Strony

Róże Różańcowe

Warto posłuchać

10.02.2019

„Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!” (Łk 5, 4).

   Dzisiejsza perykopa ewangeliczna w szczególny sposób wskazuje na eklezjalny wymiar zbawczego działania Boga. Po chrzcie w Jordanie, namaszczony Duchem Świętym, Jezus zaczyna głosić wypełnienie się Bożych obietnic i nastanie Królestwa Bożego. 
  Znaki, które przy tym czyni stanowią potwierdzenie, że nie jest On kolejnym samozwańczym mesjaszem, lecz zapowiadanym przez Izajasza Sługą Jahwe. Zbawienie ofiarowane przez Jezusa każdemu, kto w Niego uwierzy, nie nastąpiło bowiem na skutek krwawego powstania, lecz dzięki Jego ofierze paschalnej, kiedy to – jak uczy nas św. Paweł – nas, „umarłych na skutek występków i "nieobrzezania" waszego [grzesznego] ciała, razem z Nim przywrócił do życia. Darował nam wszystkie występki, skreślił zapis dłużny obciążający nas nakazami. To właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża” (Kol 2, 13-14).

Pełne mocy nauczanie Jezusa spotkało się od pierwszych chwil z entuzjastyczną odpowiedzią tłumu, który „cisnął się do Niego aby słuchać słowa Bożego a On stał nad jeziorem Genezaret ” (Łk 5, 1). Wówczas okazało się, że Jezus sam sobie nie poradzi i potrzebuje pomocy: „zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy” (Łk 5, 2-3).  

Jezus, który ze swoją Dobrą Nowiną wchodzi w naszą codzienność, nie traktuje nas nigdy jako biernych odbiorców łaski Bożej, lecz prosi, abyśmy przemienili to, czym jesteśmy i co posiadamy w użyteczne narzędzia zbawienia naszego i naszych braci. Aby tak się stało musimy otworzyć się na słowo Pana, zawierzyć Mu i pozwolić, aby „usiadł” w naszym życiu i nadał mu nowy sens. W przypadku Szymona były to jego umiejętności rybackie i łódź, którą Pan mógł się posłużyć, aby wygodniej i skuteczniej nauczać tłumy. Warto się zastanowić, co w naszym życiu odpowiada łodzi Szymona: zdolności, nabyte umiejętności, pozycja społeczna… Co ja mogę dać Jezusowi do dyspozycji, aby posłużył się mną w swojej zbawczej misji, którą kontynuuje w Kościele świętym?
Dzisiejsza parabola uczy nas również, że Jezus jest Panem wymagającym. Gdy już kogoś wybierze, to prowadzi go do doskonałego wypełnienia swojej woli, podobnie jak On doskonale wypełnił wolę Ojca, który „własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał” (Rz 8, 32). Być uczniem Jezusa to znaczy pozwolić Mu przeobrazić siebie na Jego podobieństwo, dać się wydać na chwałę Boga i pożytek innych.
Korzystając z uprzejmości właściciela łodzi, który na Jego prośbę „nieco odbił od brzegu”, Jezus, „Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!»” (Łk 5, 4). To musiała być dla rybaka – profesjonalisty nie lada próba. Nie dość, że Nauczyciel przeszkodził mu w płukaniu sieci, to teraz uczy go jak łowić ryby, wydając przy tym polecenie, które dla każdego rybaka jest po prostu niedorzeczne: skoro całą noc nie udało im się niczego złowić, to jakim cudem miałoby się to udać w dzień?! Mimo to, Szymon, ryzykując swoim autorytetem, postawił wolę Jezusa ponad swoją: „Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci” (Łk 5, 5). Posłuszny woli Zbawiciela, Szymon wypłynął na głębię dosłownie i w przenośni, w nadziei, że Mistrz wie, co robi. Słowo Jezusa stało się dla niego ważniejsze, niż Jego dotychczasowe doświadczenie życiowe i zadziałało niczym katalizator jego decyzji będącej „głupstwem” w oczach innych rybaków.
Myślę, że Jezus właśnie wówczas mógł zobaczyć w Szymonie coś, co sprawiło, że nie tylko uczynił go rybakiem ludzi, ale ustanowił skałą, na której zbudował swój Kościół. Wprawdzie Piotra czekał jeszcze długi, czasami dramatyczny proces upodobniania się do Jezusa, który w Ogrójcu, wobec zbliżającej się straszliwej męki duchowej i fizycznej, ponad swoją wolę postawił wolę Ojca, a Jego ostatnim słowem było potwierdzenie swojego całkowitego i bezwarunkowego posłuszeństwa: „Wykonało się” (J 19, 30), lecz już wówczas Zbawiciel dostrzegł w nim ucznia, który – gdy nadejdzie jego „godzina” – nie ulęknie się swego krzyża, lecz czując się niegodnym, by umierać jak Mistrz, poprosi, aby ukrzyżowano go głową w dół.
W tym kontekście cud obfitego połowu, który nastąpił, gdy Szymon zaparł się samego siebie, przez co, w pewnym sensie, „umarł” dla samego siebie i okazał posłuszeństwo woli Bożej, można interpretować jako zapowiedź obfitego wylania przez Ducha Świętego łaski na rodzący się Kościół. Jezus, nawiązując do swojej zbawczej śmierci, powiedział do swoich uczniów: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne” (J 12, 24-25). Jednak nie tylko śmierć fizyczna, lecz każde nasze „umieranie” rozumiane jako wyrzeczenie się wszystkiego, co nas oddziela od Jezusa i przyjmowanie z pokorą i w posłuszeństwie woli Bożej wszystkiego, co nas do Niego upodabnia, choćby wiązało się to z cierpieniem, przynosi owoc na życie wieczne, którego obfitość poznamy w pełni w Dniu Ostatecznym.
Potwierdzeniem paschalnego charakteru dzisiejszej perykopy może być fakt, że św. Jan opowiada o innym, cudownym połowie ryb w ostatnim rozdziale swojej Ewangelii. Również wówczas Apostołowie, pod przewodnictwem Piotra udali się na nocny połów, z którego wrócili z niczym. Na polecenie Jezusa Zmartwychwstałego, którego wówczas nie rozpoznali, zarzucili sieci i zebrali takie mnóstwo ryb, że nie moli ich wyciągnąć. Wówczas „Powiedział więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: «To jest Pan!» Szymon Piotr usłyszawszy, że to jest Pan, przywdział na siebie wierzchnią szatę - był bowiem prawie nagi - i rzucił się w morze” (J 21, 7). Podobny cud, który sprawił, że Piotr rozpoznał w Jezusie Pana Świętego („Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny” (Łk 5, 8)), teraz pozwolił mu rozpoznać w Nim Pana Zmartwychwstałego.
O ścisłej relacji między byciem uczniem Chrystusa a uczestnictwie w Jego paschalnej ofierze uczy nas Kościół w swoim Katechizmie:
Krzyż jest jedyną ofiarą Chrystusa, "jednego pośrednika między Bogiem a ludźmi" (1 Tm 2, 5). Ponieważ jednak On w swojej wcielonej Boskiej Osobie "zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem", "ofiarowuje wszystkim ludziom w sposób, który zna tylko Bóg, możliwość dojścia do uczestniczenia w Misterium Paschalnym". Jezus powołuje swoich uczniów do "wzięcia swojego krzyża i naśladowania Go", ponieważ cierpiał za wszystkich i zostawił nam wzór, abyśmy "szli za Nim Jego śladami" (1 P 2, 21). Chce On włączyć do swojej ofiary odkupieńczej tych, którzy pierwsi z niej korzystają. Spełnia się to w najwyższym stopniu w osobie Jego Matki, złączonej ściślej niż wszyscy inni z tajemnicą Jego odkupieńczego cierpienia” (KKK 618).  
Nie można autentycznie odpowiedzieć na wezwanie Chrystusa do pójścia za Nim, nie znając celu Jego wędrówki, którą była Golgota. W dzisiejszej perykopie ewangelicznej symbolizuje ją głębia, która z jednej strony jest czymś niebezpiecznym, z drugiej zaś to właśnie ona jest miejscem objawienia się mocy Bożej, którą symbolizuje obfitość złowionych ryb.
Nie można również radować się w pełni blaskiem bijącym z triumfu Jezusa nad grzechem i śmiercią, nie doświadczywszy wcześniej męki krzyża i ciemności grobu, w którym złożono Jego umęczone Ciało. Dziś natomiast coraz częściej serwuje się nam „politycznie poprawną” wersję Dobrej Nowiny, w której próżno szukać śladu wezwania, by brać swój krzyż i naśladować Chrystusa, czyniąc pokutę za grzechy własne i bliźnich, ponieważ temat cierpienia zastępczego, pojmowanego jako uczestnictwo w krzyżu Zbawiciela, staje się dla pogrążonego w hedonizmie świecie tematem niewygodnym.
Tymczasem najwyższą formą naśladowania Chrystusa, do której zostaliśmy wszyscy powołani, jest wypełnianie Jego przykazania miłości, o której Pan mówi: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 12-13). „Oddawanie swojego życia” jest w zasięgu każdego z nas i polega właśnie na uczestniczeniu w krzyżu Chrystusa, przez nieustanne ofiarowanie Bogu, za pośrednictwem Najświętszej Maryi Panny, w duchu autentycznej pokory i zawierzenia, naszych cierpień w intencji nawrócenia grzeszników i uwolnienia dusz z czyśćca. To niepojęte, jak wiele łask nie jest przez Pana udzielonych potrzebującym tylko dlatego, że nie doceniamy wartości, jaką mają w oczach Bożych nasze najmniejsze nawet ofiary. Ogromna jest również wobec nas wdzięczność tych dusz, które dzięki naszej pomocy mogą szybciej osiągnąć chwałę nieba.
                                                           Arek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.