. dei me, dosł. trzeba mi ) się zatrzymać w twoim domu». Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany” (Łk 19, 5-6).

Spojrzenie Jezusa „w górę” na grzesznika „wywyższonego” na Sykomorze, oraz Jego słowa wyrażają istotę misji, jaką obdarzył Go Ojciec. W drodze do Jerozolimy Jezusowi „trzeba” było wejść do domu Zacheusza, „zdjąwszy go” wcześniej z drzewa, ponieważ tylko On, Syn Boży ma moc zbawczą, która objawiła się właśnie na drzewie: „A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba (gr. dei), by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne” (J 3, 14-15). Każdy, a zatem również „ubogi” duchowo bogacz Zacheusz współpracujący z rzymskim okupantem w zbrodniczym procesie ekonomicznego wyniszczania narodu, którego był członkiem, jeżeli z wiarą przyjmie dar zbawienia.

Jak pisze o. Silvano Fausti SJ: Zacheusz „nie mógł wejść na taras, gdyż nikt by nie przyjął do domu nieczystego grzesznika. Nie miał innego wyboru, jak tylko wspiąć się na drzewo. Jezus także wstępuje do Jerozolimy, by być wywyższonym na krzyżu – drzewie królestwa Bożego, które przyjmuje wszystkich. Jest to drzewo ubóstwa, uniżenia i skrajnej pokory, dźwigające grzech świata. Adam, powołany do tego, by być podobnym do Boga, pomylił drzewa i wszedł na drzewo potęgi. Zacheusz, z uzdrowionym wzrokiem, spina się na drzewo. Ono pozwoli mu zobaczyć niemoc Tego, który pod tym drzewem przechodzi, ponieważ „musi” wejść, by zatrzymać się u każdego maluczkiego. Na tym drzewie, prawdziwym drzewie życia, Zacheusz pozna dobro, bez jakiejkolwiek domieszki zła: „Dobrego Mistrza”, Syna Człowieczego, który przechodzi i wypełnia Pisma. Zobaczy swojego Pana (…) Mały i nieczysty Zacheusz musi zejść, ponieważ na drzewo wejdzie ktoś najmniejszy i najbardziej nieczysty ze wszystkich – Ten, który nie znał grzechu, a dla nas stał się grzechem i przekleństwem (por. 2 Kor 5, 21; Ga 3, 13). Dlatego teraz wstępuje do Jerozolimy” (O. Silvano Fausti „Wspólnota czyta Ewangelię według św. Łukasza” s. 674-675).

Arcycelnik Zacheusz otworzył serce na wezwanie Chrystusa i z radością, która jest darem Ducha Świętego, przyjął pod swój dach Zbawiciela świata. Wydał też „owoc nawrócenia”, którego brakowało celnikowi z przypowieści, ponieważ obiecał zadośćuczynić za zło wyrządzone bliźnim:

„Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę». Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie». Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło»” (Łk 19, 6-10). 

                                                             Arek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.