W perykopie ewangelicznej, którą Kościół rozważa podczas dzisiejszej Liturgii Słowa, Chrystus dokonuje swoistej syntezy misji rodzącego się Kościoła w świetle mocy swego Zmartwychwstania, wynosząc ją na wyższy, paschalny wymiar.
Podobnie jak w zeszłą niedzielę, inicjatywa leży całkowicie po stronie Pana, który wchodzi w życie uczniów, aby dopełnić posłania, którego udzielił im podczas swego ziemskiego nauczania. „Pierwszego dnia tygodnia” (J 19, 20) Zbawiciel przyniósł pokój Apostołom, którzy trwali pogrążeni w smutku i lęku co do swojej przyszłości. Wówczas Pan włączył ich w swoją misję jednania i udzielił im, w mocy Ducha Świętego, władzy odpuszczania grzechów: „A Jezus znowu rzekł do nich: «Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam». Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane»” (J 20, 21-23).
Wydaje się
jednak, że uczniowie nie podjęli jeszcze powierzonej im misji. Wrócili
bowiem do dawnego życia w Galilei, nad Morzem Tyberiadzkim, które
porzucili, gdy poszli za Jezusem.
Wprawdzie trwali razem, uznając w Szymonie swojego przywódcę, lecz ta jedność nie była pełna, o czym świadczy dialog Piotra i trwających przy nim Apostołów: „Szymon Piotr powiedział do nich: «Idę łowić ryby». Odpowiedzieli mu: «Idziemy i my z tobą». Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili” (J 21, 3). Piotr nie czuje się do końca przywódcą, nie mówi: Pójdźmy łowić ryby! Nie czuje się autorytetem, może dlatego, że dręczy go wspomnienie swojego trzykrotnego zaparcia się Pana.
Wprawdzie trwali razem, uznając w Szymonie swojego przywódcę, lecz ta jedność nie była pełna, o czym świadczy dialog Piotra i trwających przy nim Apostołów: „Szymon Piotr powiedział do nich: «Idę łowić ryby». Odpowiedzieli mu: «Idziemy i my z tobą». Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili” (J 21, 3). Piotr nie czuje się do końca przywódcą, nie mówi: Pójdźmy łowić ryby! Nie czuje się autorytetem, może dlatego, że dręczy go wspomnienie swojego trzykrotnego zaparcia się Pana.
Może dlatego
ich wspólny wysiłek nie przynosi oczekiwanego efektu. Może to doświadczenie
niemocy ma przygotować uczniów, podobnie jak u zarania ich przyjaźni z Jezusem,
na trudy czekającej ich wkrótce „pracy” rybaków ludzi, w której efekty ich
apostolskiego posługiwania zależeć będą wyłącznie od woli Bożej. „Rybak
zazwyczaj działa po omacku; zarzuca sieć, ale nie wie, czy uda się cokolwiek
złapać. Nieraz trudzi się całą noc na próżno. Nawet wtedy, gdy pracuje za dnia,
sięga w wieczną noc głębin. Co więcej, nie wybiera ryb, które schwyta. Do sieci
wpada wszystko, co znajdzie się w jej zasięgu. (…) Rybołówstwo to sztuka, w
której trzeba zrezygnować z kontroli nad sytuacją, a oprzeć się na zaufaniu.
(…) Rybak zarzuca sieć; zanim cokolwiek się w nią złapie, musi wypuścić ją z
rąk. Zdać się na zaufanie” (Fabrice Hadjadj „Zmartwychwstanie.
Instrukcja obsługi”, s. 192-193). Innymi słowy, uczniowie muszą nauczyć się
pokory i zaufania Jezusowi, które Piotr wyraził owego pamiętnego dnia, gdy na
polecenie Jezusa: „Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!” (Łk 5,
4), nad swoje rybackie doświadczenie przedłożył posłuszeństwo woli Pana i
odpowiedział: „Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na
Twoje słowo zarzucę sieci” (Łk 5, 5).
Właśnie
dlatego, „gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu” (J 21, 4) i
niejako odtworzył cudowny połów, który miał miejsce trzy lata wcześniej. Dał
się przy tym poznać jako Ten, który mówi do swoich uczniów: „Chodźcie,
posilcie się!” (J 21, 12); jako Pan, który „przyszedł, wziął chleb i
podał im - podobnie i rybę” (J 21, 13), nawiązując w ten sposób do
cudownego rozmnożenia chleba i ryb dla tłumów, nad którymi się litował „byli
bowiem jak owce nie mające pasterza” ( Mk 6, 34). To właśnie zadaniem
uczniów, którzy dotąd myśleli jedynie po ludzku („Odpraw ich! Niech idą do
okolicznych osiedli i wsi, a kupią sobie coś do jedzenia” (Mk 6, 36)),
było, według Ewangelii św. Marka, nakarmienie tłumów („Wy dajcie im jeść!”
(Mk 6, 37)). Oni też stali się pośrednikami miedzy Jezusem a tłumami, Jego
rękoma, które rozdają pokarm ziemski, będący zapowiedzią pokarmu na życie
wieczne: „A wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił
błogosławieństwo, połamał chleby i dawał uczniom, by kładli przed nimi;
także dwie ryby rozdzielił między wszystkich” (Mk 6, 41). Jednak,
aby w pełni podjąć się misji, którą wyznaczył im Bóg przed założeniem świata i
gdy nadeszła pełnia czasów objawił przez swojego Syna, uczniowie musieli
nauczyć się kochać Jego sercem i jak On stać się darem dla innych.
Jezus
przygotował posiłek dla uczniów i włączył do niego to, co złowili jedynie
dzięki posłuszeństwu Jego słowu: 153 ryby, symbolizujące wszystkie narody,
które zostały powołane do zbawienia przez wiarę w Ojca, Syna i Ducha Świętego.
W ten sposób Pan niejako przypomniał im, że od pierwszego cudownego połowu
zostali wezwani do uczestnictwa w Jego dziele zbawczym, które zostało
dopełnione przez Jego Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie: „Jak Ojciec Mnie
posłał, tak i Ja was posyłam” (J 20, 21). „Idźcie więc i nauczajcie
wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez
wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 19-20). Ta obecność
Chrystusa w Kościele wyrazi się w Jego Słowie, sakramentach świętych, oraz
osobie Piotra i jego następców, którzy stanowić będą widomy znak jedności
wspólnoty wierzących.
W
dzisiejszej perykopie Piotr odgrywa znaczącą rolę, która wyróżnia go z pośród
uczniów. On podejmuje inicjatywę udania się na połów, którą podejmują
pozostali; on – usłyszawszy z ust umiłowanego ucznia, że nieznajomy, który
nazywa ich „dziećmi” i każe zarzucić sieci po całej nocy nieudanego połowu, „To
jest Pan!” (J 21, 7) – odziewa się i rzuca w morze, trawiony nagłym
pragnieniem, aby upaść do nóg tego, którego wprawdzie się zaparł, lecz nigdy
nie przestał kochać; on wreszcie, zostaje z tej miłości przeegzaminowany i ten
bolesny, lecz niezbędny proces oczyszczenia staje się integralnym elementem
jego apostolskiej tożsamości, aby ani on sam, ani żaden z Jego następców nigdy
nie zapomniał, iż tym, co wyróżnia papieża nie jest w pierwszej kolejności
władza kluczy, lecz głęboka, pokorna miłość do Chrystusa, który prawdziwą
wielkość upatrywał w autentycznej pokorze: „Jeśli kto chce być pierwszym,
niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!” (Mk 9, 35).
Na
specyficzny dla siebie sposób prawdę tę wyraził cytowany wcześniej Fabrice
Hadjadj, francuski filozof, nawrócony z ateizmu na katolicyzm:
„Ktoś by
podejrzewał, że ten nieudacznik Piotr stanie na wysokości zadania? A jednak.
On, który nie dał rady iść po wodzie, teraz daje nura w jezioro. Najpierw
zarzuca sieć, potem rzuca się sam. A kiedy wreszcie dociera do brzegu,
trzykrotnie wyznaje swoją miłość Chrystusowi, i to trzykrotne wyznanie stanowi,
według słów św. Augustyna, zadośćuczynienie za to, że trzy razy się go wyparł.
W dialogu między Zmartwychwstałym a Piotrem jest jednak coś, co może nas
zaskoczyć. Jezus dwa razy pyta apostoła: „Czy miłujesz mnie?”, używając
czasownika agapo, który oznacza miłość duchową, doskonałą. Piotr dwukrotnie
odpowiada twierdząco, ale z uporem powtarza phileo, jakby chciał powiedzieć:
kocham cię jak serdecznego przyjaciela, miłością ludzką i emocjonalną. Znowu
wszystko mu się plącze? Czy to jeszcze jeden skecz z jego udziałem?
Chyba nie.
Piotr po prostu nie przecenia już swoich sił. Nie zarzeka się, że tak,
oczywiście, on „miłuje więcej, aniżeli ci”. Zamiast upierać się przy swoim, zdaje
się na Pana („Ty wiesz, że Cię kocham”). A już na pewno nie wyrywa się z
zapewnieniem, że miłuje w sposób doskonały. Rozumie teraz, że agape przerasta
jego możliwości. A przecież chciałby kochać tak bardzo (dlatego smuci się,
kiedy Jezus, zwracając się do niego po raz trzeci, spuszcza z tonu i pyta, czy
Piotr kocha Go miłością philia). Nauczył się pokory… I dzięki niej wystąpił w
jeszcze jednym skeczu. Zmartwychwstały mówi mu: „Pójdź za mną!”. A cóż robi
Piotr? Natychmiast ogląda się wstecz. Nie potraci wykonać nawet tak
prostego polecenia? Wręcz przeciwnie – jest więcej niż posłuszny. Obraca się ku
uczniowi, którego Jezus miłował. On, który zawsze wyrywał się pierwszy, teraz
myśli tylko o braciach: „Panie, a co z tym będzie?” Inni mają pierwszeństwo.
Piotr święcie wierzy, że jest mniej ważny, mniej godny. I właśnie dlatego on
zostaje wikariuszem Chrystusa” (Fabrice Hadjadj, op.cit, s. 202 –
204).
Jezus
Zmartwychwstały, który jest jedynym prawdziwym Panem czasu i przestrzeni, Alfą
i Omegą wspominaną podczas liturgii Nocy Paschalnej, swoją uświęcającą
obecnością przemienia dzisiejszy, nieudany połów uczniów w swoistą epiklezę,
wspomnienie pierwszego połowu, znaczącego moment powołania pierwszych uczniów,
a wśród nich Szymona Piotra. Zbawiciel zamyka między oboma tymi wydarzeniami –
które dzięki Jego boskiej interwencji z pustki przechodzą w obfitość – niczym w
swoistą klamrę historię miłości Boga do odkupionej ludzkości reprezentowanej
przez apostołów/podwaliny Kościoła, czyniąc ze swojego mistycznego Ciała, jakie
będzie rozrastać się na cały świat dzięki apostolskiej misji Dwunastu, miłą
Bogu ofiarę, która odnajduje swoją pełnię w Eucharystii, doskonałej ofierze
miłości.
Właśnie w
optyce przemiany, oraz ofiary teolog Romano Guardini postrzega rozmowę Jezusa z
Piotrem: „Również tutaj zostaje podjęty, przemieniony i poprowadzony dalej
dawniejszy wątek. W Piotrze już się coś zmieniło. Na pytanie, czy miłujesz mnie
więcej aniżeli ci?”, nie odważa się już, jak uczyniłby to zapewne dawniej,
odpowiedzieć po prostu: „Tak”, lecz mówi nieśmiało: „Panie, Ty wiesz, że Cię
miłuję”. Kiedy pytanie to powtarza się po raz drugi i trzeci, dostrzega, co to
znaczy: że jest to wezwanie do skruchy za trzykrotne wyparcie się. Zarazem
jednak otrzymuje potwierdzenie słów wypowiedzianych w Cezarei Filipowej: ma być
skalnym fundamentem i otrzymać klucze królestwa niebieskiego; ma być pasterzem
prowadzącym baranki i owce – całą owczarnie jego Pana. Wszystko, co było
pozostaje. Pozostaje Jezus i pozostaje Piotr, i pozostaje to, co się wydarzyło,
ale wszystko jest na swój sposób święty przemienione… A jaką ofiarą ma się to
zakończyć, mówią ostatnie słowa. Jakże są one brzemienne; brzemienne
wspomnieniem” (Romano Guardini, „Bóg. Nasz Pan Jezus Chrystus. Osoba i
życie”, s. 494-495).
Arek
Coraz bardziej uczę się tego, że nie jest najważniejsze to, co się robi, ale to czy mój wybór konkretnego działania ma związek z Chrystusem. Pójdź za Mną! - wybrać to, do czego zaprasza Chrystus spośród wielu innych możliwości i zaufać. Tak często pojawiają się okoliczności czasem trudne, które być może pokazują, którędy droga. Bywa tylko, że nawet i one nie łatwe mogą być do odczytania - wtedy chodzi się we mgle, niekiedy naprawdę umęczonym. Pojawia się pytanie: co jeszcze mogę uczynić, by Boga prawdziwie rozpoznać ... ? Może ktoś podzieli się własnym doświadczeniem ...
OdpowiedzUsuń