Strony

Róże Różańcowe

Warto posłuchać

21.10.2018

„Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć” (Mk 10, 45).


Perykopa ewangeliczna, którą dziś rozważamy, w szczególnie wyraźny sposób opisuje  napięcie, jakie charakteryzuje relacje między Panem Jezusem i uczniami, którzy za nim podążają. Dotyczy ono nie tylko Dwunastu, powołanych przez Zbawiciela, aby stać się fundamentem, na którym spocznie ciężar Jego Kościoła, lecz każdego, kto poważnie traktuje godność Bożego dziecka, którą otrzymał na chrzcie świętym.  

Napięcie to jest nieodzownym elementem naszego wzrastania, ponieważ jest jednym z następstw otwarcia naszej niedoskonałej i skłonnej do grzechu natury na powołanie, którym obdarzył nas Stwórca, abyśmy – przez przyjęcie Słowa Bożego „nie jako słowo ludzkie, ale - jak jest naprawdę - jako słowo Boga, który działa w was wierzących” (1 Tes 2, 13) – stawali się, jak św. Paweł, „naśladowcami Chrystusa (gr. mimetai Christou)” (por. 1Kor 11, 1). To Boże działanie polega w szczególności – jak uczy Apostoł Narodów – na uzdolnieniu nas, w mocy Ducha Świętego, do poznania Jezusa, które nie jest jedynie aktem intelektu, ale czyni nas zdolnymi do upodobnienia się do Niego i przyjęcia tej części Jego zbawczej misji, którą Ojciec, w swojej niezgłębionej mądrości i w nieskończonym miłosierdziu, nam przeznaczył, abyśmy uczestniczyli w chwale Zmartwychwstania Jego Syna: „Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim (…) przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach - w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych (Flp 3, 8-10).

Jakubowi i Janowi wydawało się, że znają Jezusa, gdy zbliżyli się do niego ze swoją prośbą: „Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twojej stronie” (Mk 10, 37). Razem z Piotrem należeli do trójki szczególnie wybranych uczniów, o czym świadczy fakt, że to właśnie oni zostali zabrani przez Jezusa na górę Tabor, aby być świadkami Jego Przemienienia. Może właśnie dlatego uznali, że to im należą się pierwsze miejsca w Jego chwale. Podobnie jak Piotr – mimo, iż uznali w Jezusie posłanego przez Boga Mesjasza – kompletnie nie pojmowali, że był to mesjanizm odkupieńczy, a kluczem do Jego zrozumienia były słowa, które prorok Izajasz pisał w swojej księdze na temat cierpiącego Sługi Jahwe. Nie wystarczy bowiem uwierzyć, że Jezus jest Zbawicielem, jednocześnie dopasowując Go do wygodnej dla nas formy, lecz należy pozwolić, aby to On sam w pełni objawił nam siebie i przyjąć z posłuszeństwem to, co ma On nam do zaproponowania.
Taka postawa wyrzeczenia rodzi zrozumiały opór naszej grzesznej natury, która skłania się raczej do organizowania – na ile to możliwe – świata wokół naszego ego. Nie lubimy jak niszczy się światopogląd, który daje nam złudne poczucie bezpieczeństwa i kontroli nad otaczająca nas rzeczywistością. Instynktownie reagujemy też niechęcią, czy wręcz agresją na polecenie wypuszczenia z rąk lejców powozu, którym jedziemy przez życie. Tymczasem takie jest właśnie działanie Boga, który Abrahamowi kazał wyjść z rodzinnego domu, Mojżeszowi nakazał wrócić do Egiptu i zmierzyć się z faraonem, a Maryi oznajmił, za pośrednictwem anioła Gabriela, że pocznie i porodzi Zbawiciela, będącego najdoskonalszym wzorem uległości woli Ojca, gdyż – jak uczy nas św. Paweł –  „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi (…),uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 6-8),
Uczniowie, co do których wydawało by się, że są w uprzywilejowanej sytuacji ze względu na swoją zażyłość z Jezusem, okazali się szczególnie oporni na działanie Bożej łaski. Św. Marek wskazuje na ich negatywną reakcję za każdym razem, gdy Jezus mówi o paschalnym wymiarze swojej misji. Za pierwszym razem Piotr bierze Pana na bok i Go upomina (por. Mk 8, 31-33); za drugim razem uczniowie nie rozumieją słów Jezusa i boją się Go zapytać, a potajemnie sprzeczają się, kto z nich jest największy (por. Mk 9, 33-37); dziś, po trzeciej zapowiedzi męki i Zmartwychwstania, dwaj najbliżsi uczniowie, próbują podstępem, w tajemnicy przed innymi Apostołami, uzyskać dla siebie najwyższe stanowiska w nadchodzącym królestwie Mesjasza (por. Mk 10, 35-40).
Możemy sobie wyobrazić, jak bardzo zachowanie uczniów zabolało Jezusa. Co gorsze, mimo wyjaśnień Pana, niczego się nie nauczyli. Zapytani: „Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?» Odpowiedzieli Mu: «Możemy»” (Mk 10, 38-39). Zachowywali się oni niczym uczniowie wędrujący do Emaus, o których św. Łukasz pisze: „Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali” (Łk 24, 16). Sytuacja powtórzy się w ogrodzie Oliwnym, gdzie od konania rozpocznie się pascha Zbawiciela: „I odszedłszy nieco dalej, upadł na twarz i modlił się tymi słowami: «Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty». Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących” (Mt 26, 39). Mimo zapewnień obu uczniów, Jezus został tamtej straszliwej nocy sam z kielichem Bożego gniewu (por. Iz 51, 17), który miał pić do ostatniej kropli dla naszego zbawienia. Ponieważ ostatecznie Jan, jako jedyny z uczniów, trwał w cierpieniu pod krzyżem, na którym konał Mistrz i w ten sposób niejako pił z kielicha Jego męki, jemu jako jedynemu oszczędzony został „chrzest” męczeństwa, który nie ominął innych Apostołów.
Kluczem do zrozumienia dzisiejszej perykopy ewangelicznej może być odpowiedź Jezusa udzielona przebiegłym uczniom: „Nie wiecie, o co prosicie” (Mk 10, 38). Nie wiecie, o co prosicie, ponieważ nie wiecie, kogo prosicie. Jesteście przekonani, że prosicie Pana według kryteriów ludzkich, przyszłego zwycięzcę nad rzymskim okupantem, władcę ziem i właściciela nieopisanych bogactw, który łaskawie podzieli się nimi z wiernymi uczniami, dlatego mylicie Go z tym, który Go kusił na początku Jego publicznej misji. W rzeczywistości prosicie, aby zająć miejsce u boku tego, o którym Izajasz napisał: „Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 53, 4-5).
Jezus zaś, będąc Panem miłosiernym i hojnym ponad wszelkie pojęcie, nie odmówi wam swojej łaski i podzieli się z wami tym, co ma na ziemi najcenniejszego, powodem chluby tych, którzy zrozumieli, jak św. Paweł, kim On naprawdę jest: „Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata” (Ga 6, 14). Jednak stanie się to dopiero wówczas, gdy jak Apostoł Narodów spadniecie z konia własnego egoizmu i pychy, gdy oślepniecie dla pożądania bogactw, zaszczytów i władzy w królestwie ziemskim, aby odzyskać duchowy wzrok, który pozwoli wam dostrzec w Panu Sługę i sercem zrozumieć Jego słowa: „Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mk 10, 43-45).
W swojej książce „Zmartwychwstanie. Instrukcja obsługi” Fabrice Hadjadj zawarł interesującą refleksję na temat Bożego, stwórczego działania w świecie rozumianego jako „robienie miejsca”, które jest doskonałym pierwowzorem służby, o której mówi dziś Pan Jezus:
Istnieje analogia, która godzi to, co wydaje się nie do pogodzenia – ustąpienie miejsca i otoczenie obecnością, całkowitą niewidzialność i niewypowiedzianą bliskość. Jest ktoś, kto potrafi się usunąć, pozostając blisko, zrobić miejsce, które nie jest po prostu pustą przestrzenią, ale kanwą życia. To matka, która nosi dziecko w swoim łonie. Matka robi dziecku miejsce wewnątrz siebie. Karmi je swoim ciałem, otacza swoim ciepłem. Dziecko nie widzi matki, choć przecież w niej żyje, porusza się i jest. Kiedy Stwórca dyskretnie się usuwa, mówiąc nam „proszę przodem”, nie robi się przez to mniejszy. Ani trochę nie próbuje urosnąć w naszych oczach, ostentacyjnie okazując uprzejmość. Nie widzimy Go, bo On właśnie nas stwarza i utrzymuje w bycie. Tak objawia się Jego obecność. (…) Bóg nie musi stawać w blasku reflektorów, życząc sobie „obym zaistniał”. Jest władny powiedzieć „niechaj stanie się światłość”, i światłość zaczyna istnieć we wnętrzu Jego słowa. Stwórca posuwa się coraz dalej, po to, żeby wciąż przepuszczać nas przodem (podobnie jak brzuch ciężarnej wyprzedza ją samą, niczym dziób okrętu). Otula nas, podtrzymuje i unosi, tak doskonale, że prawie mamy rację, kiedy upieramy się, że On nie istnieje (bo rzeczywiście nie istnieje w taki sposób, w jaki my istniejemy). Płód nie widzi swojej matki, chociaż wszystko, co go otacza, jest znakiem jej obecności. Mógłby myśleć, że matka nie istnieje, bo ona jest wszędzie, a nie tylko gdzieś, w jakimś miejscu wielkiego brzucha. A więc ateiści, wyznając wiarę w nieistnienie Boga, także – choć mimowolnie – składają cześć wszechogarniającej dobroci Przedwiecznego” (Fabrice Hadjadj „Zmartwychwstanie. Instrukcja obsługi” s. 77- 79.
Bóg jest miłością Trzech Osób i wszystko, co czyni jest wyrazem tej trynitarnej miłości. Jezus, opisując opatrznościowe działanie w świecie Ojca, który karmi kruki i ubiera lilie wodne, co jest w pewnym sensie aktem „posługi” wobec stworzeń (por. Łk 12, 13-21; Ps 104, 27-29), wskazuje jednocześnie na Jego wyjątkowy stosunek człowieka, którego tak ukochał, że posłał swojego jednorodzonego Syna, aby dał swoje życie na okup za wielu, oraz stał się sam pokarmem dla naszego zbawienia. W Chrystusie Bóg stał się Sługą Odkupicielem dla każdego człowieka, który zechce to odkupienie przyjąć. Chrześcijanin nie jest przy tym wyłącznie beneficjentem Bożej łaski udzielnej mu za pośrednictwem wcielonego Słowa, lecz jest powołany, aby przezwyciężając swój egocentryzm, upodabniał się, w swoich relacjach do Boga i drugiego człowieka, do Jezusa Sługi, zgodnie z wezwaniem św. Piotra: „Chrystus przecież również cierpiał za was i zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami” (1 P 2, 21).   
                                                                               Arek  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.